Generalnie zawsze starałem się wrzucić do puszki, czy to realnej, czy wirtualnej, kawalerski grosz.
W 1999 roku nawet czynnie uczestniczyłem w zbiórce pieniędzy, na lokalnej imprezie w Lnianie, którą organizowała moja kuzynka Marta.
Były to czasy gdy jeszcze chodziłem na pielgrzymki, mocno wierzyłem w Boga, a głowę miałem pełną altruistycznych, naiwnych ideałów.
Dałem się namówić na występ wokalny!
Co zabawniejsze, nie licząc maszkowych przygód, był to mój sceniczny debiut w dragu, na (nie)szczęście chyba nieudokumentowany fotograficznie (bynajmniej żadne zdjęcia do mnie nie dotarły).
Wykonałem a cappella utwór "Sex appeal" Eugeniusza Bodo.
Wracając do Orkiestry, z czasem mój entuzjazm zgasł, ponieważ
zacząłem uważać, że Fundacja swoją działalnością w pewien sposób szkodzi
prawidłowemu działaniu Państwa i Służby Zdrowia.
W normalnie
działającym kraju pieniądze na sprzęt, wypłaty dla pracowników, powinny
w zupełności starczać z budżetu, a nie być dofinansowywane przez jakieś
fundacje, które w moim rozumieniu rozleniwiały urzędników i władze za
to odpowiedzialne.
Zatem szerokim łukiem omijałem wolontariuszy i plułem żółcią, że WOŚP to ZŁO!
Ewidentnie na tamten moment, kompletnie nie rozumiałem idei państwa oraz społeczeństwa obywatelskiego!
Dopiero w momencie dojścia do władzy PiS, niszczeniu oraz deprymowaniu praworządności, idei solidarnościowych, samorządowych i obywatelskich ruchów, nie wpisujących się w jedyną, słuszną myśl kaczyzmu, pojąłem jak bardzo byłem ograniczony i w jak wielkim byłem błędzie.
W minioną niedzielę, podczas kolejnego finału został zamordowany Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
Myślałem, że takie "narodowe tragedie" nie mają już na mnie większego wpływu. Generalnie staram się być na chwile obecną jak najbardziej odcięty od social mediów, polityki, szumu informacyjnego, ale kompletnie tak zrobić się nie da.
Dzień po tej tragedii Jurek Owsiak zrezygnował z funkcji prezesa stworzonej przez siebie Fundacji, która ma grać "Do końca Świata i jeden dzień dłużej".
Coś we mnie pękło...
Nie czuję się dobrze w "Czwartej Rzeczpospolitej"!
Władza zamiast łączyć ludzi, buduje coraz wyższe mury i kopie głębsze rowy.
Rządzą chamstwo, pycha, prostactwo, populizm i kłamstwo.
We własnym kraju czuję się z dnia na dzień bardziej zagrożony oraz wyalienowany.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma żadnej alternatywy dla obecnie rządzących, ponieważ polska scena polityczna jest kompletnie zabetonowana i skompromitowana.
Do Pleneru Serduszko mam słabość za jego kameralność, która po ostatniej edycji jeszcze się powiększyła, bo wyjątkowo piękne kadry (w subiektywnej ocenie) mi wyszły i w sumie żałuję, że nie miałem więcej wkładów.
Odrobinę ponaciągałem kwestię debiutu przed obiektywem.
Pomijając fakt, że z aparatem jestem oswojony od kołyski, ponieważ mój tato był zapalonym fotoamatorem, posiadającym nawet własną ciemnię, to pierwszą studyjną sesję fotograficzną zaliczyłem 1,5 roku przed poznaniem Ryśka.
Eksperymentując z wyglądem, zafarbowałem sobie włosy na czarno, co stało się dość prorocze, bo jakiś tydzień później zmarła moja babcia, więc kolor żałobny jak znalazł.
Na początku 2002 roku koleżanka mojej kuzynki, poprosiła mnie żebym pozował jej do zdjęć, które robiła na potrzeby portfolio, które miała przedstawić startując do szkoły fotograficznej.
Niestety zapamiętałem tylko jej imię - Ania i kompletnie nie mam zielonego pojęcia, co się z nią obecnie dzieje.
Dwukolorowe szkła w moich okularach korekcyjnych, wzięły się z tego, że zamówiłem sobie dwie barwione pary (niebieskie i pomarańczowe - ulubione wówczas kolory), które samodzielnie sobie wymieniałem.
Niby restartowałem w zeszłym roku, zmieniając to miejsce w fotograficzne portfolio.
Mam jednak na myśli produkowanie wpisów o dupie Maryni, umysłową biegunkę, od której zaczynałem.
Przerwałem, bo jak kiedyś wspomniałem, jakaś menda, może bot podkablował, że to miejsce jest internetowym siedliskiem bezeceństwa, zboczeństwa i ogólnie wszelkiego zła, więc administracyjnie dostałem blokadę, co podcięło mi pisarskie skrzydełka. Później na to doszły problemy natury psychosomatycznej, więc skupiłem się na walce o przetrwanie, a nie jakimś wirtualnym pitupitu.
Stan obecny jest taki, że walka póki co wygrana, a blokadę uznałem za zbawienie, bo nikt przypadkowy tutaj nie trafi, bardziej pocztą pantoflową lub z własnej woli.
Czasu wolnego mam znowu odrobinę więcej, więc muszę gdzieś znaleźć ujście tym wszystkim farmazonom kłębiącym się pod kopułką, a najlepiej na starych śmieciach.
Po czterech latach zapieprzania na pielęgniarskim kontrakcie, czyli wyrabiania 1,5 etatu, wróciłem na tradycyjną umowę o pracę.
Zrezygnowałem z fejsika, gdzie się ostatnio produkowałem, bo pomijając politykę publikacyjną, totalnie zmęczył mnie nadmiar informacyjny łaskawie stamtąd spływający. Jeżeli ja mam umysłową biegunkę, to tam pomimo środków zaradczych zrobiło się totalne szambo, w którym niektórzy czują się jak pstrągi w krystalicznym potoku.
Zacząłem publikowanie tutaj fotograficznych dokonań, bo na maxmodels publikowanie całych serii wygląda kiepsko, a i tak pewne treści nie mają racji bytu i to nie dlatego, że są zbyt kontrowersyjne, tylko z powodu widzimisię wszechwładnych adminów. Zresztą jak patrzę ostatnio na główną stronę tego portalu, zadaję sobie pytanie - QUO VADIS!?
Instagrama, czyli obecnie najlepszego narzędzia internetowej kreacji, nadal pomimo licznych zachęt nie zamierzam posiadać.
Pozostaje stary, poczciwy blog.
Oczywiście nic, ani nikt w miejscu nie stoi, więc nie jestem tym samym popierdoleńcem, który klikał sobie kilka lat temu.