Kylie Minogue jest moją ulubioną piosenkarką zagraniczną.
Kompletnie nie jestem w stanie określić dlaczego właśnie ona, a nie Madonna, Lady Gaga czy Cher.
Mogę natomiast wskazać moment, od którego zaiskrzyło, czyli 2001 rok i premiera płyty "Fever".
Artystka nagrywała kolejne płyty, raz lepsze, czasem gorsze, a youtube'owy algorytm większość jej piosenek proponuje jako ulubione, choć nie subskrybuję jej kanału.
Na początku czerwca gruchnęła niespodziewana wiadomość, że na zbliżającym się Open'er w Gdyni wystąpi ONA!
Wspomniana obawa odnośnie zgromadzeń ludzkich, skutecznie blokowała mnie przed tego rodzaju festiwalami, ale jak z większością własnych kompleksów, blokad i lęków, postanowiłem z tą również w końcu zawalczyć, zaczynając chodzić na koncerty, począwszy od tych bardziej kameralnych, ale zawsze stojąc gdzieś z boku lub na tyłach, mając upatrzone wszystkie możliwości szybkiego spierdolenia.
Wspomniana obawa odnośnie zgromadzeń ludzkich, skutecznie blokowała mnie przed tego rodzaju festiwalami, ale jak z większością własnych kompleksów, blokad i lęków, postanowiłem z tą również w końcu zawalczyć, zaczynając chodzić na koncerty, począwszy od tych bardziej kameralnych, ale zawsze stojąc gdzieś z boku lub na tyłach, mając upatrzone wszystkie możliwości szybkiego spierdolenia.
Przyjechałem na event dość wcześnie, żeby na spokojnie zobaczyć atrakcje oferowane w tej wygórowanej dla pielęgniarza cenie.
Pięć scen z różną muzyką, morze foodtracków z żarciem i alkoholem drogim jak za zboże, strefa modowa z pokazami na żywo,
teatry na które nie poszedłem, bo jednak byłem za późno, muzeum z wystawą Daniela Rycharskiego, itd.
Jakieś siedem godzin spędziłem na łażeniu po tym rozległym terenie, mijając pijaną młodzież i zblazowaną hipsteriadę oraz oderwaną od rzeczywistości influencerkę.
Pięć scen z różną muzyką, morze foodtracków z żarciem i alkoholem drogim jak za zboże, strefa modowa z pokazami na żywo,
teatry na które nie poszedłem, bo jednak byłem za późno, muzeum z wystawą Daniela Rycharskiego, itd.
Jakieś siedem godzin spędziłem na łażeniu po tym rozległym terenie, mijając pijaną młodzież i zblazowaną hipsteriadę oraz oderwaną od rzeczywistości influencerkę.
Kompletnie nie moja bajka, klimatu nie poczułem, nie mój target. Dziękuję, raczej nie powtórzę, chyba że...
Dopiero o 22:00 na dłużej zasłuchałem się w występ The Smashing Pumpkins, po których chwilę po północy na scenę wyszła Bogini Popu.
W myśl powiedzenia RAZ KOZIE ŚMIERĆ, wbiłem się prawie pod samą scenę.
W myśl powiedzenia RAZ KOZIE ŚMIERĆ, wbiłem się prawie pod samą scenę.

















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz