niedziela, 23 lutego 2020

Melancholijny splin

Depresja, chandra, marazm, weltszmerc, protokolaryzm, stupor, czczość, polder... 
Nazw tej choroby jest wiele.
Zmagałem się z tą chorobą, choć w jej przypadku nie można mówić w czasie przeszłym, bo jak opryszczkę ma się na całe życie i ewentualnie można cieszyć się okresami remisji.
Dzisiaj obchodzimy Ogólnopolski dzień walki z depresją. Nie wiem dlaczego akurat tego dnia, ale pora roku sprzyja obniżeniu nastroju, przynajmniej w moim przypadku. Przednówek uważam za najgorszy okres i zawsze czuję się wtedy jak gówno. Z samoobserwacji wnioskuję, że wynika to głównie z kilkumiesięcznego braku dostatecznej ilości światła słonecznego i doraźnie pomaga zwykłe solarium, a od kwietnia zaczynam się odradzać.
Na jednym z plenerów Aga Ruda nieśmiało poprosiła mnie, czy nie zechciałbym wcielić się w personifikację depresji. 
Chciała tą sesją przepracować własne z nią zmagania.
Umówiliśmy się skoro świt w niedzielny poranek. Czasu mieliśmy mało, bo jeszcze przed śniadaniem musieliśmy pędzić z Moniką Cichoszewską do Bydgoszczy, żeby nagrywać materiał dla TVN.
Aga występowała tutaj w podwójnej roli fotograf/modelka.
Do mrocznego wizażu posłużyła sadza z ogrodowego grilla.
Ten rok nie różni się niczym od poprzednich.
Znowu mam ochotę zakopać się w leśnej ściółce i przewegetować do wiosny.
W ostatnich dniach towarzyszy mi tytułowa piosenka ze zbliżającego się wielkimi krokami kolejnego odcinka przygód Agenta 007.
Jakoś tak pasuje mi do stanu w jakim obecnie się taplam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz