sobota, 27 lipca 2019

Kasandryczne wizje

Płynąc na fali niezbyt miłych zjawisk oraz uczuć z nimi związanych, wzięło mnie na głębsze przemyślenia egzystencjalne, które można podsumować zdaniem "Vanitas vanitatum et omnia vanitas".
Życie osobiste ostatnio osiąga temperatury letnie, a do tego jakoś częściej zdarzają się skrajne amplitudy, gdzie gwałtowny skok temperatury kończy się kilkudniową zmarzliną.
Praca od kilku lat jest równią pochyłą. Kurnik w rozsypce, bo jedynym celem Kwoki jest nie spierdolić się z hukiem z grzędy, na którą po trupach się wdrapała.
W fotoziutkowie stagnacja, choć niektóre leszcze pluskają się w tym bajorze aż miło, a perły coraz rzadsze, jakieś takie mizerne i wyblakłe.
O dziwo komiksowo przeżywa hossę, więc żniwa i świniobicie trwają w najlepsze. Grunt żeby nie zajeździć tej kobyłki, choć z perspektywy mojego portfela zamiast cwałować, mogłaby wyhamować do kłusa.
Kraj ostro skręcił w prawo i nic nie wskazuje żeby w najbliższym czasie miało cokolwiek się zmienić. Do tego permanentna susza i serce się kraje na widok wysychających jezior i rzek, lipcowych żniw oraz żółknących liści na drzewach.
Globalny klimat się ociepla, masowe wymieranie gatunków trwa. Staram się zostawiać jak najmniejszy ślad węglowy, który prawdopodobnie jest o wiele mniejszy niż większości moich znajomych, to i tak zbyt wielki.
Wesoła piosenka na finał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz