wtorek, 29 maja 2012

Wieśniacki artycha - Motylek

W połowie grudnia zeszłego roku, ogłosiłem pierwsze Candy w karierze tego bloga.
Odzew, o dziwo był dość duży.
Po miesiącu zapisów ogłosiłem wyniki konkursu, a zwyciężczynią została Trzpiotka.
Dziewczęciu wpadła w oko dorowa Kociornica, której z przyczyn oczywistych (nie dubluję już wykonanych przedmiotów) nie mogłem wykonać.

Wreszcie w maju znalazłem odrobinę czasu, żeby wreszcie zabrać się do roboty.
Długo zastanawiałem się co dla niej zrobić, bo ona sama ostatecznie nie określiła się co to może być?
Zapragnąłem zrobić coś megazajebiaszczokiczastego (w końcu robione z przeznaczeniem na przesłodkie candy), a że dziewczę młodziutkie, miesiąc maj i niedługo Dzień Dziecka, zatem padło na Motylka, który przed ostatecznym szlifem metaforycznie płonął niczym ćma w ogniu świec i kominka.
Kilka dodatkowych pociągnięć różnymi frezami, papierem ściernym oraz filcem.
Mała ogrodowo-kwiecista sesja fotograficzna.
I razem z pozostałymi gadżetami wchodzącymi w skład wygranej (niestety los był pusty),
śliczne imago odfrunęło do nowej właścicielki.
Mam nadzieję że szczęśliwie dotarło i nie zaginęło w czeluściach wiecznie głodnej poczty, tak jak pierwsze szydełko dla Anety.

3 komentarze:

  1. A będzie jeszcze jakiś konkurs? Tylko taki trochę mniej skomplikowany. Będzie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamawiam takiego motylka u Ciebie plissssss, wiszącego na rzemyczku...ale się rozmarzyłam:)
    h.

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Wu, nic nie obiecuję ;]

    h, cóż... rodzinie chyba się nie odmawia ;D
    o ile dobrze wydedukowałem, że to rodzina się odezwała ;)))
    jednak rzemyki trzeba sobie załatwiać we własnym zakresie, bo z siebie pasów jeszcze drzeć nie zamierzam, choć jestem bliski ;DDD

    OdpowiedzUsuń