środa, 1 lutego 2012

Zazdrość

Nie jest całkowicie tak, że bezgranicznie kocham wieś, a nienawidzę miasta.
Widzę plusy i minusy mieszkania w obu siedliskach, jednakże więcej pozytywów znajduję wśród pól, łąk i lasów.
Jest jedna rzecz, której mocno zazdroszczę mieszkańcom wielkich metropolii (nie zwykłych miast, tylko betonowych molochów w rodzaju Warszawy).
Chodzi o nieograniczony dostęp do wszelakiego rodzaju kultury masowej i niszowej.
Kina, galerie sztuki, plakaty, wernisaże, koncerty, uliczne performance, miejska prasa, ulotki, teatry, instalacje, festiwale...
Wybór olbrzymi.
Co z tego, skoro większość mieszkańców, zagoniona za zdobywaniem chleba, nie ma już czasu na kosztowanie manny?

8 komentarzy:

  1. To coś na zasadzie: "Tak, zarabiam sto tysięcy miesięcznie, ale co z tego(?) i tak nie mam czasu ich wydać".

    Nie ma czego zazdrościć, do Wielkiego Miasta zawsze można dojechać:)

    OdpowiedzUsuń
  2. o, jestem mniejszością, fajnie x)) viva la zniżki studenckie hahaaha

    nie ma co zazdrościć - jest skąd czerpać!

    OdpowiedzUsuń
  3. To przewrotne, ale zawsze kiedy spędzam pół roku zaszyty głęboko w lasach, częściej chodzę do kina, teatru, na koncerty czerpiąc z kultury całymi garściami :)), dodatkowo sam staję się bardziej twórczy. Gdy tylko wracam do miasta właściwie zaczynam wegetować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie Wu, najbardziej żal mi tych darmowych magazynów ogólnokulturalnych ;D

    Lafle, jak zdarza mi się wyjechać do wielkiego miasta (Bydzia się nie liczy), to czerpię jak nienasycony ;D

    NordBerdzie, idealnie zdiagnozowałeś problem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też to ostatnimi dniami bardzo zauważam...

    Może po prostu każdy nadmiar szkodzi?

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj szkodzi ;]
    Tylko jak to, żeby nie czerpać pełnymi garściami, aż do porzygu ;D

    OdpowiedzUsuń