niedziela, 26 lipca 2020

Mielnickie stepy, czyli kniahini i kozak

Z tym pozowaniem jest czasem tak miło, że można wbić się w oryginalne kostiumy filmowe i po swojemu odegrać jakąś postać, tak jak to było w przypadku bohaterów "1920 Bitwa Warszawska".
Tytuł posta nie pozostawia wątpliwości, że na tapetę wjechało "Ogniem i mieczem", gdyż na pierwszej Misji Wschód, odbywającej się w nadbużańskim Mielniku, mieliśmy wypożyczone stroje z tych dwóch filmów.
W rolę Kniahini Kurcewiczowej wcieliła się Agnieszka, którą rewelacyjnie postarzyła Ula Maksymiuk, a fotografował jej mąż Grzegorz, w ruinach mielnickiego kościoła, przy Górze Zamkowej.
Pewnie ktoś się zastanawia, dlaczego ten mój Bohun taki gładziutki na twarzy, niczym pupcia niemowlęcia? Również ubolewam nad tym faktem, niestety z przyczyn logistycznych, zdjęcia te były robione po sesji, w której byłem śliczną Panną Młodą.
W drodze na plan, Krzysiek Płoch zrobił mi w biegu jeden z ulubionych portretów.

poniedziałek, 20 lipca 2020

Dziewanna, czyli każdy ma jakieś marzenia

Od zawsze powtarzam, że nie mam specjalnych potrzeb doczesnych, które spędzają sen z powiek przeciętnym człowiekom. 
TV, bryka, hacjenda... są mi kompletnie zbędne w życiu, co nie znaczy, że nie funkcjonują w moich marzeniach.
Wyśnione cztery kąty są skrzyżowaniem letniska typu Brda oraz domu podcieniowego, otoczone pachłąką kwietną, gdzieniegdzie obsadzoną owocowymi krzewami i drzewami. Do tego ogród warzywny, kilka kóz, stado gęsi i wróbli oraz pasieka. Chata niewielka, tak w maksie 60 metrów kwadratowych, w środku ma przestronny pokój dzienny z kominkiem i aneksem kuchennym, salon kąpielowy z wielkim oknem, przytulną sypialnię na piętrze, kryptę komiksową w stylu wiktoriańskich bibliotek, spiżarnię z winoteką, szklarnię z ptaszarnią, a na dokładkę garaż, w którym stoją odpicowane pojazdy: "garbus", volkswagen classical bus, jakiś harley i wszystkie modele rowerów Romet. Koniecznie bliskość wody (rzeka, jezioro) i własny pomost, a wokół las i żadnych sąsiadów.
Już na pierwszy rzut oka widać, że to mżonka, bo jak niby pomieścić to wszystko na tak małej powierzchni, więc w bujnej wyobraźni pomieszczenia niczym w Hogwarcie, kurczą się lub puchną w zależności od potrzeb, a zwierzęta i tak w rzeczywistości wpierdoliłyby cały dziki busz wokół.
Warto mieć marzenia, niech rozkwitają niczym najbardziej fantazyjne fraktale, a życie niech sobie meandruje bez zabaw w  półśrodki.

piątek, 17 lipca 2020

The Old Guard


Dzięki powyższemu cytatowi, będącemu jednym z najpiękniejszych wyznań miłosnych, który wyczytałem na przeniesionym do fejsbuka blogu Trzyczęściowego garnituru, obejrzałem film będący adaptacją komiksu. Docelowo ekranizację kręcono z myślą o dużym ekranie, ale z racji panującej pandemii trafił on na łamy Netfilxa.
Bardzo długo nie było tutaj żadnej recenzji, po części dlatego, że ciut odwykłem, po drugie jestem coraz większym kinowym malkontentem i mało filmów mnie już porusza. Dlaczego zechciałem pochylić się akurat nad tą produkcją? Chyba złożyło się na to kilka elementów. Od czasu zamknięcia kin, czyli kilka miesięcy, nie oglądałem żadnej dłuższej formy, bo jednak domowy standard nadal ma się nijak do kinowego dolby surround, więc choć brak mi tego cholernie, to ciągle nie czuję oglądania filmów w łóżkowym zaciszu. Ta przerwa albo obniżyła moje wygórowane oczekiwania co do X muzy, albo ten film faktycznie jest taki dobry. Trwa dwie godziny z okładem, a zdołał mnie wzruszyć 5 razy, czyli tak średnio co 25 minut. Jednak tutaj myślę, że spory wpływ na tą egzaltację jest stan, w którym obecnie tkwię, a nie mistrzostwo scenariusza, choć ten faktycznie sklecony jest bardzo zgrabnie.
Opowieść kręci się wokół grupki nieśmiertelnych, którzy od wieków w ukryciu ratują świat i z czasem zaczynają rozumieć, że nie ma to większego sensu, bo ludzkość jest po prostu zjebana. Bohaterowie obdarzeni nieskończonym życiem, reprezentują większość ludzkich ras, wyznań oraz orientacji, więc nie można się tutaj doszukać żadnego klucza uprzywilejowania w tej kwestii, choć raczej powinienem napisać przeklęcia wiecznym trwaniem. Radzenia sobie z psychiczną udręką niezliczonych zmartwychwstań, bólem kolejnego umierania, traumą straty najbliższych. Pod płaszczykiem popcornowego, wartkiego akcyjniaka, skrywa się filozoficzna dysputa nad sensem życia. Przy obowiązkowym zawieszeniu niewiary w immortalis, film pochłania się jednym tchem, bez zbędnych dłużyzn, ze świetnym aktorstwem, fajną ścieżką dźwiękową i bez nadmiernych efektów specjalnych.
Nie będzie żadną tajemnicą, że skoro "bajka" jest o ludziach wiecznych, to zostawiono w finale otwartą furtkę do kolejnej części, choć autorom będzie zdecydowanie trudniej cisnąć dalej tą cytrynę, żeby była świeża.

środa, 15 lipca 2020

sobota, 11 lipca 2020

Mimolek po michałowicku

Z Eweliną Słowińską poznaliśmy się na jednym z plenerów w Michałowicach, który w fotoziutkowie, czyli środowisku fotografii artystycznej tfp, uważany jest za najwyższą półkę jakościową. Modelki zdejmują majtki przez głowę i powiewają nimi radośnie, niczym sztandarem zwycięstwa, fotografowie rozbijają obiektywy ze szczęścia, a wizażystki trzaskają pędzle na pół, gdy otrzymają zaproszenie na ten event.
Na swoje pierwsze Michauo, które do tego był moim pierwszym plenerem w karierze, jechałem z nastawieniem zwiedzania Karkonoszy, a nie robienia jakichkolwiek zdjęć. W swojej ignorancji nie miałem kompletnego pojęcia jaki zaszczyt mnie kopnął.
Ewelinę spotkałem na drugim wyjeździe i odniosłem wrażenie, że ma podobny stosunek do tej instytucji, czyli bez bałwochwalczych pokłonów.
Powyższą sesję poczyniliśmy w kuchni tego kilkusetletniego domu, w asyście jej męża.
Parę miesięcy później, przy okazji wizyty w Krakowie, popełniliśmy szybką sesyjkę na byłym, zniszczonym stadionie Korony na Krzemionkach.
Jej zdjęcia kojarzą mi się z mistrzowskim światłocieniem baroku.

środa, 8 lipca 2020

sobota, 4 lipca 2020

Work, drink, swim, eat, sleep, repeat

Tak prawdopodobnie szykuje się cały lipiec.
Jedna nioska w kurniku, zniosła najbardziej wyczekiwane jajo, a druga podziobała się z kwoką, aż pióra poleciały, w związku z czym jest "milion" nadgodzin do wzięcia, z czego wpisałem się na jakiś "tysiąc", dzięki czemu mogę pobić życiowy rekord pobytu w tym przybytku.
Kasa się przyda, bo dziura budżetowa rośnie zastraszająco, a do tego "lekko" obita ostatnimi czasy psyche, będzie miała chwilę wytchnienia od głupot, bo fizis dostanie ostre wciry.
Pewnie ofeliony będą robione na szybciaka, a blog odrobinę zarośnie chwastami.
Byle do połowy sierpnia.

środa, 1 lipca 2020

Połowa połowu

Podsumowanie nie jest dostępne. Kliknij tutaj, by wyświetlić tego posta.