Nie lubię Świąt i całej tej dłuuugiej otoczki, zaczynającej się zaraz po Zaduszkach!!! Ludzie opętani manią zakupów prezentowych, wybieraniem choinek, gotowaniem, pieczeniem i porządkami, a na dodatek zazwyczaj zgniła pogoda i dzionek krótki jak mój siusiak po morsowaniu.
Nie zawsze tak było. Pamiętam zimy wyglądające jak na ślicznym obrazku lub w hollywoodzkim filmie. Gdy napadało śniegu przynajmniej po kolana, to utrzymywał się on do marca, bo mróz trzaskał i nie odpuszczał po kilku dniach. Lepiło się bałwany, jeździło na sankach lub łyżwach, były śnieżkowe bitwy, zapasy w zaspach i kuligi.Okres adwentu był czasem oczekiwania i wieczorową porą szło się z samodzielnie wykonanymi lampionami do kościoła na roraty. Dopiero kilka dni przed wigilią w domu zaczynało pachnieć świętami - żywym świerkiem przyniesionym z lasu, pomarańczami, pieczonymi piernikami i gotowanym bigosem. Jeszcze tylko strojenie choinki, wypatrywanie pierwszej gwiazdki na niebie, rodzinna wieczerza, śpiewanie kolęd, wizyta Gwiazdora, nocna pasterka, w pierwsze święto odwiedziny u rodziny, a w drugie spacery po okolicy.
Im bardziej w dorosłość, tym mniej magii. Będąc już na swoim, znaczy wynajmowanym, nigdy nie miałem bożonarodzeniowego drzewka, ani nawet namiastki. Dopiero jakieś dwa lata temu stwierdziłem że czas najwyższy, a że od dłuższego czasu bolało mnie serduszko na widok dogorywających na śmietnikach iglastych trucheł, postanowiłem jednego zombiaka przygarnąć pod swój dach, tylko przegapiłem moment adopcji.
Podzieliłem się tym oryginalnym pomysłem koleżankom w pracy i w zeszłym roku jedna z nich zostawiła po świętach swoją jodełkę dla mnie, którą w połowie grudnia przywiozłem na wieśkę i postawiłem na tarasie. Najpierw ustroiłem ją gałązkami z owocami dzikiej róży, a czubek udekorowałem jemiołą, czyli magiczną rośliną Celtów, żyjącą w zawieszeniu pomiędzy niebem, a ziemią. Na to przyszły 52 łańcuchy z kolorowej krepy, 12 wełnianych pomponów i 4 kwiaty z papieru.W domu między salonem, a kuchnią zawiesiłem również spory jemiołowy wiecheć, robiący za podłaźniczkę, przy oknie stanęło kolejne "magiczne" drzewko zmontowane z jesionowej gałęzi, czyli nordyckiego Yggdrasila oraz przywiązanych gałązek jemioły, a na oknie aztecka poinsencja. Jeszcze tylko nasrać na środku i będzie komplet!!!








Brak komentarzy:
Prześlij komentarz