wtorek, 6 grudnia 2022

Ćmielowskie trzy gracje

Najważniejszą polską fabryką porcelany jest Ćmielów, która paradoksalnie została założona u schyłku pierwszej Rzeczpospolitej w 1790 roku, natomiast prawie upadła w latach transformacji, czyli po pełnym odzyskaniu niepodległości przez Polskę. W czasach PRL nie było chyba w kraju domu, w którym nie byłoby wyrobów tej manufaktury, tym bardziej że charakteryzowały się one egalitaryzmem, więc dostępne były masowo wytwarzane naczynia i zastawy, czy kolekcjonerskie figurki i tu znowu historia rechocze, gdyż społeczeństwo zachłystujące się zalewem taniej tandety z Chin czy ikeły, w większości wywaliło ćmielowskie starocie na śmieci, przez co obecnie oryginały z tamtych lat śmigają za horrendalne ceny na rynku wtórnym. Natomiast sama fabryka została sprywatyzowana i podzielona na dwa podmioty. Właścicielem pierwszego został Adam Spała, który skupił się głównie na rynku kolekcjonerskim i od inicjałów zarządcy nazywa się AS Ćmielów. Natomiast drugi połączył siły z innymi polskimi fabrykami porcelany (Chodzież i Lubiana), tworząc Polską Grupę Porcelanową, która głównie zajmuje się masową produkcją naczyń.

Moja zajawka na porcelanę zaczęła się przez Lubomira Tomaszewskiego, który dla Ćmielowa zaprojektował całą masę figurek i naczyń, a jego koronnym osiągnięciem jest serwis kawowy Dorota/Ina. Od niego wzięło się też główne założenie kolekcji, czyli skupienie się na formie, która w przypadku tego projektu urzeka prostotą i elegancją, a moim największym marzeniem porcelanowym jest posiadanie pełnej zastawy, wyprodukowanej w czasach komuny.

Mikołaj w tym roku przyniósł bardzo bogate upominki, a mówiąc wprost, właśnie skończyłem spłacać trzy różne filiżanki, które zakupiłem podczas majowej wycieczki do manufaktury AS Ćmielów, więc oficjalnie mogę się nimi pochwalić. Jedną z nich jest właśnie wspomniana, śnieżnobiała Ina. 
W 1936 roku Bronisław Kryński opatentował recepturę wytwarzania różowej porcelany, która od tego czasu była produkowana tylko w Ćmielowie!!! Nie trwało to jednak zbyt długo, ponieważ odkrywca zginął podczas drugiej wojny światowej w obozie koncentracyjnym i wydawało się, że sekret jej wytwarzania zabrał ze sobą w zaświaty. Dopiero wspomnianemu Adamowi Spale udało się parę lat temu odtworzyć recepturę, na podstawie osobistych notatek twórcy.
Ktoś może powiedzieć, że zakup filiżanki wykonanej z takiej porcelany kłóci się z podstawowym założeniem kolekcji, gdzie jasno zostało powiedziane, że ma być ona BIAŁA. Zasadniczo taka nadal jest, tylko dodatek sproszkowanego złota powoduje, że staje się różowa w całej masie, a w wytycznych chodziło głównie o brak malatury, która sama w sobie może być przepiękna, natomiast zaburza odbiór formy. Tym sposobem do Iny/Doroty dołączyła filiżanka wiedeńska, którą na własny użytek nazywam Teresą.
Zaledwie półtora roku temu na świecie pojawiła się porcelana szmaragdowa, której "tajnym" składnikiem jest... szmaragdowy pył, a jej wynalazcą nie kto inny tylko właściciel AS Ćmielów.
Projekt filiżanki wykonanej z tej porcelany, również wymyślił pan Adam i nadał jej imię na cześć swojej córki - Pola.

sobota, 3 grudnia 2022

SpermaDonna

Pod koniec 2020 roku zdechły duet HamKid, na poczet pewnego dokumentu, został reaktywowany na FAKOf, zwany też Katastrofą. Jak zapewne stali czytelnicy tego bloga wiedzą, swego czasu była to bardzo płodna kooperatywa, dzięki której zrodziło się sporo obrazów, grafik, perfo, czy sam projekt Ofelion. Jednym z rodzajów tej działalności były moje "przeróbki" dzieł wyskrobanych łapką Maupeczki, jak chociażby DustyCover, Cernunnos, czy kolorowy tryptyk - 1, 2, 3.

Ten wskrzeszony stfur nie jest już tak aktywny, można wręcz powiedzieć efemeryczny, jednak od czasu do czasu coś tam jeszcze się w eterze wydarza. Parę miesięcy temu wziąłem na tapetę jej stary autoportret przy świeczce. Tak jak w przypadku tryptyku, za pędzel posłużył mi Farfocel zwany obecnie Ptysiakiem, tak tutaj również się nim posługuję, gdyż proces przekształcania cały czas trwa. Tam używałem kolorowej farby akrylowej, natomiast teraz za farbę służy mi sperma, a podkładem jest kurz, z angielskiego dust i w ten sposób holistycznie nawiązuję to tych poprzednich "arcydzieł".


Powolutku powstaje portret Kaśki w świetlistej aureoli, a kolekcjonerzy obrazów chwytają się za głowy.

poniedziałek, 7 listopada 2022

Kiblove mikole

Był wrzesień 1991 roku. Razem z grupą ministrantów laskowickiej parafii, pojechaliśmy na wycieczkę do Warszawy. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ z tej wyprawy pochodzi chyba moje pierwsze zdjęcie, zrobione na tle pociągu EN57, popularnie nazywanego Jednostką, a potocznie Kiblem.

W latach mojej młodości podróżowanie komunikacją zbiorową (PKP, PKS) było zjawiskiem dość powszechnym, z racji dość małego procentu posiadania samochodów. Co prawda moja rodzina taki posiadała, a dość długo tym autem była czeska Skoda 100, jednak wszelkie wycieczki szkolne itp., organizowane były właśnie koleją bądź autobusami. Chyba najbardziej epicką podróżą z lat szkolnych, była pielgrzymka maturzystów na Jasną Górę. Jechaliśmy ówczesnym pośpiesznym w wagonach z przedziałami, więc opiekunowie mieli małą możliwość kontroli, co w nich się dzieje, a działo się tyle, że w Częstochowie prawie wysiadałem "na czterech", z czego mając ogromne wyrzuty sumienia, spowiadałem się totalnie pijany w sanktuarium.

Pierwszą samodzielną wyprawą, właśnie pociągiem, a właściwie kilkoma, bo z przesiadkami, był wyjazd na zlot ptakolubów z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków w Antoninie, na który jechałem dokładnie trzy lata po stolicznej eskapadzie. 

Byłem totalnie zestresowany podróżą i pamiętam jak podczas przesiadki w Zduńskiej Woli, nie posiadając jeszcze biletu na kolejny, pobiegłem do maszynisty (sic!) tegoż składu, poprosić żeby na mnie poczekał aż dokonam zakupu. Wyszedłem z założenia, że skoro on jest kierowcą, to od niego wszystko zależy, nie zdając sobie sprawy, jak faktycznie wygląda organizacja ruchu na kolei.

Pamiętam również jeden z powrotów z pieszej pielgrzymki na Jasną Górę, który zorganizowany został dla całej diecezji pelplińskiej pociągiem specjalnym i jakże by inaczej, odbywał się on we wspomnianej Jednostce. Będąc już dorosłym mężczyzną, który od razu założył, że nie ma potrzeby posiadania własnego auta, zostałem niejako skazany na transport zbiorowy. Bynajmniej nie narzekam na ten stan, a nawet sobie go chwalę, bo dzięki temu mam masę ciekawych wspomnień z podróży. Te nad morze i na rodzinną wieś, prawie zawsze miały miejsce w ENkach, bo w Przewozach Regionalnych taniej, a czas przejazdu wiele się nie różnił od pospiesznego, zatem Kible oraz pojazdy innego typu, z czasem totalnie mi spowszedniały, wrastając w życie jakie wiodę. 

foto - Sławek Krala

Gdy kiedyś dowiedziałem się, że istnieją miłośnicy kolei (mikole), którzy czasami popadają wręcz w fanatyzm, trochę się zaśmiałem i zlekceważyłem rodzaj pasji, z drugiej strony szacunek, bo warto jakąś mieć. Gdzieś tam poznałem osoby, które w to się "bawią", czasem widziałem ludzi "polujących" na peronach z aparatami w ręku. No i ostatnio wpadła mi do ręki przepięknie wydana książka "Kult Jednostki", która okazała się też niezwykle ciekawą lekturą o ludziach, kulturze i pociągu, który był wyprodukowany w największej ilości na świecie przez wrocławski Pafawag, stając się jednym z symboli PRL, a powoli cicho odchodzącym do lamusa, czyli masowo ciętym na żyletki.

Nagle zupełnie inaczej zacząłem patrzeć na Klasyki, wspomniana lektura przywołała masę zakurzonych wspomnień, z których część właśnie przytoczyłem, a także zainspirowała do kolejnego cyklu polaroidów, gdyż postanowiłem również zostać kolejowym łowczym.
Pierwsze zdjęcia (niestety telefonem komórkowym) już zrobione, podczas wczorajszej, spontanicznej wycieczki do Terespola Pomorskiego.

piątek, 28 października 2022

Fuck cup

Wchodząc coraz głębiej w świat porcelany, pływając w oceanie internetu, trafiłem na przedmioty wytwarzane przez słowaczkę, mieszkającą i tworzącą w NYC Stepankę Horalkovą.
Na cienkościennej porcelanie drukuje ona różne słowa i wyrazy. Cena jak dla polskiej "piguły" horrendalna, ale uparłem się, że prędzej lub później muszę mieć od niej jakieś naczynie, które swoją drogą zdobyć nie łatwo, bo artystka sporadycznie ogłasza sprzedaż produktów na IG, a rzeczy rozchodzą się jak ciepłe bułeczki w przeciągu paru godzin.
Gdy już w końcu zdecydowałem się wydać zaskórniaki i upolowałem jeden z kubków, z duszą na ramieniu zastanawiałem się i czekałem, czy coś tak kruchego przetrwa podróż przez pół świata, która trwała wyjątkowo długo (prawie miesiąc) i odbyła się przez... Jamajkę!
Ostatecznie wielgachny kubas, który jak na swoje gabaryty jest bardzo lekki (wszakże to porcelana), pięknie prześwitujący pod światło oraz ozdobiony złotym napisem FUCK, dotarł z imienną dedykacją oraz porcelanowym znaczkiem "love", w moje spragnione łapki.

poniedziałek, 10 października 2022

Try to set the night on fire

Czy widzisz te gruzy na szczycie, tam wróg Twój się kryje jak szczur! Musicie, musicie, musicie, za kark wziąć i strącić go gór!

Właśnie mija Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Tego najbardziej lekceważonego przez ludzi, zarówno tych chorych, jak i potencjalnie zdrowych, służących dobrą radą w stylu "Weź nie pierdol"... Wiem co piszę, bo sam kiedyś takie farmazony gadałem, ale to było bardzo dawno temu i chyba już nieprawda.

W filmie "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy jest słynna scena z kieliszkami, w której dwaj kumple z AK wspominają tych co polegli. Interpretuję ją pod kątem chorych na depresję, wracających do starych, dobrych czasów oraz znajomych, którzy odebrali sobie życie w wyniku choroby. Zapalają kolejne kieliszki napełnione spirytusem-duszą, wymieniając ksywki oraz imiona. Przy dwóch ostatnich, jeden z nich przerywa rytuał mówiąc 

My żyjemy!

Tylko co to za życie, niby pełne, ale nie rozpalone?

Jednak to były czasy! Jak się żyło i w jakiej kompanii? Było kiedy tylu fajnych chłopców i dziewcząt?

I tu tkwi sedno wychodzenia z choroby. Próbujesz znowu wzniecić ten płomień życia, coś się tli, coś się dymi, żar się dławi i gaśnie. Ciągle coś nie idzie. Opał zawilgocony więc suszysz lub go po prostu brak i szukasz, albo jakieś kolejne zawirowanie zdmuchnie lichy ognik. Jedni starają się nie poddawać, inni po prostu odpuszczają.

- Co z tego? Wszyscy prawie zginęli.
- To inna sprawa, ale życie było fajne!
- Myśmy byli...
- Młodsi..
- Nie tylko. Wiedzieliśmy czego chcemy!

Od paru miesięcy mój płomień pali się w miarę stabilnie. Może nie jara się jak supernova przed chorobą, ale jest na tyle jasny, że coś tam widać w okolicy. Najważniejsze, że na chwilę obecną nie potrzebuję sztucznych rozpałek i paliwa.

- Ginąć to żadna sztuka.
- Zależy jak! Przecież nie trzeba brać tego wszystkiego na serio! Po prostu trzeba się przepchać przez tą całą hecę! Nie dać się nabrać! Nie nudzić się!

czwartek, 21 lipca 2022

Climax na sali kinowej

Po uczciwie przepracowanym dniu, poszedłem do kina, z którego właśnie wróciłem w doskonałym nastroju. Z nieukrywaną przyjemnością obejrzałem niezwykle ciepłą, szczerą i zabawną obyczajówkę "Powodzenia, Leo Grande". 

Film teoretycznie opowiadający o sex workingu oraz ciałopozytywiźmie. To tak w skrócie! Poza tym o szczerości i szacunku wobec siebie oraz innych, przyjemnościach małych i dużych, umiejętnym small talk'u. Generalnie dużo gadania, choć ani przez chwilę nie poczułem, że jest on przegadany, za to rewelacyjnie obsadzony i zagrany. Przez większość filmu miałem zaciesz na twarzy, wiele razy zachichotałem, a raz nawet brechtnąłem. Oczywiście jest "obowiązkowa" drama, ale całość wymieszana i podana z wyczuciem i smakiem. Sam scenariusz i dialogi bez żadnego zadęcia i fałszu. 

Pewnie sporo ludzi oleje ten film, a części się nie spodoba, natomiast na mnie zadziałał niczym oczyszczające katharsis. Choć wszystkie nuty w tej melodii były mi znane, to zostały tak zagrane, że idealnie uderzyły w odpowiednie struny, we właściwej kolejności, tempie i czasie.

niedziela, 3 kwietnia 2022

I want to write on bicycle...

Najlepsze teksty pisze mi się na... rowerze!

Te, z których jestem najbardziej zadowolony, zrodziły się w trakcie jazdy do i z pracy. Około 40 minut pedałowania, zamienia się w myślenie o różnych sprawach. Gdybym tylko miał możliwość faktycznego notowania tych konceptów w czasie rzeczywistym, ten blog byłby znacznie bogatszy w treści. Ponura rzeczywistość jednak wygląda w ten sposób, że gdy dojadę na miejsce, to albo przez 12 godzin dyżuru o tym zapomnę, albo jak wrócę do domu, nie mam już siły, żeby zasiadać jeszcze do komputera i siłą rzeczy również taki tekst odchodzi w niepamieć. Jedynie część dojrzewa w trakcie kręcenia kolejnych kilometrów, aż w końcu znajduję czas i chęci, żeby przelać te myśli w słowo pisane.



wtorek, 29 marca 2022

Persona multipla

Jakiś czas temu, zaprzyjaźniony psycholog półżartem, półserio zdiagnozował u mnie osobowość mnogą, niczym u jednego z X-men, zwanego Legionem. W sumie tkwi w tym ziarnko, albo nawet cała hałda prawdy, skoro nie dość, że wyuczyłem się kilku zawodów i wykonywałem parę różnorakich zajęć, to jeszcze stworzyłem kilka różnych alternatywnych postaci:

- nauczyciel,

- leśniczy

- pielęgniarz,

- żołnierz

- model,

- robotnik,

Ofelion - wodny artyśta,

- hds - pisarz tego bloga i rękodzielnik,

- Max von Hemke - profesor kiciarstwa,

- CUD - okazjonalny tancerz oraz piosenkarz

- Fafik Rottweiler - pies podróżnik, smakosz i krytyk,

- Cancel Aria, zwana też Woakwoah Lola - drag persona, która zaczynała występy na wiejskich weselach, zaliczyła sporo sesji zdjęciowych, a ponad tydzień temu oficjalnie zadebiutowała na scenie.

czwartek, 24 marca 2022

Porcelain flying little pig


Jak sobie założyłem, tak NIE zrobiłem. Miałem kolekcjonować TYLKO filiżanki z białej porcelany, bez zbędnej malatury, a tu nagle skrzydlata miniświnia!

Gdy kupowałem poprzednio prezentowaną "główkę", nie byłem w stanie powstrzymać się przed dołożeniem jej do zamówienia. Nadal wmawiam sobie, że to jednorazowy wyskok, a figurka będzie aniołem stróżem tej kolekcji.

Porcelana, nazywana jest również białym złotem, to materiał cenny, bo... kruchy. Chwila nieuwagi i po bibelocie. Gdy recepturę jej wytwarzania sprowadzono do Europy, była nieodłączną towarzyszką czarnego złota, czyli węgla, bo w procesie jej wytwarzania, wymagana jest bardzo wysoka temperatura, dlatego porcelanowe manufaktury, powstawały w węglowych zagłębiach i z tego powodu prosię dumnie stanęło na karbonowej bryle.

Obecnie wykorzystuje się głównie piece elektryczne, więc to już historia, którą pięknie snuje Edmund de Waal w książce "Biały szlak", wydanej przez Wydawnictwo Czarne, które bardzo lubię, choć komiksów nie wydaje, ale nie dość, że książki od nich są pięknie wydane, to mają szczególnie interesującą mnie serię pt. "Menażeria".

poniedziałek, 21 marca 2022

Świadome singielstwo

Do tego posta zmotywował mnie wkurw, trzymający nieustannie od ponad roku, ponieważ stałym elementem "kurnikowego dziobania" jest walka o urlop, który musimy rozplanować na całe dwanaście miesięcy z góry. Chuj, że nie wiesz co się stanie z Tobą chociażby jutro, cały urlop ma być rozpisany i nie ma zmiłuj, gdy się Tobie plany pozmieniają! Idziesz na niego tak jak go w styczniu zaplanowałeś! Kilkanaście lat temu, gdy zespół był prężny i młody, tarć między kurami było zdecydowanie mniej, więc współpraca była miła i przyjemna, ale jak to mi zgrabnie jedna z nich streściła - "Ludziom zmieniają się priorytety". Chodzi oczywiście o potomstwo, którymi nikt tak dobrze się nie zaopiekuje jak Matka Polka. Dzieci mają ojców, babcie, dziadków, ciocie, wujków, przyjaciół rodziny, ale to MAMA jest najważniejsza i z tym życiowym priorytetem przyłazi do roboty, a ten kto dzidziusia nie posiada, z automatu musi mamusi ustąpić miejsca! Święta (najlepiej całe) z rodziną, nawet jak bachor ma dwa latka i chuja będzie z tego pamiętał, czy rodzicielka smacznie zajadając kotleta, będzie z nad talerza troskliwie patrzyła, czy tenże akurat nie dławi się wydłubanym oczkiem sprezentowanego misia. Wakacje? Wiadomo, że starsze dzieci chodzące do szkoły, mają wolne od końca czerwca do sierpnia, a jak jeszcze tam nie chodzą, to ten termin również w pierwszej kolejności należy się mamci, żeby wspólnie z dziateczkami korzystać z pięknej pogody. Z początkiem września, latorośle trzeba wyprawić do szkoły, a ojciec to życiowy melepeta, potrzebny ino do spłodzenia bombelków oraz późniejszego ich utrzymania, więc na bank czegoś nie ogarnie (nie spakuje ważnej rzeczy, albo ubierze jak bezdomnego). Ferie analogiczne do wakacji. Reasumując ten kto się nie rozmnożył jest trąba i jak mi to jedna z kokoszek głośno wygdakała, "jak Ci tak źle, to też trzeba było sobie zrobić"!
KURWA NIE!!! Niby w czym Twój dziecięcy priorytet jest ważniejszy od mojego innego? Akurat ja świadomie i z rozmysłem faktycznie bachorów nie posiadam, ale autentycznie żal mi się zrobiło tych koleżanek, które po prostu mieć nie mogą i cały czas traktowane są jako pracownik oraz obywatel drugiej kategorii.
Będąc młodym byczkiem rozpłodowym, również snułem marzenia o przytulnym domu, pełnym dziecięcego jazgotu, aż nagle dotarło do mnie, że skoro wybrałem żywot, w którym nie pragnę specjalnie dóbr materialnych (dom, auto, telewizor itp.), to w takich warunkach ciężko zapewnić potomstwu godny byt. Zresztą im dłużej żyję (choć niezbyt chcę), tym bardziej dochodzę do wniosku, że w życiu nie skrzywdziłbym własnych dzieci, sprowadzając je na ten świat! BA!!! Nie zrobiłbym tego Ziemi, która i tak ledwo dycha z racji przeludnienia. Jakby nie patrzeć ludzie są ze wszystkich zwierząt najbardziej ludobójcze, a i tak stanowią jeden wielki wrzód na dupie naszego globu! 
Bardzo staram się być najmniej inwazyjny wobec przyrody i ludzi. Jak tylko mogę, zmniejszam swój ślad węglowy, choć są przynajmniej trzy rejony, w których mógłbym się bardziej postarać. Kocham wodę i w tej źle pojętej miłości niezbyt wychodzi mi jej oszczędzanie w łazience, gdzie przedkładam długie moczenie w wannie, zamiast szybkiego prysznica. Z jedzenia mięsa również nie potrafię zrezygnować, choć staram się wzorem naszych przodków spożywać je "od święta", czyli mówiąc nowoczesnym językiem, jestem fleksitarianinem. W nałogowym miłowaniu papierowych komiksów, jestem najbardziej toksyczny wobec przyrody. W kwestii ludzi, staram się nie obarczać ich własnymi problemami i w sumie tylko najbliżsi je znają. Przez myśl by mi nie przeszło, żeby współpracowników szantażować swoimi priorytetami, ponieważ ściśle oddzielam życie prywatne od zawodowego i również tego życzyłbym sobie w drugą stronę, bo mało mnie obchodzi, czy czyjeś dziecię ma sraczkorzygaczkę, szkołę albo inny "problem", a założenie rodziny było (chyba) świadomym wyborem danej osoby, z całym dobrostanem plusów i minusów takiej sytuacji, więc nie mam obowiązku odciążania kogoś z tych minusów.
UPRZEJMIE PROSZĘ ODPIERDOLIĆ SIĘ OD MOJEGO ŻYCIA, NIE PRZYŁAŻĄC Z WŁASNYM!!!

środa, 16 marca 2022

Tylko jedno w głowie mam...

Czy Szkoci mają hopla na punkcie porcelany, będąc w rodzinie narodów anglosaskich?

Nie mam pojęcia!!!

Natomiast w tym kraju dzieje się historia ćpunów, opisana w powieści "Trainspotting", napisanej przez Irvine'a Welsh'a. Jej ekranizacja jest moim numero uno wśród filmów, a pochodzący stamtąd monolog, zaczynający się słowami CHOOSE LIFE, stał się moim życiowym mottem.

W przypadku porcelanowej główki , zakupionej od Ende Ceramics, pozwoliłem sobie na małe odstępstwo od założeń gromadzonej kolekcji, gdyż poprosiłem o wspomniany wyżej cytat, wymalowany złotymi literami.

Towarzyszący polaroidom komiks, został wydany przez Wytwórnię Słowoobraz. "Prison Pit" jest totalną, odjechaną jazdą bez trzymanki, gdzie wszystkie wydzieliny i kończyny fruwają jak stado jerzyków, a czytelnik myślący, że autor wyprztykał się z chorych pomysłów, zostaje bez przerwy zaskakiwany z każdą kolejną stroną.


czwartek, 10 lutego 2022

Cose preziose che arrivano per posta

 

OK Boomer!!! 

Wspomnianego we wcześniejszym wpisie polaroida, robiłem z myślą o Stefano z Włoch, gdyż spontanicznie postanowiłem napisać do niego odręczny list. W dobie internetu i wręcz natychmiastowego kontaktu, to coś kompletnie archaicznego. Składać zgrzebne zdania, długopisem, na papierze..., żeby było jeszcze dziwniej, używając niedoskonałego tłumacza z gugla, redagowałem go po italiańsku, czyli w języku kompletnie (oprócz pojedynczych słów) mi nieznanym. Ktoś współcześnie pragmatyczny puknie się w czoło, gdyż szkoda czasu i zachodu. Pisać brudnopis po polsku, każde zdanie wklepać w translator, przepisać na czysto, pójść na pocztę, kupić kopertę ze znaczkiem, zaadresować, wysłać i czekać ponad pół miesiąca z duszą na ramieniu, zastanawiając się czy przesyłka nie zaginie w czeluściach przedpotopowej instytucji pocztowej? Przecież można szybciej, z mniejszym nakładem energii i za darmo! 
Po niedawnej tragedii, zastanawiałem się jaki jest sens gromadzenia rzeczy, otaczania się pamiątkami, skoro jakikolwiek kataklizm zostawia nas z niczym? Przecież wspomnienia i tak zostają z nami, no chyba że dopadnie Alzheimer, a zdjęcia, książki, dokumenty można przechowywać w internetowej chmurze. Jednak doszedłem do wniosku, ze WARTO! Każdy jeden bibelot, to jakieś konkretne wspomnienie, a jeśli cudownie ocaleje, to nawet zniszczony, przynosi jeszcze większą radość, tworzenie takich rzeczy również przynosi pozytywne emocje. Natomiast cyfrowa pamięć wcale nie jest wolna od wad i niebezpieczeństw: wirusy, cyberataki, EMP...
Choć przestaję nadążać za nowinkami, to staram się je doceniać, to miłe mieć ekspresowy kontakt z ludźmi na drugim końcu świata, dzielić się swoimi wypocinami, zliczając polubienia i reagując na odzew. Mimo to zdecydowanie bardziej preferuję kontakt fizyczny, zarówno z ludźmi, ich wytworami oraz szeroko rozumianymi darami natury.

poniedziałek, 17 stycznia 2022

MERCURY retrograde & wolf MOON

Do podwójnej ekspozycji polaroidem przymierzałem się od bardzo dawna i choć nie jest to jakoś specjalnie skomplikowane, to miałem spore opory żeby się przełamać.

Właśnie trwa retrogradacja merkurego, a na nocnym niebie jasno świeci wilczy księżyc, jeżeli dołożyć do tego blue monday, to mamy znaki-sraki, czyli teraz albo nigdy.