wtorek, 17 grudnia 2024

Kapitan Rohan

Tradycji stało się zadość i przed świętami do kin trafił film ze świata Śródziemia, w którym cofamy się o jakieś 200 lat względem głównej opowieści o walce z Sauronem. Opowieść, której narratorką jest znana z trylogii Eowina, dzieje się na ziemiach Rohanu, a główną bohaterką jest dzielna księżniczka Hera. Nie dość, że piękna, to jeszcze silna, zwinna, sprytna i mądra, tylko co z tego skoro brak jej digidonga między nogami, więc większość mężczyzn bardziej lub mniej grzecznie ją olewa, na czele z charyzmatycznym tatulą. Świetnie jeździ konno, walczy na miecze oraz posługuje się tarczą, niczym Kapitan Ameryka. Intryga jest prosta, kolega z dzieciństwa zabiega o jej rękę, dostaje czarną polewkę i mamy tytułową wojnę, trup ściele się gęsto jak w dramatach Szekspira, w rytm znanych motywów muzycznych oraz miejscach już nam znanych, jednakże podane jest to w konwencji anime. Jak dla mnie spoko, choć nie do końca wykorzystany potencjał medium, gdzie można było popłynąć z fantazją i rozmachem, bez gargantuicznych kosztów, ani sama animacja nie zachwyca na tle arcydzieł gatunku. Chyba do znudzenia będę narzekał na długość filmów i brak odwagi w montażowych cięciach. Mimo pewnych mankamentów bawiłem się świetnie.

Tymczasem komiksowo zakończyłem czytać rewelacyjny run Kapitana Ameryki, napisany przez Eda Brubakera, który twierdzi w wywiadach, że to jego ulubiony bohater ze stajni Marvela. Tą chemię ewidentnie czuć podczas lektury, więc autor swojego oblubieńca dość szybko zabija (to się chyba nazywa toksyczna miłość), co odbiło się szerokim echem nawet w polskich masmediach. Luzik!!! Na początku tej opowieści wygrzebuje z grobu, jego kumpla z czasów 2 wojny światowej - Bucky'ego, który tkwił w nim od dziesięcioleci, a jego śmierć była taką samą traumą dla Steve'a, jak wujka Bena dla Spider-mena i tenże kolega przejmuje po nim schedę i tarczę. Trochę pospojlerowałem. W wydaniach zeszytowych mogły te wydarzenia nieźle szokować, ale od czego są wydania zbiorcze, które już w tytułach niczego nie ukrywają, także bez obaw... 

Rogers wrócił z zaświatów. Scenarzysta pisał te przygody przez prawie 10 lat!!! Do momentu zmartwychwstania czyta się to świetnie, jako krwisty kryminał połączony z thrillerem polityczny. Mam wrażenie, że Ed miał bardzo dużą swobodę i kredyt zaufania ze strony redakcji. Rysunkowo również jest rewelacyjnie. Później historia trochę siada jest już bardziej fragmentaryczna i mniej przemyślana jako całość, pisana na zasadzie od zadania do zadania, a rysownicy częściej zmieniają się w tych przygodach, choć nadal jest to porządny średniak superhero. Suplementem do całości jest jeszcze tom Zimowy Żołnierz, w którym czuć klimat początkowej opowieści o Kapitanie, choć sama historia faktycznie dzieje się po tych 9 tomach, w których zaczęto wątki do dziejących się tutaj wydarzeń. Podsumowując jest to jeden z najlepszych marvelowskich seriali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz