Być może, niektórzy z Czytelników zachodzą w głowę, dlaczego tak mocno zafiksowałem się na punkcie Wstydu (w polskich kinach za dwa tygodnie), skoro wcześniej nie zdarzało mi się tak reagować na premiery filmowe?
Czytając artykuły i recenzje na jego temat, odnoszę silne wrażenie, że obraz ten mocno mnie ruszy.
Jednakże nie wykluczam możliwości, że srodze się zawiodę.
Główny powód owego grzania się na ten film jest taki, że przy okazji jego premiery, chciałbym zaprezentować prywatny, intymny obraz, który nigdy nie miał trafić w eter publiczny.
Malowidło robione na zamówienie (nie jakieś HamKidowe fifirifi), poruszające zupełnie niezależnie od filmu, właściwie te same kwestie.
Odważny akt, który prawdopodobnie zostanie źle zinterpretowany przez "odważnych" anonimów.
Obrazowi będzie towarzyszył najbardziej osobisty wpis (długi, nudny felieton), ze wszystkich dotychczasowych.
Chyba że zabraknie mi odwagi, żeby przełamać wstyd.

Jak miło Słodziutki, że wyjaśniłeś tak ładnie swoje zafiksowanie :)
OdpowiedzUsuń;P
OdpowiedzUsuńObawiam się, że będzie nieco naciągnięty dyskretnie sugerując widzowi ocenę głównego bohatera, a przyznam się szczerze, że daleka jestem od tego typu narracji. Niemniej nic nie powiem póki nie zobaczę:D bo temat, mimo iż już nico wyświechtany, to oczywiście intrygujący, tak samo jak zaglądanie komuś do sypialni:)))))
OdpowiedzUsuńCo do "sympatycznych" anonimów, trochę ich zazdraszczam... oczywiście chamskie bym spuszczała, ale z tymi innymi można się świetnie bawić:)))))
Co do malowidła i tego czego dotyka... siedzę jak na szpilkach:DDDDDDDDDDDD
pogubiłam przecinki:(((
OdpowiedzUsuńW jednym z wywiadów reżyser mówił, że film opowiada o uzależnieniu. Natomiast z rozmysłem, prowokacyjnie wybrał sex, bo o alkoholu, narkotykach i hazardzie, od dawna mówi się otwarcie, natomiast sfera najbliższa człowiekowi, nadal traktowana jest niczym tabu.
OdpowiedzUsuńRecenzenci, którzy już się wypowiedzieli, uważają że o sugerowaniu, ocenie, a tym bardziej tanim moralizowaniu nie ma mowy ;)
Jak już wspominałem, do anonimów nic nie mam, jeżeli mają coś ciekawego do powiedzenia, natomiast zwykłe "pyskówki" albo mnie bawią, albo wkurwiają (zależnie od nastroju).
Takie oczekiwanie, jak na szpilkach, może później niepotrzebnie rozczarować ;D
Nie spodziewałbym się jakiegoś wiekopomnego dzieła hahaha
Rozwiałeś nieco obawy, jeszcze nie miałam okazji przyjrzeć się recenzjom, ino temat mi się o uszy obił:)))
UsuńAnonimy mnie bawią, tak samo jak to, że ktoś zasłania się tą "anonimowością":))) gorzej jak wyciągają broń ciężką (np. ostatnio wklejono dziewczynom materiały z aborcji- byłam w ciężkim szoku, że można aż "TAK" :(
ojtam ojtam... ja wierzę, że zawsze można w tą drugą stronę-zachwytu;) i to dopiero jest COŚ:D
Uwielbiam czytać recenzje przed seansem ;)))
OdpowiedzUsuńRecenzenci są różni, zatem mam tych ulubionych (podobny gust) i tych z których zdaniem nigdy się nie zgadzam ;D
Zazwyczaj składając je wszystkie do kupy, udaje mi się złożyć fabułę w całość i cieszę się gdy film mnie jednak zaskoczy (pozytywnie lub negatywnie).
niezłą metodę sobie wypracowałeś:))) nie wpadłam na to:DDD
OdpowiedzUsuńCzekamy, czekamy...
OdpowiedzUsuńAnonymous
Sydoniu, metoda jak każda inna ;)
OdpowiedzUsuńAnonymus, czekajcie, (sz)czekajcie...