foto Magda Mrozik
niedziela, 31 maja 2020
środa, 27 maja 2020
niedziela, 24 maja 2020
Escargot Day
Dzisiaj obchodzimy Święto Ślimaka.
Jadłem te mięczaki kilka razy w życiu i generalnie mi smakowało, tylko że mało.
W nawiązaniu to pewnego kwietniowego święta, prezentuję dyptyk Rafała Błocha, poczyniony na Misji Wschód.
środa, 20 maja 2020
wtorek, 19 maja 2020
Middle Ages is comming
Ucieśniony Naród cierpi katusze!
Zmuszany do noszenia maseczek i rękawiczek, próbuje racjonalizować sposoby obejścia tego nakazu, zapominając że prawo tworzy się z myślą o WIĘKSZOŚCI, bo jeszcze nie było takiego, który dogodziłby wszystkim. A że ludzie z natury są tępi, stąd czasami absurdalne przykazania.
Gdy nastąpił pierwszy atak pandemii i władza rekomendowała pozostanie w domach oraz zachowanie zasad odstępu i nie gromadzenia się, społeczeństwo tłumnie ruszyło... do lasów. No więc absurdalny zakaz (ciut na wyrost) wstępu do tychże, na szczęście uchylony.
Teraz jest nakaz zakładania rękawiczek w miejscach publicznych i zasłaniania czymkolwiek jamochłonu.
Nieszczęście, bo dusi, rosną pryszcze na ryju, grzybki w płucach, a czyste rąsie atakuje egzema.
DRAMAT!!!
Po co w ogóle wymyślono maseczki i rękawiczki? Zaczęto je stosować w medycynie. Te pierwsze, żeby chronić przed ewentualnym morowym powietrzem. Zaczęło się gdzieś w średniowieczu od słynnych, ptasich masek "doktora plagi". Dlaczego trzeba je nosić obecnie i niekoniecznie władza KAŻE zakładać odpowiednie maseczki, tylko daje spore pole manewru obywatelowi, więc mogą to być apaszka, szalik, bandana, które mają chronić nie bezpośrednio Ciebie samolubny obywatelu, tylko pozostałych obywateli przed Twoimi wyziewami. Wystarczy spojrzeć na pierwszy lepszy filmik demostrujący jak zachowuje się chmura kropelek kaszlowo-kichowych, powstrzymana tymże szmaciskiem zarzuconym na paszczę oraz mająca wolną drogę strzału.
"Cwane Polaczki" jednak nosić nie chcą, bo przecież MNIE NIE CHRONIĄ, tylko szkodzą.
Ciągle JA JA JA JA. Tak bardzo cierpię.
Ale wystarczy udać się do szpitala, na zabieg operacyjny i byłoby wielkie zdziwko i oburzenie, DLACZEGO SŁUŻBA NIE NOSI!!! Choć nie lubię takich porównań, bo nie tylko lekarze są częścią ochrony zdrowia, ale czy ktokolwiek sobie wyobraża takiego Religę podczas przeszczepu serca bez maseczki? Powiem więcej, czy ktokolwiek sobie myśli, że podczas tego wielogodzinnego zabiegu tenże personel zmieniał maseczki, bo przecież po jakimś tam czasie nie funkcjonują prawidłowo?
Puknijcie się samoluby i samochwały w ten pusty łeb!!!
Z rękawiczkami też katorga! Po co zakładać, skoro po dotknięciu czegokolwiek należałoby zmienić? Czy ja serio słyszę takie argumenty? Przecież właśnie te rękawiczki z kolei chronią właśnie Ciebie! Tylko zasada jest taka, że w trakcie macania czego się da (zakupów, klamek, przycisków, poręczy itp.), świadomie powstrzymywać się przed zbliżaniem rąk do twarzy, a po wszystkim umiejętnie te rękawisie zdjąć i umyć łapcie. Proste jak konstrukcja cepa.
NIE! Nie jestem za tym, żeby nosić maski i rękawiczki zawsze i wszędzie. Sam również staram się tą czynność zracjonalizować, czyli maskę zakładam w skupiskach ludzi i nawet jak mijam kogoś w lesie, to nerwowo nie zakładam, bo ryzyko, że akurat w momencie mijanki on/ja kichnie jest minimalne. Rękawiczki noszę w transporcie publicznym, sklepach, urzędach, tam gdzie jestem zmuszony dotykać powierzchni wymacanych przez setki ludzi przede mną.
PROSTE!
Do tego jeszcze widmo 5G, szczepionek, atomówki i globalnego ocieplenia.
KONIEC JEST BLISKI!
niedziela, 17 maja 2020
piątek, 15 maja 2020
Archeologia osiedlowa
Jeden z pierwszych wpisów na tym blogu poświęciłem wspomnieniu mojej rodzinnej wioski, który rozwinąłem opisując lotniczy rarytas, stojący przed moim starym blokiem.
Ostatnio szperając w ojcowym, bogatym archiwum odbitek fotograficznych, wygrzebałem kolejną perełkę, tym razem w kolorze. Zbiegło się to z osiedlowymi wykopkami, podczas których odkopana została piaskownica, w której bawiłem się jako dzieciak.
Zastanawiam się czy zostanie przywrócona jej pierwotna funkcja, albo zostanie ona teraz kompletnie zdemontowana?
Jak widać krajobraz po latach lekko się zmienił. Niestety zniknął profesjonalny kort tenisowy, a stołówka za nim, została częściowo przekształcona w sklep, natomiast reszta stoi pusta.
środa, 13 maja 2020
Pieśń majowa
Chwalcie łąki umajone,
Góry, doliny zielone,
Chwalcie cieniste gaiki,
Źródła i kręte strumyki.
Chwalcie cieniste gaiki,
Źródła i kręte strumyki.
Maj jest moim ulubionym miesiącem roku.
Przyroda eksploduje życiem!
Dzisiaj wybrałem się na krótką (około 25 km) przejażdżkę rowerem, podczas której zrobiłem zdjęcia tych wszystkich kwitnących roślin.
poniedziałek, 11 maja 2020
Wysychające jezioro
Susza w Polsce trwa od kilku jeśli nie kilkunastu lat!
Ponad dwadzieścia lat temu rodzice kupili kawałek ziemi nad jeziorem.
Żeby przeprawić się suchą nogą przez brzegowy łęg, zrobiliśmy ścieżkę z podkładów kolejowych, które stoją jak stały, tylko wody w lesie brak.
Pomost podczas wiosennych roztopów znajdował się praktycznie tuż nad lustrem wody, okresowo zalewany przez większe fale. Obecnie woda jest jakieś 70 cm niżej, a brzeg cofnął się około 2 metry.
Jezioro to posiada kilka zatoczek, z których jedna połączona jest wąskim przesmykiem, więc choć na mapie funkcjonuje jako całość, lokalsi traktują je jako odrębne jeziorko.
Jest tutaj bardzo malowniczo i zacisznie. Gdy na głównej toni szaleje "sztorm", tutaj zazwyczaj wiatr zaledwie mruży taflę. Wiosną kwitną grążele i nenufary.
Dawniej żeby przeprawić się na drugi brzeg tego przesmyku, woda sięgała do połowy uda, a obecnie ledwo kostki zakrywa.
wtorek, 5 maja 2020
Władca ABSOLUTU
Zabiłem człowieka!
Nie był to jednorazowy wypadek przy pracy.
W przypadku terminalnej choroby, gdy kilkuosobowa komisja, w procesie wielu skomplikowanych procedur stwierdza śmierć mózgu, choć serce bije, jelita ciągle się ruszają, nerki filtrują krew, a hormony buzują jak gdyby nigdy nic, zapada decyzja o przerwaniu uporczywej terapii, co skutkuje odłączeniem ciała od maszynerii podtrzymującej funkcjonowanie wspomnianych narządów, w efekcie ŚMIERĆ OSTATECZNĄ.
Procedura ta nigdy nie jest łatwa. Część rodzin nie chce pogodzić się z informacją, że w tym ciele ducha już nie ma, więc histeryzują że zabijamy ich dziecko. Niektórzy rodzice nie chcą wierzyć, że ich potomek sam się poddał i przestał walczyć. Są też tacy, którzy w ciszy godzą się z nieuniknionym, a zdarzają się przypadki, same sugerujące że to już koniec. Obojętnie czy ci ludzie złorzeczą lub dziękują za wszystko, za każdym razem jest tak samo trudno. Szczególnie w chwili, gdy wbrew wszystkim możliwym przesłankom, dającym jasny sygnał do wszczęcia PROCEDURY, nikt nie kwapi się żeby ją rozpocząć. Mózg gnije powoli, wydzielając słodką, mdlącą woń, wychodzi po kawałku przez szpary rany pooperacyjnej. Z każdym dniem zapach zmienia się w smród, a niezagojoną raną zaczyna wyciekać beżowo-brunatny budyń, więc bierzesz ssak, wkładasz do głowy końcówkę drenu, odsysasz co się da, a resztę wyjmujesz dłonią i wyrzucasz do kubła na śmieci. W miejsce tej brei pakujesz gazę, żeby wchłaniała pozostałości, a skóra nie zapadała się nienaturalnie. Ciało nadal funkcjonuje, przyprawiając żyjących o mdłości i wabiąc muchę do odwiedzin ciemnych zakamarków tego CUDU. Myślisz sobie BASTA! Zanim ruszy biurokratyczna maszyna prowokujesz szybki FINAŁ, żyjąc dalej z tym brzemieniem.
Czas pandemii sprzyja myśleniu o absolucie.
Akurat to o czym teraz mam zamiar napisać, przemyślałem i przepracowałem już lata temu i jakoś specjalnie od tego czasu moja filozofia się nie zmieniła.
Moja była oddziałowa, którą bardzo szanuję i lubię, choć przyjaciółką nazwać nie mogę, bo aż tak blisko nie jesteśmy, zmaga się obecnie z nowotworem. Opublikowała dzisiaj "łańcuszek", który ma skłonić tych czytujących długaśne wpisy, a nie przewijających bezmyślnie wall'a, do pochylenia się nad problemem ludzi chorych na "raka", odchodzących obecnie w jeszcze większym osamotnieniu i zobojętnieniu. Wszystkiemu winna powierzchowna ludzka natura, która każe nam rzucać frazesy w stylu "Coś Ci tu?", niż faktycznej pomocy, a w czasie koronawirusa problem ten kompletnie zszedł na dalszy plan.
Zamiast przeczytać, przewinąć i zapomnieć, wbrew sobie postanowiłem jednak wziąć udział w tym "łańcuszku", co wywołało pozytywne zaskoczenie, bo wbrew temu co sobie pomyślałem, moi znajomi faktycznie czytają to co piszę, nawet w sytuacji kiedy tekst nie jest mój.
Wracając do sedna, w wywiadzie dla WeMen pojawił się wątek śmierci, co nawet poskutkowało "nobilitacją" fragmentu tej wypowiedzi w internetowej księdze cytatów. Oczywiście cały mój wywód został odpowiednio skrojony, żeby nie było zbędnego wodolejstwa. Chodziło o to, że już jako dwudziestoparolatek oswoiłem się z własną śmiercią. Założyłem, że dożyję chrystusowych 33 lat i kipnę w glorii oraz chwale. Do tego czasu powyciskam sobie życie jak cytrynę, a jeśli się zdarzy pożyć ponad to, należy jeszcze bardziej z tego korzystać.
Wilk syty i owca cała.
W mojej rodzinie raczej nie ma problemów nowotworowych. Po mieczu mam perspektywę wylewu, po kądzieli zawału, choć pilnie pracuję nad czerniakiem, corocznie przypiekając się do granic możliwości skóry i bólu. Ewentualnie jakaś marskość wątroby się przypałęta, od nadmiaru alkoholowych uniesień. Wiem, że gadać każdy może, co mu ślina na język przyniesie, a gdy teoria zderza się rzeczywistością, zdanie ulega zmianie. W kwestii umierania jestem zwolennikiem determinizmu, zatem w perspektywie nadejścia Kostuchy, nie ma sensu miotanie się, walka, ucieczka, tylko trzeba się poddać bez nadmiernej egzaltacji. W praktyce własnego nowotworu, prawdopodobnie rzuciłbym ręcznik zaraz w pierwszej rundzie. Grunt żeby nie cierpieć. Żeby nie martwić najbliższych, ukrywałbym faktyczny stan zdrowia najdłużej jak to możliwe. Być może na taką filozofię wpływ ma moja praca, gdzie codziennie stykam się z tym tematem, a wygrana bitwa jest zaledwie jedną z wielu w trwającej do śmierci wojnie.
Nie jestem wojownikiem!
Większość ludzi walczy do samego końca i idąc tropem przyrodniczym, to jest zupełnie naturalne, tylko że nieodłącznym elementem NATURY jest ŚMIERĆ, która daje kolejne BYTY. Wierzenia Indian są bliskie natury, gdzie martwe ciało łączy się z Ziemią, a duch łączy się w globalną jaźń MANITU.
Jestem zwolennikiem eutanazji. Człowiek ma prawo decydować sam za siebie. Tak jak ma prawo walczyć do ostatnich sił i środków, tak ma prawo do poddania na każdym etapie tej walki, skoro prędzej czy później śmierć będzie nieunikniona.
Jedną z najpiękniejszych książek, która oswaja temat umierania jest picturebook "Gęś, śmierć i tulipan". Polecam absolutnie każdemu, choć polskie wydanie jest "białym krukiem". Wspaniale spersonifikowana została Śmierć w komiksowej serii "Sandman", doczekując się też własnego spinofu.
Czemu o tym piszę? Ponieważ uważam, że umieranie jako element życia, powinno być oswajane, a nie demonizowane.
Wpis ilustrują zdjęcia autorstwa Angeliki Bykowskiej, korę, mech, grzyby oraz inne paprochy doklejała Hanna Piotrowska, podmalowując całość na trupa.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)


















































