Jesień 2015 roku zapadła mi w pamięć dość dobrze, a stało się tak z kilku powodów. Najważniejszym z nich było wystąpienie w teledysku grupy Yesternight, grającej rocka progresywnego.
Gdzieś na początku października zagadał do mnie Andrzej Kaczmarek, z pytaniem czy nie chciałbym zagrać w klipie. Żołądek podszedł mi do gardła, a serce prawie wyskoczyło z piersi, bo nigdy wcześniej nie brałem udziału w tego rodzaju produkcji. Owszem miałem dwa mało znaczące epizody w telewizyjnych reklamach, ale główna rola w kilkuminutowej etiudzie...?
Z mieszanką obaw i nadziei spotkałem się z nim oraz dwójką członków grupy (Kamil Kluczyński i Bartek Woźniak) żeby obgadać szczegóły. Singla którego mi puścili skwitowałem, że nie jest to muzyka jaką słucham na co dzień, ale doceniłem linię melodyczną. Andrzej miał już ułożony cały scenariusz, więc można było dokładnie zaplanować zdjęcia, które rozłożyliśmy na dwa dni. Mam nadzieję, że teledysk już obejrzany, bo teraz polecą spoilery opisujące smaczki i detale z planu.
Już na etapie planowania zaproponowałem jedną znaczącą zmianę, polegającą na fizycznej metamorfozie bohatera. Posiadałem wtedy długie, platynowe warkoczyki, które były przewidziane do ścięcia podczas sesji zdjęciowej, realizowanej na minimalistycznym plenerku w Wielkim Leźnie. Historia jest uwspółcześnioną wersją biblijnej opowieści o Samsonie i można ją obejrzeć tutaj.
Niedziela 25 października, kolejny powód dla którego ta jesień jest niezapomniana. To wtedy odbywały się wybory parlamentarne, w wyniku których do władzy doszedł mały, sfrustrowany człowieczek, a wszystko dzięki temu, że większość ludzi je olała. Do południa doskonale bawiliśmy się w fotografię, podczas której spektakularnie zmieniałem image, potem kilkugodzinny powrót do domu, żeby dosłownie w ostatniej chwili wpaść do lokalu wyborczego (panie w komisji były mocno zdziwione, że jeszcze ktokolwiek przyszedł), aby oddać jak się okazało, mało znaczący głos przeciw.
Wracając do teledysku, mając na uwadze przewidzianą zmianę wizerunkową, pierwszy dzień zdjęciowy odbył się 20 października. Tutaj znowu reszta ekipy musiała się dopasować do mojego grafiku pracy w szpitalu. Po skończonym dyżurze na oddziale, czyli po 19:00 pognałem do chłopaków, a następnie udaliśmy się w okolice mostu Królowej Jadwigi, gdzie nakręciliśmy większość nocnych scen. Bosy spacer po ulicy Dworcowej, skok z mostu tramwajowego, nerwowy marszobieg po nadrzecznej promenadzie przy Astorii, trójka mijanych wtedy przechodniów, to oczywiście chłopaki z zespołu i asystujący Krzysztof Jankowski.
Pierwszym znaczącym problemem okazał się brak deszczu. Potrzeba matką wynalazku, czyli woda z Brdy nabrana do konewki, którą z góry mostu polewał Krzysiek, natomiast mocno wychylony poza filar Kamil, asekurowany przez Bartka, nakręcił jedyne zdjęcia, bo Andrzej ma lęk wysokości, więc nadzorował całość z dołu.
Zmiana ciuchów na suche, podjeżdżamy jeszcze do schodów przy sądzie, gdzie kręcimy motyw dłoni na płocie oraz jedyną scenę, z której nie jestem zadowolony, czyli palenie papierosa, wyglądające jakby nastolatek próbował swojego pierwszego w życiu peta, co w sumie (nie licząc wieku) prawie jest zgodne z prawdą.
Szybka regeneracja na pobliskiej stacji paliw, czyli kawa, hot-dog, znowu wsiadamy w auto i jedziemy pod Bydgoszcz nagrywać sceny we wnętrzach oraz "taniec na linie" w wielkiej stodole. Szczególnie jestem zadowolony ze szklistych oczu wpatrujących się w migający ekran TV, byłem wtedy już bliski puszczenia łezki. Wielką linę, z którą mocowałem się całkowicie nagi, chłopaki wyłowili z Brdy, co było odczuwalne w sensie wagi oraz zapachu. Musiałem się tutaj ostro nagimnastykować, żeby ciałem oraz liną cenzurować penisa.
Generalnie zmęczenie, pora roku oraz dnia, mocno dawały się we znaki, zatem życie ratowała nam herbata oraz nalewka serwowane przez Kaśkę Kaczmarek, która z racji swojego doświadczenia modelingowego, pilnowała również planu oraz robiła backstagowe foty telefonem.
Pracę skończyliśmy coś koło godziny trzeciej nad ranem.
Tak jak pierwszy dzień zdjęciowy zrealizowany był dokładnie według założeń scenariusza, tak w drugiej części nastąpiło sporo zmian oraz nieplanowanych scen, wymuszonych moją zmianą wyglądu oraz kaprysami pogodowymi.
Umówiliśmy się 2 listopada, wczesnym rankiem po nocnym dyżurze w robocie. Plan zakładał wspaniały, słoneczny dzień, gdzie podczas uroczego wschodu słońca miałem radośnie wkraczać w wody jeziora. Rzeczywistość okazała się ponura, mglista oraz odrobinę dżdżysta. Najpierw pojechaliśmy na górki fordońskie, gdzie nakręciliśmy przechadzkę wśród wysokich traw, odbywającą się po kulminacyjnej scenie upadku. Mieliśmy nadzieję, że poranna mgła się podniesie i reszta dnia będzie już słoneczna, ewentualnie słońce będzie co jakiś czas wychylać zza chmur. Niestety nic takiego się nie stało, humory siadły, a wraz z nią inwencja twórcza.
Właściwie byliśmy już gotowi przenieść zdjęcia na jakiś inny, byleby bezchmurny dzień, gdy ktoś rzucił pomysłem z głupia frant - JEDŹMY NAD MORZE!!! - tam nawet jak jest chujowa pogoda, jest bardziej optymistycznie i malowniczo.
Tak też zrobiliśmy, na cel wyprawy wybraliśmy Gdynię Orłowo. Radosne kręcioły i przechadzki kręciliśmy w opuszczonym sanatorium, natomiast końcową scenę wchodzenia do wód zatoki powtarzaliśmy dwukrotnie. Raz została ona nagrana w perspektywie bocznej, co do finalnego filmu się nie załapało oraz drugi raz zza moich pleców. W sumie wchodziłem wtedy do wody trzy razy, bo ostatni był zarezerwowany na obowiązkowego Ofeliona, uwiecznionego w długiej ekspozycji.
Właściwie wszystko co chcieliśmy zrealizowaliśmy, podczas tego spontanicznego wyjazdu. Usatysfakcjonowani poszliśmy na rybę oraz opicie zdjęć, ale podczas konsumpcji stwierdziliśmy, że skoro już tutaj jesteśmy, to skoczymy dokręcić parę ujęć na sopockim molo. Dzięki temu powstała kilkusekundowa scena, z której jestem najbardziej zadowolony. W rzeczywistość jest to sześciominutowe ujęcie, podczas którego stoję nieruchomo na molo. Wartością dodaną jest fakt, że akurat podczas jej kręcenia zapaliły się latarnie. Pozwoliłem też bez konsultacji z Andrzejem. dodać coś od siebie, o czym przyznałem się mu dopiero po powrocie do Bydgoszczy. Mając jakąś tam wiedzę na temat animacji poklatkowej, od początkowego smutku malującego się na twarzy, przeszedłem do niewielkiego uśmiechu.
Na koniec zdradzę, że romantyczna scena z Izą Wasiniewską wśród trzcin, w scenariuszu była sceną z anonimową dziewczynką w czerwonych kaloszkach, beztrosko skaczącą wśród kałuż.
Z racji tego, że to produkcja niszowa, niskobudżetowa, wszystkie stylizacje moje.
Z racji tego, że to produkcja niszowa, niskobudżetowa, wszystkie stylizacje moje.
Chłopaki z Yesternight długo po wypuszczeniu tego premierowego singla, wreszcie nagrali i wydali płytę, którą nawet od czasu do czasu zdarza mi się puścić w całości, bo jest pomyślana jako koncept album i nie taki jednak w gust nie trafiający, jak mi się podczas pierwszego zetknięcia z ich muzą zdawało.
Natomiast Andrzej, który jest też tatuatorem, zostawił na moim ciele malunek, który stał się znakiem rozpoznawczym.
Natomiast Andrzej, który jest też tatuatorem, zostawił na moim ciele malunek, który stał się znakiem rozpoznawczym.













