poniedziałek, 19 lutego 2018

Marynarz z Michałowic

Gdzieś na początku 2015 roku napisał do mnie Piotr Pietryga z zapytaniem, czy przyjechałbym na organizowany przez niego plener fotograficzny w Michałowicach, którego kolejna edycja miała być w maju.
Muszę się przyznać, że wtedy byłem lekkim ignorantem w temacie fotografii artystycznej i średnio orientowałem się jaki zaszczyt mnie kopnął, gdyż plener ten uważany jest przez wielu za absolutny szczyt marzeń. Przejrzałem portfolia zaproszonych fotografów, kompletnie nie orientując się kto to, doceniłem kunszt artystyczny i w rozmowie z Piotrkiem wyraziłem swoją wątpliwość, że przecież oni robią piękne zdjęcia modelkom, więc nie bardzo rozumiem dlaczego dostałem zaproszenie. Z drugiej strony stwierdziłem, że przecież nawet jak nic nie będę tam robił, to przynajmniej pojadę czysto turystycznie i rekreacyjnie. Tak też się spakowałem, biorąc głównie ciuchy do pieszych wycieczek oraz książkę "Amerykańscy bogowie" Neila Gaimana do poczytania wieczorami.
Wsiadłem w pociąg, którym dotarłem do Piechowic i stamtąd ruszyłem na piechotę do miejsca docelowego, po drodze odkrywając poniemiecki cmentarz.
Po dotarciu na miejsce, zostawiłem ciuchy i poszedłem zwiedzać okolicę,
a także eksplorować kilkusetletni dom, który absolutnie oszałamia przy pierwszej wizycie.
Zapraszając mnie na plener, Piotr miał już konkretny pomysł na sesję, która jak się później okazało, stała się jedną z najważniejszych w jego oraz moim portfolio. Z jednej ze swoich podróży po świecie, przywiózł on mundur marynarski, a że posiadałem wtedy bardzo długą, zaniedbaną brodę i wąsy oraz fryzurę a la "worek na śmieci", gdzie hipsterska moda na jedno i drugie dopiero raczkowała, to idealnie wpasowałem się w temat.
Anna Błażejewska - Gruza wykonała odpowiedni, ogorzały makijaż, do kompletu dostałem fajkę, nabitą bardzo mocnym tytoniem i poszliśmy do jednego z pokoików na piętrze robić sesję.
backstage Albert Finch
Pokój mały, ciasny, z niewielkim, trójkątnym okienkiem, ja wciśnięty między dwa łóżka, on za drugiem, dym mnie dusi, gdyż jestem niepalący i w pewnym momencie autentycznie zrobiło mi się słabo, więc musieliśmy zrobić przerwę na chwilę oddechu, światła mało, oczy łzawią... Jakim cudem sesja wyszła tak zajebiście, to chyba tylko Piotrek wie. 
Portret został wyróżniony w jednym z najważniejszych fotograficznych konkursów świata i zakwalifikował się do dziesiątki finalistów. Informowały o tym fakcie branżowe oraz ogólnoinformacyjne media w Polsce, zatem fejm, sława i ogórki kiszone.
Ku pamięci pozwoliłem sobie poniżej owe wzmianki medialne zlinkować:
Piotr zaliczył też reportaż w TVN
Wracając do pierwszego w życiu pleneru, moje przewidywania okazały się błędne, bo nie licząc wspomnianego pierwszego dnia, nie zwiedziłem nic poza najbliższą okolicą, a książki przeczytałem zaledwie kilka stron.
Z Piotrem zrobiliśmy jeszcze portret na Złotym Widoku, inspirowany filmem "Wszystko za życie" i zatytułowany imieniem głównego bohatera Alexander Supertrump.
Powyższy wpis jest poniekąd okolicznościowy, bo 22 lutego o godz. 18.00 w kinie studyjnym ORZEŁ MCK Bydgoszcz, odbędzie się oficjalna premiera dokumentalnego filmu "12 cali", opowiadającego o michałowickich plenerach, który był kręcony latem zeszłego roku i nawet gdzieś tam w zajawce, pod niefortunnym (moim zdaniem) tytułem roboczym "Pasjonaci" mignąłem, podczas przygotowań do tej sesji.

2 komentarze: