poniedziałek, 30 czerwca 2025
Gentle passion
sobota, 28 czerwca 2025
pościeLOVE
Pięć lat temu z okazji Miesiąca Dumy wspominałem, że bardzo zapragnąłem mieć w swoim portfolio klasyczne, sensualne przytulańce męsko-męskie. Pierwsza świadoma próba pokazana właśnie w tamtym poście wyszła raczej komicznie, więc szukałem dalej. Dużo wcześniej konsumowałem tęczowe śniadanie, a później zrealizowałem teatralne pozy z Tomkiem i Renatą, które nadal nie były dla mnie zadowalające, więc u Izy w Holandii, szarpałem się w łóżku z Wido. Choć nie do końca usatysfakcjonowany, uznałem temat za zamknięty, myśląc że nie mam szans na znalezienie podobnie myślących i czujących temat ludzi.
Podczas zimowej edycji Sanatorium zagadała do mnie Martyna Antczak, że chciałaby zrobić romantyczne uniesienia dwóch mężczyzn, jako portrety robione przez szybę okna. Wcześniej nie znałem jej prac, więc zaglądam ukradkiem na jej instagramowe konto i oczy autentycznie wyszły mi z orbit!!!Partnerowałem do tej sesji z Piotrem Kernem, którego również poznałem dopiero wtedy, a na co dzień zajmuje się malowaniem ludzkich ciał. Chemia podczas tamtej sesji była doskonała i zdjęcia wyszły świetnie, więc odpaliłem wrotki i siłą rozpędu zaproponowałem jeszcze te łóżkowe przytulańce. Zgodzili się bez chwili wahania!!!Nareszcie poczułem się spełniony i zaspokojony w tym temacie!!!czwartek, 26 czerwca 2025
Stabilnie chujowo
![]() |
środa, 25 czerwca 2025
sobota, 21 czerwca 2025
amor et mors
Mniej więcej od roku nie mam (odpukać) nawrotów depresji. Mam wrażenie, że wreszcie wrócił huncwot hds, który zakładał tego bloga. Ciut krejzi, niepoprawny optymista, z różnymi pomysłami oraz przemyśleniami. Co prawda już kilka razy zdarzało mi się otrąbić sukces (chociażby tutaj), a potem znowu wracała znicha. Kiedy zaczynało się pierwsze konkretne szorowanie po dnie, założyłem jeszcze jeden (prywatny) blog w formie pamiętnika, zatytułowany jak ten post, bo dojrzałem do tego, żeby upublicznić te słowa oraz emocje.
Dwoje w jednym ciele
06-09-2012 22:24
Amor
07-09-2012 17:27
Tak blisko
08-09-2012 20:33
Winny
09-09-2012 11:15
Odwrócenie
11-09-2012 15:43
Wahadło
12-09-2012 21:03
19.09.2012.
28-09-2012 13:27
20.09.2012.
28-09-2012 13:30
21.09.2012.
28-09-2012 13:35
22.09.2012.
28-09-2012 13:38
Skoro wczoraj podjąłem jakąś decyzję, to przynajmniej dzisiaj nie miałem gonitwy myśli, która prześladowała mnie przez kilka ostatnich dni. Wreszcie mogłem skupić się na otoczeniu i starać cieszyć się otaczającym pięknem.
23.09.2012.
28-09-2012 13:44
After
30-09-2012 14:48
Czas mija
05-11-2012 09:12
Okruszek
06-12-2012 01:16
Kolejny miesiąc mija...
Apokalipsa weekendowa była minęła
10-12-2012 11:38
11-12-2012 18:38
...
wtorek, 17 czerwca 2025
Heniek Elektryk pseudonim Chudy, czyli pogrzebowa laudacja
Chciałbym
bardzo serdecznie podziękować wszystkim przybyłym za to, że postanowiliście
towarzyszyć mojemu tacie w jego ostatniej drodze. Byłby szczęśliwy, gdyby Was
tu teraz zobaczył w tak licznym gronie. Dziękuję za ogrom wsparcia, jakie nasza
Rodzina otrzymała w tych trudnych chwilach.
Tato
był niezwykle pracowity. W jego warsztacie wisiała sentencja: „Rzeczy
niemożliwe robię od ręki, a na cuda trzeba chwilę poczekać”. Był człowiekiem
renesansu oraz niezastąpionym majsterklepką. Potrafił zrobić wiele i naprawić
praktycznie wszystko…, tylko funkcjonował w wiecznym niedoczasie, bo nikomu nie
odmawiał pomocy, więc choć planów czy pomysłów miał multum, to długo czekały
one na zrealizowanie.
Urodził
się i wychował w małej gliniano-słomianej chacie, w niedalekim i swojskim
Czersku Świeckim. Tam, zajmując się klejeniem kartonowych modeli różnych
pojazdów mechanicznych, dość szybko zaczął rozwijać swoją wielką życiową pasję,
czyli modelarstwo lotnicze. Pokochał samoloty miłością absolutną!
Wyspecjalizował się w budowaniu od podstaw samolotów rolniczych, a w zdobywaniu
dokumentacji do nich pomagał mu starszy brat Edek, mechanik takich maszyn.
Doszedł w tym do perfekcyjnego poziomu, zdobywając zasłużony tytuł Mistrza
Polski, został także uznanym sędzią zawodów w tej dziedzinie! Często spotykał
się z modelarską bracią, która jest niezwykle wspierającą się, a także zgraną
paczką przyjaciół.
Oprócz
pracy zawodowej (był elektrykiem) i wspomnianego klejenia modeli, miał bardzo
dużo zróżnicowanych pasji oraz zainteresowań. Odkąd pamiętam, robił mnóstwo
zdjęć. Najpierw analogowych, które wywoływał we własnej ciemni, by potem
przerzucić się na cyfrę. Filmował również sceny z życia rodziny i znajomych.
Dużo jeździł rowerem i przez 20 lat regularnie pielgrzymował nim na Jasną Górę.
Własnoręcznie zbudował łódkę, którą pływał z nami po Stelchnie, choć
samodzielnie pływać nie potrafił i czuł respekt przed wodą, a gdy zdarzało mu
się zanurzyć głowę, to zatykał uszy, a nie nos, bo nie lubił, jak mu się tam
płyn wlewał. Świetnie gotował. Uwielbiał eksperymentować w kuchni oraz poznawać
egzotyczne smaki i ciekawostki kulinarne. Tworzył rękodzieła z drewna, szkła,
rogów, poroży czy kurzych jajek, którymi obdarowywał bliskie osoby, bo w
przyjaźni był wierny, a jako sąsiad życzliwy i lubiany.
Nie
przepadał za mieszkaniem w betonowym bloku, więc na co dzień realizował
traperskie fascynacje w Albertówce nad jeziorem, w otoczeniu ulubionych
piesków: Fionki, Żabci i Szreka oraz kotki Agaty. Pod domek podchodziły dzikie
zwierzęta, a ptaki od świtu do nocy dawały koncerty.
Ojciec
zwykł mawiać o sobie, że jest nadzwyczaj spokojnym człowiekiem!!! Było w tym sporo
prawdy! Mieliśmy z bratem bardzo spokojne i przyjemne dzieciństwo oraz młodość,
a w domu czuliśmy się bezpiecznie. Nigdy na mnie nie nakrzyczał i nie
przypominam sobie, żebym kiedykolwiek się z nim poważnie pokłócił. Wydawać by
się mogło, że wziął na siebie jedynie obowiązek utrzymania rodziny, a po pracy
oddawał się tylko swoim pasjom. Ale to nieprawda!!! Tato bezgranicznie zaufał
mamie w kwestii naszego wychowania, uznając, że jest dla nas najlepszą, mądrze
kochającą, ciepłą, ale i wymagającą opiekunką i nauczycielką. Uważam, że
docenił ją tym w sposób szczególny, nie wtrącając się nazbyt w nasze
wychowanie. Gdy mama potrzebowała czegokolwiek, to natychmiast ruszał jej ze
wsparciem, bo rodzice zawsze dbali o siebie.
Tato
żył tak jak chciał i był szczęśliwy!
Ósmego
czerwca zrobił rzecz niemożliwą!
Odszedł!
Nagle… Cicho… Bez pożegnania…
Będzie
nam brak żeberek po chińsku, tysięcy zdjęć, czewapciczi, opowieści podróżnych,
kiszonych cytryn, psiego patrolu znanego w całej okolicy i uśmiechu…
Tego
Twojego uśmiechu z krainy łagodności, którym pewnie nas teraz obdarzasz ,
spoglądając ze swojej niebiańskiej modelarni…
A my na cuda musimy chwilę poczekać.
sobota, 14 czerwca 2025
Nago-Głośno-Dumnie, czyli jak uczestniczyć i być nieobecnym
Pod koniec pandemicznego roku 2020, ni z gruchy ni z pietruchy odezwała się do mnie Kaśka, z propozycją wystąpienia w dokumentalnym serialu o życiu polskiego kłirowa, gdzie jedną ze śledzonych postaci miła być ta wariatka. Dzieło gdzieś od roku było w trakcie nagrań, zbliżając się do finiszu i Kimiuszka postanowiła dodać jeszcze HamKid'owy wątek, jako ważny etap w jej życiu.
Przyznam się, że nie byłem zachwycony tym pomysłem, ale ostatecznie wyraziłem zgodę, bo takiego doświadczenia w CV jeszcze nie posiadałem.![]() |
| Dellfina Dellert |
![]() |
| Agnieszka Mazanek |
![]() |
| Weronika Bilska |
![]() |
| Klaudia Kowalska |
środa, 11 czerwca 2025
niedziela, 8 czerwca 2025
sobota, 7 czerwca 2025
Moda Polska
niedziela, 1 czerwca 2025
Klawa adolescencja
Z perspektywy czasu oraz doświadczeń innych ludzi dochodzę do wniosku, że moje lata szczenięce były nad wyraz miodowe, choć okres (schyłkowy PRL) oraz miejsce (osiedle PGR) nie były zbyt korzystne. Jestem drugim dzieckiem przeciętnej rodziny inteligenckiej (mama nauczycielka, tata elektryk), urodzonym w gminnej porodówce. Odkąd sięgam pamięcią, nigdy nie dotknęła mnie przemoc psychiczna czy fizyczna z ich strony, a jedynym wyjątkiem od tego stanu był moment gdy będąc pięcioletnim piromanem, postanowiłem rozpalić ognisko na pseudoperskim dywanie, z własnoręcznie ułożonego stosiku zapałek. Gdy kobierzec zaczynał się fest tlić wokół, rodzicielka wpadła z krzykiem do pokoju, zadeptując ten radosny fajerwerk oraz gasząc w afekcie mój entuzjazm w tym zakresie siarczystymi klapsami. To był JEDYNY raz, gdy dotknęła mnie karząca ręka sprawiedliwości. Zastanawiam się jakim cudem mamie (tato był nie wtrącającą się w proces wychowawczy jednostką, zarabiającą na utrzymanie rodziny) udało się prowadzić taki rozwój dziecka, bez stosowania kar cielesnych czy darcia mordy na pół osiedla?
Przeszedłem wszystkie możliwe etapy edukacji, zaczynając od niani Gosi. SERIO!!! Miałem nianię! Co prawda nie jakąś referencyjną, tylko/aż zwykła nastoletnią, wiejską dziewczochę z wielodzietnej rodziny, z którą chodziłem na spacery, podczas których uczyła mnie malować, śpiewać, recytować wierszyki. Gdzieś po drodze przewinął się też żłobek (sic!) urządzony w jednym z blokowych mieszkań. Później przedszkole w przedwojennym pałacu, otoczonym pięknym parkiem, w bezpośrednim sąsiedztwie Państwowego Gospodarstwa Rolnego, w którym hodowano bydło. Jako młodszak nienawidziłem leżakowania, gdy gówniaki były wkładane do kojców na drzemkę, a ja wyłem wtedy jak syrena, bo była to dla mnie strata czasu, co mi zostało do teraz i w ten rodzaj wypoczynku nie potrafię. Szkoła Podstawowa w sąsiedniej wiosce, otoczona uprawnymi polami oraz lasami.
Lubiłem się uczyć!!! Dla mnie to była przyjemność, a nie przymus edukacyjny. Może niezbyt przepadałem za naukami ścisłymi, ale te humanistyczne, a szczególnie przyrodnicze oraz artystyczne chłonąłem jak gąbka. W domu etap "miliona trudnych pytań do", został rozwiązany umiejętnie podsuwaną lekturą. Zamiast pytać o coś rodziców, kupowałem książkę na dany temat w księgarni, która była stałym punktem każdego wyjazdu do miasta. Podczas etapu podstawówkowego miałem rozłożony potrójny parasol ochronny. Rodzicielka pedagog nauczania początkowego w tejże szkole, działała jak straszak przeciw agresji rówieśniczej i jedyny raz jak biłem się na poważnie z klasowym kumplem, to przed ustawką musiałem mu obiecać, że nie pójdę później z płaczem do mamusi. Oczywiście z braku doświadczenia w zakresie bójek dostałem regularny wpierdol, ale honorowo słowa dotrzymałem. Starszy o pięć lat brat, również robił za bodyguarda, a kolejnym był kolega z ławki, z którym wypracowaliśmy symbiotyczny układ, gdzie on jako klasyczny osiłek zapewniał mi ochronę, a ja pozwalałem mu ściągać klasówki i podpowiadałem podczas odpytek.
Zamiast do wymarzonego pod koniec podstawówki technikum leśnego, poszedłem za radą mamy do liceum ogólnokształcącego, w oddalonym o 12 km mieście, gdzie dojeżdżałem PKSem. Tutaj pomimo wiejskiego pochodzenia, nie spotkałem się z jakąś formą wykluczenia z tego powodu. Oczywiście miastowi mieli swoje grupy, ale nie hejtowali czy nie wyśmiewali wieśniaków. Tak jak wcześniej skupiałem się głównie na edukacji, choć nie szło mi już tak fenomenalnie.
Okres dojrzewania minął wyjątkowo spokojnie, bez żadnych burzliwych okresów buntu. Nie strzelałem spektakularnych fochów, nie uciekałem z domu, nie chodziłem na imprezy (domówki jeszcze wtedy nie funkcjonowały, a remizowe dyskoteki z towarzyszącym folklorem totalnie mnie nie pociągały), nie wagarowałem, ani nie szlajałem się po nocy. Byłem książkowym przykładem kujona. Aktywność seksualną zaspokajałem głównie samogwałtem. Wśród bogatego księgozbioru miałem skitrane kilka "świerszczyków", wśród których były głównie Nowe Wampy i ze dwa Nowe Meny. Pewnego razu zapomniałem je schować i pędząc po nie już po powrocie rodziców do domu, ze zdziwieniem zastałem je ładnie złożone, bez żadnego słowa komentarza. Zatrzymam się na chwilę przy onaniźmie, ponieważ dość często zaspokajałem się w ten sposób w większym gronie. Mam wrażenie, że to był chyba dość niespotykany fenomen, albo po prostu przemilczany i wyparty. Nie jestem w stanie powiedzieć kto był w tych zabawach pierwszy, kuzynostwo czy rówieśnicy, natomiast było to zupełnie... naturalne, a przynajmniej tak to odbierałem i postrzegam po latach. Waliliśmy wszędzie!!! W polu, w lesie, nad wodą, pod namiotem, na strychach, w piwnicach, u siebie w mieszkaniach, w mniejszych lub większych grupach...! Chyba najbardziej ekstremalna sytuacja miała miejsce podczas długiej przerwy lekcyjnej, w szkolnej piwnicy, gdzie zgromadzili się rówieśnicy oraz chłopaki z klas starszych i młodszych i w jednym miejscu i zbliżonym czasie spuściło się kilkanaście młodocianych kutasów. Oprócz wspólnej masturbacji i porównywania siusiaków, nigdy nie zdarzyły się czynności oralne czy analne, czy obecność dziewczyn. Wszyscy dorośli, większość pozakładała rodziny i nic nie wskazuje na to, że z tego powodu moja wieś byłaby jakąś niespotykaną enklawą homoseksualizmu.
Podsumowując!!! Moja młodość była bardzo szczęśliwa i spokojna. Nigdy nie czułem się w jakikolwiek sposób odrzucony czy źle traktowany przez kogokolwiek. Nie jestem w żaden sposób straumatyzowany, co musiałbym teraz terapeutyzować. SZOK!!! Można powiedzieć, że najwyższym szczytem "biedy", było noszenie ciuchów po starszym bracie, co w sumie zostało mi do teraz, gdy ubieram się głównie w lumpeksach. Zostałem wychowany w poszanowaniu innych ludzi.

















.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)



















.jpg)


.jpg)

.jpg)
.jpg)
