Jeszcze rano wyraziłem w pracy swoją obawę, która wieczorem przed lustrem stała się rzeczywistością ;]
Widocznie ten schemat lubi się corocznie powtarzać ;)))
Rok temu, tuż przed moim systematycznym oddawaniem krwi, poszedłem nad Wisłę pozbyć się bladych, pozimowych plam na skórze.
Wróciłem z kleszczem, co zdyskwalifikowało mnie na pół roku jako krwiodawcę.
Nieuchronnie pod koniec wakacji, zbliżał się koniec kwarantanny, gdy znienacka ukąsił mnie kolejny skubaniec.
Tym sposobem krew zdołałem oddać dopiero tej wiosny.
Po dwóch miesiącach można oddawać kolejny raz, co miałem uczynić w nadchodzący poniedziałek.
Niestety.
Tym razem krwiopijcę zlokalizowałem na lewym obojczyku.
Jego zmiażdżone truchło spłynęło już kanałami, a ja zostałem bez czekolad i z buzującym nadmiarem krwi ;DDD
Znów nie będę mógł sam ze sobą wytrzymać, a co dopiero inni ;)))
Chyba tym razem skoczę po pijawki ;]
Wracając do pracy, wykazałem się dzisiaj niesamowitą yntelygencjom ;)
Kury ostatnio mają manię przeliczania godzin do wypracowania w grafiku i udaje im się wyszukiwać jakieś kfiatki.
Również wkręciłem się w ten proceder.
Liczu, liczu, a tu mi wychodzi, że w maju mam o dyżur za dużo.
Pędzę radośnie, żeby wkurzyć szefową perspektywą płacenia nadgodzin lub oddania wolnego, a ona zupełnie przytomnie się pyta:
- Nie miałeś w tym miesiącu żadnych nadgodzin?
- Eeeeeeeeeeeeeeeeeee.... Miałem ;]
- Dziekuję. Do widzenia.
- Do widzenia ;DDDDDD
Trzeba się hds nazywać, żeby takie reklamacje składać.
Pewnie kleszcz mi kawałek mózgu zassał hahahahaha
Powiem tylko, że rozumiem ten buzujący nadmiar krwi ;) Ja co prawda nie przez kleszcza, ale przez to świństwo, co je muszę jeszcze brać, ale tych małych "gnid" nie lubię, najchętniej bym je wszystkie wytępiła. Bez litości.
OdpowiedzUsuńMi one nie przeszkadzają.
OdpowiedzUsuńSwędzenie jest trochę inne niż po komarze ;D
Gdyby tylko nie dyskwalifikowali po ukąszeniu ;/
Hadesie, ja ani jednych, ani drugich nie lubię. Nie zliczę, ile razy miałam...
OdpowiedzUsuńGdyby tylko... gdyby one nie miały możliwości częstować ludzi świństwami...
kleszczaki ponuraki potrafią czasem dać w kość z tego co słyszałem...
OdpowiedzUsuńmimo, że tyle lasów człowiek przehasał... w tylu trawach siedział... nie miałem nigdy kleszcza...
spacerowały po mnie- owszem- ale nigdy nie kwapiły się napić ;]
już kiedyś pisałem, że owady nigdy mnie nie lubiły ;] nawet komarzyce...
zawsze sobie wybierają inną ofiarę, która ze mną drepta ;]
nawet już owady za mnie się nie łapią...
chyba muszę coś z sobą zrobić...
Mnie raczej lubią kosztować ;D
OdpowiedzUsuńTaki słodziak ze mnie ;)))
takiemu to dobrze...
OdpowiedzUsuńKimi, a Ty byś chciał, aby Cię tak żarły?
OdpowiedzUsuńprzynajmniej mógł powiadać że coś się we mnie... wessało ;P
OdpowiedzUsuńale żeby robale...? ja nie lubię jak mnie gryzą, a gryźć to mnie lubią, a na drapanie się jeszcze się nie uodporniłam.
OdpowiedzUsuńHadesie, lans "na robala"? Mam przykład chorej od roku koleżanki, która wciąż jest niedoleczona i przykład psa, który prawie zdechł na odkleszczową chorobę, więc może ... bądź ostrożny?
OdpowiedzUsuńUważaj na tych kleszczowych krwiopijców,niestety DORO ma rację nie należą do najbezpieczniejszych.
OdpowiedzUsuńFakt. Choróbska od tych miluśkich robalików do najprzyjemniejszych nie należą.
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że trzeba alkohole ograniczyć prawie do zera.
Zawsze po ukąszeniu uważniej poszukuję spacerującego rumienia na skórze, lecz czasami choroba przebiega bezobjawowo ;/
Na coś umrzeć trzeba ;]
Najlepiej umrzeć na starość ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie koniecznie ;/
OdpowiedzUsuńBo na starość to tylko demencja, strzykanie w kościach i kołatanie serca ;P
Miałem dwie znajome, które w wieku 70 lat, zjeździły na stopa całą Europę, obie Ameryki i część Azji. W czasie ostatniej wyprawy jedna z nich umarła na przystanku autobusowym. Druga po powrocie stwierdziła: Jaka piękna śmierć! :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście piękna ;D
OdpowiedzUsuńNo właśnie: Babcie rządzą! ;D
OdpowiedzUsuń