sobota, 31 maja 2025

Papuć Master

Jutro wybory prezydenckie!!! Po dziesięciu latach ośmieszania tego stanowiska przez Dudusia, mamy wybór między kibolem, ćpunem, alfonsem, lichwiarzem, darmozjadem oraz oszustem w jednym, a tym drugim
Fotografował Grzegorz Maksymiuk
Współpozowała Paula Lylly
Pociągał za sznurki Madcoy

środa, 28 maja 2025

Polaroidowe góry

Kasprowy Wierch

Kościelec

Śnieżne Kotły

Rudawy Janowickie

sobota, 24 maja 2025

Wyjątkowo zimny maj

W zeszłym tygodniu nie było SZF, bo po pierwsze byłem w rozjazdach, a po drugie miałem mało czasu, żeby zaplanować jakąś wcześniejszą publikację, z czego dość często korzystam.

Wyjazd był bardzo intensywny oraz najeżony różnej maści atrakcjami. Ruszyłem z Bydgoszczy w czwartek po północy, by wczesnym świtem dojechać do Kamieńca Ząbkowickiego, nad którym góruje pałac Marianny Orańskiej.
Następnie przemieściłem się do Bielawy oraz Dzierżoniowa, a stamtąd spacerem w deszczu do pałacu Nowizna, gdzie Kamila Szybalska wyprawiała trzydzieste urodziny oraz kolejną edycję sanatoryjnych ekscesów.
Po hucznym wieczorze oraz wypełnionym sesjami zdjęciowymi piątku, późnym popołudniem śmigałem do Warszawy.
Sobota była dniem komiksowym, ponieważ tradycyjnie o tej porze roku odbywały się Międzynarodowe Targi Książki, a wraz z nimi Komiksowa Warszawa.
Niedziela upłynęła na podziwianiu wystaw w nowym Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a wieczorem ekstatycznie podrygiwałem na połączonych koncertach Noviki oraz Reni Jusis. Po tak intensywnym weekendzie dosłownie padam z nóg!
Rolkę Fomapan 100, aparatem Yashica Mat, wypstrykał Grzegorz Pawelski

czwartek, 15 maja 2025

Deterioracja influencerki

Influencer/ka to taki ktoś rozpoznawalny w mniejszej lub większej bańce medialnej, mający wpływ na śledzące je osoby. Taką "sławę" zdobył w różny sposób, najczęściej będąc zajebistym specjalistą w dziedzinie jaką się zajmuje. Może być to motoryzacja, moda, nauka, sztuka, czy ciągnięcie druta w reality show. Jeżeli skupiają się na promowaniu treści, na jakich się znają, to nawet miło się to ogląda, gorzej jak zaczynają pierdolić farmazony ogólnotematyczne, życiowe frazesy, a najgorzej gdy zbaczają w rejony światopoglądowe.

Mam w swoim gronie znajomych parę takich osób, które mógłbym nazwać influencerami. Ewidentnie znają się na swojej robocie, ciekawie, mądrze i z polotem przekazują swoją wiedzę na temat, zaczynając od przysłowiowego medialnego zera, wypracowali pokaźną grupę obserwatorów oraz spore zasięgi. Niestety z czasem zaczynają im się kończyć pomysły, bo ile można wałkować jakiś temat?!!! Prędzej czy później zaczyna się papka w stylu "life is beautiful", "grzyby są spoko", "jesteś zajebista jaka jesteś", "kiełbasa czy kaszanka"... Mam wrażenie, że stają się niewolnikami własnej sławy, bo żeby ciągle funkcjonować w sieci, musisz produkować jakieś posty, rolki, tłity itp., a że skończyły się zagadnienia z kręgu własnych zainteresowań, to mindfulnessowo odlatują.

wtorek, 13 maja 2025

Justyna Steczkowska

Z Juśką zaiskrzyło od jej telewizyjnego debiutu w "Szansie na sukces" (bynajmniej nie tego falstartu z Trubadurami), którą wtedy namiętnie oglądałem, marząc o własnej karierze wokalnej. Pojawiła się tam ubrana w czarny, fikuśny kombinezon, który doceniła Nina Terentiew i jak odpaliła "Boskie Buenos", to Józkowi Józefowiczowi ewidentnie faja sterczała (mi chyba też ale nie pamiętam). Później zwyciężyła opolskie "Debiuty" i taka jeszcze nieopierzona, choć potężnie charyzmatyczna, poleciała "Sama" do Dublina na Eurowizję. Dziwaczny to utwór i raczej spodziewałem się, że świata nim nie zawojuje, ponieważ był zbyt... artystyczny do tego formatu, ale pokochałem go od pierwszej góralskiej nutki. Wróciła na tarczy, a opinia publiczna ją zaorała. Wydała debiutancki album "Dziewczyna szamana", który odtwarzałem zapętlony przez kilka miesięcy i regularnie do niego wracam. Kolejne płyty i single (posiadam prawie wszystkie), czasem lepsze, czasem gorsze, a im bardziej skręcała w kierunku miałkiego popu, tym mniej mnie zachwycała. Będąc nieobiektywnym w zachwycie nad jej talentem, jedyne co mogę jej zarzucić to kulejąca dykcja, przez którą niektóre śpiewane przez nią teksty są ledwo zrozumiałe, a do tego dość infantylne (głównie te napisane przez nią samą). Bardzo rzadko chodzę na koncerty oraz inne wydarzenia masowe, ponieważ niezbyt komfortowo czuję się w tłumie, szczególnie w ciasnych, zamkniętych pomieszczeniach. Jednak od paru lat staram się przezwyciężać tą fobię, dzięki czemu jesienią 2023 roku pierwszy raz podziwiałem ją na żywo, podczas trasy koncertowej "Steczkowska / Demarczyk". OMG!!! To było niesamowite doznanie audiowizualne! Dzisiaj po trzydziestu latach znowu rywalizuje w konkursie Eurowizji. Po materiałach i występach promocyjnych widać, że odrobiła lekcję z poprzedniej porażki. Piosenka "Gaja" jest skoczna, wpadająca w ucho, ma słowiański sznyt, a wykonanie na żywo robi spore wrażenie. Czy to wystarczy żeby tym razem osiągnąć wyższą lokatę, albo nawet sam szczyt? Trzymam kciuki, choć konkurencja w tym "discopolowym" show jest mocna.

Architektoniczne Karkonosze

Obserwatorium na Śnieżce

Labska Bouda

Świątynia Wang

Hotel Sudety

sobota, 10 maja 2025

Atlas wśród karkonoskich skał


foto - Piotr Pietryga
czas - 05.2015
Plener Michałowice

poniedziałek, 5 maja 2025

Cyrku śnienie w operze

Z okazji XXXI Bydgoskiego Festiwalu Operowego poszedłem po pracy na muzyczno-taneczny spektakl w dwóch odsłonach Phenix/Vertikal, stworzone przez Mourada Merzouki'ego wraz z jego zespołem Kafig.

Phénix to spotkanie tańca hip-hopowego, muzyki barokowej i elektronicznej. Na scenie czworo tancerzy nawiązuje dialog z solistką grającą na violi da gamba (barokowy poprzednik wiolonczeli). Wyjątkowość tego zestawienia dodatkowo podkreślają pojawiające się momentami electro dźwięki, inspirowane muzyką J. S. Bacha. 

Vertikal to występ na skrzyżowaniu tańca, lotów i wspinaczki. Dziesięciu tancerzy eksploruje przestrzeń powietrzną, łącząc hip-hop z tańcem wertykalnym, a ich relacja z podłożem ulega radykalnej zmianie... wzlot i upadek, poszukiwanie lekkości i gra z grawitacją. 


Oglądając te występy poczułem się sztywny i stary, bo to co wyczyniają ze swoimi ciałami osoby tańczące, przyprawia o zawrót głowy. Właściwie wszystko było tutaj oszałamiające i bliskie perfekcji. Scenografia w drugiej części składająca się z pięciu mobilnych skrzyń, po/przez które tancerze "przenikają" wzdłuż, wszerz, wzwyż czy w poprzek. Oświetlenie tworzące odpowiedni nastrój i wrażenie przestrzeni. Muzyka, którą chętnie przygarnąłbym na fizycznym nośniku. Choreografia i jej wykonanie - WOW!!! Podziwiając ten spektakl miałem wrażenie snu na jawie, bądź wirtualnej rzeczywistości rodem z matrixa
Mimo tych wszystkich atutów cały czas moje odczucia były dość... ambiwalentne, bo odzierając całość z całej artystycznej otoczki, były to po prostu cyrkowe sztuczki, więc zastanawiałem się czy budynek operowy jest właściwym miejscem do ich prezentacji, a może po prostu stałem się zwykłym, zrzędliwym dziadersem, przestającym nadążać za rozwojem sztuki.