środa, 28 września 2011

New road to country

Wiosną narzekałem na zły stan drogi, prowadzącej na wieś.
Jesienią ta sama droga wygląda zupełnie inaczej.
Świeży asfalt, namalowane pasy, odnowione rowy.
Nie wiedziałem, że ten blog ma aż taką siłę sprawczą.

wtorek, 27 września 2011

Miotając się


 Miotając się

W porywającym przeciągu
Rzekomego braku czasu
Między pracą a domem
Chlebem a solą
Wyspą a Rynkiem
Wyborem a koniecznością
Jeśli nie obejmujesz po drodze sztuki
Zatrzymaj się w oknie
Zobaczysz zależnie od głębokości wejrzenia
Kilka warstw rzeczywistości i jej nowych kreacji

Z podobnych przypadków rodzi się orkiestra
Gwiżdżących hymn wyzwolenia wewnętrznego

Masz szansę zrozumieć i odczuć
Że czasu starczy ci co najmniej na całe życie

poniedziałek, 26 września 2011

Pornostar

Kto pamięta wiosenną zabawę (ankietę) - Odwłochuj hds'a???

Dla przypomnienia.
Fun polegał na wybraniu najkorzystniejszejszego, najzabawniejszejszego, najbardziej zwałowego zarostu twarzowego, w jakim miałem prezentować się jesienią.

Po dwóch tygodniach intensywnego głosowania, w imponującym stylu, wygrał pornoaktor.
Żeby nie być gołosłownym, a właściwie to być GOŁO oraz SŁOWNYM.
Oto ON!!!
W pełnej okazałości i gotowości!
PORNOOOOOOOOAKTOR ;DDD
Korzystając z ostatnich, ciepłych promieni słońca w tym roku, obserwowałem majestatycznie sunący po niebie, olbrzymi (około 70-80 sztuk) klucz żurawi.
UPDATE 27.09.2011. godzina 00:10
Właśnie wilq'owy kalendarz wyświetlił, że dziś jest "Dzień bez porno w internecie".
hahahahahahahahahaha
Nie wiem jak zniese tą niedogodność ;DDD

niedziela, 25 września 2011

Qltury week 64

1. Standardowo, jak co roku, śmigam do Łodzi na komiksowe święto.
Na szczęście organizatorzy ugięli się pod falą krytyki, zmieniając plakat żałosny, na mniej żałosny.
Fanów jak zwykle czeka moc atrakcji - wystawy, prelekcje, giełda, koncerty, autografy, szaleństwo i czarna dziura w portfelu ;D
Odliczam dni, nie mogąc się doczekać ;)

2. Chociaż średnio mnie ten film interesuje, to jednak muszę go wymienić w tej rubryczce.
Za tydzień na ekrany kin, wchodzi pierwsza, polska, pełnometrażowa produkcja w formacie 3D.

Specjalista w dziedzinie narodowych superprodukcji (Jurek H.), obficie podlanych romantycznym sosem, serwuje nam film o tym, jak w krzyżowym ogniu radzieckich kul, Natka, Borysia całowała, myśląc o Józku.
Tym samym, filmowy fetysz tegoż reżysera (miłosne trójkąty), niespodziewanie, wprost z ekranu, przekradł się do rzeczywistości ;DDD

sobota, 24 września 2011

Saturday Zbok Fever 64

Autor zdjęcia po raz kolejny nieznany, przynajmniej przeze mnie ;]

Pozostając nadal w śródziemnomorskim klimacie z zeszłego tygodnia, tym razem padło na greckiego Adonisa, obłapiającego na słonecznej plaży swoją wybrankę.

Gorąco polecam wczorajszy wpis Sydoni, traktujący m.in. o Hildzie z jabłkami.
Uwielbiam pin-up'y, a ta radosna panna dodatkowo rozgania jesienne chmury-ponury ;)))

Polecam też zagłosować w ankiecie, zamieszczonej w prawym, górnym rogu kimoniego bloga.
Został tylko dzień do zakończenia zabawy, zatem spieszcie się!!!
Należy wybrać najbardziej perfekcyjną łydeczkę, która później będzie zobrazowana w kolejnym chrabąszczu dzidziusia.
Będzie mi bardzo miło, jak zagłosujecie na tą ładniejszą, czyli moją ;DDD

piątek, 23 września 2011

Pink Friday 13 & Error Update...


Hey hey what can I say?
Day day day da-day day

Tym optymistycznym pląsem i akcentem, zaczynam hadesowe ploteczki, w kolejnej odsłonie Pink Friday'u. Mam nadzieje, że trzynastka nie będzie pechowa dla mnie (tym bardziej dla właściciela), z racji, że ,,thirteen is my lucky number" ;]

Na począteczku chciałbym oczywiście podziękować za miłe powitanie mego powrotu, podnosząc statystyki owego bloga, poprzez popularność ostatniego mego wpisu.
Który po godzinie od publikacji był na drugim miejscu ,,Najgorętszego Kartofla Tygodnia" (co można ujrzeć na prawym pasku bocznym), a przez tydzień górował nad innymi wpisami, przekraczając liczbę 120 odsłon, czyli podwojoną liczbę innych postów.
Czegoś jednak tu poszukujecie :P ha ha ha
Utarliście nosa w ten sposób samemu hds'owi, którego ostatni ,,Hasajacy Dialekt Sarkastyczny" na moim poletku, pojawił się ino na chwilkę na miejscu czwartym, po czym spadł całkiem z rankingu (sia la la- a niby miał być to najgorętszy i plugawy Jego wpis- bu ha ha), mimo, że nie narzekam na oglądalność, bo wszystko już wróciło do normy po mym powrocie z czeluści i kary na bloggera- którą sam freak'owaty Tatin mi zarzucił ;]
Dziaduszek tłumaczył się, że to On podbijał statystyki- niestety...
z tego co zaobserwowałem Pan Blogger, nie wyświetla w statystykach postów, które sam autor poletka przegląda- wiec i ja tak i On, nie możemy podbijać sobie nawzajem wpisów.
czyżby nasza gwiazda się wypalała?
do tego dojdę w dalszej części felietonu.

ale usłyszeć zniżony głos Freak'a podkulającego ogon-
,,no... już dawno nie było tyle kliknięć..."-
należało do mych próżnych przyjemności :DDDDDD
tak trzymać!

To tyle z łechtania blogowej próżności.


Na zdjęciu wstępnym można ujrzeć w mych maluśkich dłoniach perełkę, którą z okazji 24 urodzin dostałem kilka dni temu od Pana Tatina Dziaduszka :D
Nie muszę chyba mówić, że album Bisley'a podciął mi skrzydła stajac się niesamowitym kąskiem inspiracji i wewnętrznych doznań...
Ci którzy widzieli, wiedzą o co mi chodzi- zatem polecam ogarnięcia tej perły...
Jest to już trzecia pozycja komiksowa, którą dostałem od mego... mędrca ;P
Pierwszą perłą była ,,Zemsta Hrabiego Skarbka" Pana Rosińskiego, która przełamała moje bariery komiksowe.
Drugim (z racji mej wystawy), był ,,Tytus Romek & Atomek" (księga o uplastycznianiu), który godnie przeleżał cały wieczór wernisażu na stoliczku- zabierając mnie do czasów dzieciństwa, gdzie na strychu mój Real Tatin chomikował wszystkie części, które później zaginęły w czeluściach Tartaru...
razem z Nim...


Niestety niespodzianka albumowa Bisley'a nie do końca się udała...
Wkradając się do Skarbca komiskowego hds'a, nie mogłem obojętnie przejść koło tej pozycji, która już pierwszego dnia do mnie ukradkiem łypała z gigantycznej półki ;]
dnia drugiego wyciągnąłem małpią łapę w kierunku albumu...
wyciągnąłem...
usiadłem z boku bardzo cichutko...
otworzyłem pierwsze karty, powiadając w zdumieniu kilka słów niecenzuralnych...
Słysząc te ulatujące słowa, srogi Dziaduszek w oburzeniu się odwrócił, by dać mi za to w łeb (powiadałem już o przemocy w rodzinie z jego strony).
Widząc co się dzieje, nadymał się jak żabka, zrobił oczy jak bazyliszek, ze slow move i okrzykiem: ,,Nieeeeeeeee eeeeeeeeeee", próbował wyrwać mi album z dłoni...
było już za późno...
A ja tak w milczeniu siedziałem... i się natychałem ;]
tak to jest z niesfornymi dziećmi w wychowaniu- niech się Staruszek uczy ;]

Co do starości...
Przy ostatnim Pinku kilka osób starało się podważyć moje słowa, gdzie pokazałem Freak'a od innej strony- mądrej, ,,dojrzałej", opiekuńczej...
(której nie każdemu daje poznać- jak to tak stawać nago emocjonalnie przed człowiekiem- nie wypada narcyzowi- wszystko zostaje w rodzinie)
Prawdę okazać znowu muszę, nie dając mi wyboru...
Niestety (albo i stesty- zależy z której strony patrzeć ha ha ha) mam dowody na dziurawy sweter, podkrążone oczęta, czapkę podtrzymującą ciepło starzejącego się organizmu, niechlujstwo i zakapiorostwo naszej gwiazdy...

Chyba nic nie trzeba dodawać...
Widok gadżetów mówi sam za siebie...
Telepiąca, uciekająca w stronę herbaty ziołowej dłoń z dodatkiem magnezu, wielki bukłak wina, oraz... mleko, które będzie potrzebne ranka następnego, gdzie wydojenie całej butli da o sobie znać...
Proszę również zwrócić uwagę na szablon znajdujący się z lewej strony, który idealnie wpasowuje się w zatrzymana w kadrze sytuacje...
ale za to Go kochamy :)
mimo, że chwyta się brzytwy ile może, by ciągle pływać na piedestale swojego uroku.


Nasza kooperacja Ham&Kid (Dzi&Dzi) nadal trwa i przynosi kolejne efekty pracy.
Po ,,Rapture In The Morning", pojawia się kolejny chrabąszcz :)
,,Unavaible Inspiration", który zostaje wrzucony najpierw tutaj, nie na moim poletku, będącym preludium i zachętą do przeczytania na jego temat w późniejszym terminie :)

Już teraz mogę również zaprosić do kolejnego Pinka, gdzie przedpremierowo i po raz pierwszy na forum ukaże się szkic, który będzie miał zupełnie inny wymiar z obliczem hds'a...
Będzie gorąco- tylko tyle powiem ;]


Zatem tego Piątku 13-stego udaje się w pozytywny & etniczny pląs!
dziękuje za uwagę, życzę miłego weekendu i do przeczytania za tydzień :*



K.I.M.




Error Update...



Niestety dnia dzisiejszego (choć zalążki można było zobaczyć już wczoraj, gdzie strona tytułowa została zawykrzyknikowana), wkradł nam się na poletku jakiś chochlik blokujący wszystkie zdjęcia w tym poście...
Zastanawiam się czy była to wina, ciągłej edycji posta z mej i hds'owej strony, czy faktycznie jakaś osoba trzecia zgłosiła nadużycie treści w nim zawartych...

oczywiście wraz z Freak'iem doszliśmy do wniosku, że to drugie...
co nas zaniepokoiło...
mamy szpiega?

może kogoś oburzyło zdjęcie główne?
eh- nagi z łona wyszedłeś i nagi do niego powrócisz- czyż nie tak?
Że też nasz czytelnik nie trafił do 3 i 49 odcinka SZF ;P

a może to było dla dobra hds'a?
ktoś nie zniósł jego widoku nad butlą ;]

lub nie mógł wytrzymać, że łapię Go za stopę na rysunku...

Shame You K.I.M.!


Zatem 13 odcinek Pinka stał się pechowy dla nas dwóch ;]
tak czy inaczej podbudowało mnie to jeszcze bardziej by prowadzić to poletko :P
tym bardziej, że wpis znów jest ,,Najgorętszym Kartoflem Tygodnia"

czwartek, 22 września 2011

Wczesna jesień


Drewno do kominka, na kolejną zimę jest już pocięte, porąbane i ułożone do wyschnięcia.
Przed wygódką usypany wygodny dywanik z trocin.
Gdyby ktoś zasłabł w drodze, będzie miał czysto, sucho i przyjemnie w trakcie drzemki.

środa, 21 września 2011

Usportowianie młodzieży

W młodości nie byłem jakoś specjalnie skory do uprawiania sportów, szczególnie drużynowych.
Wolałem przekładać kartki w książkach, głównie przyrodniczych.
Jednakże zdarzało mi się z kumplami pograć w nogę, kosza lub siatkówkę, którą lubiłem najbardziej.
Właściwie od wiosny do jesieni, boiska do gry w te piłki, były bez przerwy w użytku.
Jedynie pełnowymiarowy, ceglany kort tenisowy, z własnym oświetleniem (widoczny na tym zdjęciu), używany był przez okolicznych prominentów. Zamknięty na kłódkę i zazdrośnie pilnowany przez jego opiekuna (chociaż traktował go jak właściciel, używając dla własnej korzyści). Ciągle zamiatany, walcowany, zraszany i kredowany po każdym użyciu, myślę że nie różnił się specjalnie, od tych używanych podczas turnieju Rolanda Garrosa.
Niekiedy zimą, udostępniany był młodzieży jako lodowisko.

Jednak do rzeczy.
Teraz zmieniam się w malkontenta, tęskniącego za minionymi czasami ;D

W prehistorii młodzież częściej sporty uprawiała, chyba wiadomo dlaczego.
Obecnie wśród dziur w asfalcie boiska do koszykówki, na biało krwawnik kwitnie. Drewniana tablica, świeci oknami po powyłamywanych deskach. Tuż obok, na boisku do siatkówki, bujnie rośnie trawa i mlecze (został się jeden krzywy słupek). Jedynie boisko do piłki nożnej, obok którego wybudowano śliczny plac zabaw, ma jako taką używalność.

Natomiast odkąd kort tenisowy stał się rzeczywiście wspólny, stanowi wspaniałą plantację dziewanny.
Całe wyposażenie (słupki, siatki, walec i wielka szczotka, wieża sędziowska) trafił szlag.

Nie ma to, jak aktywizacja młodzieży, posiadając w zapleczu takie cuda.
Później Naród się dziwi, że talenty na miarę Isi czy Gortata to rzadkie perełki ;]
Tymczasem młodzież uprasza się - NIE ODCHODŹCIE OD INTERNETU i bloga tego ;D

wtorek, 20 września 2011

Fafik's travels 20 - Podkarpacie: Łańcut

Panek zdążył już Państwa poinformować, że na koniec lipca byliśmy na krótkim wypadzie w podkarpackim.

Łańcut to mała, malownicza mieścina, która głównie słynie z jednego z najpiękniejszych polskich zamków-pałaców.

Wstyd się przyznać, ale zwiedziłem tylko jego park, urządzony w stylu angielskim.
Wnętrza udostępniane są dla grup, zbierających się co jakiś czas, a pochód przez komnaty trwa około godziny.

Na tyłach zamku, przez chwilę pogalopowaliśmy razem z małym chłopcem na panterze, zupełnie jak Witia na kocie, w filmie "Sami swoi".

Radosny to był has, ale lew upamiętniający wspólną wyprawę Potockich, do Sudanu Białego w 1924 roku, zrobił na mnie niesamowite wrażenie, a szczególnie jego... osobliwe spojrzenie.

W drodze powrotnej, natknąłem się na przydrożny krzyż, który obecnie można raczej nazwać przybarnym.

Tymczasem na noclegu w Starym Sadzie, spotkałem Ciasteczkowego Potwora, brzdąkającego na gitarze z jakimś autografem.

Zupełnie grzecznościowo, choć niechętnie, zapozowałem z glinianymi plackami, wyprodukowanymi przez uczestników warsztatów.
Proszę zwrócić uwagę, na małpie głowy, znajdujące się na dole zdjęcia.

Powstały prawdopodobnie w wyniku inspiracji głowami szybenickimi.

poniedziałek, 19 września 2011

Złocony dzik w glinie

Ostatni weekend lipca, zwieńczał pewien etap blogowych znajomości.
Na krańcu Polski (z mojego punktu podróży), spotkało się Kółko Wzajemnej Adoracji, skupione przy charyzmatycznej Doro.
Cukiniowa Czarownica, zorganizowała w swoim Starym Sadzie, warsztaty z Formowania Gliny oraz Współczesnych Technik Pozłotniczych.
Nabór na nie, odbywał się już na wiosnę, chętnych była cała masa, w wyniku morderczej selekcji, pozostało tylko dziewięciu najzdolniejszych.
Zakwalifikowali się: psychoanalityczna mistrzyni - Aneta, wieczne rozbawione HTF'y z przyjaciołami, prawiewarszawski Arthi, który w ostatniej chwili nie dotarł, głupawo hasający Kimi oraz moi z Fafikiem.
Po dwunastogodzinnej podróży pociągiem, dotarłem do malowniczego Łańcuta.
Pogoda śliczna, błękit nieba, białe chmurki, słonko grzeje, jednym słowem - sielskoanielsko.
Towarzystwo zjeżdżało się przez cały dzień, by wieczorem zasiąść w ogrodzie, przy grillu.
Sącząc piwko i inne alkohole, czas nam mijał na niezobowiązujących pogaduszkach i podśmiechujkach.
Tymczasem fronty pogodowe, zorientowały się gdzie spędzam wolny czas i przybyły umilać nasz pobyt nieustającym deszczem.
Żeby nie było, lojalnie uprzedzałem o takiej możliwości, w punkcie trzecim tego wpisu ;]
Notabene, padać przestało, gdy ostatecznie opuściłem Podkarpacie ;D

W sobotę odbyły się zajęcia z taplania w błocie, tfu... z formowania gliny.
Co prawda miałem chytry plan ulepienia czegoś szokujące, jednak glina była... za twarda ;>
Popołudniu, podczas tajnych rokowań, w domku na drzewie, skonkretyzowała się nazwa kooperatywy Ham&Kid.
Wieczorem Fafik poszedł zwiedzać Zamek w Łańcucie, a towarzyszący mu Małpik, zaliczał wszystkie drzewa w parku.

Niektórzy nie wytrzymywali ogromnego tempa zajęć i snem zmorzeni, trwali wieki zaszyci w pościeli.
Natomiast inni, w ramach tak zwanych zajęć dodatkowych, szydełkowali zwierzaki z włóczki.
W ramach wysępionego prezentu, otrzymałem czerwonookiego, wściekłego dzika z niespodzianką ;>
Jako dziękczynienie, zobowiązałem się zrobić z kości pewien przedmiot. Cieszę się bardzo z tego zamówienia, bo to będzie zupełnie nowa jakość w moich (po)tforach.

Niedziela była dniem złocenia.
Wyszło na to, że szkoliłem się tylko ja, gdyż cała reszta już to znała.
Niesamowite uczucie!!!
Nakładać delikatne płatki najprawdziwszego złota, na różne struktury.
Z wrażenia prawie się udusiłem, wstrzymując oddech, aby zbyt silnym westchnieniem, nie posłać zwiewnej blaszki w przestrzeń warsztatu.

Ostatecznie pozłociłem dwa przedmioty, wyłowione z morza, w chorwackiej Ulice.
Pierwszy przedmiot, nawiązuje do tytułu, jednego z odcinków przygód, legendarnej postaci komiksowej (niedługo na ekranach kin).
Drugi jest zabawą formą, gdzie jedna strona mieni się złotem, a druga naturalnie perłowo.

Nocami byłem wypożyczany (czytaj wędrowałem od łóżka do łóżka) jako uniwersalny termofor.
Podobno fantastycznie grzeję, cokolwiek to znaczy ;)))

Na zakończenie wspomnę, że naszyjnik wymieniony na wisiorek, był tylko jednym z wielu prezentów, które wywiozłem ze Starego Sadu - nawiązane znajomości, wspaniałe wspomnienia, masa zdjęć, szydełkowy dzik, cała głowa planów i projektów oraz miseczka Bastet.
Potajemnie wywiozłem też kilka marnych reprodukcji zdjęć, których nie zawaham się opublikować w lepszej rozdzielczości, w przypadku nie spełnienia żądań ;>

Dzięki Doro ;-*

niedziela, 18 września 2011

Qltury week 63

Coś powoli zaczyna ruszać, w tej naszej kulturze ;DDD

1. Po pierwsze i najważniejsze, już w przyszły piątek, będzie miała premierę, kolejna płyta mojej ulubionej, ukochanej, uwielbianej Kaśki Nosowskiej, zatytułowana po prostu "8".

Byłem chyba w ostatniej klasie podstawówki, gdy mój brat przywlókł do domu pierwszą (jeszcze wtedy) kasetę "Hey'a".
Szybko znudził się jej brzmieniem, natomiast ja zacząłem słuchać jej na okrągło.
Wszystkie kolejne płyty i single zespołu, czy też solowe, kupowałem samodzielnie. Braciak dał sobie spokój, zatrzymując się gdzieś na etapie Lady Pank.

Generalnie za poezją nie przepadam (męczą mnie te wszystkie metafory i przenośnie).
Jednakże teksty tej kobiety, trafiają idealnie w moje serce i umysł, a każda kolejna płyta (może z wyjątkiem mariażu z Osiecką) jest moim zdaniem coraz lepsza.

2. Tego samego dnia, na ekrany kin wchodzi animacja twórców rewelacyjnego filmu "Piotruś i wilk".
Tytuły kolejnego dziełka są różne:
"Latająca maszyna", "Magiczny fortepian", "Latająca maszyna Chopina".

Był na tapecie Prokofiew, teraz jest Chopin (przynajmniej w tytule).

3. W przyszły weekend, w Białymstoku odbędzie się festiwal up2d8 - czytaj up to date.
Raczej mnie tam nie będzie, bo raz, że za daleko, mimo że jedno z moich ulubionych miast, dwa, że będę wtedy w pracy.
Wspominam o nim tylko dlatego, bo podoba mi się film promocyjny ;)))

sobota, 17 września 2011

Saturday Zbok Fever 63

Daniel Murtagh jest autorem dzisiejszej odsłony SZF.

Specjalnie dla Doro, która mentalnie ciągle tkwi w pierwotnym oceanie, wybrałem piosenkę z rejonu, w którym nabawiła się ciężkiej choroby, zwanej melancholią ;)

Może pani łowiąca flądry szpilkami oraz panowie pławiący się w skarpetach, zdołają wyrwać ją z powszechnego marazmu i degrengolady ;D

Teledysk ma jedną zasadniczą wadę - mógłby trwać ze dwie minuty krócej.
Natomiast niewątpliwą zaletą jest operowanie stonowaną paletą barw.

piątek, 16 września 2011

Pink Friday 12


Jestem, pędzę, zaraz będę :D
a raczej już jestem z powrotem, bo mam się dobrze :P

Po ponad 2 miesięcznej przerwie powracam na hadesowe poletko :)
z nowościami, ploteczkami i kolejnymi słodkimi opowieściami o hadesie, rozlewające miody na jego serce i nie tylko (które za wszelką cenę stara się zniwelować do minimum, a Ja nie pozwolę tak bardzo bajerować czytelników) ;] z racji, że sam emocjonalną istotą jestem, więc i te emocje najbardziej dostrzegam, które mimowolnie i bez mej ingerencji wyciągam - a raczej same one wychodzą - w szczególności od starszaków - bo jak tu nie zaopiekować się takim słodkim i pustym maleństwem, mającym metr pięćdziesiąt w kapeluszniku ;]

Przez ostatnie 2 miesiące, miałem przyjemność znów wiele czasu spędzić w towarzystwie Freak'a... Były to chwile przepełnione w momenty jak i przełomowe w naszej relacji, tak i kooperacji, która dostała oficjalnej nazwy Ham&Kid, czy jak kto woli Załoga Dzi&Dzi (czyli Dzidzia & Dziadziu), o której obydwoje napisaliśmy tu i tu...
Spotkaliśmy się w tym czasie w czterech różnych miejscach, rozsianych po różnych zakątkach Polski (północ- południe), co doprowadziło do rozwinięcia skrzydeł przyjaźni oraz samego faktu wspólnego tworzenia, a aura otoczenia, tylko sprzyjała całemu rozwojowi akcji :)
ale o tym napiszę w kolejnych odcinkach Pinku - by od razu nie wylewać kawy na ławę ;]
Kto by pomyślał, że przypadkowa znajomość i współpraca, która miała początkiem posłużyć tylko do mego aktowego warsztatu przy egzaminach, doprowadzi do poważnych planów współpracy, która w końcu zaczyna się krystalizować...
Plany są dość ambitne- wymagające zaangażowania i pracy z obu stron...


Hades Dziaduszek, faktycznie prywatnie jest... dziaduszkiem, i to w każdym aspekcie tego słowa ;] nie mówię tego tylko dlatego, że podczas biegów leśnych dostawał zadyszki, narzekał na zmęczenie wymawiając słowa rozlazłym głosem (daleko jeszcze???), burczenie w brzuchu, radosne pierdzenie, komary, ubierał się dość ubogo w rozciągniętym i rozlazłym swetrze, przemierzając miasto w czarnej, wełnianej czapce, lub zarośnięty niczym cap (od stóp do głów- łół) można mu było dodać +20, do wieku w którym obecnie panuje, a podczas korzystania z toalety, a raczej krzaczka, nie było słychać jednostajnego siiiiiiiik, a sik sik sik, sikkkk sik sik...
Ale głównie dlatego, że dał mi się poznać ze strony... ojcowskiej!
Różnica wiekowa faktycznie przekracza lat grubych kilka, a sam hds, wyzwolił z siebie instynkty rodzicielskie... Opowiadając ciekawostki z historii okolicy w których się poruszaliśmy, powracał myślami wstecz - by swoim życiowym doświadczeniem pokazać swoją drogę jaką przebył, by stać się takim a nie innym człowiekiem, błyskał wiedzą z zakresu różnych dziedzin, dając wiele rad Starszego Pana, no i co najbardziej mnie uderzyło - pokazanie swojej natury opiekuńczego... Tatina ;]
Tatina który pokazuje dziecku jak się pływa, jak się wiosłuje, jak się nawiguje łódką, jak rozpoznać w terenie która może być godzina, jak zrobić węzeł, poznać zwierzaka po tropie itd itp... to tak z grubsza :)
ale szczegóły również w innym odcinku pinkowego emocjonalnego...


kooperacja Ham&Kid przynosi nie tylko pierwsze efekty pracy wizualnej - tutaj szkic ,,Rapture In The Morning", o którym napisałem więcej u siebie, będącym preludium tego, czego można się po nas spodziewać - ale chyba wpływem jednego na drugiego w codzienności i podejściu do pewnych aspektów relacji, funkcjonowania i codzienności ;] uzupełniając swoje braki wzajemnie - choć ode mnie niewiele można się nauczyć - poza cierpliwością, wylewnością czy jak tutaj opieką - przykładem może być kilkudniowa dieta wegetariańska hds'a (bo jak wiadomo nie jem od 11 lat wszystkiego co na mnie się patrzy oczami), czy zrzucenie przez Niego kilku kilogramów (bo napatrzył się na wychudzone ciało K.I.M.'a) lub uzewnętrznienie więcej ciepłych pokładów emocjonalnych (pisząc chwilami więcej miłych słów na forum- bez ciętych ripost)...
Ja sam zacząłem ćwiczyć, biegać, rzuciłem palenie, co uwarunkowało przybyciu kilku kilogramów w masie mięśniowej - głównie właśnie hades mnie do tego zmotywował swoimi opowieściami no i samo patrzenie na niego sprawia, że człowiek popada w jeszcze większe kompleksy niż posiada ;] zmieniłem garderobę na nieco więcej niż czerń, i zaprzestałem za bardzo przejmować się opinią otoczenia wobec swojego pląsu - nie zważając na krytykę, jeśli jest bezpodstawna... ale jeszcze długa droga przede mną, by stać się ,,małym hadeskiem"- bo jest to główny cel Freaka - by uplastycznić mnie na swój obraz i podobieństwo ha ha ha ha
jak na razie efekt jest mizerny, ale podobno widzi światło w tunelu ;P


Na zakończenie bezproduktywnego ślinotoku, zdjęcie podesłane mi anonimowo na maila...
Zostaliśmy z Hadesem ukradkowo przyłapani w naszej melinie, na obmyślaniu planów kooperacyjnych oraz zmieniania świata na bardziej pozytywny...
Autor zagroził słowami kilkoma oraz wielkim uśmiechem na twarzy :P


dedykacja muzyczna sprowokowana poprzez samego hds'a, który nakarmił mnie w wolnym czasie, podczas mych oględzin w sławnym z opowiadań ,,kurniku" (gdzie miałem przyjemność podpatrzeć jego wyczyny w pracy - kolejny szok który przeżyłem - widząc Go w całkiem innej roli)



Anu a ja pożyczam miłego weekendu i mam nadzieje, że znów będzie mi się tu mile pisało piątku każdego :)
fajnie było tu powrócić :D

pozdrawiam

K.I.M.

czwartek, 15 września 2011

Przodownik pracy - Robotnik fizyczny

Studiując zaocznie, miałem masę wolnego czasu.
Żeby jakoś rozerwać bombardowany wiedzą umysł, zarobić na suche bułki z serem i piwo, konsumowane podczas zjazdów, a także nie dać sflaczeć wątłemu wówczas ciałku, zatrudniłem się jako robotnik fizyczny.

Praca od poniedziałku do piątku, w trybie ośmiogodzinnym, niedaleko miejsca zamieszkania, zatem dojeżdżałem rowerem.
Przez cały rok, prowadziliśmy generalny remont kotłowni, na Fermie Tuczu Trzody Chlewnej.
Olbrzymie piece CO, zsypy węglowe, taśmociągi, miały dokumentnie wyprute wnętrza i wstawione nowiuśkie.

Wyobraźcie sobie masowego pochłaniacza książek, szkolnego kujona i okularnika, wrzuconego w takie środowisko.
Świat szlifierek, młotków, waserwag, śrubokrętów, kluczy francuskich, spawarek oraz... pędzli, stał przede mną otworem.
Do tego szef choleryk, więc trzeba było mieć oczy dookoła głowy, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy, skąd i jaki sprzęt ciężki, poleci w waszym kierunku, rzucony dla odreagowania spierdolonej właśnie robótki ręcznej.
Wbrew pozorom, nie żałuję ani jednej chwili, spędzonej w pyle, smrodzie, ciemnościach, zimnie lub upale.
Dzięki tej pracy, nie jestem całkowitą sierotą, nie potrafiącą poradzić sobie z gwintami, zaworami, czy gniazdami elektrycznymi.
Jednak najważniejszą nauką, wyniesioną z tego okresu jest szacunek dla zwykłego robola oraz tego czym się zajmuje.

wtorek, 13 września 2011

Wieśniacki artycha - Kociornica

Podczas jednego z Pink Friday'ów, Kimon wygadał się przed oficjalną prezentacją, że podarowałem mu własnoręcznie wydzierganą małpkę.
Byłem w wielkim szoku, gdy zachwyt nad nią, okazała Doro ze Starego Sadu.
Od słowa do słowa, ugadaliśmy się na transakcję wiązaną, czyli ona robi mi cynamonowo-labradorytowy naszyjnik, a dla niej będzie zawieszka w podobnym klimacie.
Kolejny szok nastąpił, gdy zażyczyła sobie... ośmiornicę, bo spodziewałem się kotka (odrobinę przeprojektowałbym małpkę, zmieniając uszy oraz ogon i robota z głowy).
Głowonóg to już poważna sprawa.
Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie zrobił maleńkiego psikusa, zatem morski mięczak, zmutował razem z sierściuchem w Octopussycat, zwaną swojsko Kociornicą.

Czasu na takie robótki mam niewiele, ale dzięki temu mogłem prezentować Wam kolejne tajemnicze etapy tworzenia (tutaj oraz tutaj).

Małpka jest szybkim i bezbolesnym dzieckiem (owocem jednego, upojnego wieczoru), natomiast drapieżna Kociornica, rodziła się w bólach i mękach (te wszystkie zawijasy, kropeczki, otwory - masakra).
Ostatecznie jestem dumny z kolejnego bachora, tym bardziej że cudnie podkreśla zjawiskową urodę, płomiennowłosej właścicielki.
Uroczysta wymiana, nastąpiła podczas artystycznych warsztatów, w których miałem przyjemność uczestniczyć pod koniec lipca, przy okazji osobiście poznając masę fantastycznych ludzi.
Chyba mam jakąś chorobę mózgu, bo strasznie miły się zrobiłem ;D

Być może w nieokreślonej przyszłości, skrobnę kilka zdań na temat tego: co, jak, dlaczego, po co, z kim się tam działo?
Natomiast obszerną relację, możecie sobie przeczytać w tych kilku wpisach, zamieszczonych na blogu organizatorki.

Na zakończenie prezentuję jeden z dorowych prezentów zwrotnych.
Na zdjęciu smaży się na plaży, z kolei dumnie prezentuje się na mojej brudnej szyi, w towarzystwie wisiorkowych zwierzaków na ichnich właścicielach, na jednym ze zdjęć w tym wpisie.

Jeszcze smutna wiadomość.
Czarny Marian urwał niedawno kościanej małpce ogon i gdyby nie zaokrąglone uszy, to wyglądałaby jak kot.