sobota, 27 grudnia 2025

Goły Mikołaj, czyli worek pełen prezentów

Prezentowane zdjęcia powstały jako okładki do pierwszej płyty CD, z kompilacją świąteczno-zimowych piosenek, jakie swego czasu rozdawałem w ramach prezentu. Fotografował Rysiek Łucyszyn, a do publikacji wykorzystałem wtedy najbardziej łagodną wersję.

czwartek, 25 grudnia 2025

Pała na wysokości, a po chuj na Ziemi

Nie lubię Świąt i całej tej dłuuugiej otoczki, zaczynającej się zaraz po Zaduszkach!!!

Ludzie opętani manią zakupów prezentowych, wybieraniem choinek, gotowaniem, pieczeniem i porządkami, a na dodatek zazwyczaj zgniła pogoda i dzionek krótki jak mój siusiak po morsowaniu.

Nie zawsze tak było. Pamiętam zimy wyglądające jak na ślicznym obrazku lub w hollywoodzkim filmie. Gdy napadało śniegu przynajmniej po kolana, to utrzymywał się on do marca, bo mróz trzaskał i nie odpuszczał po kilku dniach. Lepiło się bałwany, jeździło na sankach lub łyżwach, były śnieżkowe bitwy, zapasy w zaspach i kuligi. 

Okres adwentu był czasem oczekiwania i wieczorową porą szło się z samodzielnie wykonanymi lampionami do kościoła na roraty. Dopiero kilka dni przed wigilią w domu zaczynało pachnieć świętami - żywym świerkiem przyniesionym z lasu, pomarańczami, pieczonymi piernikami i gotowanym bigosem. Jeszcze tylko strojenie choinki, wypatrywanie pierwszej gwiazdki na niebie, rodzinna wieczerza, śpiewanie kolęd, wizyta Gwiazdora, nocna pasterka, w pierwsze święto odwiedziny u rodziny, a w drugie spacery po okolicy.

Im bardziej w dorosłość, tym mniej magii. Będąc już na swoim, znaczy wynajmowanym, nigdy nie miałem bożonarodzeniowego drzewka, ani nawet namiastki. Dopiero jakieś dwa lata temu stwierdziłem że czas najwyższy, a że od dłuższego czasu bolało mnie serduszko na widok dogorywających na śmietnikach iglastych trucheł, postanowiłem jednego zombiaka przygarnąć pod swój dach, tylko przegapiłem moment adopcji.

Podzieliłem się tym oryginalnym pomysłem koleżankom w pracy i w zeszłym roku jedna z nich zostawiła po świętach swoją jodełkę dla mnie, którą w połowie grudnia przywiozłem na wieśkę i postawiłem na tarasie. Najpierw ustroiłem ją gałązkami z owocami dzikiej róży, a czubek udekorowałem jemiołą, czyli magiczną rośliną Celtów, żyjącą w zawieszeniu pomiędzy niebem, a ziemią. Na to przyszły 52 łańcuchy z kolorowej krepy, 12 wełnianych pomponów i 4 kwiaty z papieru.

W domu między salonem, a kuchnią zawiesiłem również spory jemiołowy wiecheć, robiący za podłaźniczkę, przy oknie stanęło kolejne "magiczne" drzewko zmontowane z jesionowej gałęzi, czyli nordyckiego Yggdrasila oraz przywiązanych gałązek jemioły, a na oknie aztecka poinsencja. Jeszcze tylko nasrać na środku i będzie komplet!!!

To nie jest tak, że kompletnie zgrinchowałem, bo nie przepadam po prostu za świąteczną atmosferą, ale lubię elementy związane z tym okresem. Świąteczne swetry, szczególnie te najbardziej obciachowe, zimowe piosenki popowe, makowiec mojej mamy, no i te rzadkie już momenty prawdziwej, mroźnej, śnieżnej zimy.
Mikołaj w tym roku tradycyjnie ofelionował.

sobota, 20 grudnia 2025

Świąteczny szał zakupów

modelki - Martyna (mojewredneja) & Martyna (pfeffa)

niedziela, 14 grudnia 2025

Kaganiec komiksowej oświaty

W zeszłym tygodniu, w Bydgoszczy, zupełnie niezależnie od siebie odbyły się dwa spotkania z komiksowymi twórcami.

Najpierw w bibliotece Londynek z fanami obrazkowych historyjek spotkał się Andrzej O. Nowakowski, autor starszego pokolenia, który debiutował w bydgoskim "Dzienniku Wieczornym". Nie licząc pani prowadzącej rozmowę oraz fotografki, zawitało tam około dziesięciu starych dziadów (mam wrażenie, że byłem najmłodszy w tym gronie), wspominających czasy sumiennego polowania i wycinania komiksowych pasków z gazet, w siermiężnych czasach PRL-u. Rysownik opowiadał barwnie i ciekawie, a najbardziej zelektryzowała mnie informacja, że w latach '90 padł pomysł stworzenia komiksowej instytucji, umiejscowionej w budynku mocno kulejącej wtedy budowy Opery Nova, co potem wykiełkowało w zupełnie niespodziewanym kierunku, czyli organizację festiwalu Camerimage.

Dzień później, również w bibliotece, ale tym razem należącej do UKW, swój najnowszy komiks "Pandora" - Kamil Dukiewicz, który notabene jest również doktorantem wspomnianej uczelni. Słuchaczy była podobna ilość, jednakże obu płci, a tym razem zdecydowanie zawyżałem średnią wieku, a jednocześnie byłem jedyną osobą, która pojawiła się na tych dwóch eventach. Wspominam o tym nie dlatego, żeby się pochwalić jak bardzo śledzę wydarzenia kulturalne (nie tylko komiksowe), tylko żeby ponarzekać jak kiepsko komiks jest promowany, jako sztuka i rozrywka. W pewnym momencie prowadzący to drugie spotkanie, zadał pytanie, cudownie się przy tym przejęzyczając, czy Kamil będący jednocześnie twórcą, fanem oraz badaczem tej dziedziny, nie ma ciągot żeby ponieść kaganiec komiksowej oświaty w mieście nad Brdą oraz czy czuje się członkiem komiksowego środowiska w tej okolicy. Ten odpowiedział, że według niego środowisko raczej nie istnieje, bo do tego potrzebna jest sieć powiązań wśród scenarzystów, rysowników, recenzentów, naukowców oraz odbiorców, a takiej nie dostrzega, a co najwyżej zna kilku innych twórców.

Komiks ogólnie w naszym kraju funkcjonuje gdzieś na obrzeżach kulturowego mainstreamu. Co jakiś czas, do nieco szerszej publiczności przebije się jakiś twórca czy tytuł, ale jak chcesz o nim porozmawiać z przeciętnym Kowalskim, to ten raczej prycha lekceważąco. Bydgoszcz w historii tego medium jest/była dość prężnym ośrodkiem. Stąd pochodzi jeden ze starych Mistrzów - Jerzy Wróblewski, wymieniany jednym tchem obok Rosińskiego, Polcha, Baranowskiego, Christy, Pawel, czy Chmielewskiego. W czasach Wielkiej Komiksowej Smuty funkcjonowała tutaj grupa Studio Komiks Polski, z takimi rysownikami jak Andrzej Janicki, Jacek Michalski, Krzysztof Różański, parę lat później kultową serią Osiedle Swoboda - Michał Śledziński jasno zabłysnął na komiksowym firmamencie, a przecież są jeszcze bracia Wyrzykowscy, czy niezwykle płodny scenarzysta Maciej Jasiński. Odbyło się też tutaj parę edycji Bydgoskiej Soboty z Komiksem. Można rzec potencjał spory, tylko organizacja, koordynacja, finansowanie i promocja praktycznie zerowe.

sobota, 6 grudnia 2025

Maxmodels is dead

foto Wojciech Szuster
Dobiega końca pewna epoka w środowisku polskiej fotografii, a mianowicie portal MAXMODELS zostaje zamknięty. Moja przygoda z modelingiem zaczęła się trochę z przypadku i dla beki, o czym rozpisywałem się tutaj, a platforma ta stała się jednym z kroków milowych w budowaniu portfolio oraz kariery. Pierwsze zdjęcie opublikowałem tam 16.06.2014 roku i był to plażowy portret wykonany przez Ryśka Łucyszyna, otwierający również ten wpis.
Opublikowałem tam 316 zdjęć, mój profil został skomentowany 336 razy oraz otrzymałem 118 referencji. Ta ostatnia rzecz była niezwykle pomocna w szukaniu kolejnych współtwórców, bo w łatwy sposób weryfikowała daną osobę. Owszem, często te miłe opisy były dawane na wyrost, jednak pisały je realne osoby, a nie sztuczne boty. 
W rankingu modeli zajmowałem tam zaszczytne drugie miejsce, natomiast w rankingu wszystkich profili, czyli modelek, fotografów, fryzjerów, wizażystów, stylistów, projektantów i retuszerów,  znalazłem się na końcu 9 strony będąc na 187 miejscu, co dobitnie pokazuje pozycję modeli w tym środowisku.Być może byłbym wyżej, ale zacząłem coraz mniej tam się udzielać, a ostatnie zdjęcie opublikowałem 12.02.2020. Po prostu z czasem nie dość, że wypaliłem się twórczo, oficjalnie przechodząc na fotoziutkową emeryturę w 2018 roku, to jeszcze uwierało mnie niezbyt klarowne podejściu adminów Maxmodels do prezentacji nagości, o czym napisałem tutaj.

Maxmodels w dobie samokreacji oraz promocji na instagramie, tiktoku czy onlyfansie stracił rację bytu. Zresztą od dłuższego czasu jakość publikowanych tam prac szorowała po dnie, zbliżając ten portal do tych randkowych z samojebkami. Trochę szkoda, że sporo linkowanych stąd profili będzie teraz trafiało w próżnię. Z drugiej strony, w pewien sposób odblokują mi się zdjęcia do ponownego opublikowania, bo ogólnie nie przepadam za śmieceniem, również w wirtualnym świecie, a pokazywanie tych samych materiałów w różnych miejscach uważam za przejaw syfiarstwa. Osobiście nie ubolewam, że zdechł, choć to kawał fotograficznej historii mojej, jak i środowiskowej. 
Śpij słodko aniołku!!!

sobota, 15 listopada 2025

czwartek, 13 listopada 2025

Kołowrotek

Darek Pietrzak

Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę

Gubię wątek i dni.

Kontynuując wątek późnego dorastania, moje żyćko z młyńskiego koła, wolno mlącego ziarna, zmieniło się w rozpędzony kołowrotek. Sama cykliczność mi nie przeszkadza, bo jest naturalnie wpisana w funkcjonowanie natury. Natomiast męczy mnie aktualne tempo.

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam

Na pierwszej stacji, teraz, tu!

Wcześniejszy schemat Wolne - Obowiązki polegał głównie na tym, że w czasie wolnym w zależności od jego długości, jechałem na wycieczkę, plener fotograficzny, wieśkę itd., albo szedłem do kina, koncert, wystawę czy imprezkę. Obecnie wkradła się powtarzalność, która w różnych wariantach wygląda następująco: dniówka, kino, robienie jedzenia na kolejny dyżur, kąpiel, spanie, kolejna dniówka, kino, kąpiel, spanie, pranie, zakupy, kino, nocka, wyjazd na wieśkę. Tutaj czas ciutkę zwalnia, ale również kręci się wokół obowiązków, bo ciągle jest coś zrobienia na ojcowiźnie, a jeszcze czasem mamie trzeba w czymś pomóc.

... nie chcę z nikim ścigać się, z sił opadam

Przez życie nie chcę gnać bez tchu.

Dłuższe wyjazdy odpadają, bo zwierzęta wymagają opieki, a nie mam sumienia zostawiać je na dłużej pod opieką sąsiadki, która dogląda je gdy dyżuruję. Nałóg komiksowy choć powoli, systematycznie ograniczany i tak uległ zatarciu, bo nawet nie mam czasu, żeby czytać to co zalega na hałdzie wstydu. Wyprawy tylko krótkie, jedno lub dwudniowe. Życie towarzyskie również zdechło.

... życie przecież po to jest, żeby pożyć

By spytać siebie, "mieć czy być"?

Nim w kołowrotku pęknie nić.

Powiedziałem o tym "życiowym kołowrotku" koleżance, na co ona wypaliła - "Witamy w dorosłości"!