Pandemia koronawirusa trwa w najlepsze.
Władza z miłościwie nam panującym Prezesem ogłosiła stan epidemii, ale do kościółka chodzić można, a na wybory prezydenckie wręcz trzeba.
Generalnie mi to lotto, bo jeśli Adrian dalej będzie zgrywał klauna na drugiej kadencji to wypieprzam na Lofoty i jeszcze wystąpię o polityczny azyl.
Jednak pozostańmy w sferze rzeczywistej, a nie urojonych marzeń.
Ludzie (z niewielkimi wyjątkami) siedzą w domach, gospodarka stoi, za chwilę sporo firm będzie się zmagać z widmem bankructwa.
Teraz mogę się cieszyć, że mając wybór zostałem pielęgniarzem.
Społeczeństwo do tej pory traktowało Ciebie jak gówno, ale teraz SZACUN i klękajcie narody. Jeśli nie zdechnę od zarazy, to przynajmniej nie zbankrutuję, choć po drodze jest szansa że zeświruję zupełnie.
Jeśli nie przegryzę tętnicy szefostwu, to potnę własne żyły.
Zacząłem właśnie tydzień wolnego, zaplanowanego na foty, z których z przyczyn oczywistych nici. Placówki kulturalne zamknięte, myślę sobie... na wieśkę pojadę, ale bardziej racjonalni ode mnie podpowiedzieli, że jestem w grupie ryzyka ekspozycji na patogen, a rodzice w grupie ryzyka zwiększonej śmiertelności.
No nie wyskoczę, jak wieśkę kocham!
Nic tylko pić!
Przynajmniej jest nadzieja, że wraz z całą gospodarką, zwolni komiksowa hossa, bo od paru miesięcy portfel nie wydoli na wszystkie pozycje.
Tymczasem w eterze piosnka taka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz