O mojej znajomości z fotografem z Łodzi Ryśkiem Łucyszynem, dzięki któremu zacząłem przygodę z modelingiem, pisałem przy okazji tych wspomnień. Dwa akty jego autorstwa, które bardzo lubię, znalazły się w tym wpisie. Właściwie nie bardzo mam co dodać do tamtych tekstów. Może jedynie tyle, że z racji tego iż specjalizował się w akcie męskim, nauczył mnie jak pracować ciałem i mięśniami, żeby ładnie prezentowały się na zdjęciach.
Pokazywane tutaj sesje pochodzą z naszych dwóch pierwszych spotkań. Plażowego oraz w jego maleńkim studio, zaaranżowanym w mieszkaniu na ostatnim piętrze łódzkiego bloku.
Drugą umiejętnością, którą zyskałem dzięki pracy z nim, jest prawidłowe ustawianie się do światła. Uważam, że Rysiek był mistrzem światłocienia. Potrafił ustawiać je długie minuty, tam zdjął, tu dodał, coś tam przestawił, zanim sam był zadowolony z uzyskanego efektu. Podczas tej mozolnej pracy, obserwowałem jak układa się ono na ciele.
Choć model(ka) nie ma bezpośredniego wglądu w powstający kadr, powinna
znać chociaż podstawy umiejętnej prezencji, czyli czuć swoje ciało oraz
światło, a także pokazać odpowiednie emocje.
Poniższe dwa zdjęcia, nie bez powodu kojarzą się z pewnym filmem.
W kwestii zaprezentowanych tutaj stylizacji są one oczywiście moje własne, co pokazuje że właściwie od zawsze nie ubierałem się do końca normalnie.
Natomiast na poniższym portrecie dokładnie widać, że jestem... krzywy. Obecnie mniej więcej jestem w stanie tą asymetrię skorygować do zdjęć, natomiast lubię jak fotograf mi o tym fakcie przypomina, albo dokładnie mnie do zdjęcia ustawia.






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz