Tylko co z tego.
Za oknem pogoda z pyty, kulturalny sezon ogórkowy trwa w najlepsze i nie ma nic ciekawego do polecania.
Zatem dzisiaj kolejna nieudolna recenzja, a właściwie pierwsze wrażenie, bo jestem dopiero w połowie drogi.
Nocne, wampiryczne rozmówki u Czekoladki, spowodowały że siłą wyobraźni wylądowałem w świecie wykreowanym przez jedną z ulubionych powieściopisarek - Anne Rice.
Krwiopijczy cykl znam na pamięć, choć każda kolejna część, boleśnie wgryza się we własny ogon.
Ahhhhh... ten Lestat, Louis, Klaudia, mokradła Nowego Orleanu i średniowieczny Paryż, tysiącletni kochankowie (Mariusz i Pandora), mroczne dziecko Armand oraz Królowa Akasha.
W mroźne, długie, zimowe noce, nagle nachodzi mnie ochota do ponownego zanurzenia się w ten klimat.
Jednak tym razem nie będzie o modnych krwiopijcach.
Będąc ostatnio w księgarni, dojrzałem książkę Krzyk w niebiosa.

Myślę sobie, pewnie kolejna, jeszcze nieznana mi część cyklu.
Czytam opis na okładce i ze zdziwieniem odkrywam, że czytadło jest o kastratach.
Kupuję i zabieram się do lektury.
Nie dość, że część historii dzieje się w pozostającej w pamięci Wenecji, później przenosi się do wspominanego przez Ketiova Neapolu (czym zachęcił mnie on, do podróży w tym kierunku), to jeszcze jak to zwykle u Anki bywa, wszyscy chodzą wyjebani, nawet księża kapelani, czyli coś co tygryski lubią najbardziej, oczywiście w wyobraźni ;D
Z odtwarzacza leci na okrągło płyta Sacrificium.
Dla przypomnienia obejrzałem Farinellego.
Lada moment wdzieję aksamitny surdut oraz buty z obcasikiem, obficie zapudruję twarz, założę olbrzymią perukę, pod którą zalęgną się wszy, niemyte ciało skropię wodą różaną, a do paska przypnę szpadę wraz z maleńkim kordzikiem i będę jak John M... tfu, jak monsieur Vicomte de Valmont, wikłał się w Niebezpieczne związki.
Chyba wszystko zaczyna mi się mieszać. Wsiąkłem zupełnie w klimat ulubionej epoki, gdzie kobiety kuszą głębokimi dekoltami, mężczyźni są tacy zniewieściali i męscy jednocześnie, a kastraci stanowią symbol tamtych czasów.
Potwornie okaleczeni, osiągają boski statut.
Hadesie, mam nadzieję, że kastratem jednak zostać nie zapragniesz... to już lepiej wampirem ;)
OdpowiedzUsuńNie ma takiej opcji ;)
OdpowiedzUsuńI like my balls ;DDD
Ponoć ma powstać film oparty na motywach książki "Wampir Armand".
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że w roli głównej nie obsadzą Antonio Banderasa...:)
Dawno dawno temu kochałam się w Malkowitchu w tej roli...
OdpowiedzUsuńCiekawe co o tym myślę teraz ;)
I ciekawe, że mi to teraz przypomniałeś ;)
OdpowiedzUsuńKonglomerat tworzący głos Farinellego wymiata w tym filmie. Może o to chodzi - nie o boskość, a połączenie jing z jang, jak powiedziałby mój nowy leciwy kolega z piątkowego parkietu (nie, żebym się szlajała nałogowo, ale rozumiecie, była pełnia... ;)
Nie wiedziałem, że są plany do "Wampira Armanda".
OdpowiedzUsuńBanderas zdecydowanie odpada!
Już wtedy nie pasował do tej roli, bo Armand to przecież jeszcze dziecko.
Chyba tylko Klaudia była od niego młodsza, w momencie przemiany ;)
Kastratowa koncepcja jingjangu do mnie przemawia ;D
"Lada moment wdzieję aksamitny surdut oraz buty z obcasikiem, obficie zapudruję twarz, założę olbrzymią perukę, pod którą zalęgną się wszy, niemyte ciało skropię wodą różaną, a do paska przypnę szpadę wraz z maleńkim kordzikiem i będę jak John M... tfu, jak monsieur Vicomte de Valmont, wikłał się w Niebezpieczne związki".
OdpowiedzUsuńSłodki Jezuuu !!!
Na samą myśl człowiek czuje ten zapach...odstraszjący.
Jak wycieczka MPK w 40 stopniowy upał.
Co do wszy, polemizowałaby czy się zalęgną pod peruką.
Toć peruka to dla nich jak komora gazowa ;] padną masowo.
A mnie nie kręcą książki wampiryczne, jakoś się nie mogę przekonać.
Do filmów też.
Jestem cykor z plastyczną wyobraźnią.
Już kiedyś spałam przy zapalonym świetle przez tydzień...bo mi brat ksiązkę podrzucił do pokoju.
"Nekroskop. Wampiry". z tekstem, że teraz na pewno u mnie mieszkają tłocząc się w szparach w podłodze.
Miałam może z 10 lat.
;]
Wszy w takich perukach miały raj na głowie ;D
OdpowiedzUsuńLudzie doczepiali do tych peruk, wymyślne ozdobne puzderka-pułapki na te sympatyczne stworki ;)
Klatki na wszy na głowie ?
OdpowiedzUsuńo_o
Zaczynam powoli rozumieć po co były krynoliny i surduty....
....żeby klatek nie było widać.
Ekhm
Tia ;]
OdpowiedzUsuńA gorsety służyły do zgniatania robali ;)
Twoja logika mnie poraża ;p
OdpowiedzUsuńHadesie i na całe szczęście ;D
OdpowiedzUsuń