Na samym początku były rybki, których nie pamiętam.
Kolejnym zwierzakiem był kundel Dolar.

Pamiętam, jak razem z bratem i tatą poszliśmy wybierać szczeniaka.
Z całej gromady, padło na łaciatego, z charakterystycznym, brązowym jajkiem na czole oraz czarnym jak smoła podniebieniem, co podobno charakteryzuje agresywne psy.
Na samym początku, psiak był biedny, bo gdy przyzwyczaił się do pierwszego imienia, na które reagował - Max, nagle tacie się odwidziało i zmienił je na Dolar ;D
Trochę potrwało, zanim zwierzak się przestawił, a sytuację dodatkowo komplikował fakt, że przecież zdrobniale od Dolar, jest Cent hahaha
Dolar był bardzo żywym kundelkiem i gonił wszystko co się rusza - kury, kaczki, dzieci, rowery, samochody, inne psy, motory, koty, traktory.
Niczemu i nikomu nie przepuścił.
Pewnego razu, odrobinę źle wymierzył, hasając za traktorem i wpadł pod jego koła.
Od tego czasu, kulał na tylną łapę i właściwie biegał na trzech ;)
Generalnie był baaardzo rodzinny i nikogo z nas nawet nie ugryzł, natomiast obcy, był dla niego obcym, którego należało odpowiednio przywitać i pożegnać ;]
Początkowo legowisko miał na klatce schodowej, przed drzwiami mieszkania.
Koledzy wspominali, że aby się ze mną skontaktować, albo wspinali się po poręczy do drzwi, bo pies na nich ujadał, a tak wysoko nie doskoczył, albo dzwonili do drzwi, długim kijem z parteru ;)
Po licznych dobrosąsiedzkich uwagach, piesek został przeniesiony do garażu.
Panicznie bał się wody. Jedną z zabaw, było jego jeziorne kąpanie. Brało się go na ręce i niosło do wody, w tym czasie on zapobiegawczo już "płynął" równomiernie łapkami w powietrzu ;)))
Skończył marnie, gdyż po jednym nieprzyjemnym incydencie, podobno pogryzł jednego dzieciaka (z mojego osobistego śledztwa, wyszło że dureń niepotrzebnie szczuł i drażnił Dolara), mama nie wytrzymała ciągłych skarg na zwierza i został on uśpiony.
W swojej dziecięcej naiwności liczyłem, że może tato gdzieś go tylko wywiózł, a on powróci niebawem.
Miejsce pochówku nieznane.
Po takich zwierzęcych przygodach, padło na stworzenie łagodne - chomika.
Zdjęć nie ma, imienia nie pamiętam, są tylko mgliste wspomnienia.
Chomik, a właściwie chomiczka, nocą namiętnie uciekała z akwarium.
Miała taką siłę, że potrafiła stanąć na tylnych łapach i cierpliwie przez pół nocy, kawałek po kawałku, przesuwać nosem pokrywę akwarium, dociążoną cylindrem silnikowym od samolotu (sic!).
Przynajmniej wiadomo było gdzie jej szukać, gdyż wiła sobie gniazdko w wacie szklanej ;))) kuchenki gazowej, przy okazji policzki wypychając sobie tym materiałem.
Taka dieta nie mogła być bez związku na jej zdrowie, zatem dość szybko pożegnała się z ziemskim padołem.
Była zima, więc ciężko mi było wykopać grób, zatem schowałem jej truchło pod wielką stertą gałęzi, w pobliskim parku.
W chwili jej śmierci, w odwiedzinach był jedna z babć, oczywiście jak to dziecko, strasznie rozpaczałem po stracie, zatem grandmama wyłożyła kasiorę na kolejnego stwora.
To był jeden z niewielu, bardzo przemyślanych zakupów w moim życiu.
Najpierw zaopatrzyłem się w odpowiednią książkę, poczytałem o potrzebach różnych zwierząt, a szczególnie o ich średnim czasie życia.
Po dokładnej lekturze, padło na parę nierozłączek czarnogłowych.

Otrzymały imiona Punia i Zipo.
Przez jakieś pół roku, do lata, żyły w pełnej zgodzie, aż w klatce rozegrała się tragedia, zakończona nagłą śmiercią Puni (zakopałem ją na działce, pod lilakiem).
Podejrzewam, że to była zbrodnia w afekcie, na tle zazdrości ;) ponieważ wbrew pozorom, osamotniona papuga, żyła sobie pogodnie, przez dłuuugie lata.
Teoretycznie papugi miały się bujać przez jakieś 8 lat.
Stwierdziłem, że taki czas jest idealny. Akurat skończę szkołę średnią i nie będzie problemów z ewentualną opieką nad nią, gdy wybędę na studia lub do pracy (w podstawówce jeszcze nie wiedziałem, co będę robił).
Rzeczywistość okazała się inna.
Ptaszor żył jeszcze całe studia i wyjechał ze mną do Torunia (gdy szukałem pracy) oraz do Bydgoszczy (gdy ją znalazłem).
Żyła 16 lat!!! Dwa razy tyle, ile podręczniki każą.
W międzyczasie gdy były już ptaki, tuż przed Bożym Narodzeniem przybłąkała się do nas malutka, puchata kulka (pewnie z jesiennego miotu), wspomniana we wstępie kotka.
Oczywiście zanim nie zajrzałem jej pod ogon (jako główny, rodzinny znawca roślin i zwierząt) nazywała się Wiktor, by później zostać przemianowaną na Wikcię ;)

Wikcia była kotem piwniczno-domowym. W praktyce oznaczało to tyle, że dnie spędzała w domu, natomiast noce i potrzeby, załatwiane były w piwnicy.
Dorobiła się pokaźnej gromady potomstwa, a w każdym miocie zawsze trafiał się jakiś rudzielec. Nawet na bezzębną starość, gdy wszyscy myśleli że już nie może, ona udowadniała że jednak ;D
Tak właściwie nikt z rodziny nie pamięta dokładnie, ile miała lat.
Ja metodą porównawczą, do narodzin córki sąsiadów (obecnie modelki), wiem że na 100% miała osiemnastkę, ale obstawiam 19-20 lat.
Gdyby nie nowotwór sutka, który ostatnio zżerał ją w tempie błyskawicznym, żyłaby w zdrowiu jeszcze parę lat, bo nie było po niej widać oznak starości (oprócz bezzębności).
W chorobie nagle zrobił się z niej straszny przytulak, tak jak wcześniej właziła na kolana raczej tylko tacie, tak później z kolan zgonić się nie dawała.
Rodzinnie podjęliśmy decyzję o jej humanitarnym uśpieniu.
Trzymałem ją do zastrzyku.
07.05.2011. o godz. 09:52 wydała ostatnie tchnienie.
Spoczęła na rodzinnej daczy, obok Zipa, pod wiekowym dębem.
Ze zwierząt pozostał mi jedynie długowieczny, pluszowy Fafik,

który jeżeli nie skończy jak ta maskotka, jeszcze długo będzie mi towarzyszył.
Obecnie jest na służbowym wyjeździe, na Cyprze ;]
Żywego inwentarza, oprócz adoptowanej małpy, chwilowo nie planuję ;D
Fajnie zabrzmiało ostatnie zdanie ;)
OdpowiedzUsuńa ja nie miałam zwierzaka, bo ów biedny zwierzak wciąż musiałby być sam, bo już w podstawówce więcej mnie w domu nie było niż byłam.
Za to gdy tylko odwiedzam moją najastarzą siostrę i jej rodzinę, to ich pies nie odstępuje mnie na krok... z jednego prostego powodu. Zawsze chodzimy na długie spacery ;)
Nawet pluszaka nie miałaś ;>
OdpowiedzUsuńnie no pluszka miałam i mam nawet do dziś ;P
OdpowiedzUsuń"pluszaka" zjadam literki, a przed chwilą obiad jadłam ;)
OdpowiedzUsuńw sumie to takie zwierzątka trocinowe ;)
ej :( miałem zostać adoptowanym dzieckiem Twoim i JIM, a nie zwierzęciem...
OdpowiedzUsuńzwierzaki :DDDDDDDD kapitalny felieton ;]
patrząc na swój dorobek od dzieciństwa, mógłbym wymieniać bez końca przygarniających zwierzaków pod swój dach ;] bo po moim tacie odziedziczyłem bycie ,,zwierzęcą mamką" ;]
z tego co pamiętam i ogarniam:
Sara ( rudy mieszaniec owczarka niemieckiego z labradorem), ale ostatecznie wylądowała u dziadków ;]
Dynamit (owczarek niemiecki- rasowy), czarny pies wojskowy, który zabijał wszystko co się rusza, więc został uśpiony- pilnował mnie zimą, gdy wywożono mnie do lasu w wózku, bym się hartował za młodu ;]
Lola (Foxhound), która kochała mnie nad życie , odprowadzała mnie do szkoły i wiernie czekała na moje przybycie- razem ze mną hasała po koszarach i lasach ;) ktoś ją porwał- są świadkowie :(
były też 4 koty (na raz) ;]
z Ernestem na czele ;]
i co jakiś czas przyłaziły nowe ;]
był królik (Chodziaj), myszoskoczek (The Jump Off), chomik, mysz, szczur i rybki ;]
no i masa zwierząt, które znalazłem ranne w lesie ;] sowa (Sandy), jeż (Tuptuś), zając (Kinia), kawka (Dawid) i ptactwo różnorakie...
jak na razie tyle sobie przypominam ;]
aha :) był też Maksymilian ( owczarek karmelitów) z którym wiernie hasałem, ale wyzionął zimą ducha ze starości...
no i jest Rocco (Bąbel- mieszanka owczarka z dogiem) pies HTF'ów ;]
Choco, a pluszak(i) jakieś imię posiada(ją)?
OdpowiedzUsuńKimi, wychowywałeś się w psiej sforze ;>
To też wiele wyjaśnia ;D
Dziecko, czy zwierzak, to na serio niewielka różnica ;)
Hadesie, jesteś pewny, że niewielka ;P?
OdpowiedzUsuń;] dlatego przestałem jeść zwierzęta ;]
OdpowiedzUsuńskoro człowiek z nimi ciągle funkcjonował ;]
anu co ma niby wyjaśniać? nie rozumiem...
to że masz gromadkę dzieci pod opieką oprócz mnie to wiem ;] więc masz prawo tak stwierdzić, że niewielka- z własnego doświadczenia ha ha ha ;]
OdpowiedzUsuńinaczej się "śpiewa" jak dzieci są cudze, a inaczej jak własne ;)
OdpowiedzUsuńHadesie, oczywiście, że mają ;)
OdpowiedzUsuń;P a kto powiedział, że to cudze?
OdpowiedzUsuńKimi, a czy ja powiedziałam, że to cudze lub własne, stwierdziłam coś z własnego punktu widzenia ;P
OdpowiedzUsuńNormalnie niewielka ;)
OdpowiedzUsuńDzieci są jak zwierzęta, a ich potrzeby ograniczają się do: jeść, pić, srać, spać ;DDD
a o przytulaniu nie zapomniałeś ;)?
OdpowiedzUsuńnie ;]
OdpowiedzUsuńdzieci też mają takie potrzeby ;P
OdpowiedzUsuńnieeeeeeee ;P
OdpowiedzUsuńto wymysł współczesnej kultury ;D
ha ha ha
OdpowiedzUsuńno to ja znam same przytulaśne dzieci ;P
np. Kimi :D
OdpowiedzUsuńNo bo bobasy, są niepotrzebnie przez samolubność dorosłych do potrzeby przytulania przyzwyczajane ;)
OdpowiedzUsuń"Kocyk bezpieczeństwa" w zupełności rewanżuje tą zachciankę ;D
tjaaaa... zwłaszcza jak nieprzyzwyczajane same tego się domagają ;)
OdpowiedzUsuńKimi, a co? Taki przytulak z Ciebie? ;)
OdpowiedzUsuńoł noł ;] nie zgodzę się z Freak'iem ;]
OdpowiedzUsuńja jako dziecko nie przytulane zza młodu, teraz na starość mam zachcianki tuląc się do wszystkiego co się rusza, szturchając, zaczepiając, na piersi zasypiając itd itp :P
pisałem przecież o tym wiele razy ;P
łomatko ;]
dziecko potrzebuje przytulenie jak nic ;)
przez brak czułości wyrastają też... ,,zimne ryby" ;P
właśnie, przytulać trzeba i przytulać się trzeba. od takich uścisków żyje się lepiej, przyjemniej :)
OdpowiedzUsuńcóra mojej przyjaciółki za każdym razem musi mi się wpakować sama na kolana i się poprzytulać, wyściskać mnie i wycałować :D
tia...
OdpowiedzUsuńprzytulanie...
to tylko zachcianka ;)
nie jest niezbędną do życia potrzebą ;P
psy, koty i łasice też lubią żeby je czochrać i przytulać ;D
pytanie czy muszą ;>
HaDeeS nie ściemniaj, potrzebujesz łechtania jak nikt, Ci idzie przez inny kanał ;)
OdpowiedzUsuńI słusznie. Zanim się wczytałam w dyskusję, chciałam napisać "Bosz, ale ten HaDeeS prześliczny, ludzkość ma prawo i obowiązek nieustannie się na niego gapić" ;)
"tylko Ci idzie" miało być, oczywiście :)
OdpowiedzUsuńha ha ha Aneto to teraz pojechałaś ;P
OdpowiedzUsuń%D w takim razie JIM unosi się dumny, że ma HaDeSa pod swoją wyłączność, a ja umieram z dumy, że mam możliwość manipulacji tym pięknem ha ha ha ha
jest dobrze ;P
HaDeS potrzebuje łechtania? jasne że tak ;P
Dorowe żelazko powiedziała mi to już dawno temu ;] ale poczekam na Pink Friday ;P
przecież to tylko zagrywka, haczyk, który jest rzucany, by go łykać jak pelikan ;]
zagrywka, która pociągnie za sobą burze komentarzy ;P
Kimciu, raczej bym przypuszczała, że JIM to bohaterska kobieta, która wzięła ciężar tego obowiązku na swę klatę, że tak się wyrażę ;)
OdpowiedzUsuńW praktyce gospodarstwa domowego muszą się z tym talentem HaDeeSa wiązać liczne uciążliwości ;)
A że Wy trafiliście na siebie w blogowym praoceanie... Może jest tak, że talenty dążą do zrealizowania się ;D
Jeszcze sobie pomyślałam Kimciu, że Wy, artyści tworzący obrazki macie tendencję przeceniać siłę i znaczenie formy. No ale w takim materiale robicie, co poradzić ;)
OdpowiedzUsuńno ba- oczywiście że bohaterska postać z JIM ;]
OdpowiedzUsuńkto by dłużej wytrzymał z tą diabelską materią? jeszcze na dobre i na złe, aż do skończenia świata??? należy się JIM pomnik, popiersie- najlepiej usytuowany w jakimś obiekcie sakralnym ;]
;) nic nie dzieje się bez powodu- bo Freak' zawsze się jakoś odnajdą- popatrz nawet na siebie ;P
jacy artyści? jacy my? przecież to ino passion ;)
Kimciu, mam bohaterską przyjemność ;) towarzyszyć jednemu takiemu mocno uzdolnionemu Panu od jakiegoś czasu, to i trochę zaczynam wiedzieć o czym mówię ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł obiektu sakralnego honorującego rozmaite oblicza bohaterstwa kobiet we współczesnym świecie ;D
JIM wypowiada się jako facet, ale skoro to mają być tylko oblicza to kto by tam wnikał czy bohaterstwo męskie, czy żeńskie:) Mam już kilku kandydatów
OdpowiedzUsuńTego, że łaknę łechtania nigdy nie ukrywałem, ale po pierwsze dzieckiem już dawno nie jestem, może odrobinę zwierzakiem ;)
OdpowiedzUsuńpo drugie, potrzeba przytulania, ciumkania, czochrania, nie jest mi niezbędna jak tlen czy szama ;P
Kimi, moje to byłoby dość marne popiersie :-) No, chyba że jakiś niedokończony "Człowiek kroczący", a skoro w obiekcie sakralnym i niby "aż do skończenia świata", to pewnie gdzieś zmierzający w kierunku małego piekła :-). Ale lubię Cię coraz bardziej.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, HaDeSowy wpis o zwierzątkach życia mnie - zimną rybę - wzruszył... Ech!
OdpowiedzUsuńGupik Gnido (Kimi), nie daj się sobą pomiatać ;P
OdpowiedzUsuńjak nauk pobierałaś?
OOOOOOOOOOOOOOO Ja Cię nie mogę ;)))
OdpowiedzUsuńSama Raba głos dała ;)
Ależ jestem rada ;D
Droga Rabo, tutaj nikt Kimcią nie pomiata ;P
o w dupkę ;P ha ha ha
OdpowiedzUsuńRaba masz wpier**l ;]
myślałaś że ino Ty mną pomiatać możesz flądro ;*
JIM ;]
OdpowiedzUsuńjako Wasze adoptowane dziecko, chyba powinienem się cieszyć, że zaczynasz mnie choć troszkę lubić- mimo że raczej powiadasz to przez zęby ;P
albo z racji szacunku dla swego małżonka ;]
;) ale staram się...
i starać się nadal będę... by od jednego rodzica nie dostawać ciągle pasiorem po plecach ;)