Przymus szkolny, czyli wymóg poddania się procesowi edukacji powszechnej był dla mnie przyjemnością. Byłem typowym kujonem, więc jeśli akurat nie siedziałem nad podręcznikami, to wertowałem książki popularnonaukowe w zakresie ogólnoprzyrodniczym lub inne powieści.
Wychowywałem się w rodzinie, która oziębłość emocjonalną nadrabiała dość sporą tolerancją na tematy tabu. Jeżeli rodzice nie potrafili lub nie chcieli udzielić informacji w jakimś temacie, to podsuwali odpowiednią lekturę lub sam sobie ją organizowałem. Jak wyrosłem z zabawek, to wsiąknąłem w świat książek. Wyjazd do miasta na większe zakupy, kończył się wizytą w księgarni, z której zazwyczaj wracałem z jakimś nowym zakupem
Uczęszczałem do maleńkiej szkoły podstawowej.
Moja klasa przez osiem lat średnio liczyła 12-13 dzieciaków. Kto nie zaliczał roku, najczęściej był zastępowany przez "spadochroniarza" z wyższego rocznika.
Szkoła oprócz edukacji zapewniała nam inne atrakcje (wycieczki, apele, zawody sportowe, jasełka, przedstawienia czy bale karnawałowe). Organizowane one były w zimnej jak cholera sali gimnastycznej, natomiast bułkowo-herbaciany catering znajdował się w klasach.
Jednego roku przebrałem się za cygankę, a że jedna już była i miała na imię Janka, spontanicznie kazałem się wtedy tytułować Cyganka Danka, żeby było do rymu z tą pierwszą, a literą D nawiązywała do mojego imienia.
Na tym samym balu, klasowa koleżanka Beata przebrała się za kowboja.
Z tego co pamiętam, a pamięć jeszcze mam wyjątkowo dobrą, nie spotkaliśmy się wtedy nawet z cieniem szykan, spekulacji, czy podśmiechujek, z racji stroju nieadekwatnego do płci.
Przypominam, że to było środowisko typowo wiejskie, stereotypowo postrzegane jako bardziej homofobiczne. Być może wynikało to z tego, że w tym regionie kultywowano weselny zwyczaj zwany maszkami, gdzie baba przebiera się za chłopa i vice versa.
Bardziej skłaniałbym się jednak ku teorii, że tam gdzie nie ma szkodliwej indoktrynacji, nie rodzą się szkodliwe myśli.
Na zakończenie wspomnienie jeszcze wcześniejsze.
Jak widać na załączonym zdjęciu miałem jakieś trzy lata. Model rozewskiej latarni morskiej wykonał mój tata, jednak chciałbym zwrócić uwagę na moje pomalowane (na czerwono) pazury.
Pamiętam, że o chęć ich pomalowania, urządziłem mamie solidną bachorską histerię.
I jeszcze jedno...
Bawiłem się lalkami!
Miałem dwie.
Blondynkę i brunetkę.
Ta druga bardziej mnie kręciła.








Brak komentarzy:
Prześlij komentarz