Wybrałem się w minione Boże Ciało na jednodniowy wypad do Chałup. Co prawda pogodynka przewidywała jakieś przelotne deszcze, ale przecież z cukru nie jestem.
Wysiadłem w Kuźnicy, bo chałupska plaża naturystyczna jest dokładnie w połowie pomiędzy. Akurat przez wioskę szła procesja, skutecznie blokując ruch samochodowy. Po szybkich zakupach oraz beforowym piwku, szybkim krokiem popędziłem nad morze. Wychodząc z lasu na piasek, mijałem sporą ilość ludzi ewakuujących się pośpiesznie. W sumie nic dziwnego, skoro na zachodzie rysował się taki widoczek.
Myślę sobie, też mi coś.
Przelotna burza.
Przeczekam.
Zmoknę i później wyschnę na słońcu.
Rozłożyłem ręcznik, usiadłem na nim nie zdejmując ciuchów, deszcz zaczął kropić i chwilę później jebła mnie ściana piachu (to ten biały tuman majaczący na horyzoncie). Przyjemności z tego żadnej, więc postanowiłem przenieść się do lasu pod pobliski kamień. Tak wiem, że siedzenie w lesie podczas burzy nie jest zbyt inteligentnym pomysłem, ale po pierwsze miejscówka jest w obniżeniu terenu, więc ryzyko oberwania piorunem znikome, po drugie jakby leciały gałęzie z drzew, to najprawdopodobniej najpierw uderzałyby w głaz, po trzecie wszelkie zabudowania i tak fhój daleko.
Umościłem sobie gniazdko pod tym obeliskiem i rozpętał się ARMAGEDON!
Grad z deszczem, gromy huczą jednostajnie, ściółka wokół płynie, a ja sobie siedzę półnagi, bo przecież po co brać cokolwiek przeciwdeszczowego, starając się ciałem chociaż ochronić plecak przed zamoknięciem. Po godzinie takiego napierdalania wreszcie przestało, ale chęć na plażowe wysychanie odeszła w zapomnienie.
Jeszcze nigdy w życiu tak mnie nie zgnoiło!
Bagażu też nie uratowałem, czyli cztery komiksy straciły jakąkolwiek wartość rynkową.
Zziębnięty, mokry, oblepiony piaskiem wróciłem do Emila. Racząc się szprotkowymi czipsami oraz dogrzewając herbatą i winem, doczekałem do pociągu powrotnego.
Mimo, że kąpieli w morzu nie zaliczyłem, to jednak wody miałem po dziurki w nosie.
Nauka na przyszłość - pakować komiksy w reklamówkę (najlepiej podwójnie)!



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz