... zamiast zielonej trawki.
Zawieszam pobyt na tym placu zabaw na czas nieokreślony.
Spędziłem tutaj wiele cudownych chwil, poznałem kilkoro wspaniałych ludzi, nauczyłem się dużo o sobie i życiu, zdradziłem sporo intymnych sekretów, a i tak nikt mnie nie zna, bo najprawdziwsza charakterystyka została napisana na samym początku.
Nowy rozdział???
Ależ skąd!
To tylko RENAMĘT przed końcem świata ;DDD
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
piątek, 17 sierpnia 2012
środa, 15 sierpnia 2012
Wieśniacki artycha - Krzyżyk
Dawno temu (ponad 2 lata) wspominałem, że razem z pastorałem wykonałem krzyżyk do zawieszenia na szyi. Napisałem też wtedy, że nie mogę go zaprezentować, bo jest uszkodzony, a dokładniej figurka symbolizująca Jezusa miała odłamaną rękę. Wreszcie znalazłem dość siły, czasu i natchnienia, aby ów bibelot zreanimować.
Wykonany jest z dwóch materiałów. Czarny krzyżyk wyciąłem z kawałka oryginalnego hebanowca, przywiezionego przez mojego wujka z Sudanu (podejrzewam gatunek Diospyros mespiliformis). Figurka oraz "pergamin" zawieszony nad głową, wykonane są standardowo z kości wołowej. Jedno z drugim połączone są na "Kropelkę", a w miejsce gwoździ wbite są szpilki (na zdjęciach jeszcze ich nie ma), natomiast zawieszka jest z rzemienia.
Jedyną różnicą między "starą", a "nową" figurką jest... napis na pergaminie, gdzie prawidłowo brzmiący Chrystogram IHS, zastąpiłem swoim pseudonimem hds. Dlaczego? O tym w dalszej części posta.
Obydwa przedmioty były moim stałym elementem wyposażenia, podczas dorocznych wędrówek na Jasną Górę. Krzyżyk pojawił się na tym blogu dwukrotnie - tutaj oraz tutaj, natomiast razem z pastorałem był widoczny na tym zdjęciu.
W tamtych pielgrzymkowych czasach, praktycznie nie rozstawałem się z tym krzyżykiem (nosiłem go bez przerwy). Byłem tak do niego przywiązany, że wręcz zacząłem się z nim utożsamiać. Wtedy też powstał jedyny wiersz, jaki wyszedł spod mojego pióra, w którym go opisywałem, a właściwie to określałem siebie.
Przytoczę go tutaj, ku przestrodze.
Tak wygląda koszmar poety.
Nie wierzę, że coś takiego spłodziłem, jednak karty pamiętnika nie kłamią. Tak prowadziłem kiedyś diariusz, który przypomniał o drugiej, wypartej z pamięci, jeszcze gorszej liryce.
Dekadę później napisałbym wersję minimalistyczną.
Z czasem moja religijność (nie mylić z wiarą) mocno przygasła, a uszkodzony krzyżyk powędrował do pudełka z pamiątkami.
Pozostała wola, aby krzyżyk spalić razem ze mną, a prochy rozsypać na ukochanych biebrzańskich bagnach.
Pozostał również lęk przed religijnymi fundamentalistami, którym wydaje się że sumiennie wypełniają przykazania, zapominając jednocześnie o tym najważniejszym, ustanowionym właśnie przez Chrystusa na krzyżu dyndającego.
Właśnie dla tych "miłujących inaczej", dedykuję piosenkę podpatrzoną na zaprzyjaźnionym blogu. Doprawdy nie wiem jak mogłem przeoczyć jakąkolwiek piosenkę z repertuaru lubianej Justysi? Pewnie dlatego, że nie przepadam za poezją, nawet tą śpiewaną. Chociaż jak zwykle bywają wyjątki i ten do nich należy.
Wykonany jest z dwóch materiałów. Czarny krzyżyk wyciąłem z kawałka oryginalnego hebanowca, przywiezionego przez mojego wujka z Sudanu (podejrzewam gatunek Diospyros mespiliformis). Figurka oraz "pergamin" zawieszony nad głową, wykonane są standardowo z kości wołowej. Jedno z drugim połączone są na "Kropelkę", a w miejsce gwoździ wbite są szpilki (na zdjęciach jeszcze ich nie ma), natomiast zawieszka jest z rzemienia.
Jedyną różnicą między "starą", a "nową" figurką jest... napis na pergaminie, gdzie prawidłowo brzmiący Chrystogram IHS, zastąpiłem swoim pseudonimem hds. Dlaczego? O tym w dalszej części posta.
Obydwa przedmioty były moim stałym elementem wyposażenia, podczas dorocznych wędrówek na Jasną Górę. Krzyżyk pojawił się na tym blogu dwukrotnie - tutaj oraz tutaj, natomiast razem z pastorałem był widoczny na tym zdjęciu.
W tamtych pielgrzymkowych czasach, praktycznie nie rozstawałem się z tym krzyżykiem (nosiłem go bez przerwy). Byłem tak do niego przywiązany, że wręcz zacząłem się z nim utożsamiać. Wtedy też powstał jedyny wiersz, jaki wyszedł spod mojego pióra, w którym go opisywałem, a właściwie to określałem siebie.
Przytoczę go tutaj, ku przestrodze.
Tak wygląda koszmar poety.
Ja-Krzyżyk
by hds
14.07.1998
Jestem krzyżykiem z przybitym Jezusem.
Czarny jak heban, biały niczym kość.
Futurystyczny i tradycjonalny zarazem.
Kanciasty jak krzyż, lecz obły jak postać Chrystusa.
Zwierzęcy jak kość, ale roślinny jak drewno.
Moja dwoista natura jest boleśnie złączona szpilkami,
A całość zawieszona w nicości na rzemieniu.
Nie wierzę, że coś takiego spłodziłem, jednak karty pamiętnika nie kłamią. Tak prowadziłem kiedyś diariusz, który przypomniał o drugiej, wypartej z pamięci, jeszcze gorszej liryce.
Dekadę później napisałbym wersję minimalistyczną.
Krzyżyk i Postać
Czarne - Białe
Tradycjonalne - Futurystyczne
Kanciaste - Obłe
Roślinne - Zwierzęce
Krucha Twardość
Boleśnie złączone przeciwieństwa zawieszone w próżni.
Z czasem moja religijność (nie mylić z wiarą) mocno przygasła, a uszkodzony krzyżyk powędrował do pudełka z pamiątkami.
Pozostała wola, aby krzyżyk spalić razem ze mną, a prochy rozsypać na ukochanych biebrzańskich bagnach.
Pozostał również lęk przed religijnymi fundamentalistami, którym wydaje się że sumiennie wypełniają przykazania, zapominając jednocześnie o tym najważniejszym, ustanowionym właśnie przez Chrystusa na krzyżu dyndającego.
Właśnie dla tych "miłujących inaczej", dedykuję piosenkę podpatrzoną na zaprzyjaźnionym blogu. Doprawdy nie wiem jak mogłem przeoczyć jakąkolwiek piosenkę z repertuaru lubianej Justysi? Pewnie dlatego, że nie przepadam za poezją, nawet tą śpiewaną. Chociaż jak zwykle bywają wyjątki i ten do nich należy.
Bóg zapłać.
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Krajobraz po bitwie
Niecały miesiąc temu, 12 kilometrów od mojej wiochy przeszła trąba powietrzna.
Obecnie niewielki skrawek krajobrazu prezentuje się tak.
Trąba na żywo, jak szła przez rzekę, prezentowała się tak.
Obecnie niewielki skrawek krajobrazu prezentuje się tak.
Trąba na żywo, jak szła przez rzekę, prezentowała się tak.
sobota, 11 sierpnia 2012
Pogodynkowy Zbok Qltury
Kolejny zaproszony gość napisał: "Zdjęcia są przewrotne wobec Twojej idei: pokazuję trochę ciała, ale nie jest to w moim odczuciu intymne."
Miałem nie lada zgryz, żeby z tych nadesłanych zdjęć wybrać to jedno "wyjątkowe", zatem równie przewrotnie wybrałem inne niż pozostałe.
Zanim jednak je zaprezentuję, przytoczę historię dodatkowo zamieszczoną w mailu, która w moim odczuciu jest megaintymna i poruszyła mnie bardziej niż same fotki.
Miałem nie lada zgryz, żeby z tych nadesłanych zdjęć wybrać to jedno "wyjątkowe", zatem równie przewrotnie wybrałem inne niż pozostałe.
Zanim jednak je zaprezentuję, przytoczę historię dodatkowo zamieszczoną w mailu, która w moim odczuciu jest megaintymna i poruszyła mnie bardziej niż same fotki.
"Kilka lat temu zrobiłam wczesną wiosną rewolucję w życiu paru osób.
Trochę się z tym borykałam, w te i we wte, aż wczesna jesienią, we
wrześniu, koleżanka zabrała mnie w podróż. Nie wiedziałam dokąd, z
grubsza tylko że do Rosji.
Okazało się, że
wyprawa była na północ, do Karelii nad jezioro Oniega. Było mistycznie i
mitycznie, jak to w ruskiej bajce: samotny stuletni dom nad jeziorem,
żona rybaka i rybak przez las nocą, jurodiwa Ludmiła, do której
wieczorami zlatywały się anioły, rano naga kąpiel w jeziorze, rozgrzana
prosto z pieczki, wieczorem bania, wszędzie wielkie białe puchate koty,
Wilk i Zając w drodze na Wielką Sołowkę, takie tam.
Wszystko
mi się tam poukładało, pozamiatało, jak wracałam, to wiedziałam kim
jestem, na czym stoję i co jest w życiu ważne (na tamten moment). Żeby
wewnętrzną zmianę uzewnętrznić i utrwalić obcięłam włosy prawie na łyso.
Dowiedziała
się o tym znajoma znajomej, fotografka, i zaproponowała mi sesję.
Nienawidzę bycia fotografowaną, więc się zgodziłam dla poznania swoich
ograniczeń. Okazało się, że kiedy nie fotografują mnie, tylko mogę wejść
w rolę, ograniczenia znikają i jestem w swoim żywiole."
![]() |
| Foto by Barbara Wadach |
Gdy patrzę na te kilka zdjęć, od razu w głowie wibruje mi jedna melodia.
Ten wybór jest zbyt prosty więc w dedykacji poleci polski szlagier z zakrapianych alkoholem domówek.
Jeżeli stali czytelnicy jeszcze się nie domyślili, kto nam się zaprezentował? Wyjaśniam iż jest to...
Nie będę się powtarzał jak wspaniałym jest człowiekiem.
Dziękuję że jesteś!
;-*
środa, 8 sierpnia 2012
Fafik's travels 28 - Obiekt 3002
Całe swoje krótkie życie byłem przekonany, że w Polsce nie była składowana broń jądrowa (przynajmniej taka była oficjalna wersja w czasach PRL). Rzeczywistość była zupełnie inna. Otóż w naszym kraju istniały trzy składowiska głowic atomowych: Podborsko (Obiekt 3001), Brzeźnica-Kolonia (Obiekt 3002) oraz Templewo (Obiekt 3003). O całej historii można poczytać tutaj.
Znaleźć bunkry Obiektu 3002 nie jest łatwo, gdyż dojazd do nich nie jest w żaden (nawet najmniejszy) sposób oznakowany. Zatem potrzebny jest tubylec znający teren lub pewien stopień kojarzenia faktów (nieoznakowana droga z betonowych płyt biegnąca w las - pewnie nie jest tam bez przyczyny). Nawet jak już dojedziemy na miejsce, trzeba cierpliwie krążyć po lesie w poszukiwaniu budowli.
Powód jest prosty. Akurat ten obiekt został przejęty przez Lasy Państwowe i nie był w żaden sposób nadzorowany, więc całe wyposażenie i złom rozkradziono, a wejścia do pustych skorup bunkrów "zasypano" gruzem i ziemią dla "bezpieczeństwa" osób postronnych.
Oczywiście zrobiono to na odwal, więc do wnętrza i tak można się wcisnąć na własne ryzyko, o czym informują stosowne napisy.
Niebezpieczeństwo jest spore, gdyż wewnątrz światła brak (obowiązkowo należy mieć ze sobą latarkę!), zaraz po wejściu jest niczym niezabezpieczony czterometrowy uskok, zejście tam jest po baardzo prowizorycznej drabinie (przydatna odrobina siły, giętkości i skoczności), na podłodze wala się pełno śmieci, ze ścian wystają ostre przedmioty, gdzieniegdzie stoi woda (teoretycznie nie wiadomo co się kryje pod taflą), jest kilka ciasnych zakamarków i korytarzy.
Bunkry takiego typu na tym terenie są dwa. Dodatkowo jest jeszcze jeden innego rodzaju, którego zwiedzanie nie wiąże się z żadnym ryzykiem, gdyż jest to przelotowy "garaż" na ruchome głowice.
Jeżeli ktoś nie przepada za taką "ekstremalną" eksploracją obiektów wojskowych to zadbany, w pełni wyposażony (oczywiście głowic brak) bunkier może zwiedzić w Podborsku.
Na koniec chciałbym podzielić się pewnym spostrzeżeniem. Byłem niemal pewien, że dzikie, bezludne tereny są tylko na Podlasiu, dlatego sporym szokiem było dla mnie odkrycie, że teren Pojezierza Drawskiego jest jeszcze bardziej opustoszały.
Żeby czytelnik nie odniósł mylnego wyobrażenia (czytając te kilka moich relacji z tego miejsca), że są tutaj tylko opustoszałe miasteczka i tereny militarne, chciałbym zapewnić, że ogrom terenów leśnych przytłacza, grzybów w nich jest bez liku, a jeziora i rzeki są niezwykle czyste. Z pewnością wrócę tutaj jeszcze nie raz, bo po pierwszej wizycie jestem pozytywnie zaskoczony.
sobota, 4 sierpnia 2012
Ogłoszenie wyników
Apokaliptyczna Walka Torsów została zakończona!
Oddaliście 59 ważnych głosów.
Tytuł Arcymistrza Światowej Ligi Elitarnych Perfekcyjnych Olśniewających Torsów (ŚLEPOT), w spektakularnym stylu (52% głosów, czyli 31 kliknięć) zdobył Północnik Błyszczący, słusznie typowany przeze mnie na czarnego konia wyścigu.
GORĄCE BRAWA I OKLASKY!!!
Drugim miejscem musiał zadowolić się dotychczasowy faworyt - Wunder Adalbert (25 głosów - 42%).
Na ostatnim miejscu z zaledwie trzema głosami (5%) wylądował Huncwot Kedivad.
Wszystkim biorącym udział w zabawie, zarówno tym którzy poddali się ocenie, jak i tym oddającym swoje cenne głosy serdecznie dziękuję.
Na koniec zestaw prostych ćwiczeń, aby Wasze ciałka były harmonijnie zbudowane ;D
Obowiązkowa dedykacja muzyczna.
czwartek, 2 sierpnia 2012
Fafik's travels 28 - Kłomino
Kłomino (ros. Gródek niem. Westfalenhof) to polskie miasto-widmo. Coś na kształt ukraińskiej Prypeci, tylko na mniejszą skalę.
Ma podobną historię jak pobliskie Borne Sulinowo (wybudowane przez Niemców, zaanektowane przez Rosjan), które mogło skończyć w podobny sposób.
Większość poniemieckich budynków została rozebrana na poczet odbudowy zniszczonej po wojnie Warszawy, a dokładniej na wybudowanie rosyjskiego daru, czyli Pałacu Kultury i Nauki.
Dojeżdża się do niego wygodnym, równiuśkim brukiem, który powoli również ulega dewastacji.
W samej miejscowości pozostało niewiele względnie całych budynków:
jakieś warsztaty,
bloki poniemieckie,
kilka bloków poradzieckich, w różnym stopniu zniszczenia, w tym jeden prywatny,
które można całkowicie zwiedzać, pokój po pokoju,
odkrywając w nich "perły" socrealistycznego, domowego zdobnictwa.
Jednak największe wrażenie jest po zajrzeniu do opuszczonego szpitala.
UWAGA!!!
Zapuszczając się w boczne uliczki i alejki, które są mocno zarośnięte, uważajcie na niezabezpieczone studzienki kanalizacyjne!!!
środa, 1 sierpnia 2012
Fafik's travels 28 - Dom Oficera w Bornem Sulinowie
Dom Oficera, nazywany również Kasynem Oficerskim to najbardziej reprezentacyjny budynek Bornego Sulinowa. Ogromna budowla w kształcie podkowy, o powierzchni około 6 tys. m2 nazywana była również Rundhaus (Okrąglak).
Szkoleni byli tu oficerowie i podoficerowie jednostek pancernych gen. Guderiana.
W części budynku od strony jeziora, zlokalizowane było kasyno wojskowe. Znane było na całym ówczesnym Pomorzu ze znakomitej restauracji, którą prowadził Georg Tobech.
Adolf Hitler, który w dniach 19 i 20 sierpnia 1938 roku dowodził ćwiczeniami wojsk Wermachtu przed napaścią na Polskę był jego gościem.
Wszystkie uroczystości, koncerty, spektakle teatralne, bale i rauty odbywały się w ogromnej sali widowiskowej, największym pomieszczeniu budynku.
Żołnierze często spędzali wolny czas siedząc i spożywając posiłki na tarasie przyległym do budynku, z którego roztaczał się widok na jezioro Pile.
W piwnicy była piwiarnia, w której serwowano piwa z obszaru całych Niemiec.
W lutym 1945 roku Borne Sulinowo zajęły oddziały 6 Gwardyjskiej Witebsko-Nowogrodzkiej Dywizji Zmechanizowanej. Stacjonowała do 21 października 1992.
W czasach „radzieckich” w Garnizonowym Domu Oficerów mieściły się: klub, kino, teatr, sala koncertowa, dyskoteka i studio telewizyjne lokalnej radzieckiej telewizji oraz podobno dom publiczny.
Z okazji świąt państwowych i innych, obywały się w tym obiekcie rocznicowe uroczystości i apele oraz spotkania głównodowodzących armii „Układu Warszawskiego”.
Często goszczono tutaj artystów z „zaprzyjaźnionych” krajów, przez co stał się on kulturalnym centrum Bornego Sulinowa.
Budynek ozdobiony jest dwoma płaskorzeźbami.
Nad wejściem głównym (od strony zachodniej) jest jeździec z chorągwią, na której widnieje swastyka zasłonięta przez głowę człowieka (pewnie dlatego dotrwała nienaruszona do dzisiaj).
Salę widowiskową wieńczy posąg polującej Diany z jeleniem i dwoma psami.
Obecnie budynek jest własnością prywatną.
Co prawda widać nieśmiałe próby jego rewitalizacji, jednak nie jest on w żaden sposób dozorowany (brak stróża, ogrodzenia, drzwi oraz okien). Na jego teren może wejść każdy, przez co ulega coraz większej dewastacji ze strony chuligańskich wybryków. Jednak największe szkody poczynił pożar w 2010 roku, który na szczęście strawił tylko salę widowiskową i kilka sąsiednich pomieszczeń.
Mam nadzieję, że Dom Oficera w Bornem Sulinowie ma największe czasy świetności przed sobą!
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)




