Helena Urban jest dla mnie żeńskim odpowiednikiem Andrzeja Bersza, czyli podziwiałem od pierwszego kadru, w którym ją zobaczyłem. Osobiście poznaliśmy się na moim pierwszym michałowickim plenerze, gdy w fotoziutkowie byłem nikim. Oczywiście podziwiałem skrycie cały czas, marząc o wspólnych zdjęciach. Pierwszy raz zaliczyliśmy na kolejnych michałowicach, jednak moja rola ograniczała się do jeździeckiego wieprza oraz jakiś dziwactw w latarkowym świetle, które nie wyszły.
![]() |
| Ewelina Słowińska |
A z Heleną później to już tylko się mijaliśmy, bo nie miałem śmiałości, żeby cokolwiek zaproponować.
Dwa tygodnie temu na czwartej edycji Pleneru Fotograficznego im. (notabene) Andrzeja Bersza spotkaliśmy się znowu, więc nie wytrzymałem i wypaliłem wprost, że moim niespełnionym marzeniem jest sesja z Heleną. Temat podjął Sławek Patoka, na którego kiedyś planuję wysmażyć osobny paszkwil. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu padło na... "ślubniaki".
Świadkowali jacyś Majewscy, czy Wiśniewscy, zresztą srał ich pies i tak byli z łapanki, bo ich głównym zadaniem było wydawanie wódy gościom weselnym, choć potem się okazało, że świadek to ostry pijus i sporo podbierał z barku.
Weselnym fotuziutkiem został Adam Polański, czyli wielkopolski pyrożer, który podobno doskonale specjalizuje się w prawdziwym portrecie.
Romantyczny wianek uplotła Klaudia Bednarz, a stylówki to składowa od różnych osób.
Strasznie żałuję, że właśnie wtedy zepsuł mi się polaroid, bo miałem zamiar uchwycić nim Helenę, zamiast tego posiłkowałem się pożyczonym Instaxem od Marcina Korczaka.
Strasznie żałuję, że właśnie wtedy zepsuł mi się polaroid, bo miałem zamiar uchwycić nim Helenę, zamiast tego posiłkowałem się pożyczonym Instaxem od Marcina Korczaka.










Brak komentarzy:
Prześlij komentarz