wtorek, 30 listopada 2010

Najlepszy blog rysunkowy


Uwielbiam boli blog!!!
Dużo sprośności, dosadnie, czasem chamsko, szczerze i fajnie rysowane.

Ustawiając tapety na moim kompie, praktycznie korzystam tylko z tych graficzek.
Na chwilę obecną mam ustawioną typowo jesienną, choć czas już chyba zmienić ją na bardziej mroźną ;D

Zaglądam tutaj nieregularnie, bo autor również wrzuca obrazki raz częściej raz rzadziej.
Obecnie najbardziej rozbawił mnie komentarz do warszawskich wydarzeń z 11 listopada, które tak strasznie mnie oburzyły.
Teraz dzięki boli już tylko mnie bawią ;)))

poniedziałek, 29 listopada 2010

Fafik's travels 9 - BET: Budapeszt


Po kilkudniowym pobycie w Wenecji czas udać się do ostatniego miejsca na trasie Big Euro Trip, którym jest Budapeszt.
Dzięki temu zatoczyliśmy symboliczną pętlę po dawnych posiadłościach cesarstwa Austro-Węgierskiego, zaczynając od stolicy (Wiednia), kończąc na "drugiej" stolicy.

Muszę przyznać, że podróż nocnym pociągiem z Włoch do Węgier, była pełna przygód.
Włosi mają strasznie popierdolony system sprzedaży biletów.
Nawet zamawiając tickety przez internet, trzeba je odebrać w automacie, z którego obsługą mają problemy nawet tubylcy. Do tego informacja podróżna ma generalnie wszystkich w dupie i najlepiej radź sobie sam turysto.
Skład pociągu należał do przewoźnika węgierskiego, także można w przedziale poczuć się jak u siebie na PKP ;)

W cenę biletu wliczono przedział z kabiną prysznicową ;D oraz śniadaniem ;)))

Po całonocnej podróży, wielokrotnie przerywanej kontrolą paszportową (naliczyłem bodajże 5), dojechaliśmy na dworzec pamiętający czasy Habsburgów.

Niedaleko mieliśmy hotel Zara, oddany do użytku trzy miesiące wcześniej.

Tutaj nastąpił maleńki zgrzyt, ponieważ Madziary próbowali wcisnąć Polaczkom pokój o standardzie niższym niż był wykupiony.
Po awanturze z kierownikiem zmiany postawiliśmy na swoim, a było o co walczyć, bo apartament z obszernym tarasem był bardzo luksusowy.
Z drugiej strony nie dziwię się obsłudze hotelowej że próbowali takiego przekrętu, gdy zobaczyli jakichś obwieszonych jak tylko się dało tobołkami ludków, a cała klientela to było jedno wielkie Ą, Ę przez bibułkę.

Samo miasto to olbrzymia secesja w klimacie wiedeńskim.
Idealne do zwiedzenia podczas jednej doby, z czego organizatorzy wycieczek doskonale zdają sobie sprawę, bo po mieście regularnie jeżdżą piętrowe autobusy HopOn-HopOff, wyposażone w elektronicznego przewodnika, którego można słuchać w kilkunastu językach przez słuchawki.
Poruszają się po tej samej trasie, zatrzymując się na szesnastu przystankach, na których można do woli wsiadać i wysiadać w przeciągu 24 godzin, zaliczając wszystkie najważniejsze atrakcje tego miasta.
Proponuję zacząć od wspinaczki na Górę Gellerta, zwieńczonej statuą Wolności,

z której roztacza się majestatyczna panorama miasta (wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO).
Na sąsiednim, niższym Wzgórzu Zamkowym odbudowano po całkowitych wojennych zniszczeniach

Zamek Królewski.

Można do niego dojechać zabytkową kolejką zębatą Siklo (podobną jak w Zagrzebiu).

Jej górna stacja znajduje się przy jednej z zamkowych bram, strzeżonej przez legendarnego Turula.
Na wspomnianym wzgórzu jest wiele innych zabytków.
Najbardziej malowniczym z nich jest neoromańska budowla z początków XX wieku, pełniąca rolę czysto dekoracyjną - Baszta Rybacka.

Na wprost Zamku, po drugiej stronie Dunaju, znajduje się Parlament.

Jego fasada wzorowana jest na londyńskiej budowli.

Stosunkowo niedaleko parlamentu usytuowana jest największa w Europie Synagoga,

z charakterystycznymi cebulowatymi wieżyczkami.

Najbardziej reprezentacyjną ulicą Budapesztu jest Aleja Andrassyego, przy której jest również sporo zabytkowych budowli i muzeów.
Zazwyczaj nie lubię zwiedzać takich przybytków, jednak jeden z nich jest wart uwagi.
Dom Terroru

to taki węgierski odpowiednik warszawskiego Muzeum Powstania Warszawskiego. Nowoczesne, multimedialne muzeum, bezpośrednio wciągające zwiedzającego w zapoznanie się z krwawą historią działalności węgierskich faszystów (Strzałokrzyżowców) i komunistów.
Niestety oprócz wewnętrznego dziedzińca z czołgiem i ścianą pomordowanych, nie można pstrykać tam zdjęć.

Aleja prowadzi do Placu Bohaterów z półkolistą 85-metrową kolumnadą, po której na rozpędzonym rydwanie pędzi Wojna naprzeciw statecznemu Pokojowi.

Za placem znajduje się miejsce wypoczynku mieszczan - Lasek Miejski z lodowiskiem, kąpieliskiem im. Szechenyiego,

wesołym miasteczkiem, cyrkiem i bajkowym Zamkiem Vajdahunyad, będącym tak jak Baszta Rybacka kosztowną dekoracją.

Na sam koniec proponuję przepłynąć się stateczkiem po Dunaju.

Oczywiście w ramach biletu HopOn-HopOff.

Powrót do Polski również pociągiem nocnym.
Tym razem przedział w lepszym standardzie.

Z całej podróży zostało nam około 9 euro i kilka tysięcy forintów, równowartość 3,50 złotego ;D

Koniec podróży.
Ufffffffffffffffffffffffffffffffff...

niedziela, 28 listopada 2010

Qltury week 30

Nadchodzący kulturalny tydzień stoi pod znakiem zadrukowanego papieru.

1. W Egmoncie jedna wielka wojna i krew się leje, bo planowane pozycje to kilka tytułów z uniwersum Gwiezdnych Wojen plus dwa! albumy ze świata Thorgala, z bitwą o Asgard i zabójczą Kriss de Valnor (najbardziej barwną postacią z tej sagi).

2. Nikomu nieznane wydawnictwo Miligram opublikuje książkowy wywiad-rzekę z jednym z najbardziej oryginalnych scenarzystów komiksowych, czyli "Szalonym" Alanem 'Rasputinem' Moorem.

3. Już jutro premiera książki mogącej służyć za odważnik, ciężarek lub cegłę - kilogramowa "1000 polskich okładek".
Polscy artyści tworzący plakaty do filmów czy spektakli są bardzo cenieni i poszukiwani na świecie, bardzo częstą tworzyli również okładki książek, zatem ten zbiór może być bardzo interesujący.
W moim księgozbiorze mam tylko jedną okładkową antologię i muszę przyznać że bardzo ją lubię, gdyż są to fantastyczne dzieła sztuki.

4. Jeżeli za tydzień nie napiszę kolejnego odcinka Qltury weeku będzie to oznaczało, że w sobotni wieczór zlikwidował mnie żydowski Mossad za solidaryzowanie się z narodem palestyńskim w ramach Dnia Palestyńskiego.

sobota, 27 listopada 2010

Saturday Zbok Fever 30

Wczoraj odbyło się bardzo owocne zebranie w kurni... tfu w pracy, dlatego dzisiejsza odsłona ciasteczkowa jest cała w liściach (jesień) i lekko opierzona ;)

Na spotkaniu jak zwykle gdakały te same osoby.
Za własne kłapanie dziobem zostałem nagrodzony dodatkowymi obowiązkami ;-]
Mam nadzieję że będzie się to wiązało z dodatkowymi pieniędzmi, bo jak nie to pierdolę nie robię.

Jeszcze dzień wcześniej nasłuchałem się o upośledzeniu facetów do prac domowych.
Oto kilka przykładów:
- standardowo obsikany sedes, ale sprytnie wytarty... o stojącym obok metalowym śmietniku już zapomniano;
- hasło: może w końcu wrzuciłabyś pranie, bo mi się skarpetki kończą;
- nieumiejętność znalezienia klapy bębna w pralce ładowanej odgórnie;
- wycieranie kurzy wokoło przedmiotów znajdujących się na półce;
- jednostronne talerze w trakcie mycia naczyń (spody są przecież czyste);
- mój faworyt wieszając pranie na suszarce, wcale go nie strzepywał, tylko dosłownie kładł takie abstakcyjnie splątane rzeźby, uważając żeby trzymały równowagę na lince ;D

Miałem szowinistycznie się odciąć, że tak ich matki (kobiety) wychowały, tylko że to wszystko prawda, w moim wykonaniu również ;)))))))))

Idziemy dziś z częścią kurek na imprezę (są andrzejki), więc muzycznie cały czas monotematycznie.

piątek, 26 listopada 2010

Fafik's travels 9 - BET: Laguna wenecka


Wenecja leży w lagunie o powierzchni 550 km kwadratowych, osłoniętej do morza i otoczonej innymi wyspami.
Niektóre mogą się poszczycić bogata historią, inne słynęły niegdyś jako ważne ośrodki przemysłu albo kultu religijnego.
Na wszystkie ważniejsze kursują regularnie vaporetti.

Jako że czasu nie mieliśmy za wiele, udało nam się zwiedzić tylko dwie.
Pierwsza z nich, to wspominana na początku miesiąca cmentarna wyspa San Michele, do której drogę wskazuje pomnik na wodzie.

W tym samym kierunku, zaraz za nią znajduje się wyspa Murano (płynie się tym samym stateczkiem).
Bardzo kameralna, nie tak rozbuchana jak sama Wenecja, znajdujące się tam domy są skromne, najwyżej trzypiętrowe.

Słynie z wyrabianego w przydomowych hutach

artystycznego szkła.
Z tego kruchego materiału, tutejsi rzemieślnicy wyrabiają praktycznie wszystko: paciorki, biżuterię, bibeloty, figurynki, zegary, meble, a nawet pomniki.

Jednak pod jednym względem zawiodłem się na niej.
Obszedłem wszystkie kościoły na tej wyspie i żadna ze świątyń nie pokusiła się o szklany ołtarz, nie wspominając o pełnym wystroju.

Na wysokości Pałacu Dożów, pod drugiej stronie Basenu św. Marka, wznosi się palladiański kościół San Giorgio Maggiore, zaliczany do najpiękniejszych na świecie.
Znajduje się na wyspie o takiej samej nazwie, którą można podziwiać z kampanili na Placu św. Marka.

Sąsiaduje bezpośrednio z Giudeccą, cichą dzielnicą mieszkalną, bardziej przypominającą wieś niż miasto.

Natomiast za nią ciągnie się dłuuuga wyspa Lido, stanowiąca naturalny falochron dla laguny, osłaniając ją od otwartego Adriatyku.
Słynie ze złocistych plaż i ekskluzywnych hoteli oraz Festiwalu Filmowego odbywającego się właśnie na niej.

Podobno warto jeszcze popłynąć na Burano (przyciąga turystów kolorowymi domkami i wielowiekowymi tradycjami koronkarskimi) oraz bagnistą Torcello (cisza, spokój i bizantyjska bazylika).

Może kiedyś uda mi się zwiedzić całą lagunę wenecką ;D

czwartek, 25 listopada 2010

Fafik's travels 9 - BET: Wenecka Regata Storica


W pierwszą niedzielę września (co roku) odbywa się w Wenecji Regata Storica (Regaty Historyczne).
Gapiów jest wszędzie zastraszająca ilość, brzegi są oblepione ludźmi, obowiązuje zakaz wstępu na mosty i przystanki vaporetto, które na czas wyścigów nie kursują.
Każdy kombinuje jak może żeby znaleźć się jak najbliżej wody i wyścigów ;)

Całość rozpoczyna się paradą zabytkowych łodzi,


wśród których płyną również wszelakiej maści przebierańcy,


a następnie na Grand Canale odbywają się wyścigi gondoli.
Ścigają się:
chłopcy,

dziewczęta,

czwórki uniwersyteckie,

przedstawiciele wysp laguny weneckiej,

a na sam koniec najbardziej prestiżowy wyścig dwójek męskich (zwycięscy są traktowani jak regionalni herosi).

wtorek, 23 listopada 2010

Kurnik


Pech chciał, że wykonuję swoją pracę zupełnie przez przypadek.
Przypadkowo poszedłem do szkoły w tym kierunku, przypadkowo poszedłem do pracy i przypadkowo pracuję akurat tu gdzie pracuję.
Tak się składa, że wykonuję zawód wysoce sfeminizowany, stąd tytuł posta.
Jestem tutaj jedynym rodzynem, a właściwie kogutem, co ma swoje wady i zalety ;)

Na dyżurze zazwyczaj pracuje nas pięcioro.
Cztery kurki do obskoczenia przez jednego koguta, więc w kurniku jest względny spokój.
Gorzej jak mamy jakieś zebrania zakładowe.
Gdakanie przechodzi ludzkie pojęcie, przekrzykują się, nie słyszą jedna drugiej, przez co powtarzają się wątki, czasem jakieś pióra się posypią ;D

Głowa puchnie...

Chociaż nieźle łechce moje ego, gdy zabieram głos w sprawie i cały kurnik cichnie, a nawet zaczyna gdakać do rytmu:
byawk buck byaaaaaaaaaawk!
buck buck buck buck buck buck buck
byawk buck byaaaaaaaaaawk!

Wniosek: prawdopodobnie mam hipnotyzujące: tembr, amplitudę i natężenie gdakania ;D

Najbliższe zebranie w piątek.
Już zacząłem pić zioła na uspokojenie ;)

P. s. Kurki współpracowniczki czytające czasami tego bloga, proszę o nie gdakanie po próżnicy w komentarzach ;-P