środa, 27 lutego 2019

BardotLENKA

Według mojej estetyki Lenka jest cholernie blisko kobiecego ideału!
Perfekcyjne proporcje, twarz niewiniątka i ognisty temperament.
Ubolewam niezmiernie, że taki typ sylwetki wyszedł z mody jakieś pół wieku temu.
Skoro ideał, to na poświęconych jej dwóch polaroidach, postanowiłem bardzo luźno nawiązać do Botticellego.
Kate & Lenka
Nie licząc jeszcze kilku pojedynczych szotów, to już wszystkie zdjęcia, które poczyniłem na Korfu.

poniedziałek, 25 lutego 2019

Comicbook mountain

czyli
SHAME HILL
Na polskim rynku komiksowym od kilku lat trwa hossa. Wydawane są komiksy małe, duże, dla dorosłych i dla dzieci, kolekcjonerskie, masowe, dobre i gówniane.
Jako człowiek uzależniony od tego medium, powinienem skakać z radości i pewnie tak bym czynił, gdybym miał gruby portfel oraz dużo wolnego czasu.
Tymczasem budżet ledwo się domyka, a zarabiać trzeba, czyli chodzić w kieracie, no i tworzy się kwadratura koła, a nieprzeczytany górotwór ciągle się wypiętrza.
Początkowo próbowałem go eksploatować bez żadnego klucza, aż przyszło olśnienie. Pomijając pojedyncze, zamknięte albumy, które teraz traktuję jak rodzynki w cieście (czasem niestrawne), serie publikowane są w trybie 3-4 miesięcznym. Jak czytałem je na bieżąco, wiele niuansów mi umykało, bo po prostu o nich zapominałem. Więc obecnie cierpliwie czekam, aż ukaże się całość. Przyjemność takiego poznawania historii o wiele większa.
Paradoksalnie czekam na krach. 
Z mojego punktu widzenia wiele się nie zmieni, ponieważ wtedy będę mógł nadgonić inwestycje archiwalne, a po zimie znowu wiosna i tak wkoło.

piątek, 22 lutego 2019

Z małpką po Podhalu

Dzisiejszy wpis jest kompletnie z dupy, czyli z serii zapchajdziury, żeby nie zapomnieć jak korzystać z klawiatury i bloggera, a dotyczy wycieczki szkolnej do Zakopanego. O ile wcześniejszy wpis dotyczący tego miejsca, obrazowały fotki zrobione Smieną, podczas wyjazdu z podstawówki, to ten pochodzi z czasów licealnych, a zdjęcia pyknięte były jakąś "małpką".
Pomijając kolor, ewidentnie widać różnicę w intuicyjnym podejściu do robionych zdjęć. Poprzednie powstały na aparacie, na którym wiele parametrów należało ustawić, więc kadry są bardziej świadome i przemyślane. Tymczasem tutaj jest ewidentny, fristajlowy reportaż, bo sprzęt nie wymagał intelektualnej gimnastyki.
Ciekawostką jest pierwsze selfi.
O ile mnie pamięć nie myli, a było to w 1993 roku, byliśmy zakwaterowani w Ośrodku Wypoczynkowym Dafne.
Syfiasty przeokropnie, co starałem się uchwycić na zdjęciach.
Standardowe wycieczki piesze, czyli Dolina Kościeliska, Morskie Oko, Gubałówka itp.
Smreczyński Staw
Wąwóz Kraków
Wodogrzmoty Mickiewicza
Morskie Oko
W drodze powrotnej szybkim pędem zaliczyliśmy Wawel w Krakowie.

środa, 20 lutego 2019

Eteryczna Katarzyna

Z Kaciaryną vel Kate Ri znamy się jak łyse konie. Znaczy się fotograficznie, bo na zadzierzgnięcie bliższych relacji nie ma po prostu czasu. 
Jest modelką, z którą rozumiemy się bez słów, czyli fotograf ma ułatwione zadanie, bo współpracujemy intuicyjnie, przez co pozy są bardzo naturalne.
Kaśkę szczerze podziwiam za konsekwencję w kreowaniu siebie. 
Postanowiła zostać modelką podróżującą po świecie i  łącząc przyjemne z pożytecznym, w ten sposób zarabiać na życie.
Wychodzi jej to znakomicie, bo nie jest stereotypową głupiutką lalą, tylko świadomą swoich zalet i wad kobietą, władającą kilkoma językami.
Podczas pleneru na Korfu zachwyciłem się jej nowym kolorem włosów, więc żeby jak najmniej odwracać od nich uwagę, postanowiłem ubrać ją w biały płaszcz przeciwdeszczowy.
Powyżej Kate i Angela jako Kumoszki-Kokoszki.
Kurki, które są ocieplaczami na jajka, kupiłem w Tykocinie.

czwartek, 14 lutego 2019

Przednówkowy socjopata

Wbrew wcześniejszym obawom wreszcie przyszedł ten okres.
PŁOŃ KURWO!!!
... czyli chciałoby się zostać Neronem i spalić cały beznadziejny świat, by chwilę później zniknąć pod schodami w schowku na szczotki  i chlipać cichutko w brudnego mopa.
Drażni absolutnie wszystko.
Ludzie przychodzący na ostatnią chwilę do kina, bo przecież nie będą oglądać reklam, ale kompletnie nie przeszkadza im to w przeciskaniu się między innymi, z pudłem śmierdzącego popcornu, czy innych nachiosów, by później żreć to w trakcie oglądania hałasując i świniąc wokół.
Zalew chujowych zdjęć, gdzie dodatkowo modelki mają jakieś dziwnie egzotyczne imiona: Mamiya, Bronica, Revueflex, Fuji, Superia, Praktica...
Debilizm niewykształconych znajomych, którzy notorycznie z okrzykiem EUREKA "odkrywają Amerykę", a szczytem elokwentnej rozmowy jest wymiana przepisów na zupę lub sałatkę, ewentualnie cynk o promce w Pepco, Biedrze czy innym Kerfie.
Mameje drogowe, jeżdżące samotnie w wieloosobowych brykach, czując się jak królowie szos.
Brak świadomości ekologicznej Polaków, śmiecących gdzie popadnie, bez szacunku dla przyrody, zużywający hektolitry wody i gigawaty prądu.
Lekarze bez wiedzy, natomiast z syndromem doktora. Pielęgniarki powielające stereotyp głupiej, leniwej cipy, plotkujące o wszystkich w trakcie popijania nastej kawy.
Polityka od której staram się odciąć najlepiej jak umiem, a i tak wciska się przez każdą życiową szparę.
Pomijam szaroburogównianą pogodę, na którą kompletnie nie mam wpływu.

Grunt to pamiętać, że to stan cykliczny, którym należy się martwić gdy się przedłuży.
Ograniczyć dostęp do materiałów wybuchowych, łatwopalnych oraz szybkostrzelnych.

środa, 13 lutego 2019

Klaudia B.

Klaudię poznałem jakiś rok temu. 
Zaprosiła mnie do siebie na wspólną sesję, która zaowocowała miłą, fotograficzną znajomością.
W miniony weekend gdzieś na Mazurach organizowała swoje urodziny, stąd moje ostatnie przygody podróżnicze
Przy okazji kolejnego spotkania postanowiłem nadrobić zeszłoroczną niefortunną awarię polaroida, co zaowocowało trzema poniższymi klatkami.

poniedziałek, 11 lutego 2019

Przygody podróżne

Kilka dni temu w Polsce choć jeszcze luty zawitała Wiosna, czyli nowa partia polityczna. Jedną z wielu kiełbas wyborczych jest poprawa publicznego transportu "prowincjonalnego". 
Podróżując po kraju dość często z niego korzystam i faktycznie nie jest dobrze, właściwie obecnie to panuje w tym sektorze Dziki Zachód, choć to niekoniecznie jednak dobre porównanie, bo tam podobno wg kursów dyliżansów można było regulować zegarki. O ile z kolejami nie jest najgorzej, przynajmniej z połączeniami między dużymi miastami, to linie regionalne albo dogorywają, gdzie pociągi kursują średnio dwa razy na dobę lub zostały dawno zamknięte, bo nie rentowne. Infrastruktura niszczeje, zamknięte dworce popadają w ruinę, zanieczyszczenie powietrza rośnie, transport kołowy obsługują SzwagroPole, a dostać się do przysłowiowej pipidówy graniczy z cudem.
Mrągowo aż taką pipidówą nie jest, natomiast dojazd do niego, przynajmniej poza sezonem letnim to dramat, który zamierzam przedstawić w trzech aktach.
Akt pierwszy
Pomijając bzdurę jaką pokazała mi aplikacja jakdojadę, do Olsztyna Głównego dostałem się bezproblemowo i bezprzesiadkowo. Mając około godzinę do busa, nauczony poprzednimi podróżami poszedłem na Dworzec PKS, żeby upewnić się czy bryka faktycznie pośmiga. Patrzę! A tu za 5 minut startuje autobus, którego apka nie pokazała, idę na właściwy peron, a tam ludzi tyle jakby przed Ruskimi w panice uciekali. Nastawiony wcześniej, że pojadę później, bez żalu poszedłem się posilić, zamiast dopychać do furmanki. Z lekkim opóźnieniem przyjechała ta właściwa i na godzinnej trasie, dokoptowała dodatkową godzinę jazdy, choć warunki drogowe jak na zimę były idealne. Lot WizzAirem, w porównaniu z tym czymś, jawił się niczym luksusowe Emirates. Ilość miejsca na nogi była chyba wystarczająca dla kilkuletnich dzieci.
Akt drugi
Wybrałem wcześniejszą opcję powrotu. Poszedłem na olbrzymi plac autobusowy, bo stojące tam dwie szklane wiaty, z czego jedna potłuczona oraz toitoi, żeby pasażerowie nie srali po krzakach, ciężko nazwać dworcem z prawdziwego zdarzenia. Odstałem dość długo, bo przecież ten autobus też być może złapał opóźnienie, nie doczekałem jego przyjazdu. Stojący opodal dworzec PKP oczywiście zbity dechami, więc mając trzy godziny do kolejnego transportera poszedłem przejść się po mieścince, przy okazji szukając bankomatu, ale przecież niedziela nie handlowa, markety pozamykane, a wraz z nimi automaty z hajsem. Po kilku próbach wreszcie mi się udało wypłacić kasę, ale czasu jeszcze sporo, więc wróciłem do wiaty poczytać prasę.
Akt trzeci
Przez ostatnią godzinę czekania czułem się niczym Dziewczynka z Zapałkami, znaczy się dupa prawie mi zamarzła. Aplikacja oczywiście chuja prawdę pokazywała, bo krzywa rozpiska wywieszona na słupie, informowała o busie innego przewoźnika, jadącym kolejne 20 minut później, który o dziwo faktycznie przyjechał. Dalsza podróż odbyła się bez większych komplikacji.

WIOSNO!!! Życzę powodzenia w spełnianiu obietnic wyborczych po zwycięskiej kampanii, ponieważ nadal nie zamierzam posiadać własnego auta.

środa, 6 lutego 2019

Przyrodnicze abstrakty

Zakupiłem na zimę dwa wkłady polaroidów B&W.
Po pierwsze, żeby posiłować się z czarno-białą materią, za którą nie przepadam i jej nie czuję, a wyszedłem z założenia, że w surowym, zimowym klimacie będzie łatwiej, tak jak na Islandii.
Po drugie, chciałem sprawdzić na ile da się robić polaski w ujemnych temperaturach, gdzie producent, ani doświadczeni fotografowie nie zalecają, bo po prostu "chemia" nie pracuje tak jak powinna.

Pierwszej próby dokonałem podczas sylwestrowego spaceru po Helu, gdzie temperatura była około zera.
Kolejne trzy zdjęcia strzeliłem nad Wisłą, termometr wskazywał jakieś 10 stopni na minusie i podczas czwartej próby aparat odmówił posłuszeństwa. Obstawiam, że prawdopodobnie jednak mechanizm zamarzł, bo na kolejnym spacerze działał bez zarzutu.