Wilhelm Makkink pochodzi z RPA, mieszkał w Szkocji, a został nauczycielem angielskiego w Kutnie, po godzinach zajmując się fotografią.
Spotykając takich ludzi, od razu kminisz - WHY?!!! Dlaczego ktoś z takimi perspektywami, ostatecznie przyjeżdża do zaściankowej Polski, ląduje w jakimś Kutnie (gdziekolwiek to jest) i uczy Polaków-Cebulaków języka Szekspira?
Moim ulubionym filmem jest Trainspotting, z którego zaczerpnąłem motto życiowe.
CHOOSE LIFE
Wilhelm dokonał takich, a nie innych wyborów, że jest obecnie tym kim jest.
To samo jest z każdym z nas.
Swoje decyzje, które mają wpływ na kształt życia, staram się podejmować baaardzo świadomie i choć wydaję się osobą spontaniczną, akurat w tej kwestii jestem analitykiem.
Jak tak spojrzę wstecz, to w sumie żałuję tylko dwóch decyzji, które podejmowałem jeszcze jako nastolatek.
Pierwsza to właściwie pierdoła, bo dotyczy sprzedaży motorynki za bezcen, którą wcześniej kupiłem za własnoręcznie uciułany hajs komunijny. Pod tym względem nie za wiele się nie zmieniło, bo nadal kiepski ze mnie biznesmen, ale tłumaczę to tym, że kasa nie jest dla mnie priorytetem. Przydaje się do życia oraz zaspokajania zachcianek.
Druga decyzja bardzo mocno wpłynęła na moje życie, a dotyczyła wyboru szkoły średniej.
Jest bardzo prawdopodobne, że obecnie "hasałbym" sobie po lesie, liczył drzewa i polował niewinne zwierzątka, bo przecież każdy leśniczy to myśliwy.
Przesadziłem.
Nie każdy. Dla mnie studiowanie myślistwa było kompletnie bezsensu. Jakiś zielony ludzik próbował nas przekonać, że uzbrojony człowiek jest niezbędnym elementem właściwie funkcjonującego ekosystemu.
BULLSHIT!!!
Ostatecznie "zrządzeniem losu" wylądowałem w szpitalu i wbrew sobie głównie hoduję "rośliny", bo nie mogę tak jak niektórzy lekarze, zasłaniający się klauzulą sumienia, odmówić wykonywania zadań, do których obliguje mnie stan obecnej medycyny oraz zapisy prawne. Tymczasem moje sumienie oraz wiedza z zakresu nauk przyrodniczych podpowiada, że z perspektywy populacji brniemy w ślepą uliczkę.
A fotografia to dla mnie wentyl bezpieczeństwa, gdzie wyżywając się artystycznie, mogę odreagować frustracje dnia codziennego.
Myślę, że podobnie jest w przypadku Wilhelma, którego poznałem na zeszłorocznym plenerze podlaskim i chociaż wrażliwość artystyczna podobna, to gadka się nie kleiła, bikoz maj inglisz is wery polisz. Jednak zaiskrzyło na tyle, że umówiliśmy się na sesję u niego w Kutnie, jak wysiądę z pociągu, przejazdem w drodze do Warszawy.
No to wpadłem jesienią, a on poprosił żebym nagusieński układał mu płytki ceramiczne w piwnicy.
I stoisz goły jak święty turecki, w tej piwnicy pachnącej mieszaniną stęchlizny, kurzu, starych chemikaliów, ziemniaków i kociej kuwety, zastanawiając się między kolejnymi kadrami, co ja tu kurwa odpierdalam?
...
choose life







Brak komentarzy:
Prześlij komentarz