Ta Róża wali trupem, bagnem i ogólnym rozkładem.
Jeśli ktoś czerpał masochistyczną przyjemność z przebywania w Domu złym, to kolce Róży dostarczą mu całą masę podobnych podniet.
...
ekstaza...
poniedziałek, 30 stycznia 2012
niedziela, 29 stycznia 2012
Qltury week 80
Za tydzień dłuuugo wyczekiwny przeze mnie film, czyli "Róża".
Wam polecam, a tymczasem sam idę dzisiaj na pokaz przedpremierowy.
Tymczasem już tylko miesiąc i będzie... "Wstyd", który co prawda nie dostał ani jednej nominacji do Oskara, ale nie jest to żaden wyznacznik "dobrości" filmu ;DDD
Wam polecam, a tymczasem sam idę dzisiaj na pokaz przedpremierowy.
Tymczasem już tylko miesiąc i będzie... "Wstyd", który co prawda nie dostał ani jednej nominacji do Oskara, ale nie jest to żaden wyznacznik "dobrości" filmu ;DDD
sobota, 28 stycznia 2012
Saturday Zbok Fever 80
Karnawał trwa na całego, więc zamaskowane zdjęcie od Marlena Boro jest jak najbardziej na czasie.
Już za miesiąc premiera "Wstydu", zatem teraz pewna reklama z 1998 roku, z aktorem odgrywającym we wspomnianym filmie, główną rolę.
Na rozdaniu Złotych Globów, w związku z tym filmem, pewien znany aktor, rzekł do niego z mównicy: "Michael! Mógłbyś grać w golfa z rękami założonymi na plecach! Człowieku, spróbuj!".
Już za miesiąc premiera "Wstydu", zatem teraz pewna reklama z 1998 roku, z aktorem odgrywającym we wspomnianym filmie, główną rolę.
Na rozdaniu Złotych Globów, w związku z tym filmem, pewien znany aktor, rzekł do niego z mównicy: "Michael! Mógłbyś grać w golfa z rękami założonymi na plecach! Człowieku, spróbuj!".
środa, 25 stycznia 2012
Bizarre Bite 7 - Polewka czosnkowa
Panek wspominał, że w dzieciństwie, gdy pojechał do ówczesnej Czechosłowacji, na gościnę do znajomych jego taty, dość często był częstowany tą prostą zupą. Wydawać by się wtedy mogło, że knedle i czosnkowa były podstawą pepiczkowego żywienia.
Gdy samemu udałem się na czeską eskapadę, bezproblemowo odnalazłem to danie, w menu tamtejszych knajp.
POLEWKA CZOSNKOWA

Jej konstrukcja jest prosta, niczym budowa cepa. Przygotowuje się ją błyskawicznie, przy minimalnych nakładach pracy i kasy.
Składniki:
kilka (3-5) ziemniaków,
główka czosnku,
2 jajka,
1 litr wody,
2 kostki rosołowe,
kminek.

Czas przygotowania: około 20 minut.
Sposób przygotowania:
Gotujemy wodę z ziemniakami pokrojonymi w kostkę, bulionem i duuużą ilością kminku (chyba wiele się nie pomylę, pisząc że jest to narodowa przyprawa Czechów). Gdy zmiękną kartofelki, specjalną praską (wyciskarką), wgniatamy wyłuskany czosnek. Jego ilość, uzależniona jest od naszych upodobań, względem tego cudeńka (minimum pół główki). Po tej czynności, zalewamy całość cienkim strumykiem rozbełtanych jajek i gotowe.

Idealne pożywienie, na pogodę trwającą za oknami.
Gdy samemu udałem się na czeską eskapadę, bezproblemowo odnalazłem to danie, w menu tamtejszych knajp.
POLEWKA CZOSNKOWA
Jej konstrukcja jest prosta, niczym budowa cepa. Przygotowuje się ją błyskawicznie, przy minimalnych nakładach pracy i kasy.
Składniki:
kilka (3-5) ziemniaków,
główka czosnku,
2 jajka,
1 litr wody,
2 kostki rosołowe,
kminek.
Czas przygotowania: około 20 minut.
Sposób przygotowania:
Gotujemy wodę z ziemniakami pokrojonymi w kostkę, bulionem i duuużą ilością kminku (chyba wiele się nie pomylę, pisząc że jest to narodowa przyprawa Czechów). Gdy zmiękną kartofelki, specjalną praską (wyciskarką), wgniatamy wyłuskany czosnek. Jego ilość, uzależniona jest od naszych upodobań, względem tego cudeńka (minimum pół główki). Po tej czynności, zalewamy całość cienkim strumykiem rozbełtanych jajek i gotowe.
Idealne pożywienie, na pogodę trwającą za oknami.
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Gryzące problemy - Między krwiodawstwem, a krwiolecznictwem
Kontynuując świeżo rozpoczęty cykl, czas zmierzyć się z kolejnym problemem.
Ostatnio było o wodzie, więc teraz zajmijmy się bardziej kontrowersyjnym płynem.
Pamiętacie animowany serial "Było sobie życie"?
Film, który będąc dzieckiem, chłonąłem każdą swoją komórką.
Bez wątpienia miał on znaczny wkład w to, kim obecnie jestem.
Głównymi bohaterami tego serialu, były czerwone krwinki krwi i to z ich perspektywy, poznawaliśmy działanie ludzkiego organizmu. Zresztą już samo intro, pokazuje kto tutaj gra najważniejszą rolę.
Rok temu, w radosnym pląsie, zachęcałem Was do honorowego krwiodawstwa.
Sam nim jestem, od czasów licealnych.
Jednak dopiero w szpitalnej pracy, przyszło pewne zwątpienie.
Społeczeństwu bez przerwy mówi się, że to najcenniejszy lek (dosłownie oraz w przenośni).
Nie ma w tym, ani grama przesady.
Autentycznie, z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że podanie krwi oraz jej preparatów, potrafi zdziałać "cuda".
Niestety w polskich szpitalach jest ona często nadużywana i marnotrawiona.
Mniej doświadczeni lub nadgorliwi lekarze zlecają ją często, gdy wcale jej nie potrzeba.
Przyczyn jest wiele:
- zamawianie krótkoterminowych preparatów i permanentne zapominanie o nich,
- toczenie krwi nie rokującym pacjentom, żeby - "nie zmarł na moim dyżurze", "nie konał w obecności rodziny", "ksiądz zdążył ze swoimi szamańskimi obrzędami", "i tak się zmarnuje".
Serce mi krwawi, gdy muszę na to patrzeć:
- na krew przetaczaną żywym trupom,
- na przeterminowaną krew, wylewaną do zlewu,
- na źle obsługiwane ("przypadkowo" dziurawione, rozrywane) pojemniki z krwią.
W polskich placówkach zdrowia, krew nadal traktuje się, jakby była wodą z kranu.
Na swoim oddziale, mogę co najwyżej głośno wyrazić swój sprzeciw, przeciw takiej beztrosce...
Ostatnio było o wodzie, więc teraz zajmijmy się bardziej kontrowersyjnym płynem.
KREW
Pamiętacie animowany serial "Było sobie życie"?
Film, który będąc dzieckiem, chłonąłem każdą swoją komórką.
Bez wątpienia miał on znaczny wkład w to, kim obecnie jestem.
Głównymi bohaterami tego serialu, były czerwone krwinki krwi i to z ich perspektywy, poznawaliśmy działanie ludzkiego organizmu. Zresztą już samo intro, pokazuje kto tutaj gra najważniejszą rolę.
Rok temu, w radosnym pląsie, zachęcałem Was do honorowego krwiodawstwa.
Sam nim jestem, od czasów licealnych.
Jednak dopiero w szpitalnej pracy, przyszło pewne zwątpienie.
Społeczeństwu bez przerwy mówi się, że to najcenniejszy lek (dosłownie oraz w przenośni).
Nie ma w tym, ani grama przesady.
Autentycznie, z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że podanie krwi oraz jej preparatów, potrafi zdziałać "cuda".
Niestety w polskich szpitalach jest ona często nadużywana i marnotrawiona.
Mniej doświadczeni lub nadgorliwi lekarze zlecają ją często, gdy wcale jej nie potrzeba.
Przyczyn jest wiele:
- zamawianie krótkoterminowych preparatów i permanentne zapominanie o nich,
- toczenie krwi nie rokującym pacjentom, żeby - "nie zmarł na moim dyżurze", "nie konał w obecności rodziny", "ksiądz zdążył ze swoimi szamańskimi obrzędami", "i tak się zmarnuje".
Serce mi krwawi, gdy muszę na to patrzeć:
- na krew przetaczaną żywym trupom,
- na przeterminowaną krew, wylewaną do zlewu,
- na źle obsługiwane ("przypadkowo" dziurawione, rozrywane) pojemniki z krwią.
W polskich placówkach zdrowia, krew nadal traktuje się, jakby była wodą z kranu.
Na swoim oddziale, mogę co najwyżej głośno wyrazić swój sprzeciw, przeciw takiej beztrosce...
niedziela, 22 stycznia 2012
Qltury week 79
1. Cała masa ciekawych filmów, miała premierę w ostatni piątek oraz w zeszłym tygodniu, o czym informowałem w poprzednim odcinku.
Z tego mrowia atrakcji, zdołałem obejrzeć tylko nowe przygody szalonych pluszaków. W związku z czym, dzisiaj zamiast radosnej wyliczanki, miała ukazać się recenzja tego filmu, jednakże słuszny głos w tej sprawie zabrała Sydonia oraz publicysta Filmwebu.
Zatem chciałbym ino przypomnieć, że już za niecałe pięć tygodni premiera "Wstydu". Natomiast niezależny, hamkidowy, tak samo zatytuowany fragment szkicu, który porusza te same kwestie, mogliście niedawno podziwiać u Mariana.
2. Jutro wydawnictwo Taurus Media, opublikuje dwa komiksy: drugi tom "Zabójcy" oraz pierwszy "Orbital".
3. W piątek świętuje komiksowa warsiawka, z okazji publikacji trzech komiksików.
Dość nietypowo, na zakończenie daję intro, w nadziei że kiedyś doczekam się full zestawu DVD, z wszystkimi sezonami telewizyjnego show, z napisami lub chociaż lektorem, a nie beznadziejnym dubbingiem, któremu nawet Boberek nie podołał.
Z tego mrowia atrakcji, zdołałem obejrzeć tylko nowe przygody szalonych pluszaków. W związku z czym, dzisiaj zamiast radosnej wyliczanki, miała ukazać się recenzja tego filmu, jednakże słuszny głos w tej sprawie zabrała Sydonia oraz publicysta Filmwebu.
Zatem chciałbym ino przypomnieć, że już za niecałe pięć tygodni premiera "Wstydu". Natomiast niezależny, hamkidowy, tak samo zatytuowany fragment szkicu, który porusza te same kwestie, mogliście niedawno podziwiać u Mariana.
2. Jutro wydawnictwo Taurus Media, opublikuje dwa komiksy: drugi tom "Zabójcy" oraz pierwszy "Orbital".
3. W piątek świętuje komiksowa warsiawka, z okazji publikacji trzech komiksików.
Dość nietypowo, na zakończenie daję intro, w nadziei że kiedyś doczekam się full zestawu DVD, z wszystkimi sezonami telewizyjnego show, z napisami lub chociaż lektorem, a nie beznadziejnym dubbingiem, któremu nawet Boberek nie podołał.
sobota, 21 stycznia 2012
Saturday Zbok Fever 79
Zima niby jest, ale takich sopelków, jak na zdjęciu Kadruleva Stasa, ze świecą można szukać ;]
Pozostając w tych samym regionie klimatyczno-kulturowym, w teledysku napinają się Panowie, którzy chyba dorobili się statusu stałych bywalców tej rubryki.
Co ja mogę za to, że ich lubię ;DDD
Natomiast wszystkim tym, których szokuje widok ptaka z maliną w poprzednim wpisie, powiem tylko tyle hahaha
Pozostając w tych samym regionie klimatyczno-kulturowym, w teledysku napinają się Panowie, którzy chyba dorobili się statusu stałych bywalców tej rubryki.
Co ja mogę za to, że ich lubię ;DDD
Natomiast wszystkim tym, których szokuje widok ptaka z maliną w poprzednim wpisie, powiem tylko tyle hahaha
czwartek, 19 stycznia 2012
Malinowy sputnik
Czy ktoś jeszcze pamięta kimonkowy, październikowy wpis na tym blogu, gdzie dzielnie mnie zastępując, połączył dwa cykle: Pink Friday oraz Saturday Zbok Fever?
Opublikował wtedy cykl kontrowersyjnych szkiców, na których odgrywałem rolę perwersyjnego Szatana (Hadesa).
Wrzutka stała się na tyle poczytna (oglądalna), że starczył jej zaledwie miesiąc, aby wskoczyć na ostatnie miejsce TOP 10 odsłon, z całego okresu działania bloga.
Wywiązała się też wtedy dość ciekawa dyskusja, którą w znacznym skrócie, przytoczę tutaj:
Dość mocno przypominała ona zależność rysownik/scenarzysta, podczas tworzenia komiksów.
Żeby Kimonek, nie czuł się osamotniony w realizowaniu rysunkowej wizji "Malinowego sputnika", postanowiłem osobno stworzyć swoją interpretację tematu, a gdzieś po drodze powstała również część wspólna.
Jeśli uważacie, że "szatańskie szkice" były drastyczne, to lojalnie ostrzegam iż poniższy materiał, może obrażać uczucia religijne oraz boleśnie ranić zmysł estetyczny wrażliwych jednostek.
Z okazji drugiej rocznicy jego działania na Bloggerze, serdecznie zapraszam do podziwiania całości, natomiast w kimonkowym wpisie rocznicowym, można podziwiać wstępne szkice.
Ciekawe ile popkulturowych odniesień, zdołacie odnaleźć w poniższym malunku?
Na zakończenie jeszcze maleńka ciekawostka.
Stali czytelnicy wiedzą, że odsłona "Malinowego sputnika" miała nastąpić wcześniej.
Okazało się, że nasze oczekiwania względem malunku były odmienne, a jego kontrola w trakcie powstawania, z racji zakończonej współpracy była żadna.
Ku przestrodze, aby pokazać jak kończą się projekty, gdy nie ma stałego kontaktu na linii scenarzysta/rysownik ;]
Mam nadzieję, że Kimon mnie nie zabije za pokazanie tego czegoś, ale zrobiłem to w dobrej intencji ;D
Opublikował wtedy cykl kontrowersyjnych szkiców, na których odgrywałem rolę perwersyjnego Szatana (Hadesa).
Wrzutka stała się na tyle poczytna (oglądalna), że starczył jej zaledwie miesiąc, aby wskoczyć na ostatnie miejsce TOP 10 odsłon, z całego okresu działania bloga.
Wywiązała się też wtedy dość ciekawa dyskusja, którą w znacznym skrócie, przytoczę tutaj:
- Adept Sztuki pisze...
- Ja bym tylko kulturalnie wytknął anatomiczną niezgodność - żołądź od tej strony wygląda inaczej.
- 15 października 2011 20:28
- Green pisze...
- Kimon, to nie ptak, to to ruska rakieta, idź na korki z anatomii, do Adepta.
- 15 października 2011 22:34
- Kimonek pisze...
- No niestety kooperacja Ham&Kid zgubna jest czasem wprowadzając mnie w... maliny.
- 15 października 2011 22:37
- Green pisze...
- W maliny z sowiecką rakietą.
- 15 października 2011 22:39
- Kimonek pisze...
- Ide sobie... z przytupem... będę dopiero w piątek w ,,Pinku"... z ukończonym szkicem.
- 15 października 2011 22:44
- Green pisze...
- ...do piątku, rakieta zamieni się w sputnik.
- 15 października 2011 22:46
- lafle pisze...
- A potem ze sputnika powstała Droga Mleczna, po której podróżował Ijon Tichy...
- 15 października 2011 22:48
- Kimonek pisze...
- Zastanawiam się za który ster się złapać w tym malinowym sputniku!
- 15 października 2011 23:09
- hds pisze...
- "Malinowy sputnik"? Czyżby pomysł na kolejny obrazek.
- 16 października 2011 07:48
Dość mocno przypominała ona zależność rysownik/scenarzysta, podczas tworzenia komiksów.
Żeby Kimonek, nie czuł się osamotniony w realizowaniu rysunkowej wizji "Malinowego sputnika", postanowiłem osobno stworzyć swoją interpretację tematu, a gdzieś po drodze powstała również część wspólna.
Jeśli uważacie, że "szatańskie szkice" były drastyczne, to lojalnie ostrzegam iż poniższy materiał, może obrażać uczucia religijne oraz boleśnie ranić zmysł estetyczny wrażliwych jednostek.
Z okazji drugiej rocznicy jego działania na Bloggerze, serdecznie zapraszam do podziwiania całości, natomiast w kimonkowym wpisie rocznicowym, można podziwiać wstępne szkice.
Ciekawe ile popkulturowych odniesień, zdołacie odnaleźć w poniższym malunku?
"Malinowy sputnik" by Kimonek
fragmenty (hds, Fafik, Kimonek, tło) zrobione na osobnych dyktach w akrylu na formatach 50x70
+ corel (sputnik i podkręcenie kolorów i ostateczna podmalówka i faktury)
"Malinowy sputnik" by Ham&Kid
zdjęcia wykonane aparatem cyfrowym, z podkręconym kontrastem w Photoshopie
"Malinowy sputnik" by hds
zdjęcie wykonane telefonem komórkowym, z podkręconym kontrastem i zredukowaną paletą barw w Photoshopie
Na zakończenie jeszcze maleńka ciekawostka.
Stali czytelnicy wiedzą, że odsłona "Malinowego sputnika" miała nastąpić wcześniej.
Okazało się, że nasze oczekiwania względem malunku były odmienne, a jego kontrola w trakcie powstawania, z racji zakończonej współpracy była żadna.
Ku przestrodze, aby pokazać jak kończą się projekty, gdy nie ma stałego kontaktu na linii scenarzysta/rysownik ;]
Mam nadzieję, że Kimon mnie nie zabije za pokazanie tego czegoś, ale zrobiłem to w dobrej intencji ;D
środa, 18 stycznia 2012
Przodownik pracy - Żołnierz WP
Jeśli ktokolwiek pomyślał, że poprzedni wpis z serii Przodownik Pracy był ostatnim, ten jest w błędzie, gdyż jeszcze kilka opowiastek pozostało mi w zanadrzu.
Wspominałem, że pielęgniarzem zostałem zupełnie przez przypadek, idąc do studium w ramach wojskowej przechowalni. Słowo przechowywać jest kluczowe, gdyż nie lękałem się wojaczki jako takiej (posiadam kategorię A, choć mógłbym spokojnie, jak wielu "prawdziwych" facetów, symulować różne dolegliwości). Bardziej paraliżowała mnie perspektywa totalnie bezsensownego zmarnowania roku, na kopaniu rowów, bieganiu w terenie i strzelaniu do puszek ;]
Jakieś dwa lata, po podjęciu pracy w szpitalu, Ojczyzna przypomniała sobie o spełnieniu mojego obowiązku wobec niej.
Był ciepły maj, anno domini 2006, gdy zostałem wezwany do Wojskowego Centrum Kształcenia Służb Medycznych w Łodzi, celem odbycia szkolenia.
Zakoszarowano tam dwadzieścia kilka kobiet oraz dwóch mężczyzn (jeden tuż przed ślubem).
Choć rzeczywistość nie była odzwierciedleniem ukrytych fantazji o żołnierkach,
to muszę stwierdzić, że były to najzabawniejsze i najbardziej pijane dwa tygodnie w moim życiu ;DDD
Pierwszy i mam nadzieję ostatni raz, poczułem że posiadam wątrobę, która ledwo dysząc wołała - WYSIADAM!!!
Oczywiście wszystkiemu winna była wojskowa kuchnia hahahaha
Intensywne zajęcia (teoretyczne i praktyczne) odbywały się od poniedziałku do piątku, w godzinach 7-15.
Teoria była okropnie nudna, natomiast wiele działo się w terenie, podczas czytania mapy, poznawania szpitala polowego, strzelania, czy musztry.
Szczególnie strzelanie było interesujące, gdzie instruktorzy wstępnie opowiadali o tym, że na każdym szkoleniu zdarza się "blondynka", która wywijając bronią na wszystkie strony, woła rozpaczliwie że się jej broń zacięła, a wszyscy wokół chowali się w popłochu.
I co? Na naszym szkoleniu też była hahaha
Na szczęście z racji wizytacji Polski przez papieża Benka, wydano absurdalny rozkaz zakazu strzelania z broni ostrej, na terenie całego kraju, zatem ćwiczyliśmy na tzw. "wiatrówkach" ;DDD
Na to, co się działo popołudniami oraz w weekendy, łaskawie spuszczę zasłonę milczenia, wystarczy że ta biedna wątroba wyła, niczym wygłodniały wilk do księżyca ;)))
Albo powiem Wam, niech stracę ;]
Czas wolny poświęcaliśmy na zwiedzaniu okolicy i strzelaniu sobie pamiątkowych sweet foci ;P
Szkolenie wieńczył egzamin państwowy, przysięga i tytuł kaprala, który
niektóre łosie, odbywające dwuletnią służbę, cały czas mi wypominają, bo
w razie W będą wykonywać moje rozkazy, gdyż dochapali się ino starszego
szeregowego ;DDD
Żeby połączyć, z takim trudem zdobyte: zawód (pielęgniarz) oraz tytuł (kapral), kilkukrotnie zgłaszałem swoją chęć i gotowość podjęcia udziału w misjach "pokojowych". Niestety nikt mnie tam nie chciał, więc marne są szanse, że ktoś mnie zastrzeli lub wsadzi na minę, zatem nadal będę Was męczył swoimi wy(nat)urzeniami hahaha
Wspominałem, że pielęgniarzem zostałem zupełnie przez przypadek, idąc do studium w ramach wojskowej przechowalni. Słowo przechowywać jest kluczowe, gdyż nie lękałem się wojaczki jako takiej (posiadam kategorię A, choć mógłbym spokojnie, jak wielu "prawdziwych" facetów, symulować różne dolegliwości). Bardziej paraliżowała mnie perspektywa totalnie bezsensownego zmarnowania roku, na kopaniu rowów, bieganiu w terenie i strzelaniu do puszek ;]
Jakieś dwa lata, po podjęciu pracy w szpitalu, Ojczyzna przypomniała sobie o spełnieniu mojego obowiązku wobec niej.
Był ciepły maj, anno domini 2006, gdy zostałem wezwany do Wojskowego Centrum Kształcenia Służb Medycznych w Łodzi, celem odbycia szkolenia.
Zakoszarowano tam dwadzieścia kilka kobiet oraz dwóch mężczyzn (jeden tuż przed ślubem).
Choć rzeczywistość nie była odzwierciedleniem ukrytych fantazji o żołnierkach,
to muszę stwierdzić, że były to najzabawniejsze i najbardziej pijane dwa tygodnie w moim życiu ;DDD
Pierwszy i mam nadzieję ostatni raz, poczułem że posiadam wątrobę, która ledwo dysząc wołała - WYSIADAM!!!
Oczywiście wszystkiemu winna była wojskowa kuchnia hahahaha
Intensywne zajęcia (teoretyczne i praktyczne) odbywały się od poniedziałku do piątku, w godzinach 7-15.
Teoria była okropnie nudna, natomiast wiele działo się w terenie, podczas czytania mapy, poznawania szpitala polowego, strzelania, czy musztry.
Szczególnie strzelanie było interesujące, gdzie instruktorzy wstępnie opowiadali o tym, że na każdym szkoleniu zdarza się "blondynka", która wywijając bronią na wszystkie strony, woła rozpaczliwie że się jej broń zacięła, a wszyscy wokół chowali się w popłochu.
I co? Na naszym szkoleniu też była hahaha
Na szczęście z racji wizytacji Polski przez papieża Benka, wydano absurdalny rozkaz zakazu strzelania z broni ostrej, na terenie całego kraju, zatem ćwiczyliśmy na tzw. "wiatrówkach" ;DDD
Na to, co się działo popołudniami oraz w weekendy, łaskawie spuszczę zasłonę milczenia, wystarczy że ta biedna wątroba wyła, niczym wygłodniały wilk do księżyca ;)))
Albo powiem Wam, niech stracę ;]
Czas wolny poświęcaliśmy na zwiedzaniu okolicy i strzelaniu sobie pamiątkowych sweet foci ;P
Żeby połączyć, z takim trudem zdobyte: zawód (pielęgniarz) oraz tytuł (kapral), kilkukrotnie zgłaszałem swoją chęć i gotowość podjęcia udziału w misjach "pokojowych". Niestety nikt mnie tam nie chciał, więc marne są szanse, że ktoś mnie zastrzeli lub wsadzi na minę, zatem nadal będę Was męczył swoimi wy(nat)urzeniami hahaha
poniedziałek, 16 stycznia 2012
CANDY finał
Miesiąc szybko mija, zatem nadszedł finał zabawy, którą ogłosiłem tuż przed świętami.
Zgłosiło się 24 uczestników, czym jestem mile zaskoczony, bo praktycznie graliście o kota w worku, a nawet cały ich miot ;)
Chęci na niespodzianki (czytaj - spełnienie wymogów regulaminowych) były różne. Byli tacy, którzy tylko się zgłosili, byli obserwatorzy bloga nie wykazujący chęci reklamowania Candy dalej, zdarzały się też odwrotne przypadki, czyli reklama u nich się znalazła, natomiast nie mieli ochoty czytać moich wypocin. Był też jeden, odosobniony przypadek, który formalnie nie zgłosił udziału, a dodatkowo wstawił banner inny, niż był wymagany, jednak jestem już przyzwyczajony do takich dziwactw ;P
Poniżej przedstawiam listę łasuchów, wraz z punktami regulaminu, który spełnili (numery były przydzielane wg kolejności zgłoszeń):
1. Green - 1; 3
2. doro - 1?; 2?; 3
3. lafle - 1; 2; 3
4. Kimonek - 1; 2; 3
5. Aneta - 1; 2; 3
6. Czekolada z Gruszkami - 1; 3
7. AgapeArt - 1; 2; 3
8. kjujik - 1; 2; 3
9. Kasija vel Enzo - 1; 2; 3
10. Dotka - 1; 2
11. uhuhu - 1; 2; 3
12. Mariolka... - 1; 3
13. raeszka - 1; 2
14. kiosk - 1
15. artfactor - 1; 2
16. Nataliya - 1; 2
17. NordBerd - 1; 2; 3
18. Edzia - 1
19. Misioka - 1; 2
20. sztuk kilka - 1; 2?; 3
21. ita01 - 1; 2
22. Fioolcia - 1; 2; 3
23. zainspirowana - 1; 2
24. Trzpiotka - 1; 2; 3
Losowanie odbyło się w dwóch etapach.
W pierwszym byli wyłaniani finaliści, których mogło być 1-6 osób.
Polegało to na tym, że wykupiłem jeden los LOTTO, w trybie chybił-trafił, na jutrzejsze losowanie ;)
Kogo trafiło, ten przeszedł do drugiego etapu.
Zakwalifikowały się numery: 9 oraz 24, czyli Kasija i Trzpiotka.
Moje Drogie Panie!
Wpadłyście jak śliwki w kompot, znaczy się czekoladę,
które to jednakowo zapakowane śliwki, czyli losy wybierała z miseczki, małą rączką moja chrześnica.
1. Wymyślony przez Ciebie przedmiot, który wykonam własnoręcznie z kości, drewna, poroża lub wosku.
Ograniczeniem są tylko moje zdolności manualne, a możliwości możesz podejrzeć tutaj.
Niecierpliwie oczekuję wyzwania oraz ewentualnych negocjacji.
2. Komiks, który z czasem ma szansę stać się cennym, białym krukiem. Wystarczy "parę lat" potrzymać go nieużywanego na półce. Choć osobiście zachęcam do przeczytania, jeżeli jeszcze nie znasz ;)
Jego wyjątkowość polega na tym, że ma błędnie wydrukowany tytuł.
3. Wspominany już los LOTTO i ewentualne 12 000 000 zł wygranej ;DDD
Zatem emocje będą się Ciebie trzymały do jutrzejszego wieczora ;)
Oczywiście nie pogardziłbym maleńkim procentem od tej sumy ;>
Wspólny kontakt, myślę że nie będzie trudny, zważając na fakt, iż jesteśmy krajanami ;)
Zgłosiło się 24 uczestników, czym jestem mile zaskoczony, bo praktycznie graliście o kota w worku, a nawet cały ich miot ;)
Chęci na niespodzianki (czytaj - spełnienie wymogów regulaminowych) były różne. Byli tacy, którzy tylko się zgłosili, byli obserwatorzy bloga nie wykazujący chęci reklamowania Candy dalej, zdarzały się też odwrotne przypadki, czyli reklama u nich się znalazła, natomiast nie mieli ochoty czytać moich wypocin. Był też jeden, odosobniony przypadek, który formalnie nie zgłosił udziału, a dodatkowo wstawił banner inny, niż był wymagany, jednak jestem już przyzwyczajony do takich dziwactw ;P
Poniżej przedstawiam listę łasuchów, wraz z punktami regulaminu, który spełnili (numery były przydzielane wg kolejności zgłoszeń):
1. Green - 1; 3
2. doro - 1?; 2?; 3
3. lafle - 1; 2; 3
4. Kimonek - 1; 2; 3
5. Aneta - 1; 2; 3
6. Czekolada z Gruszkami - 1; 3
7. AgapeArt - 1; 2; 3
8. kjujik - 1; 2; 3
9. Kasija vel Enzo - 1; 2; 3
10. Dotka - 1; 2
11. uhuhu - 1; 2; 3
12. Mariolka... - 1; 3
13. raeszka - 1; 2
14. kiosk - 1
15. artfactor - 1; 2
16. Nataliya - 1; 2
17. NordBerd - 1; 2; 3
18. Edzia - 1
19. Misioka - 1; 2
20. sztuk kilka - 1; 2?; 3
21. ita01 - 1; 2
22. Fioolcia - 1; 2; 3
23. zainspirowana - 1; 2
24. Trzpiotka - 1; 2; 3
Losowanie odbyło się w dwóch etapach.
W pierwszym byli wyłaniani finaliści, których mogło być 1-6 osób.
Polegało to na tym, że wykupiłem jeden los LOTTO, w trybie chybił-trafił, na jutrzejsze losowanie ;)
Kogo trafiło, ten przeszedł do drugiego etapu.
Zakwalifikowały się numery: 9 oraz 24, czyli Kasija i Trzpiotka.
Moje Drogie Panie!
Wpadłyście jak śliwki w kompot, znaczy się czekoladę,
które to jednakowo zapakowane śliwki, czyli losy wybierała z miseczki, małą rączką moja chrześnica.
GRATULUJĘ ZWYCIĘŻCZYNI!!!
Wygrałaś:1. Wymyślony przez Ciebie przedmiot, który wykonam własnoręcznie z kości, drewna, poroża lub wosku.
Ograniczeniem są tylko moje zdolności manualne, a możliwości możesz podejrzeć tutaj.
Niecierpliwie oczekuję wyzwania oraz ewentualnych negocjacji.
2. Komiks, który z czasem ma szansę stać się cennym, białym krukiem. Wystarczy "parę lat" potrzymać go nieużywanego na półce. Choć osobiście zachęcam do przeczytania, jeżeli jeszcze nie znasz ;)
Jego wyjątkowość polega na tym, że ma błędnie wydrukowany tytuł.
3. Wspominany już los LOTTO i ewentualne 12 000 000 zł wygranej ;DDD
Zatem emocje będą się Ciebie trzymały do jutrzejszego wieczora ;)
Oczywiście nie pogardziłbym maleńkim procentem od tej sumy ;>
Wspólny kontakt, myślę że nie będzie trudny, zważając na fakt, iż jesteśmy krajanami ;)
niedziela, 15 stycznia 2012
Qltury week 78
Wraz z nadejściem śniegu i mrozu, w kinach namnożyło się filmów, które chciałbym zobaczyć, niczym krwistoczerwonych owoców na szparagowej łodydze.
Śnieżnego puchu jest jeszcze zbyt mało, żeby rzeźbić z niego bałwany, a nowych komiksów będzie tyle. co kot napłakał. Zatem cały wolny czas i pieniądze, trzeba trwonić w przybytkach X Muzy.
Część filmów wymieniałem dwa tygodnie temu. Z tamtych zdołałem tylko obejrzeć przygody detektywa i uważam, że jest to część lepsza niż pierwsza.
Od dwóch dni, swoje projekcje mają:
- "Dziewczyna z tatuażem", czyli najmodniejszy obecnie powieściopisarz, świetny reżyser, dobra obsada, pełnokrwiści bohaterowie, niezła muzyka oraz porównania ze szwedzką ekranizacją, której nie widziałem;
- "Code blue", to dramat życia pielęgniarki (ciekawe czy dowiem się czegoś nowego o własnym zawodzie);
- "Musimy porozmawiać o Kevinie", bynajmniej nie samym w domu, choć może jednak, tylko w innym znaczeniu;
- "Czas wojny", kolejna ekranizacja powieści, opowiadającej o koniku hasającym podczas Pierwszej Wojny Światowej.
Natomiast od przyszłego piątku:
- kolejnaniewiemjużktóra część "Underworld" i Kaśka śmigająca w obcisłym, czarnym kombinezonie... mrrrrrrrrr...
- ale to nie jedyna "Rzeź", bo w nowym komediodramacie Polańskiego, zobaczymy prawdziwie ludzką naturę;
- wielki comeback "Muppetów", z niepowtarzalną, zniewalającą, oszałamiającą, jedyną Miiiiiiiss Piggyyyyy!!!
Jutro zakończenie mojego Candy.
Można zgłaszać się do północy, więc zostało niewiele czasu.
Przez cały miesiąc zastanawiałem się, jak przeprowadzę losowanie?
Powiem tylko, że będzie jedno, dwu lub nawet trzyetapowe, a wszystko będzie zależało od sprawności maszyny losującej ;>
Przypominam, że zostało już tylko niecałe sześć tygodni do premiery "Wstydu"!!!
Śnieżnego puchu jest jeszcze zbyt mało, żeby rzeźbić z niego bałwany, a nowych komiksów będzie tyle. co kot napłakał. Zatem cały wolny czas i pieniądze, trzeba trwonić w przybytkach X Muzy.
Część filmów wymieniałem dwa tygodnie temu. Z tamtych zdołałem tylko obejrzeć przygody detektywa i uważam, że jest to część lepsza niż pierwsza.
Od dwóch dni, swoje projekcje mają:
- "Dziewczyna z tatuażem", czyli najmodniejszy obecnie powieściopisarz, świetny reżyser, dobra obsada, pełnokrwiści bohaterowie, niezła muzyka oraz porównania ze szwedzką ekranizacją, której nie widziałem;
- "Code blue", to dramat życia pielęgniarki (ciekawe czy dowiem się czegoś nowego o własnym zawodzie);
- "Musimy porozmawiać o Kevinie", bynajmniej nie samym w domu, choć może jednak, tylko w innym znaczeniu;
- "Czas wojny", kolejna ekranizacja powieści, opowiadającej o koniku hasającym podczas Pierwszej Wojny Światowej.
Natomiast od przyszłego piątku:
- kolejnaniewiemjużktóra część "Underworld" i Kaśka śmigająca w obcisłym, czarnym kombinezonie... mrrrrrrrrr...
- ale to nie jedyna "Rzeź", bo w nowym komediodramacie Polańskiego, zobaczymy prawdziwie ludzką naturę;
- wielki comeback "Muppetów", z niepowtarzalną, zniewalającą, oszałamiającą, jedyną Miiiiiiiss Piggyyyyy!!!
Jutro zakończenie mojego Candy.
Można zgłaszać się do północy, więc zostało niewiele czasu.
Przez cały miesiąc zastanawiałem się, jak przeprowadzę losowanie?
Powiem tylko, że będzie jedno, dwu lub nawet trzyetapowe, a wszystko będzie zależało od sprawności maszyny losującej ;>
Przypominam, że zostało już tylko niecałe sześć tygodni do premiery "Wstydu"!!!
sobota, 14 stycznia 2012
Saturday Zbok Fever 78
Nareszcie zima do nas dotarła!!!
Zatem jest szansa, że jeszcze dzisiaj pobiegnę sobie przez zaspy, niczym powyższe chłopczęcie, aby zaliczyć kąpiel w jeziorze.
Jeszcze wczoraj, podczas takich samych plusków, jak Narcyz pstrykałem sobie fotki komórą, w odbiciu wodnej tafli,
a zejście w lodowate głębiny, jawiło się niczym schody do nieba.
Do tego melancholijnie nastrojona muza oraz wysublimowane plastycznie obrazki. gdzie jak słusznie zauważyła Aneta, Zła Królowa z mroźnym wizerunkiem, znęca się nad poddanym ludem.
Zatem jest szansa, że jeszcze dzisiaj pobiegnę sobie przez zaspy, niczym powyższe chłopczęcie, aby zaliczyć kąpiel w jeziorze.
Jeszcze wczoraj, podczas takich samych plusków, jak Narcyz pstrykałem sobie fotki komórą, w odbiciu wodnej tafli,
a zejście w lodowate głębiny, jawiło się niczym schody do nieba.
Do tego melancholijnie nastrojona muza oraz wysublimowane plastycznie obrazki. gdzie jak słusznie zauważyła Aneta, Zła Królowa z mroźnym wizerunkiem, znęca się nad poddanym ludem.
EDEN
;DDD
UPDATE - GODZINA 17:45
Jezioro od brzegu, rzeczywiście pokryło się delikatnym jak puch lodem, który uwięził pęcherzyki powietrza oraz uschnięte liście.
Tylko niewielki krok, dzielił mnie od podzielenia losu Ofeliona.
czwartek, 12 stycznia 2012
Wieśniacki artycha - Szydełko
Już za parę chwil, rozwiązanie mojego Candy, więc wrzucam świeżutką pracę, która czekała na realizację od początku sierpnia ;]
Zatem ktokolwiek wygra, niech nie spodziewa się błyskawicznej realizacji zamówienia ;/
Zamawiała osoba, która w wolnych chwilach, za pomocą włóczki, szydełka, cekinków, perełek i styropianu, robi znajomym zwierzaki.
Na wspomnianych warsztatach, pokazała mi starannie schowane w pudełeczku szydełko.
Wykonane (podobno) przez Eskimosów, z kła morsiego, albo innego tamtejszego materiału odzwierzęciego.
Zakochałem się w tym bibelociku i zaoferowałem się, że zrobię podobne.
Warunek był taki, żeby nie powielać rybiego schematu.
Od razu wpadło mi do głowy parę "fajnych" pomysłów, jednak w trakcie zasadniczego projektowania, powstało zupełnie co innego.
Za radą taty, który w tej materii ma o wiele większe doświadczenie, zamiast zazwyczaj używanej kości wołowej, zastosowałem trwalsze (inna struktura) poroże jelenia.
Znając zamiłowanie Anety do kiczu oraz wiejskich klimatów, postanowiłem zadowolić ów wysublimowany gust, tworząc szydełko wielofunkcyjne ;D
Pozostawiłem niezmienioną, zewnętrzną powierzchnię poroża, dzięki czemu przedmiot posiada surowy, rustykalny charakter.
Szeroka, zaokrąglona, tylna część, stabilizuje i ułatwia trzymanie szydełka, a całość od góry, kształtem przypomina mandolinę, jaką posiadał mój dziadek.
Patrząc z boku, przedmiot podobny jest do fantastycznego, latającego stwora, wykreowanego przez Leo, w komiksowej serii "Aldebaran", albo kosmolotu z "Funky'ego Kovala".
Natomiast po odwróceniu, szydełko okazuje się łyżeczką, z wygrawerowanym wewnątrz haftem kociewskim ;D Wszak z Kociewia pochodzę, a właścicielka przedmiotu, również lubi haftować ;)
Droga Aneto, łącząc przyjemne z pożytecznym, w trakcie szydełkowania tym samym przedmiotem, możesz dosładzać cukrem ciepłą herbatę ;DDD
Jakbyś przypadkiem szła w tym roku na karnawałowy bal przebierańców, szydełko może również stać się minimaską ;)))
Niech Ci służy jak najdłużej!!!
Muzyczną dedykacją miała być grzegorzowa fujarka, ale pod wpływem Ewy, postanowiłem wrzucić opening filmu, który na dniach będzie w kinach.
Zatem ktokolwiek wygra, niech nie spodziewa się błyskawicznej realizacji zamówienia ;/
Zamawiała osoba, która w wolnych chwilach, za pomocą włóczki, szydełka, cekinków, perełek i styropianu, robi znajomym zwierzaki.
Na wspomnianych warsztatach, pokazała mi starannie schowane w pudełeczku szydełko.
Wykonane (podobno) przez Eskimosów, z kła morsiego, albo innego tamtejszego materiału odzwierzęciego.
Zakochałem się w tym bibelociku i zaoferowałem się, że zrobię podobne.
Warunek był taki, żeby nie powielać rybiego schematu.
Od razu wpadło mi do głowy parę "fajnych" pomysłów, jednak w trakcie zasadniczego projektowania, powstało zupełnie co innego.
Za radą taty, który w tej materii ma o wiele większe doświadczenie, zamiast zazwyczaj używanej kości wołowej, zastosowałem trwalsze (inna struktura) poroże jelenia.
Znając zamiłowanie Anety do kiczu oraz wiejskich klimatów, postanowiłem zadowolić ów wysublimowany gust, tworząc szydełko wielofunkcyjne ;D
Pozostawiłem niezmienioną, zewnętrzną powierzchnię poroża, dzięki czemu przedmiot posiada surowy, rustykalny charakter.
Szeroka, zaokrąglona, tylna część, stabilizuje i ułatwia trzymanie szydełka, a całość od góry, kształtem przypomina mandolinę, jaką posiadał mój dziadek.
Patrząc z boku, przedmiot podobny jest do fantastycznego, latającego stwora, wykreowanego przez Leo, w komiksowej serii "Aldebaran", albo kosmolotu z "Funky'ego Kovala".
Natomiast po odwróceniu, szydełko okazuje się łyżeczką, z wygrawerowanym wewnątrz haftem kociewskim ;D Wszak z Kociewia pochodzę, a właścicielka przedmiotu, również lubi haftować ;)
Droga Aneto, łącząc przyjemne z pożytecznym, w trakcie szydełkowania tym samym przedmiotem, możesz dosładzać cukrem ciepłą herbatę ;DDD
Jakbyś przypadkiem szła w tym roku na karnawałowy bal przebierańców, szydełko może również stać się minimaską ;)))
Niech Ci służy jak najdłużej!!!
Muzyczną dedykacją miała być grzegorzowa fujarka, ale pod wpływem Ewy, postanowiłem wrzucić opening filmu, który na dniach będzie w kinach.
wtorek, 10 stycznia 2012
Chopin Kurwa Dupa Chuj czyli zeszłoroczna afera dymna
Prawie rok temu, polski komiks miał darmową reklamę w skali całego kraju.
W ramach obchodów chopinowskich, wydawnictwo kultura gniewu, na zamówienie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a dokładnie berlińskiej ambasady, wydało okolicznościową antologię. Do udziału w projekcie, zaproszono jedenastu niemieckich i polskich artystów.
Prawdopodobnie wszystko potoczyłby się tak jak zwykle, gdyby pewien domorosły poszukiwacz spisków, nie doszukał się w książce kilku przekleństw. Poinformowano o tym fakcie media, a później sprawy potoczyły się lawinowo. Media huczały, politycy grzmieli, ciemny lud wtórował, prawie cały nakład wylądował w ministerialnych kazamatach, z odroczonym wyrokiem najwyższego wymiaru kary (śmierć przez spalenie), pojedyncze egzemplarze komiksu, sprzedawano w sieci za bajońskie sumy, komiksiarze najpierw robili wielkie oczy, niczym gajowy srający pod krzakiem, a później podzielili się na dwa fronty, spierające się czy dobrze, czy źle się stało.
Najdziwniejsze w aferze było to, że album miała okazję przeczytać zaledwie garstka wybrańców, natomiast publiczna debata odbywała się na podstawie nawet nie jednej noweli, tylko zaledwie kilku kadrów wyrwanych z kontekstu.
Swoje krótkie zdanie na ten temat, wyraziłem w tym wpisie, natomiast profesjonalnych recenzji tak głośnego komiksu, pojawiło się jak na lekarstwo, z których najbardziej wartościowym i obiektywnym jest ziniolowy dwugłos.
Po długich ministerialno-wydawniczych przepychankach stanęło na tym, że kultura gniewu na własny koszt usunie z komiksu wszelkie ślady działania władzy i może sobie z nakładem robić co zechce. Dzięki czemu, na początku roku, stałem się szczęśliwym posiadaczem własnego egzemplarza, bez konieczności uciekania się do kradzieży. Zanim to nastąpiło, w internetowych wyborach, bez wcześniejszej lektury, uznałem ten album za komiks roku.
Czy słusznie?
"Chopin New Romantic" to zwykła, komiksowa, polska chałtura, w której znajdują się zróżnicowane nowelki (słabe, przeciętne i dobre).
Parafrazując zdanie z tej najsłynniejszej, stworzonej przez Krzysia Ostrowskiego, bardziej znanego jako wokalista Cool Kids of Death,
jest to antologia "w bardzo chopinowskim duchu podobno".
Paradoksalnie, najlepszą historyjką jest właśnie ta, odsądzona od czci i wiary, wyszydzająca narodowe gusta, podejście do jubileuszy, umiłowanie wódy, półgłówków na stołkach, durnych dziennikarzy, łapówkarstwo i wiele innych naszych przywar. Zatem za odważne pokazanie prawdy, została postawiona pod publicznym pręgierzem, przez co po opadnięciu bitewnego kurzu, dodatkowo zyskała na wartości.
Równie dobrze prezentują się dziełka napisane przez Grzegorza Janusza, a narysowane przez Jakuba Rebelkę (autora okładki) oraz Jacka Frąsia (perkusistę wspomnianego zespołu).
Broni się jeszcze ostania opowieść duetu Mogilnicki / Powalisz.
Kompletnie nie czaję komiksów niemieckich, natomiast Endo-piksele są jedynie ładne wizualnie.
Odrobinę razi brak strony tytułowej oraz jakiejś nadętej mowy sponsora (znając tego typu publikacje, prawdopodobnie tam była), ale jak to się mówi - "lepszy rydz, niż nic".
Podtrzymuję słowa napisane w lutym, zeszłego roku, tak jak moje roczne typowanie.
Dzięki temu komiksowi, ogół społeczeństwa zwrócił (chwilowo) uwagę na komiks jako medium, być może część z tych ludzi zainteresowała się kulturą obrazkową bliżej. Dziennikarze, politycy i domorośli pieniacze, wystawili laurkę własnej ignorancji i totalnego braku kompetencji. Rynek zamówień publicznych, na komiksowe laurki nie załamał się i nadal kwitnie.
W ramach obchodów chopinowskich, wydawnictwo kultura gniewu, na zamówienie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a dokładnie berlińskiej ambasady, wydało okolicznościową antologię. Do udziału w projekcie, zaproszono jedenastu niemieckich i polskich artystów.
Prawdopodobnie wszystko potoczyłby się tak jak zwykle, gdyby pewien domorosły poszukiwacz spisków, nie doszukał się w książce kilku przekleństw. Poinformowano o tym fakcie media, a później sprawy potoczyły się lawinowo. Media huczały, politycy grzmieli, ciemny lud wtórował, prawie cały nakład wylądował w ministerialnych kazamatach, z odroczonym wyrokiem najwyższego wymiaru kary (śmierć przez spalenie), pojedyncze egzemplarze komiksu, sprzedawano w sieci za bajońskie sumy, komiksiarze najpierw robili wielkie oczy, niczym gajowy srający pod krzakiem, a później podzielili się na dwa fronty, spierające się czy dobrze, czy źle się stało.
Najdziwniejsze w aferze było to, że album miała okazję przeczytać zaledwie garstka wybrańców, natomiast publiczna debata odbywała się na podstawie nawet nie jednej noweli, tylko zaledwie kilku kadrów wyrwanych z kontekstu.
Swoje krótkie zdanie na ten temat, wyraziłem w tym wpisie, natomiast profesjonalnych recenzji tak głośnego komiksu, pojawiło się jak na lekarstwo, z których najbardziej wartościowym i obiektywnym jest ziniolowy dwugłos.
Po długich ministerialno-wydawniczych przepychankach stanęło na tym, że kultura gniewu na własny koszt usunie z komiksu wszelkie ślady działania władzy i może sobie z nakładem robić co zechce. Dzięki czemu, na początku roku, stałem się szczęśliwym posiadaczem własnego egzemplarza, bez konieczności uciekania się do kradzieży. Zanim to nastąpiło, w internetowych wyborach, bez wcześniejszej lektury, uznałem ten album za komiks roku.
Czy słusznie?
"Chopin New Romantic" to zwykła, komiksowa, polska chałtura, w której znajdują się zróżnicowane nowelki (słabe, przeciętne i dobre).
Parafrazując zdanie z tej najsłynniejszej, stworzonej przez Krzysia Ostrowskiego, bardziej znanego jako wokalista Cool Kids of Death,
jest to antologia "w bardzo chopinowskim duchu podobno".
Paradoksalnie, najlepszą historyjką jest właśnie ta, odsądzona od czci i wiary, wyszydzająca narodowe gusta, podejście do jubileuszy, umiłowanie wódy, półgłówków na stołkach, durnych dziennikarzy, łapówkarstwo i wiele innych naszych przywar. Zatem za odważne pokazanie prawdy, została postawiona pod publicznym pręgierzem, przez co po opadnięciu bitewnego kurzu, dodatkowo zyskała na wartości.
Równie dobrze prezentują się dziełka napisane przez Grzegorza Janusza, a narysowane przez Jakuba Rebelkę (autora okładki) oraz Jacka Frąsia (perkusistę wspomnianego zespołu).
Broni się jeszcze ostania opowieść duetu Mogilnicki / Powalisz.
Kompletnie nie czaję komiksów niemieckich, natomiast Endo-piksele są jedynie ładne wizualnie.
Odrobinę razi brak strony tytułowej oraz jakiejś nadętej mowy sponsora (znając tego typu publikacje, prawdopodobnie tam była), ale jak to się mówi - "lepszy rydz, niż nic".
Podtrzymuję słowa napisane w lutym, zeszłego roku, tak jak moje roczne typowanie.
Dzięki temu komiksowi, ogół społeczeństwa zwrócił (chwilowo) uwagę na komiks jako medium, być może część z tych ludzi zainteresowała się kulturą obrazkową bliżej. Dziennikarze, politycy i domorośli pieniacze, wystawili laurkę własnej ignorancji i totalnego braku kompetencji. Rynek zamówień publicznych, na komiksowe laurki nie załamał się i nadal kwitnie.
KOMIKSY NIE SĄ TYLKO DLA DZIECI!!!
;DDD
niedziela, 8 stycznia 2012
Qltury week 77
Miałem napisać długaśny felieton, na temat mojego ambiwalentnego stosunku do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Miałem...
Ale już mi się nie chce.
Z jednej strony, współorganizowałem kiedyś ze dwa wiejskie finały i zdarza mi się licytować jakieś tam przedmioty. Z drugiej mańki, wolontariuszy z puszkami omijam slalomem, szerokim łukiem.
Niby bez przerwy pracuję na sprzęcie zakupionym przez Fundację, a jednak uważam, że jest ona okropną psują polskiej służby zdrowia.
Mógłbym tak długo, jednak jestem zmęczony po dyżurze spędzonym wśród darów.
Życzę wszystkim miłego wieczoru.
Siema!
Miałem...
Ale już mi się nie chce.
Z jednej strony, współorganizowałem kiedyś ze dwa wiejskie finały i zdarza mi się licytować jakieś tam przedmioty. Z drugiej mańki, wolontariuszy z puszkami omijam slalomem, szerokim łukiem.
Niby bez przerwy pracuję na sprzęcie zakupionym przez Fundację, a jednak uważam, że jest ona okropną psują polskiej służby zdrowia.
Mógłbym tak długo, jednak jestem zmęczony po dyżurze spędzonym wśród darów.
Życzę wszystkim miłego wieczoru.
Siema!
sobota, 7 stycznia 2012
Saturday Zbok Fever 77
Karnawał właśnie się zaczął, a Fafik ostatnio błądził po czeskiej Pradze, zatem dzisiaj świetliste cyce, od Vladimira Zdilicky'ego Czecha.
Muzycznie trochę mniej karnawałowo, natomiast bardziej nastrojowo.
Na sam koniec zboczona ciekawostka, czyli pęcherz na hdsowym kciuku, spowodowany pewną dzisiejszą, monotonną, posuwistą pracą ;)
Kto ma wiedzieć, ten wie o co kaman ;>
Muzycznie trochę mniej karnawałowo, natomiast bardziej nastrojowo.
Na sam koniec zboczona ciekawostka, czyli pęcherz na hdsowym kciuku, spowodowany pewną dzisiejszą, monotonną, posuwistą pracą ;)
Kto ma wiedzieć, ten wie o co kaman ;>
czwartek, 5 stycznia 2012
Fafik's travels 23 - Praska kraina baśni

Na wzgórzu, po drugiej stronie mostu Karola, znajdują się królewskie Hradczany, z kompleksem różnorakich zabytków do odhaczenia.
Mało interesujący Stary Pałac
Monumentalna Katedra świętych Wita, Wacława i Wojciecha

Malownicza Złota Uliczka,

zakończona wieżą Dalibora, służącą dawniej za więzienie.
U jej podnóża, znajdują się różnorakie pomniki.

Natomiast u stóp samych Hradczan, usytuowana została przepiękna dzielnica, której uliczkami spacerowałem zauroczony wiele godzin.

Wśród licznych rezydencji, pałaców i bogatych kamienic, można znaleźć nietypowe muzeum, wspominanego już pana Kafki.
Mój obleśny Panek, nie byłby sobą, gdyby w mało oryginalny sposób nie zapozował, razem z tymi zabawnymi posągami.

Oszczędzę Państwu i światu, tego żenującego widoku, bo i chwalić się nie ma czym.
Koła czasu mielą bezlitośnie, niczym te młyńskie, a ja mam nadzieję, że kiedyś jeszcze wrócę do tego przepięknego miasta.
środa, 4 stycznia 2012
Fafik's travels 23 - Most Karola
Jeden z najsłynniejszych zabytków Pragi, to najstarszy na świecie most kamienny, o tak dużej rozpiętości przęseł.
Kamień węgielny wmurowano 9 lipca 1357 o godzinie 5:31. Zapewniono to jego budowie ochronę gwiazd (koniunkcja Słońca z Saturnem) oraz uzyskano ciąg cyfr nieparzystych 1-9.
Sprawcą, fundatorem, a obecnie patronem mostu, stał się Karol IV Luksemburski.
Budowla łączy dwie dzielnice - Stare Miasto z Małą Stroną.
Ozdobiona została trzydziestoma barokowymi posągami świętych.
Niedługo po ukończeniu jego budowy, król Wacek kazał z niego wrzucić w nurt rzeki księdza Nepomucka, gdyż ten nie chciał zdradzić, co mu podczas spowiedzi powiedziała królowa Zośka.
Wrzucany stracił życie, ale zyskał tytuł świętego, wrzucający zyskał tyle, że tylko za ten czyn, zapisał się w historycznych annałach, wierni kościoła katolickiego, dostali kolejnego patrona do kolekcji, a przechodnie rzeczonego mostu, mają płaskorzeźbę do głaskania.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)





















