Trylogia komiksowa "Berlin" opowiada o powolnym, trzynastoletnim umieraniu Republiki Weimarskiej, natomiast rodziła się dziesięć lat dłużej.
Na polskim rynku pojawiała się dzięki wydawnictwu Kultura Gniewu: pierwszy tom w 2008, drugi 2011, trzeci 2018, czyli w odróżnieniu od Amerykanów całość poznaliśmy w przeciągu 10 lat.
Czy warto było tyle czekać?
Oczywiście!!!
W recenzjach, które do tej pory czytałem, podkreślano jakim jest doskonałym komiksem historycznym. Może z tą doskonałością to odrobinę na wyrost, ale faktycznie dzieło ociera się o geniusz, choć nie jest wolne od wad, takich jak niekonsekwentne stosowanie swastyki, której początkowo nie ma, przez co nazistowskie opaski i flagi w wersji czarno-białej przypominają japońskie, by później pojawiać się i znikać.
Głównym bohaterem powieści jest tytułowe miasto, pokazywane często z lotu ptaka, gdy autor zmienia wątek opowieści, a tych tutaj nie brakuje i to jest pierwszy mały zgrzyt, bo mam wrażenie, że postaci wiodących jest odrobinę za dużo, przez co nie do końca wykorzystany został ich potencjał. Wiodącą bohaterką jest Marta, która w pierwszym tomie przyjeżdża do Berlina, poznaje miasto, ludzi, by na koniec trzeciego tomu z niego wyjechać.
Kolejną dość ważną postacią jest dziennikarz Kurt, starający się być bezstronnym obserwatorem weimarskiej sceny politycznej, która była znacznie rozdrobniona, a głównymi graczami byli zwolennicy minionego cesarstwa, kapitaliści, komuniści oraz faszyści. Być może nadinterpretuję, myśląc że autor w dużym stopniu sportretował w tej postaci siebie.
Trochę ubolewam na zbyt małym wyeksponowaniu mojego imiennika Dawida, który początkowo jako postać miał spory oraz intrygujący potencjał.
Jason Lutens miał chyba dość klarowny pomysł na swoją powieść, jednak odnoszę wrażenie, że pod koniec prac nad nią, a dokładnie w trzecim tomie, zabrakło pary w tej precyzyjnie pracującej maszynie. Doszukałem się informacji, że całość zaplanowana została na 24 zeszyty, co by się po dwóch pierwszych, podzielonych na 8 rozdziałów częściach zgadzało. Tymczasem ostatni tom został o dwa rozdziały skrócony, wątki domknięte pośpiesznie, narysowane odrobinę mniej szczegółową kreską, z mniejszą ilością kadrów na planszy. Gdybym z całością nie zapoznał się jednym ciągiem, prawdopodobnie nie zwróciłbym na to uwagi, bo i tak mimo tego czepialstwa z mojej strony, powieść jest wciągająca i zdecydowanie warta poznania.
Czytając ją wyobrażałem sobie, jak ciekawie mogłaby wyglądać analogiczna powieść o Warszawie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz