
Trwa najpiękniejszy miesiąc w roku.
Wykorzystując dwudniową przerwę dyżurową, wróciłem na rodzinną wieś i zamiast smażyć ciało w promieniach słonecznych, postanowiłem zrobić coś pożytecznego.
Na rozgrzewkę powiesiłem mamie świeże firanki oraz okopałem ziemniaki na działce.
Następnie pojechałem na rodzinną daczę, gdzie skosiłem jakieś 10 arów traw, pokrzyw i paproci, spacerując boso po wilgotnym, ciepłym, zielonym dywanie.
Kończąc pracowite popołudnie, wyciąłem ręcznie kilkanaście dorodnych drzewek (dębów, sosen oraz lip), bo porosły teren niemiłosiernie.
Pod wieczór zjadłem poczciwy, maminy obiad, czyli gołąbki z ziemniakami, posypanymi świeżym koperkiem.
Pychota!
Zawsze to jakaś odmiana od fafikowych eksperymentów kulinarnych ;)
Przed zaśnięciem pewnie podłubię w warsztacie dorową ośmiornicę, o ile zdołam odpalić skrobaczkę.
Jak dam radę, bo nie spałem po nocce, to może na sen jakiś mały komiks przyswoję.
Jutro jeżeli pogoda dopisze, ciąg dalszy prac polowych: ścięcie większych drzew za pomocą pilarki spalinowej, pocięcie całości na mniejsze kawałki i ułożenie ich w zgrabny stosik (niech schnie na zimę do kominka), pograbienie siana, szybkie porządki w letnisku, a w międzyczasie orzeźwiająca kąpiel w jeziorze.
W zeszłym roku, przy okazji miodobrania, rozpisywałem się o swoich wiejskich przemyśleniach.
Uwielbiam wracać w rodzinne strony, porządnie spocić się przy robocie, nawdychać leśno-łąkowego powietrza, wsłuchać w ptasie trele, patrzeć w chmury, rozgrzać w słońcu, schłodzić w wodzie, poczuć muśnięcia wiatru na skórze...
Czuję się spełniony ;)))

Na zakończenie coś z zupełnie innej beczki.
Jeżeli chcecie zobaczyć więcej z tego detalu, zapraszam do Kimona.
Autor we wpisie, rozważa między innymi pojęcie wstydu związanego nagością (swoją-innych).
Również zastanawiałem się kiedyś nad tą kwestią, przy okazji podwójnej recenzji filmowej.
Ciekawe czy Małpiszon przekroczy kiedyś kolejną granicę swojej twórczej drogi i zaprezentuje pełen akt, bez chowania detalików w cieniu, czy za zasłonką?
Ja chcę do lasuuu! ;)
OdpowiedzUsuńKhe-khem. Ole te drzewka - nieoowocowe, zaznaczam - miały obwodu pnia? W celu nakłonienia mnie do nie składania donosu podaję numer konta w sms-ie ;D
OdpowiedzUsuńmówiłem już że mam fetysz stóp?
OdpowiedzUsuń;] a co do zasłonki i cienia...
OdpowiedzUsuńchyba odpowiedziałem na Twoją ciekawość i pytania u siebie...
nie zależy to ode mnie, ale od modelowanych i osób udostępniających swój wizerunek...
Oj dolo, dolo, co człowieka wygnałaś do miasta... Żeby się dowiedział co jest do stracenia ;)
OdpowiedzUsuńAczkolwiek ja bym optowała za czerwcem - chociaż w tym roku kwitnie i dojrzewa szybciej takie mam wrażenie
Coś stoi na przeszkodzie, żebyś poszła do tego lasu, Choco?
OdpowiedzUsuńDoro, drzewka nie były duże (dlatego napisałem zdrobniale). Największa lipa miała jakieś 20 cm średnicy, także wiele się nie namęczyłem przy wycinaniu, a kary za to chyba też nie będzie, więc nici z łapówki ;-P
Kim, zamieściłem te brudne stopy zupełnie nieświadomie ;>
Jakże Ci ludzie wstydliwi są ;]
Aneto, wioskę doceniałem zanim z bólem serca przenosiłem się do miasta ;-P
Rzeczywiście wegetacja jakaś taka szybsza niż zwykle ;-)
Hadesie, to taki skrót myślowy ;) Chodzi o coś więcej niż samo pójście. Kiedyś o tym pisałam.
OdpowiedzUsuńChoco, tym razem ja z Tobą się droczę ;)
OdpowiedzUsuńZauważyłam ;) Niemożliwy Hadesie ;P
OdpowiedzUsuńWegetacja szybsza bo teraz są już tylko 2 pory roku lato i zima...Mnie na wieś nie tęskno mam tego aż nadto...a skoszona trawa nie pachnie już tak błogo jak kiedyś...nie ma czasu na bieganie boso i za stara jestem na "chowanego"w sąsiadowych kopach siana zresztą kto dziś jeszcze kopi siano ?? od lat widzę już tylko kostki...
OdpowiedzUsuńCzarodziejko, to po części zauważyła Aneta, że doceniamy jak mamy coś od czasu do czasu, bo codziennie zostaje tylko nudna rutyna.
OdpowiedzUsuńDlatego tytuł posta brzmi "(nie)codziennie".
Z jednej strony, tęsknota za tym, że tak rzadko, z drugiej obawa, że gdyby codziennie, to zabiłoby cały romantyzm chwili ;)
Jakież to męskie i urokliwe takie hasanie po lasach i prace domowe! Mrrrr :))))
OdpowiedzUsuń+ pięknie jest czuć się wolnym i móc chodzić na boso po bezkresnych przestrzeniach.
dokładnie...masz rację :)
OdpowiedzUsuńBożenko, te łąki i te stogi z oddalenia I z pamięci pachną BARDZO.
OdpowiedzUsuńSłuszna racja Anetko :)
OdpowiedzUsuńWszyscy macie rację ;)))
OdpowiedzUsuń