Mniej więcej od roku nie mam (odpukać) nawrotów depresji. Mam wrażenie, że wreszcie wrócił huncwot hds, który zakładał tego bloga. Ciut krejzi, niepoprawny optymista, z różnymi pomysłami oraz przemyśleniami. Co prawda już kilka razy zdarzało mi się otrąbić sukces (chociażby tutaj), a potem znowu wracała znicha. Kiedy zaczynało się pierwsze konkretne szorowanie po dnie, założyłem jeszcze jeden (prywatny) blog w formie pamiętnika, zatytułowany jak ten post, bo dojrzałem do tego, żeby upublicznić te słowa oraz emocje.
Dwoje w jednym ciele
06-09-2012 22:24
Dwa greckie bóstwa, które tutaj jednym się stają.
Rok temu rozpalił me zmysły pierwszy z nich, a dzisiaj drugi pieści mrocznymi skrzydłami.
Traktuję tego bloga jak zawór bezpieczeństwa, gdzie będę opisywał swoje intymności i zapisywał to co mi teraz w duszy gra.
Amor
07-09-2012 17:27
Wszystko zaczęło się na początku 2011 roku.
Najpierw internetowe zaczepki, później dłuuugie rozmowy na gg, pierwsze spotkanie i kolejne, na którym już zaczęło poważnie iskrzyć.
Powinienem powiedzieć basta i nie pozwolić na rozwinięcie się kiełkującego uczucia w coś więcej.
Z tego wyjazdu pamiętam głównie wspólną jazdę na torze saneczkowym oraz pocałunek ponad miastem.
Pod koniec wakacji wizyta u mnie. Wędrówki po lasach. Drżące ciało w wodach jeziora i moich objęciach (zimno?, strach?, podniecenie?). Napad śmiechu w miejscu kultu. Nocne zwierzenia w domku nad wodą, na podłodze, wśród "miliona" świec, w cieple kominka.
Zwierzyliśmy się z najgłębszych tajemnic, choć jak się później okazało, jeszcze kilka trupów w szafie było pochowanych.
Właśnie wtedy moja miłość eksplodowała na maksa.
Właśnie wtedy zaczęło się bujanie.
Tak blisko
08-09-2012 20:33
Ostatnio prześladuje mnie ta piosenka. Wydaje mi się, że właśnie tak było.
Z jednej strony byliśmy sobie niezwykle bliscy.
Z drugiej praktycznie wszystko nas różniło.
Wiek (10 lat).
Wykształcenie.
Doświadczenie życiowe.
Odległość (około 600 km).
Mentalność (lód-wrzątek).
Mam wrażenie, że z czasem problemem nie stały się te różnice, tylko bliskość właśnie i to ona będzie przeszkodą w dalszym funkcjonowaniu. Oby znalazł się ktoś, kto przyjdzie na moje miejsce, stał się równie albo jeszcze bardziej bliski, rozumiejąc i akceptując cały bagaż wspomnień, doświadczeń, cech charakteru itd...
Winny
09-09-2012 11:15
Nie czuję się winny w sensie dosłownym, że się nie udało, ponieważ od samego początku, od rozmów na gg byłem całkowicie szczery w tym co mówiłem i robiłem, nie kryjąc żadnych tajemnic za piękną fasadą.
A jednak w momentach zwątpienia pojawiają się pytania, czy uczyniłem absolutnie wszystko żeby było dobrze?
To prawda, że "nie da w dłoni zamknąć się dwóch dzikich serc".
Odwrócenie
11-09-2012 15:43
Często była mowa o "wspinaczce na górę Hades".
Czy aby na pewno była to wędrówka w górę?
Wszak Hades jest bóstwem podziemi, zatem było to staczanie się...
Nie ma mowy u upadku ze szczytu, tylko wycofanie z dołu. Próba wyrwania się z czeluści bagna.
Choć bardzo chciałbym to nie mogę przeszkadzać w odwrocie, mam nadzieję że udanym.
Mroki Tartaru są przeznaczone tylko dla mnie.
Wahadło
12-09-2012 21:03
W tym związku pierwszy raz dotknęła mnie huśtawka skrajnych emocji (od euforii po melancholię).
Zupełnie inaczej funkcjonuję, zatem ta nowość jest dla mnie dyskomfortowa.
Pierwsze duże bujnięcie było pod koniec października i jako tako udało mi się je przetrwać bez szwanku.
Drugie czerwcowe było o wiele gorsze. Byłem bez przerwy przygnębiony, często płakałem, wyżywałem się na otoczeniu, chudłem i nikłem w oczach. Właściwie wtedy już coś we mnie pękło i zdałem sobie sprawę, że to co najlepsze bezpowrotnie zostało zaprzepaszczone, a moje miłosne deklaracje wyewoluowały w kierunku czystej przyjaźni.
Trzecie (obecne) właściwie nie jest zaskoczeniem, choć jest prawie tak ciężko jak wcześniej, jednak jakby nie patrzeć to pisanie tutaj, trochę pozwala mi się oswoić z rzeczywistością.
Problem tkwi gdzie indziej. Drugi upadek pchnął mnie tak mocno w objęcia rozpaczy, że każdy kolejny powrót do światła, choć wydaje się stanem euforycznym, tak naprawdę jest tylko zwyczajną normalnością. Gdzie deprecha to 0, norma 5, a euforia 10. Zatem moja euforia obecnie przesunęła się w pobliże piątki.
Tak bardzo chciałbym cieszyć się z niczego (że słońce świeci, wiatr wieje i deszcz leje) jak dawniej, tym bardziej już nie potrafię.
Mam nadzieję, że to stan przejściowy...
19.09.2012.
28-09-2012 13:27
Wyjechałem w daleką podróż. Gdy przejeżdżałem przez miasto, w którym mieszka czułem niepokój. Co się stanie jak mnie spotka, zobaczy w oknie pociągu...?
Głupie...
Nieprawdopodobne...
Niemożliwe przy takiej ilości mieszkańców i czasie jakim tam spędziłem.
Później dotarłem do miasta jeszcze bardziej związanego.
Wróciły wspomnienia poprzedniego pobytu. Łzy napłynęły do oczu. Do tego przyszedł niespodziewany sms.
Telepatia? Bliska więź? Przypadek?
Jeszcze nie dotarłem do punktu docelowego, a już zaczynam żałować...
20.09.2012.
28-09-2012 13:30
Wędrówka szlakiem.
Góry, doliny, polany, lasy, deszcz, mgła, wiatr, ból pleców, nóg, kołatanie myśli, łzy.
Wczoraj odpowiedziałem , że nie jestem gotowy na spotkanie w cztery oczy, dziś byłem w stanie błagać na kolanach o chwilę rozmowy, wyjaśnienia, ustalenia wielu kwestii, przytulenie.
Już dawno nie miałem takiego chujowego dnia.
21.09.2012.
28-09-2012 13:35
Przynajmniej pogoda się poprawiała. Co prawda zimno i pochmurno, ale popołudniu przynajmniej słońce zaczęło niemrawo wychodzić z grubej warstwy chmur. Wraz z jego promieniami przyszedł trochę lepszy humor. Przyszedł też jakiś pomysł na kolejne dni.
Muszę poprosić o spotkanie.
Muszę wreszcie spróbować znaleźć sens.
Dotychczas byłem raczej bierny w tym co się działo. Jak było powiedziane, tak się stawało. Raz słońce, raz deszcz.
Czas wreszcie wziąć sprawy w swoje ręce i ostatecznie zdecydować.
Wóz albo przewóz!!!
22.09.2012.
28-09-2012 13:38
Skoro wczoraj podjąłem jakąś decyzję, to przynajmniej dzisiaj nie miałem gonitwy myśli, która prześladowała mnie przez kilka ostatnich dni. Wreszcie mogłem skupić się na otoczeniu i starać cieszyć się otaczającym pięknem.
23.09.2012.
28-09-2012 13:44
Powrót.
Choć jeszcze nie do domu, bo przecież chcę się spotkać i porozmawiać.
Wysłałem sms... Zero odzewu.
W mieście spotkania zaczynam w tempie lawinowym popadać w obłęd.
Wieczorem idę do ich mieszkania, a tam pustka.
Współlokator mówi, że wróci jutro wieczorem.
Zastanawiam się, czy się nie włamać i zostawić tylko jakiś ślad po sobie.
Wracam do schroniska i zalewam się łzami jak nigdy w życiu.
Koszmar...
After
30-09-2012 14:48
Jednak udało nam się spotkać i porozmawiać.
Kolejne długie rozmowy, zapewnienia, deklaracje...
Wróciła nadzieja, tym razem podszyta lękiem.
Powiedziałem, że to ostatni raz gdy pozwoliłem tak sobą bujać. Kolejnego razu nie będzie. Będzie bezwzględny koniec, bezgraniczny ból i żal. Pierwszy raz w życiu będę żałował, że kogoś znałem. Ba!!! Że mu zaufałem...
Mimo tego wracam z krainy cieni w nadziei, że od teraz będzie tylko lepiej.
Czas mija
05-11-2012 09:12
Minął kolejny miesiąc.
Po ostatnich bolesnych, szczerych i długich wyjaśnieniach (które z poprzednich takie nie były?), póki co jest... dobrze.
Po każdej kolejnej huśtawce żyłem nadzieją, że już od teraz będzie dobrze.
Tym razem jest inaczej.
Coś we mnie pękło, a pod skórą nadal czai się lęk przed kolejnym załamaniem, które będzie ostatnim.
Lęk spowodowany brakiem zaufania, które wcześniej było bezgraniczne, a w rzeczywistości okazało się nie być studnią bez dna.
Na chwilę obecną stałem się strasznie melancholijny. W życiu bym nie pomyślał, że mógłbym taki być. Ruszają mnie ckliwe piosneczki o miłości, wzruszam się na romantycznych filmach...
Masakra!!!
Okruszek
06-12-2012 01:16
Kolejny miesiąc mija...
Udaję...
Przed sobą, przed bliskimi, przed światem, że jest dobrze.
Muszę brutalnie zabić tą miłość w sobie...
Destrukcja postępuje...
"... kiedy powiesz, że chcesz odejść
ja poproszę mleczną drogę,
żeby prowadziła dzielnie
Ciebie tam gdzie mnie nie będzie.
...
Zostanie koniec naszym początkiem
...
tylko nie budź mnie
Okruszku"
...
Apokalipsa weekendowa była minęła
10-12-2012 11:38
...
Odpowiedź na list
11-12-2012 18:38
...
Inwalida
20-01-2013 13:28
Czuję się o 10 lat starszy niż rok temu i patrząc na siebie w lustrze oraz na zdjęciach, chyba też tak wyglądam.
Po emocjonalnych huśtawkach (odpukać) nie ma śladu. Albo przeszły rzeczywiście, albo są tak dobrze maskowane?
Niby wszystko jest w porządku, często za sobą rozmawiamy, wymieniamy się smsami, za niecały tydzień widzimy się w realu, a ja jednak mam poczucie znacznej straty. Jakby mi nogę urwało i zastąpiono protezą. Generalnie nie mam na co narzekać, chodzić się da, choć czasem występują bóle fantomowe, a proteza się zacina, ale najważniejsze że funkcjonuje.
Z jednej strony widzę, że miniony okres przyniósł wiele pozytywnych zmian, z drugiej mam żal, że z tej przemiany korzysta ktoś inny i w ogóle nie potrafi tego docenić.
Z jednej strony jest tęsknota za tym co było, z drugiej nie pozwalam na nowo wybuchnąć uczuciom, chociaż mógłbym. Szarpię tą ranę nie pozwalając się zabliźnić, bo wolę ranić sam siebie, niż znowu zostać zranionym.
Syndrom ucieczki
23-01-2013 21:37
Miałem dzisiaj "syndrom ucieczki".
Coś co mnie tak poprzednio wkurwiało.
Role się jednak odwróciły i teraz ja jestem tym słabszym ogniwem, które czuje się jakby wcinało się między wódkę i zakąskę.
Różnica między wtedy a teraz jest taka, że rozwiązuję problem rozmową, zanim nie wybuchnie.
Chwilowo obawy zostały rozwiane...
SMS, którego nie wysłałem
21-03-2013 16:46
Raz mówisz o bliskości, kiedy indziej o przepaści. Raz o przyjaźni, potem sugerujesz co innego. Chcesz być dorosły, a zachowujesz się jak dziecko. Gdy wreszcie harujesz jak rzemieślnik, narzekasz że nie masz czasu na bycie artystą. ZDECYDUJ SIĘ! Miałeś nie bujać gałęzią, a co robisz?
Minął rok i trochę
14-10-2013 10:01
Przeczytałem te kilka wpisów, które dotychczas popełniłem.
Wszystko co napisałem cały czas się zgadza i choć wiele z tych rzeczy pisane były pod wpływem skrajnych emocji, to nic nie zostało wypaczone.
Przez rok trochę się zmieniło.
Głównie partner u boku K. Był M. teraz jest Ł. i wizja plecenia wspólnego gniazdka w G. [sic!].
Pojawił się nagle, niczym pacynka wyskakująca na sprężynce z pudełka i po raz kolejny pokazał gdzie jest moje miejsce.
Jak nikogo aktualnie nie ma jest miło, fantastycznie i bajkowo, a jak ktoś się pojawia to jedź Pan na bocznicę i grzej kotły, bo nie znasz dnia, ani godziny, gdy znów pohasamy radośnie w dalszą drogę. Czyli powiedzonko: Byłem. Jestem. Będę. Cały czas ma rację bytu. Tylko, że już jestem tym cholernie zmęczony. Bycie świadkiem kolejnej próby i dobrym tatuśkiem, który podniesie i utuli po kolejnym upadku, mówiącym do porzygu "A nie mówiłem..."
W związku z emigracją na północ zaproponowałem alternatywę, zamieszkania tutaj, stworzenia wspólnej pracowni i budowania czegoś realnego, wreszcie razem, ale obawiam się, że były to tylko moje pobożne życzenia.
Chyba znów czas ustalić jakieś granice i zasady dalszego funkcjonowania, żeby znów nie skończyć w paszczy szaleństwa.
Nowy Rok, nowe nadzieje
05-01-2014 01:24
... chyba jakoś tak to szło...
Tia...
Przez ostatni rok "uśmiercałem" siebie dzień po dniu, dokumentując wszystko fotograficznie.
Taki drugi, dodatkowy wentyl bezpieczeństwa (obok tego bloga pisanego).
Ofelia tonąca w imię miłości.
amor et mors
Chyba już nie mam więcej słów i czynów do zaoferowania?
Po latach
12-04-2018 16:29
Minęły cztery lata od ostatniego wpisu.
Tak wiele się wydarzyło.
Odbiłem się od dna, znalazłem nową miłość, choć z całych sił stopuję serce, żeby nie wybuchło pełnym spektrum uczuć.
W ostatni weekend spotkaliśmy się i emocje zwariowały.
Radość z ponownego spotkania, fascynacja i podziw tym co obecnie robi, smutek że tak się rozlazło, wspomnienie najgorszych chwil, pomieszane z nostalgią.
Fascynujące przeżycie.
Na poczet tego wpisu odrobinę przeredagowałem te archiwalne posty, natomiast dwa zostały świadomie ocenzurowane, ponieważ były zapisem prywatnej, bardzo intymnej korespondencji. Być może kiedyś doczekają się opublikowania w osobnych wpisach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz