wtorek, 27 marca 2018

Bozikowy Drag




W zeszłym tygodniu pisałem o polaroidowym projekcie, który ma na celu uwiecznianie wizerunków polskich drag queens, więc uznałem żeby pokazać kolejną sesję crossdressingową z bogatego pf.  
Pierwszą profesjonalną zrobiliśmy razem z Martą Machej, ale wcześniej były ludowe Maszki.


Boziki to para współczesnych hipisów.
Poznałem ich ponad dwa lata temu na mikroplenerze w Wielkim Leźnie, gdzie Aga wcieliła się w rolę uwodzicielskiej Dalili.
Tym razem moją partnerką został Piotrek.
Prywatnie to megapozytywni ludzie, którzy przemieszczają się czerwoną "cytryną" oraz robią najpyszniejszą cytrynówkę na świecie.
foto by Aga Urbańska
Prezentowana sesja powstała pod koniec sierpnia 2016 roku, na pierwszej edycji Pleneru Serduszko, którą w moim prywatnym rankingu uznaję za najfajniejszy spęd foto tegoż roku.
Tło postawione w ogrodzie, które bez przerwy się wywalało od podmuchów wiatru, plaga gryzących jak diabli komarów oraz wyścig ze światłem, ponieważ sesję realizowaliśmy późnym popołudniem.
Bozikowa ostatnio stwierdziła, że to "chyba ich ulubiona sesja". 
foto by Aga Urbańska
Ciuchy to kompletny miszmasz, część z kolekcji własnej, coś tam od Eweliny
Makijażami zajęła się Aga Lewandrowska, a z racji posiadania na ryju dość sporej ilości mejkapów, muszę obiektywnie stwierdzić, że do tej pory był to najlepszy wizaż dq jaki miałem. Po prostu dziewczyny, które na co dzień malują kobiety, robiły przepiękne beauty, któremu brakowało dragowego odjechania.


Jak już się zrobiło zbyt ciemno, przenieśliśmy się do sali bilardowej agroturystyki Sarnak.
W sumie to chyba bardziej for fun, 
bo lepiej wyszedł backstage, pokazujący chociażby fakt, że profesjonalny wizaż to nie tylko makijaże, ale również tuning reszty ciała.


Na koniec dwa zdjęcia Doroty Pat, która powoli rozwija swoje portfolio.

Ostatnio zastanawiałem się skąd (oprócz maszkowania) wzięła mi się zajawka na przebieranki?
Przy okazji wpisu o lomografii przypomniało mi się jaki miałem dylemat, podczas wyjazdu do Zakopanego. Jaką kupić sobie piracką kasetę w ramach pamiątki? 
Haddaway czy Army of Lovers?
Jean-Pierre Barda był pozytywnie odjechany, umiejętnie splatając aspekty obu płci (połączenie niskiego głosu, kobiecych ciuchów, mocnego męskiego owłosienia i kocich ruchów), że to silnie działało na moją młodzieńczą wyobraźnię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz