niedziela, 31 lipca 2011

Remanęt

W wyniku niewielkiego zmęczenia materiału oraz pewnego eksperymentu blogowego, zawieszam działalność wpisową w tym miejscu, na okres jednego miesiąca.
Wracam we wrześniu, z nowymi pomysłami, prawdopodobnie z wynikami tegoż badania oraz z odświeżonym wizualnie blogiem.
Może w sierpniu czeka nas lepsza pogoda, choć wątpię bo mam wtedy urlop.
Pozdrawiam.

wtorek, 26 lipca 2011

Absolut

Nie wiem, czy jeszcze pamiętacie ten nadrzeczny monument?
Otóż, okazuje się, że w chwili gdy go opisywałem, nie był skończonym dziełem.
Obecnie kamienny cokół, ukoronowała metalowa kapliczka, ze złoconą figurką Matki Boskiej.
CUD NAD WDĄ!!!

Dla równowagi, zachód słońca nad pobliskim jeziorem.

niedziela, 24 lipca 2011

Qltury week 60

Końcówka byle jakiego lipca, powinna być nie najgorsza kulturowo.

1. Już jutro, ukaże się drugi tom "Wolverine. Wróg publiczny".
2. W piątek na ekrany kin, wejdzie kolejna, komiksowa adaptacja - "Green Lantern".
Sądząc po trailerze, zapowiada się olbrzymia, zielona kupa w trójwymiarze ;D


3. Już 30 lipca 2011, w bydgoskim Myślęcinku, odbędzie się Art Pop Festival.

Główną gwiazdą miała być Amy Winehouse, ale odwołała jedyny koncert w naszym kraju i zmarła.
W związku z tym, zaproszono babcię Grace Jones.

piątek, 22 lipca 2011

Saturday Zbok Fever 60


Zdjęcie Rudolfa Nurijewa (jednego z najsłynniejszych tancerzy baletowych XX wieku), podsumowuje taneczny temat z zeszłego tygodnia.


Z kolei teledysk Madoxa, to minimalny ukłon w stronę kastratów, z którymi chłopię ma niewiele wspólnego, bo skala nie ta ;)
Mimo wszystko głosik cieniusi, na temat którego Polacy snują różne domysły.
Osobiście skłaniam się ku teorii niepełnej mutacji, wszak dziecina ma raptem 20 lat (chyba).
Wracając do samego obrazu, jak na polskie standardy, trzeba przyznać że odważny ;D

Mleczne szkło Grenlandii



Pozostając w powietrznej drodze do Stanów Zjednoczonych Ameryki, urzeczony Bajką o Rycerzu w Krysztale, podziwiam grenlandzki lądolód.

czwartek, 21 lipca 2011

Red Cloud


Pozostając w kolorystycznej tonacji, zapodanej wczoraj przez Panka, będąc też na czasie z panującymi obecnie warunkami pogodowymi, zapowiadam tym zdjęciem, krótką, roboczą wizytę w USA.

środa, 20 lipca 2011

Red Alert!

Edycja wieśniacza

Gdy zobaczyłem to zdjęcie, nie mogłem się powstrzymać przed umieszczeniem go na moim poletku, w korespondencji do QPowego, środowego cyklu ;D

Autorem foto jest Aaron Ruell.

wtorek, 19 lipca 2011

Fafik's travels 16 - Kraków: MOCAK

Podczas ostatniego pobytu w Krakowie, miałem ogromną przyjemność zwiedzić nowiusieńkie Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK, znajdujące się w postindustrialnej dzielnicy Zabłocie.

Prawdopodobnie nigdy bym się tam nie wybrał, ponieważ chodzenie po galeriach i muzeach to jednak nie moja bajka.
Zaciągnęła mnie cudowna samiczka, którą poznałem poprzedniego wieczora.
Dzięki temu pies ze wsi, liznął odrobinę Kultury i Sztuki (KiS).

O samej wystawie, nie mam nic konstruktywnego do powiedzenia, ponieważ po prostu się nie znam. Jednakże zobaczyłem tam sporo prac artystów, których nazwiska obiły mi się o uszy lub takich, które wywołały we mnie jakieś emocje.

Tadeusz Kantor - Klęska wrześniowa

Władysław Hasior - Cmentarz

Kristof Kintera - All My Bad Thoughts

Robert Kuśmirowski - Przeróbstwo

Zofia Kulik - Wspaniałość siebie

Zbigniew Libera - Pozytywy. Nepal

Po tej wizycie jedno wiem na pewno.
Bardziej przemawia do mnie rzeźba, ewentualnie fotografia, niż malarstwo.

niedziela, 17 lipca 2011

Qltury week 59

Chciałoby się rzec, lato w pełni!
Tylko co z tego.
Za oknem pogoda z pyty, kulturalny sezon ogórkowy trwa w najlepsze i nie ma nic ciekawego do polecania.
Zatem dzisiaj kolejna nieudolna recenzja, a właściwie pierwsze wrażenie, bo jestem dopiero w połowie drogi.

Nocne, wampiryczne rozmówki u Czekoladki, spowodowały że siłą wyobraźni wylądowałem w świecie wykreowanym przez jedną z ulubionych powieściopisarek - Anne Rice.
Krwiopijczy cykl znam na pamięć, choć każda kolejna część, boleśnie wgryza się we własny ogon.
Ahhhhh... ten Lestat, Louis, Klaudia, mokradła Nowego Orleanu i średniowieczny Paryż, tysiącletni kochankowie (Mariusz i Pandora), mroczne dziecko Armand oraz Królowa Akasha.
W mroźne, długie, zimowe noce, nagle nachodzi mnie ochota do ponownego zanurzenia się w ten klimat.

Jednak tym razem nie będzie o modnych krwiopijcach.

Będąc ostatnio w księgarni, dojrzałem książkę Krzyk w niebiosa.

Myślę sobie, pewnie kolejna, jeszcze nieznana mi część cyklu.
Czytam opis na okładce i ze zdziwieniem odkrywam, że czytadło jest o kastratach.
Kupuję i zabieram się do lektury.

Nie dość, że część historii dzieje się w pozostającej w pamięci Wenecji, później przenosi się do wspominanego przez Ketiova Neapolu (czym zachęcił mnie on, do podróży w tym kierunku), to jeszcze jak to zwykle u Anki bywa, wszyscy chodzą wyjebani, nawet księża kapelani, czyli coś co tygryski lubią najbardziej, oczywiście w wyobraźni ;D

Z odtwarzacza leci na okrągło płyta Sacrificium.
Dla przypomnienia obejrzałem Farinellego.

Lada moment wdzieję aksamitny surdut oraz buty z obcasikiem, obficie zapudruję twarz, założę olbrzymią perukę, pod którą zalęgną się wszy, niemyte ciało skropię wodą różaną, a do paska przypnę szpadę wraz z maleńkim kordzikiem i będę jak John M... tfu, jak monsieur Vicomte de Valmont, wikłał się w Niebezpieczne związki.

Chyba wszystko zaczyna mi się mieszać. Wsiąkłem zupełnie w klimat ulubionej epoki, gdzie kobiety kuszą głębokimi dekoltami, mężczyźni są tacy zniewieściali i męscy jednocześnie, a kastraci stanowią symbol tamtych czasów.
Potwornie okaleczeni, osiągają boski statut.

sobota, 16 lipca 2011

Saturday Zbok Fever 59


Nadmorskiego rudzielca, schwytał w swoim obiektywie Ciaran Whyte.

Green swoim ostatnim wpisem przypomniała mi, że w tej galerii miał znaleźć się nowy teledysk Beyonce.
Nadrabiam zaległości.

Sukienki jak zwykle przepiękne, ale znów rządzi kapiący złotem Pacco ;D

czwartek, 14 lipca 2011

HeHe Netsuke

Ojcowego bloga ni widu, ni słychu.
Zarobiony jest po uszy i nawet perspektyw na urlop nie widać, a przecież chłop już na emeryturze powinien być, dziabając swoje chrabąszcze.

Pod wpływem kultury dalekowschodniej, postanowił ostatnio wykonać japoński bibelot - netsuke.

Surowiec stanowi świński kieł (sic!)
Żeby uwidocznić skalę przedmiotu, na poniższym foto znajduje się szpilka!

Dzięki temu powstała podłużna wersja zawieszki, zwana sashi.
Wyborowany wizerunek pająka, znalazł się na wewnętrznej stronie zębiszcza.

SZACUN FATRZE!!!

wtorek, 12 lipca 2011

WA & PP - Tancerz

Problem pojawia się na samym początku wpisu, ponieważ nie wiem czy to, o czym dziś skrobię, zaliczyć do działu Wieśniacki Artycha lub może Przodownik Pracy.
Z jednej strony jest to jedna z form mojej ekspresji artystycznej, natomiast czasami przynosi ona pewne profity materialne ;D
Do tego typu występów stosuję mój pseudonim sceniczny.

Co prawda, artyzmu w tym tyle co kot napłakał, bo ogranicza się on do wzbudzenia emocji… zażenowania u widzów, natomiast zarobkuję w ten sposób baaardzo rzadko, dorabiając do marnej pensji ;)

Może zacznę od samego początku, czyli dzieciństwa.
Kiwać się na boki w rytm muzyki, uwielbiam od zawsze.
Podobno mam „perfekcyjne wyczucie rytmu” (temu cytatowi poświęcę kiedyś osobny wpis).
Lubię pląs, jednak sporadycznie chodzę na potupówki.
O ile solo wyginam śmiało ciało, to już w parze drętwieją mi członki i jestem zdolny do prymitywnego kroku – wbokiwbokiwbokiobrót, ewentualnie po trzech głębszych, krok mi ewoluuje do trzech ;DDD
No chyba, że jest to polka albo chaotyczne wygibasy hahaha
Wszelkie tańce, klasyczne oraz latynoamerykańskie są dla mnie czarną magią, jednak o dziwo potrafię stać na pointach ;D

Chciałbym kiedyś zatańczyć tak jak w poniższej animacji.


Z przyjaciółką (pojawiła się na tym zdjęciu) założyliśmy nawet duet taneczno-erotyczny „Parururarura”, na prywatkach wzbudzając entuzjazm naszą popisową Rozgwiazdą ;D

Kooperatywa zawiązała się z fascynacji melodiami Kylie Minogue (szczególnie tego utworu, do teraz wywołującego u mnie nocne polucje - od 02:09 teledysku).
Niestety chwilowo działalność została zawieszona, ze względu na stan ciąży, bynajmniej nie mojej.
Natenczas poszukuję jej dublerki.
Kandydatka powinna być drobną blondynką, nie mającą lęku przed śmiganiem w przestworzach, ufnej sile i zwinności partnera ;)

Jedyne co mi pozostało, to kompletny kociokwik na widok wszelakich rur pionowych ;)))

niedziela, 10 lipca 2011

Qltury week 58

Ufffff...
Jeszcze się zdołałem załapać z niedzielnym wpisem.

W przyszłym tygodniu czekają nas tylko dwie kinowe premiery.
Pierwsza to oczywiście długo oczekiwane zakończenie historii Harry'ego Pottera lol



Natomiast w drugim gra mój najukochańszy aktor Ewanek ;)))
Bardzo mnie ci "Debiutanci" intrygują, chociaż na dwoje babka wróżyła.

Jutro ukaże się aż jeden interesujący komiks od Egmontu ;(
Zapaść rynku pełną gębą ;((((((((

sobota, 9 lipca 2011

Saturday Zbok Fever 58


Korespondując z poprzednim wpisem SZF, tym razem męskie odbicie w tafli wody, autorstwa nieznanego.

Obudziłem się przed chwilą i mam ochotę na czekoladę ;D

Ten teledysk jest z serii idealnych, poczynając od Kylie w plisowanej, sliwkowej?, cudownej sukience od Paco Rabanne, poprzez taniec w duecie, kończąc na skubaniu róży ;)))

środa, 6 lipca 2011

Blogo(vs)Kazik 9 - Sydonia & NordBerd

Tym razem mam do zaproponowania duet idealny, uzupełniający się w każdym aspekcie, jak Yin & Yang.
Rezydująca w chatce, wśród jaworzańskich ostępów, smoczyca dwugłowa - NordSydoBerdNia.

Często ich wpisy są tak napisane, że wzajemnie się przenikają.
Co powie jedno, uzupełni drugie.
Wspólnie się inspirują, wspierają, bawią, goszczą przyjaciół oraz opiekują psinką Halinką, w której Fafik jest niemożliwie rozkochany (ale o tym cicho sza).

Im dłużej ich obserwuję, tym większe odnoszę wrażenie, że NordBerd jest jak morze, czasem spokojne i błękitne, za chwilę rozszalałe w pienistej topieli, natomiast Sydonia to oliwa rozlewana na powierzchni fal, która z czasem płonie jak Etna.

Po cichu liczę, że kiedyś będzie mi dane spotkać ich osobiście, by wspólnie biegać nago, w rozgwieżdżoną noc wśród paproci, podziwiać walory Kłosowłosej Venus z reczańskiej Pasji lub podczas ulewy zasnąć w stogu siana, czy odprawić tajemnicze obrzędy na szczycie Diabelskiego Kamienia.

Niedawno jedno z nich ogłosiło maleńki konkurs, w którym do wygrania są:
- darmowy pobyt w Jaworzu,
- miłe towarzystwo do celebrowania życia (tańce, hulanki, swawola),
- fotograficzna sesja,
- jedna cudowna praca (do wyboru z wielkiej kolekcji),
- możliwość bliższego ich poznania.

Długo biłem się z myślami, czy zgłosić się do niego, bo przyszło lato, a ja staram się być na słodkościowym odwyku.
Niestety nałóg jest silniejszy ;)

Was również, dość niechętnie (aby konkurencji nie podbijać) zapraszam do udziału w tym konkursie (banner jest w prawym, górnym rogu bloga).
Natomiast gorąco zachęcam do odwiedzania ich pisemek, bo choć wydalają tam rzadko, to jednak zawsze pachnie różami ;D

Kobieca głowa smoka - Akuku
Męska smocza głowa - Ocean myśli niespokojnych

poniedziałek, 4 lipca 2011

Ryszard Łucyszyn


Urodziłem się w Krakowie przy ul. Kremerowskiej 8 m. 4

Ryśka poznałem latem 2003 roku, podczas mojego pierwszego, samodzielnego wyjazdu nad polskie morze.
Właśnie postanowiłem zasmakować w niekultywowanym rodzinnie naturyzmie, zatem naturalnym wyborem były słynne Chałupy.
W tamtych czasach byłem jeszcze skromnym, zahukanym młodzieńcem, próbującym oswajać własną nagość.
Położyłem się zawstydzony na brzuchu, obok jakiejś starszej pary. Spiekam niemiłosiernie plecy, no bo przecież nie położę się na nich, odsłaniając newralgiczne organy, a brzegiem morza zaczął kołować jakiś „stary krążownik”.
Z godzinę tak się kręcił, a ja w duszy kurwiłem na swojego parszywego pecha, że od razu musiał mnie upatrzyć, jakiś nadpróchniały, zboczony wrak.
Wreszcie zdecydował się podejść, bo osobiście zdążyłem już z lęku o swoją cnotę, korzenie w piachu zapuścić.
Lezie, a mi ze stresu serce kołata, na szczęście mam w pamięci, że przecież tuż obok leżą ludzie, zatem chyba nie odważy się tak przy nich robić mi kuku.
Podszedł, zagadał i po kilku zdaniach gruchnął:
- Czy mógłbym Tobie zrobić parę fotek, bo jestem fotografem, a Ty… bla, bla, bla…
Autentycznie mnie wmurowało! Myślę sobie:
- Ja pierdolę. Podryw na fotografa. Do tego stosowany na jakimś wymemłanym wieśniaku. Nie wierzę.
Ale z drugiej strony, ego zostało mocno połechtane, co mi szkodzi, cały czas jesteśmy na publicznej plaży, w razie czego wyśmieję go i spierdolę. Do tego, jeśli mówi prawdę, będę miał świetną pamiątkę z wyprawy.
Gościu pyka fotki niezłym sprzętem, zaczyna opowiadać o swoim życiu i okazuje się, że chyba jest OK.
Na drugi dzień, z duszą na ramieniu, wsiadłem mu do auta i pojechaliśmy do Helu, a wieczorem piliśmy wino na jego kwaterze we Władysławowie. Nocą wróciłem piechotą do namiotu w Chałupach.
Wymieniliśmy się informacjami teleadresowymi, a po kilku dniach otrzymałem list z płytą CD, na niej jedne z najpiękniejszych zdjęć jakie posiadam.
Jeżeli ładniejszych się nie dorobię, to prawdopodobnie z tego zbioru zaprezentuję obiecany akt, w jubileuszowym SZF.

W fotografii, na którą wreszcie miałem trochę czasu, pociągał mnie wtedy akt. Sprawa była o tyle kontrowersyjna, ze chciałem fotografować chłopców. Zainspirowała mnie pani Krystyna Łyczywek (artysta fotografik), która mnóstwo jeździła po świecie i właśnie wróciła z Paryża, z wystawą paryskich fotografików, wśród których jeden fotografował męski akt. Były to piękne czarno białe zdjęcia murzyna. Bardzo dyskretne i wysmakowane fotografie czarnego na czarnym tle, jedynie obrysowane światłem kontury muskularnego, idealnego ciała młodego mężczyzny. Od dawna już chciałem spróbować tego tak trudnego tematu, kompletnie w Polsce nieznanego, ale nie miałem dobrego sprzętu no i... modela.

Kontakt się nie urwał, bo jeżdżąc raz do roku na Międzynarodowy Festiwal Komiksu, korzystając z jego gościnności, przy okazji wystawiałem się na błysk flesza.
Kilka jego zdjęć pozwoliłem sobie zamieścić w sieci: 1, 2, 3, 4, 5.
Czasem była to improwizacja, czasem wystudiowana sesja, bądź spełnienie mojej prośby.

Trzy lata temu, w galerii Łódzkiego Towarzystwa Fotograficznego, miała miejsce jego przekrojowa wystawa „Akt i portret”.
Możecie o niej poczytać tutaj oraz tutaj, a na poniższym zdjęciu uwieczniłem go przy jego bardzo celnej karykaturze, wykonanej przez Henryka Sawkę, na którymś Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu.

Ostatni raz byłem u niego w październiku 2009.
Był już schorowanym człowiekiem.
Na okrągło słuchał 7 Symfonię Beethovena.
Podczas rozmowy, ożywiał się jedynie, gdy opowiadał o swojej wnuczce.
Po wizycie byłem zdruzgotany.
Płakałem.
W kolejnym roku stchórzyłem.
Nie odważyłem się z nim skontaktować, licząc że dzięki chorobie (Alzheimer) zapomniał o mnie.
Tydzień temu zmarł.

Nie zostałem najsławniejszym fotografikiem w Polsce.
Jestem sobie biednym (dosłownie) facetem, na dodatek chorym.
Jestem bardzo, ale to bardzo samotny.


Cytaty (początek, koniec, oraz duży fragment), pochodzą z jego autobiografii, którą pisał w perspektywie nieuchronnej utraty pamięci.
Podarował mi jej kopię podczas ostatniej wizyty.
Wspaniała historia nieprzeciętnej osoby.
Dzieciństwo, nauka, przyjaźń ze swoją nauczycielką, pierwsze miłości, przyszywany brat, uczucie prowadzące na skraj szaleństwa, legalne ćpanie LSD w PRLu, blaski i cienie małżeństwa, instynkt ojcowski do własnej córki oraz szkolnego wychowanka, pikantne momenty, anegdoty taksówkarza zatrudnionego w łódzkiej filmówce, kolejny związek w „sile wieku”, choroba.
Chciałoby się rzec, gotowy scenariusz na film.

Jak ślepej kurze ziarnko, trafiła mi się znajomość z fantastycznym człowiekiem, życzliwie dzielącym się swoimi doświadczeniami, wiedzą, opowieściami z bogatego życiorysu. Mimo odmiennego charakteru (typowy choleryk), dostrzegam dużo mentalnych podobieństw.
Poznanie go sprawiło, że moje życie potoczyło się w zupełnie nieoczekiwanym kierunku, o czym zapewne kiedyś nabazgrolę.
RYSZARD ŁUCYSZYN 28.03.1946.?-27.06.2011.

niedziela, 3 lipca 2011

Qltury week 57


Na temat tej wystawy napisałem się już tak wiele, że nie mam ochoty się powtarzać.

Pamiętajcie tylko jedno, że otwarcie nastąpi w przyszły piątek, ale macie jeszcze caaały lipiec, żeby spokojnie ją sobie obejrzeć.
Zatem też mam nadzieję kiedyś się załapać, na oglądanie mojego malowanego Wacusia.

Nic więcej godnego uwagi, nie wydarzy się w nadchodzącym tygodniu.

sobota, 2 lipca 2011

Saturday Zbok Fever 57


Piękna baba, blond zrudziałe kłaki, przyroda - IDEAŁ w wykonaniu Aleksandry Kinskaj.

Nie pamiętam już czy zamieszczałem ten teledysk, który nie wiedzieć czemu mogę tylko podlinkować, ale baaardzo go lubię, szczególnie od momentu gdy zaczyna padać ;)

piątek, 1 lipca 2011

Pink Friday- Error 11


Wraz z przybyciem mego nowego rozdziału, przychodzi cichość z mej strony na owym poletku w cyklu Pink Friday- rączki w górę raz (wiem, że podnosicie)...

Opiekujcie się ciepło HaDeSem jak do tej pory :))))))

Kimon idzie lekko w cień (again) :D


Miłego weekendowego życzę jak co tydzień :*


K.I.M.