Do tego posta zmotywował mnie wkurw, trzymający nieustannie od ponad roku, ponieważ stałym elementem "kurnikowego dziobania" jest walka o urlop, który musimy rozplanować na całe dwanaście miesięcy z góry. Chuj, że nie wiesz co się stanie z Tobą chociażby jutro, cały urlop ma być rozpisany i nie ma zmiłuj, gdy się Tobie plany pozmieniają! Idziesz na niego tak jak go w styczniu zaplanowałeś! Kilkanaście lat temu, gdy zespół był prężny i młody, tarć między kurami było zdecydowanie mniej, więc współpraca była miła i przyjemna, ale jak to mi zgrabnie jedna z nich streściła - "Ludziom zmieniają się priorytety". Chodzi oczywiście o potomstwo, którymi nikt tak dobrze się nie zaopiekuje jak Matka Polka. Dzieci mają ojców, babcie, dziadków, ciocie, wujków, przyjaciół rodziny, ale to MAMA jest najważniejsza i z tym życiowym priorytetem przyłazi do roboty, a ten kto dzidziusia nie posiada, z automatu musi mamusi ustąpić miejsca! Święta (najlepiej całe) z rodziną, nawet jak bachor ma dwa latka i chuja będzie z tego pamiętał, czy rodzicielka smacznie zajadając kotleta, będzie z nad talerza troskliwie patrzyła, czy tenże akurat nie dławi się wydłubanym oczkiem sprezentowanego misia. Wakacje? Wiadomo, że starsze dzieci chodzące do szkoły, mają wolne od końca czerwca do sierpnia, a jak jeszcze tam nie chodzą, to ten termin również w pierwszej kolejności należy się mamci, żeby wspólnie z dziateczkami korzystać z pięknej pogody. Z początkiem września, latorośle trzeba wyprawić do szkoły, a ojciec to życiowy melepeta, potrzebny ino do spłodzenia bombelków oraz późniejszego ich utrzymania, więc na bank czegoś nie ogarnie (nie spakuje ważnej rzeczy, albo ubierze jak bezdomnego). Ferie analogiczne do wakacji. Reasumując ten kto się nie rozmnożył jest trąba i jak mi to jedna z kokoszek głośno wygdakała, "jak Ci tak źle, to też trzeba było sobie zrobić"!
KURWA NIE!!! Niby w czym Twój dziecięcy priorytet jest ważniejszy od mojego innego? Akurat ja świadomie i z rozmysłem faktycznie bachorów nie posiadam, ale autentycznie żal mi się zrobiło tych koleżanek, które po prostu mieć nie mogą i cały czas traktowane są jako pracownik oraz obywatel drugiej kategorii.
Będąc młodym byczkiem rozpłodowym, również snułem marzenia o przytulnym domu, pełnym dziecięcego jazgotu, aż nagle dotarło do mnie, że skoro wybrałem żywot, w którym nie pragnę specjalnie dóbr materialnych (dom, auto, telewizor itp.), to w takich warunkach ciężko zapewnić potomstwu godny byt. Zresztą im dłużej żyję (choć niezbyt chcę), tym bardziej dochodzę do wniosku, że w życiu nie skrzywdziłbym własnych dzieci, sprowadzając je na ten świat! BA!!! Nie zrobiłbym tego Ziemi, która i tak ledwo dycha z racji przeludnienia. Jakby nie patrzeć ludzie są ze wszystkich zwierząt najbardziej ludobójcze, a i tak stanowią jeden wielki wrzód na dupie naszego globu!
Bardzo staram się być najmniej inwazyjny wobec przyrody i ludzi. Jak tylko mogę, zmniejszam swój ślad węglowy, choć są przynajmniej trzy rejony, w których mógłbym się bardziej postarać. Kocham wodę i w tej źle pojętej miłości niezbyt wychodzi mi jej oszczędzanie w łazience, gdzie przedkładam długie moczenie w wannie, zamiast szybkiego prysznica. Z jedzenia mięsa również nie potrafię zrezygnować, choć staram się wzorem naszych przodków spożywać je "od święta", czyli mówiąc nowoczesnym językiem, jestem fleksitarianinem. W nałogowym miłowaniu papierowych komiksów, jestem najbardziej toksyczny wobec przyrody. W kwestii ludzi, staram się nie obarczać ich własnymi problemami i w sumie tylko najbliżsi je znają. Przez myśl by mi nie przeszło, żeby współpracowników szantażować swoimi priorytetami, ponieważ ściśle oddzielam życie prywatne od zawodowego i również tego życzyłbym sobie w drugą stronę, bo mało mnie obchodzi, czy czyjeś dziecię ma sraczkorzygaczkę, szkołę albo inny "problem", a założenie rodziny było (chyba) świadomym wyborem danej osoby, z całym dobrostanem plusów i minusów takiej sytuacji, więc nie mam obowiązku odciążania kogoś z tych minusów.
UPRZEJMIE PROSZĘ ODPIERDOLIĆ SIĘ OD MOJEGO ŻYCIA, NIE PRZYŁAŻĄC Z WŁASNYM!!!