środa, 25 marca 2020

wtorek, 24 marca 2020

Więzi-My

Latem zeszłego roku ruszyła zbiórka crowdfundingowa na rzecz wydania albumu fotograficzego, prezentującego prace ludzi udzielających się na fejsbukowej grupie Analogowo. Formy wsparacia były przeróżne, od zwykłych wpłat, poprzez licytacje swoich prac, czy siebie (jako fotografującego czy pozującego). Akurat wtedy miałem okres gdy zawiesiłem swoje konto na fb, natomiast posługiwałem się fejkowym profilem. Postanowiłem również dołożyć swoją cegiełkę do tego szczytnego celu, przy okazji płatając "małego" figla, żeby zobaczyć na ile ludzie znają się na żartach, odsiewając ziarno od plew. 
Posługując się wspomnianym "fałszywym" kontem, wystawiłem na sprzedaż jeden z moich polaroidów i w sumie tutaj również świadomie skłamałem, bo choć samo zdjęcie jest moje i przedstawia mnie, to siłą rzeczy autorem jest ktoś inny, a w tym przypadku Sławek Krala.
Post na grupie okrasiłem poniższym zdjęciem, a opis brzmiał mniej więcej w ten sposób:
"Chciałbym wspomóc jakoś szczytny cel zbiórki pieniędzy na album, więc wystawiam do zlicytowania prezentowanego polaroida. W gratisie dorzucam tego żula leżącego w tle. Za flaszkę alkoholu można go wykorzystać jako modela lub fotografa."
W komentarzu dorzuciłem zbliżenie żulowego pyska.
Ludzie na żarcie się nie poznali. Dość szybko rozpętała się gównoburza. Licytacja zdążyła dobić do 30 złotych + flaszka nalewki wiśniowej, po czym jeden z administratorów prewencyjnie posta usunął, wywalając również moje fejkowe alter ego z grupy.
Najwyższą sumę podała Natalia Wysoczańska.
Od licytacji do finalizacji minęło trochę czasu.
Ostatecznie udało nam się spotkać na początku lutego.
Natalia dołożyła dwie cegiełki do aktualnego cyklu ofelionowego (1 oraz 2).
Pomysł na całą sesję wyszedł od Natalki.
Fotografowała Emilia Majdra.
Album, dzięki któremu ta sesja doszła do skutku właśnie został wydany i można go zakupić pod tym linkiem.
Więzi-My B&W

poniedziałek, 23 marca 2020

Co dalej Panie Kapitanie?

Pandemia koronawirusa trwa w najlepsze.
Władza z miłościwie nam panującym Prezesem ogłosiła stan epidemii, ale do kościółka chodzić można, a na wybory prezydenckie wręcz trzeba.
Generalnie mi to lotto, bo jeśli Adrian dalej będzie zgrywał klauna na drugiej kadencji to wypieprzam na Lofoty i jeszcze wystąpię o polityczny azyl.
Jednak pozostańmy w sferze rzeczywistej, a nie urojonych marzeń.
Ludzie (z niewielkimi wyjątkami) siedzą w domach, gospodarka stoi, za chwilę sporo firm będzie się zmagać z widmem bankructwa.
Teraz mogę się cieszyć, że mając wybór zostałem pielęgniarzem.
Społeczeństwo do tej pory traktowało Ciebie jak gówno, ale teraz SZACUN i klękajcie narody. Jeśli nie zdechnę od zarazy, to przynajmniej nie zbankrutuję, choć po drodze jest szansa że zeświruję zupełnie.
Jeśli nie przegryzę tętnicy szefostwu, to potnę własne żyły. 
Zacząłem właśnie tydzień wolnego, zaplanowanego na foty, z których z przyczyn oczywistych nici. Placówki kulturalne zamknięte, myślę sobie... na wieśkę pojadę, ale bardziej racjonalni ode mnie podpowiedzieli, że jestem w grupie ryzyka ekspozycji na patogen, a rodzice w grupie ryzyka zwiększonej śmiertelności. 
No nie wyskoczę, jak wieśkę kocham!
Nic tylko pić!
Przynajmniej jest nadzieja, że wraz z całą gospodarką, zwolni komiksowa hossa, bo od paru miesięcy portfel nie wydoli na wszystkie pozycje.
Tymczasem w eterze piosnka taka...

poniedziałek, 16 marca 2020

Anatomia strachu

Świat oszalał z powodu koronawirusa.
Ludziom odjebało i szykują się na apokalipsę, wykupując ryż, makaron, konserwy, mięso, srajtaśmę i mydło, że o maseczkach ochronnych oraz płynach dezynfekcyjnych nie wspomnę.
Rynek zareagował prawidłowo, czyli ceny poszybowały w górę i raczej nie przewiduję ich spadku, po przejściu zbiorowej histerii.
Wyznając platoniczną miłość Kylie, wspomniałem o jedynej mojej fobii, czyli lęku przed tłumem, nasilającym się w zamkniętych pomieszczeniach. Łudzę się, że w przypadku jednego człowieka, jestem w stanie nad nim zapanować (logiką, prośbą, groźbą, przemocą) lub spierdolić. Natomiast z oszalałą tłuszczą mam mniejsze szanse, niż w bezpośrednim kontakcie ze wspomnianym wirusem.
Wszyscy wokół nawołują, żeby zostać w domu.
Jeżeli faktycznie ktoś ma taką możliwość i wykonywać swoją pracę zdalnie...
POPIERAM!!!
Cieszmy się życiem w gronie najbliższych.
Fotografowała - Monika Cichoszewska
Łóżkowe igraszki z Sylwią, Pris i Martą.

środa, 11 marca 2020

Klasyczny bul dópy

Subiektywna, zakulisowa opowieść o formacie telewizyjnej "śniadaniówki", w postaci pysznej, niskokalorycznej papki dla ludu, czyli jak kąsać rękę, która Ciebie promuje.  
Piątego marca otrzymałem zaproszenie do wystąpienia w programie "Dzień dobry TVN", w pogaduszkach na temat "Pasja większa niż życie".
Zgodziłem się bez zastanowienia, głównie żeby zmierzyć się z nowym wyzwaniem, czyli udzielaniem się na żywo, przed liczną publicznością.
Niewielki zgrzyt nastąpił, gdy zostałem poproszony o przesłanie zdjęć z pracy, bo autentycznie nie posiadam w swoim archiwum takich, które bez przypału mógłbym upubliczniać, bo albo są już stare, albo ze współpracowaniami lub pacjentami (kwestia RODO), albo jakieś głupawki. Pani cisła o te foty, więc znalazłem jakieś w miarę sensowne z siatą w windzie, gdy wracam na oddział z paszą dla wygłodzonych kur. Ostatecznie poszło bez sensu, bo występujący ze mną pani adwokat oraz pan chirurg, jakoś nie zostali pokazani w wizytówce, podczas wykonywania pracy zawodowej.
Kolejny zgrzyt - zdjęcia modelingowe. Zaproponowałem żeby gdzieś tam wspomnieć o moim ofelionowym projekciku, na co dostaję odpowiedź, że nie mogą promować (sic!). 
No NIE!!! 
Faktycznie nie pokazują! 
Przypominam - temat PASJA
Ofelion to nonprofitowy temat przewodni tej pasji.
No to jak Państwo tak, to ja Wam wyślę same najpiękniejsze, artystyczne zdjęcia ofelionowe. Oczywiście prosili o dobrą rozdzielczość i bez golizny. Ostatecznie wieczorem przed emisją dowiaduję się, że sami se z fejsa ściągli, zatem to pieprzenie o rozdzielczości to pic na wodę. No więc proszę, żeby chociaż pokazali co wybrali, a tam kolejny fuckup, bo jedna fota z używką na pierwszym planie. Zasugerowałem żeby wyciąć i tu nawet posłuchali.
Na planie stawiłem się zgodnie z wytycznymi godzinę przed wejściem na antenę.
Papierologia, tapetowanie, szybkie omówienie scenariusza, mikrofonik i JAZDA.
Siadamy na wyznaczonych pozycjach, w ostatniej chwili dosiadają się prowadzący.
3...2...1... AKCJA!
Na pierwszy ogień stała bywalczyni programu prawniczka-piosenkarka, że se gra na pianinie, flecie oraz innych instrumentach. Opowiada barwnie, kwieciście i z sensem jakieś dwie minuty.
Następnie doktor-pianista z milionem dodatkowych pasji. Nie omieszkano wspomnieć, że w tym zawodzie tyle nauki i pracy (pielęgniarka nie musi mieć wykształcenia i doświadczenia), a gdzie czas na granie. Pierdoli trzy minuty, z czego jedną o synu (chyba też jako pasji), wtrącając wymownie patrząc na prawniczkę, że mają takie wymagające, odpowiedzialne, stresujące zawody, że muszą jakoś odreagować (tu chciałem mu tętnicę przegryźć, co chyba nawet widać po grymasie).
Na końcu pielęgniarz-model-performer-artysta (połechtały te słowa wypowiedziane przez Kingę), choć jeszcze wiedzieli (widziałem scenariusz), że jestem leśniczym i biologiem, a drugą pasją są komiksy. Nie omieszkano wspomnieć, że na modelingu można zarabiać, choć od wielu lat dopłacam (na MRJ poszło jakieś 800 zł, na polaroidowego Ofeliona około 3 tys.). Coś tam poYYYpowiadałem trzy po trzy, przez niecałe dwie minuty, świecąc śnieżnobiałymi licówkami i bezskutecznie starając się opanować zwichnięty nadgarstek.
Finałowo pani mecenas plumka na pianinie, podśpiewując rzewnie, prowadzący znikają bez cześć na powitanie, ani całujcie nas w dupy na pożegnanie, my siedzimy udając że słuchamy, aplauz Piotra z offu.
KURTYNA.

czwartek, 5 marca 2020

Urodziłem się w bibliotece...

... choć mógłbym też napisać, że na ewangelickiej plebanii.
Wzorem Papcia Chmiela, który swoją autobiografię zatytułował "Urodziłem się w Barbakanie" (trzeba przeczytać żeby zrozumieć sens stwierdzenia), postanowiłem podobnie zatytułować tego posta, który traktuje właśnie o okolicznościach mojego przyjścia na świat.
Urodziłem się 43 lata temu, gdzieś koło dziesiątej rano, w miejscowości Lniano, gdzie znajdowała się  Izba porodowa, potocznie nazywana porodówką. To taka instytucja z polskiego lamusa, której zadaniem było przyjmowanie porodów naturalnych, kwalifikowanych z ciąż niepowikłanych.
W moim przypadku nastąpiły komplikacje w postaci pęknięcia krocza, gdyż miałem masę urodzeniową wynoszącą 4400 gramów.
Poród odebrała położna Urszula Kudra, która do momentu tego wpisu była anonimową akuszerką, przyjmującą tysiące dzieci. Zresztą o wspomnianej placówce internet również milczy, a obecnie jej mury są siedzibą gminnej biblioteki. Niestety nie doszukałem się żadnych zdjęć archiwalnych, przedstawiających budynek z czasów funkcjonowania porodówki.
Wejście główne
Hol z widokiem na salę położnic. Za różowym winklem sala porodowa, a w tle noworodkowa.
Sala porodowa (na ścianach płytki ceramiczne)
Sala noworodkowa
click

środa, 4 marca 2020

Tysiąc wpisów na dziesięciolecie

Bydgoszcz; styczeń 2010
 Dekada pisania strzeliła jak z bicza.
Zacząłem od zagadkowego przedstawienia się, potem poleciało. Chyba miałem zadatki na zawodowego blogera (to taki poprzednik jutubera czy influencera). W zaledwie rok czasu zgromadziłem dość sporą liczbę stałych czytelników, jednak większość zaglądaczy naganiał mi google.
Cztery pierwsze lata sardonicznego redagowania Hamerni, było de facto moim najlepszym życiowym okresem. 
Mężczyzna wyrasta z chłopięctwa gdzieś koło trzydziestki. W głowie szleje jeszcze młodzieńczy kociokwik, który umiejętnie i świadomie polaryzowany daje dużo radości z życia, a tym osobistym dzieliłem się skromnie, dawkując informacje o sobie bardzo uważnie. 
W najlepsze rozkwitał mój pierwszy związek uczuciowy (TAK! Zacząłem bardzo późno), który należał do sfery ściśle prywatnej i taki już pozostanie, choć skończył się po ośmiu latach, spektakularnym lotem na dno. Ale nie wyprzedzajmy faktów. 
Z pracy (cały czas tej samej) starałem się czerpać maksimum satysfakcji, a syndrom wypalenia zawodowego dopiero miał nadejść. 
Dorywczo parałem się już agencyjnym modelingiem, nie myśląc jeszcze o artystycznych przygodach tfp. 
Komiksy ówcześnie były czystą pasją, a nie momentami męczącym nałogiem. 
BYŁEM NIEPOPRAWNYM OPTYMISTĄ.
Świecie; luty 2010
 To wszystko przekładało się na internetową felietonistykę, która choć momentami była odrobinę naiwna, to jednak bardzo szczera, różnorodna i twórcza. Sporadycznie sobie obiecuję, że muszę kiedyś przysiąść i przekopać się przez tą całą paplaninę. Wystarczyło żebym na potrzeby tego wpisu zerknął na rocznicowe wpisy, a kilka razy uśmiechnąłem się pod nosem. Zatem jeśli ktoś chce również to linkuję:
Petersburg; maj 2010
Jednym z ważnych postanowień jest, że nie będę po latach ingerował w treść tekstów. Co prawda korci, żeby powymazywać tą koszmarną ilość emotikonów, a niektóre wpisy kompletnie wykasować, jednak wtedy idea pamiętniczka poszłaby się jebać.
Tak gdzieś od połowy 2014 roku ta sprawnie pracująca na najwyższych obrotach maszyna będąca moim życiem, zaczęła zgrzytać, prychać, ogólnie rozłazic się w szwach. Totalnie rypło jesienią, a na początku 2015 wraz z oficjalnym zakończeniem wspomnianego wspólnego żywota, rzeczywistość rozsypała się na milion kawałków, które w sumie zbieram do tej pory. 
Toruń; czerwiec 2010
Paradoksalnie właśnie wtedy zaczęła się moja spektakularna "kariera" w fotoziutkowie. Rzucenie się w wir zawodowej pracy oraz pozowanie do niezliczonej ilości zdjęć, pozwoliło kompletnie nie zatonąć. Walcząc o każdy dzień, tydzień, miesiąc i rok, porzuciłem Huncwota na ponad trzy lata. Choć do tego momentu blog nie był stricte o mnie, mimo że było dużo osobistych zwierzeń, to ewidentnie widać po częstotliwości i jakości pisania, co się działo z moim życiem, a zademonstruję to na prostym przykładzie w postaci ilości wpisów na rok.
2010 - 228
2011 - 244
2012 - 152
2013 - 62
2014 - 14
2015 - 3
2016 - 2
2017 - 6
2018 - 73
2019 - 116
Wieśka; lipiec 2010
Spadek ilości publikacji w 2013 wiąże się po pierwsze z blokadą nałożoną odgórnie przez Bloggera, za rzekomo niewłaściwe treści jakie tutaj opublikowałem, co skutecznie podcięło mi entuzjazm wynikający z uprawiania tej ziemki. Poniżej aktualny screen statystyk, żeby pokazać o jakim spadku oglądalności piszę.
Po drugie zaangażowanie w aktualnie realizowanego Ofeliona, skutecznie zabierał mi czas.
Jak widać z powyższego zestawienia, większe odłamki żywota pozbierałem w 2018, a ponowne zatrudnienie na zwykłej umowie o pracę oraz radykalne ograniczenie sesji zdjęciowych, poskutkowało zwiększeniem ilości czasu wolnego, czyli powrotem na łono bloga.
Chałupy; sierpień 2010
Oczywiście zmienił się charakter wpisów, nad czym mocno ubolewam i staram się (z miernym skutkiem) wrócić do wcześniej wypracowanej formuły. Zdecydowanie za dużo jest postów fotograficznych! Oprócz recenzji filmów, komiksów czy wydarzeń, brakuje mi poprzedniego fristajlu o "niczym". Najbardziej jednak ubolewam nad nieobecnością Fafika, który materiału ma odhójapana, tylko brak weny i pomysłu na powrót. Mam nieodparte wrażenie, że powodem takiego stanu zblokowania jest fakt, że Pluszak był ważnym elementem życia przed zapaścią.
Rovinj; wrzesień 2010
Tęsknię za ludźmi, którzy swoją regularną obecnością współtworzyli mój blogowy mikroświat: Ewa z Gosią, Norbert i Sydonia, Magda, Wojtek i parę innych osób. Łezka w oku mi się kręci, na wspomnienie częstych dyskusji w komentarzach, głównie z Anetą, Dorotą i Arkiem, gdy czasami spontanicznie skrzykiwaliśmy się pod czyimś postem, by wywołać słowosieczkę, która momentami stawała się swoistym strumieniem świadomości, tworząc w ten sposób NASZ BLOGOMATRIX.
Wieśka; październik 2010
P. s. Do tego tysiąca brakuje kilkudziesięciu wpisów. Prawdopodobnie gdyby nie ten trzyletni przestój, faktycznie byłby taki stan licznika.