sobota, 22 grudnia 2012

Rozpad osobowości

Długo wyczekiwany Koniec Świata nie nastąpił.
Dzięki temu skończyłyby się wszystkie moje troski, których ostatnio życie mi nie szczędziło.
Były one główną przyczyną blogowej absencji i pęknięcia w psychice.

Podobno skończyła się Era Ryb (mój znak zodiaku), a rozpoczęła się pełna nadziei Era Wodnika.
Tak czy siak obydwa znaki są wodne, więc co ma wisieć nie utonie.
Jeśli ktoś wierzy w ten bull shit, proszę bardzo.
O sobie wiem jedno.
Czas zebrać się do kupy oraz poskładać na nowo!

Zanosząc się szaleńczym śmiechem patrzę z nadzieją w przyszłość.

środa, 12 grudnia 2012

12-12-12 12:12

Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: miała dwa rogi podobne do rogów Baranka, a mówiła jak Smok.
I całą władzę pierwszej Bestii przed nią wykonuje, i sprawia, że ziemia i jej mieszkańcy oddają pokłon pierwszej Bestii, której rana śmiertelna została uleczona.
I czyni wielkie znaki, tak iż nawet każe ogniowi zstępować z nieba na ziemię na oczach ludzi.
I zwodzi mieszkańców ziemi znakami, które jej dano uczynić przed Bestią, mówiąc mieszkańcom ziemi, by wykonali obraz Bestii, która otrzymała cios mieczem, a ożyła.
I dano jej, by duchem obdarzyła obraz Bestii, tak iż nawet przemówił obraz Bestii i by sprawił, że wszyscy zostaną zabici, którzy nie oddadzą pokłonu obrazowi Bestii.
I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło 
i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia -  imienia Bestii lub liczby jej imienia. 
Tu jest [potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć.
Leon Dziemaszkiewicz jako Bestia poruszał się wyjątkowo szybko
Czytanie tekstów apokaliptycznych
Apokaliptyczny poczęstunek
"Anioły Apokalipsy", czyli wernisaż przygotowany przez Dworek Artura - Stacja Orunia w Gdańsku, były podobno ostatnim z corocznego anielskiego cyklu.
Najpierw odbyła się część artystyczna ze śpiewaniem i czytaniem apokaliptycznych tekstów. Jak dla mnie (poczciwego wieśniaka) trochę to było nudnawe, szczególnie gdy za czytanie zabierali się jacyś młodzi ludzie, którzy robili to bez werwy i polotu, niczym na apelu pierwszomajowym w podstawówce. Sytuację ratowała grupa Miut zapewniając fantastyczną oprawę muzyczną oraz Leon Dziemaszkiewicz w roli Bestii Apokalipsy, tarzający się przed zaskoczoną widownią wyjątkowo ekspresyjnie.
Następnie wśród ogłuszających trąb, została otwarta wystawa z pracami 20 twórców. Jak to zwykle bywa, znalazły się tam prace świetne, take se i beznadziejne. Kimonkowy tryptyk nietoperzowy umieściłbym gdzieś pośrodku stawki.
Wystawa potrwa do końca stycznia, zatem o ile świat się nie skończy, gorąco zachęcam do obejrzenia.

Świat chyba rzeczywiście się kończy skoro w reklamie, w której ochoczo bym wystąpił, cenzuruje się integralną część ludzkiego ciała.

Skoro już wybrałem się nad morze, byłbym głupi gdybym nie skorzystał z kąpieli.
W ramach protestu przeciw niczym nieuzasadnionej cenzurze, małpi zad w całej okazałości.

wtorek, 4 grudnia 2012

Anioły Apokalipsy

NIE WRACAM JESZCZE DO BLOGOWANIA!!!

Dzisiejszy wpis służy tylko zaproszeniu na wernisaż.
"Anioły Apokalipsy" odtrąbią rychły koniec świata już w najbliższą sobotę tj. 8 grudnia 2012 roku, o godzinie 17.00, w Dworku Artura, tuż przy Stacji Orunia w Gdańsku.
Spytacie się, dlaczego właśnie teraz chwilowo przebudziłem się z blogowego letargu? Dlaczego zapraszam akurat na to konkretne wydarzenie kulturalne?
Powód jest prosty.
Przyjrzyjcie się uważnie oficjalnemu zaproszeniu na tą imprezę.
Czy znajdująca się na nim grafika, nie wydaje się Wam znajoma? Jeżeli jeszcze macie wątpliwości, to postarajcie się odczytać ostatnie nazwisko tam zamieszczone i nie zważajcie na błędnie napisany pseudonim.

Z największą radością pragnę ogłosić reaktywację duetu HamKid w odmienionych rolach.
Był układ model-rzemieślnik, teraz jest mecenas-artysta.
A co!?
Przed Końcem Świata wszystko jest możliwe.

Na wystawie wśród prac 19 innych autorów zawiśnie tryptyk "BatK.I.M.".
Wstęp jest wolny. Mile widziane stroje w kolorze zaproszenia, czyli czerń oraz fiolet.
Podczas pokazu swój performance pokaże najsłynniejszy w Trójmieście przedstawiciel tej dziedziny sztuki - Leon Dziemaszkiewicz.

ZAPRASZAM SERDECZNIE!

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Zielony dymek...

... zamiast zielonej trawki.
Zawieszam pobyt na tym placu zabaw na czas nieokreślony.

Spędziłem tutaj wiele cudownych chwil, poznałem kilkoro wspaniałych ludzi, nauczyłem się dużo o sobie i życiu, zdradziłem sporo intymnych sekretów, a i tak nikt mnie nie zna, bo najprawdziwsza charakterystyka została napisana na samym początku.


Nowy rozdział???
Ależ skąd!
To tylko RENAMĘT przed końcem świata ;DDD

piątek, 17 sierpnia 2012

środa, 15 sierpnia 2012

Wieśniacki artycha - Krzyżyk

Dawno temu (ponad 2 lata) wspominałem, że razem z pastorałem wykonałem krzyżyk do zawieszenia na szyi. Napisałem też wtedy, że nie mogę go zaprezentować, bo jest uszkodzony, a dokładniej figurka symbolizująca Jezusa miała odłamaną rękę. Wreszcie znalazłem dość siły, czasu i natchnienia, aby ów bibelot zreanimować.
Wykonany jest z dwóch materiałów. Czarny krzyżyk wyciąłem z kawałka oryginalnego hebanowca, przywiezionego przez mojego wujka z Sudanu (podejrzewam gatunek Diospyros mespiliformis). Figurka oraz "pergamin" zawieszony nad głową, wykonane są standardowo z kości wołowej. Jedno z drugim połączone są na "Kropelkę", a w miejsce gwoździ wbite są szpilki (na zdjęciach jeszcze ich nie ma), natomiast zawieszka jest z rzemienia. 
Jedyną różnicą między "starą", a "nową" figurką jest... napis na pergaminie, gdzie prawidłowo brzmiący Chrystogram IHS, zastąpiłem swoim pseudonimem hds. Dlaczego? O tym w dalszej części posta.

Obydwa przedmioty były moim stałym elementem wyposażenia, podczas dorocznych wędrówek na Jasną Górę. Krzyżyk pojawił się na tym blogu dwukrotnie - tutaj oraz tutaj, natomiast razem z pastorałem był widoczny na tym zdjęciu.
W tamtych pielgrzymkowych czasach, praktycznie nie rozstawałem się z tym krzyżykiem (nosiłem go bez przerwy). Byłem tak do niego przywiązany, że wręcz zacząłem się z nim utożsamiać. Wtedy też powstał jedyny wiersz, jaki wyszedł spod mojego pióra, w którym go opisywałem, a właściwie to określałem siebie.
Przytoczę go tutaj, ku przestrodze.
Tak wygląda koszmar poety.
Ja-Krzyżyk
by hds
14.07.1998

Jestem krzyżykiem z przybitym Jezusem.
Czarny jak heban, biały niczym kość.
Futurystyczny i tradycjonalny zarazem.
Kanciasty jak krzyż, lecz obły jak postać Chrystusa.
Zwierzęcy jak kość, ale roślinny jak drewno. 
Moja dwoista natura jest boleśnie złączona szpilkami,
A całość zawieszona w nicości na rzemieniu.

Nie wierzę, że coś takiego spłodziłem, jednak karty pamiętnika nie kłamią. Tak prowadziłem kiedyś diariusz, który przypomniał o drugiej, wypartej z pamięci, jeszcze gorszej liryce.
Dekadę później napisałbym wersję minimalistyczną.

Krzyżyk i Postać
Czarne - Białe
Tradycjonalne - Futurystyczne
Kanciaste - Obłe
Roślinne - Zwierzęce
Krucha Twardość
Boleśnie złączone przeciwieństwa zawieszone w próżni.

Z czasem moja religijność (nie mylić z wiarą) mocno przygasła, a uszkodzony krzyżyk powędrował do pudełka z pamiątkami.
Pozostała wola, aby krzyżyk spalić razem ze mną, a prochy rozsypać na ukochanych biebrzańskich bagnach.
Pozostał również lęk przed religijnymi fundamentalistami, którym wydaje się że sumiennie wypełniają przykazania, zapominając jednocześnie o tym najważniejszym, ustanowionym właśnie przez Chrystusa na krzyżu dyndającego.
Właśnie dla tych "miłujących inaczej", dedykuję piosenkę podpatrzoną na zaprzyjaźnionym blogu. Doprawdy nie wiem jak mogłem przeoczyć jakąkolwiek piosenkę z repertuaru lubianej Justysi? Pewnie dlatego, że nie przepadam za poezją, nawet tą śpiewaną. Chociaż jak zwykle bywają wyjątki i ten do nich należy.

Bóg zapłać.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Krajobraz po bitwie

Niecały miesiąc temu, 12 kilometrów od mojej wiochy przeszła trąba powietrzna.
Obecnie niewielki skrawek krajobrazu prezentuje się tak.
Trąba na żywo, jak szła przez rzekę, prezentowała się tak.

sobota, 11 sierpnia 2012

Pogodynkowy Zbok Qltury

Kolejny zaproszony gość napisał: "Zdjęcia są przewrotne wobec Twojej idei: pokazuję trochę ciała, ale nie jest to w moim odczuciu intymne."
Miałem nie lada zgryz, żeby z tych nadesłanych zdjęć wybrać to jedno "wyjątkowe", zatem równie przewrotnie wybrałem inne niż pozostałe.
Zanim jednak je zaprezentuję, przytoczę historię dodatkowo zamieszczoną w mailu, która w moim odczuciu jest megaintymna i poruszyła mnie bardziej niż same fotki.

"Kilka lat temu zrobiłam wczesną wiosną rewolucję w życiu paru osób. Trochę się z tym borykałam, w te i we wte, aż wczesna jesienią, we wrześniu, koleżanka zabrała mnie w podróż. Nie wiedziałam dokąd, z grubsza tylko że do Rosji.

Okazało się, że wyprawa była na północ, do Karelii nad jezioro Oniega. Było mistycznie i mitycznie, jak to w ruskiej bajce: samotny stuletni dom nad jeziorem, żona rybaka i rybak przez las nocą, jurodiwa Ludmiła, do której wieczorami zlatywały się anioły, rano naga kąpiel w jeziorze, rozgrzana prosto z pieczki, wieczorem bania, wszędzie wielkie białe puchate koty, Wilk i Zając w drodze na Wielką Sołowkę, takie tam.

Wszystko mi się tam poukładało, pozamiatało, jak wracałam, to wiedziałam kim jestem, na czym stoję i co jest w życiu ważne (na tamten moment). Żeby wewnętrzną zmianę uzewnętrznić i utrwalić obcięłam włosy prawie na łyso.

Dowiedziała się o tym znajoma znajomej, fotografka, i zaproponowała mi sesję. Nienawidzę bycia fotografowaną, więc się zgodziłam dla poznania swoich ograniczeń. Okazało się, że kiedy nie fotografują mnie, tylko mogę wejść w rolę, ograniczenia znikają i jestem w swoim żywiole."
Foto by Barbara Wadach
Gdy patrzę na te kilka zdjęć, od razu w głowie wibruje mi jedna melodia
Ten wybór jest zbyt prosty więc w dedykacji poleci polski szlagier z zakrapianych alkoholem domówek.
Jeżeli stali czytelnicy jeszcze się nie domyślili, kto nam się zaprezentował? Wyjaśniam iż jest to...
Nie będę się powtarzał jak wspaniałym jest człowiekiem.
Dziękuję że jesteś! 
;-*

środa, 8 sierpnia 2012

Fafik's travels 28 - Obiekt 3002

Całe swoje krótkie życie byłem przekonany, że w Polsce nie była składowana broń jądrowa (przynajmniej taka była oficjalna wersja w czasach PRL). Rzeczywistość była zupełnie inna. Otóż w naszym kraju istniały trzy składowiska głowic atomowych: Podborsko (Obiekt 3001), Brzeźnica-Kolonia (Obiekt 3002) oraz Templewo (Obiekt 3003). O całej historii można poczytać tutaj.

Znaleźć bunkry Obiektu 3002 nie jest łatwo, gdyż dojazd do nich nie jest w żaden (nawet najmniejszy) sposób oznakowany. Zatem potrzebny jest tubylec znający teren lub pewien stopień kojarzenia faktów (nieoznakowana droga z betonowych płyt biegnąca w las - pewnie nie jest tam bez przyczyny). Nawet jak już dojedziemy na miejsce, trzeba cierpliwie krążyć po lesie w poszukiwaniu budowli.
Powód jest prosty. Akurat ten obiekt został przejęty przez Lasy Państwowe i nie był w żaden sposób nadzorowany, więc całe wyposażenie i złom rozkradziono, a wejścia do pustych skorup bunkrów "zasypano" gruzem i ziemią dla "bezpieczeństwa" osób postronnych. 
Oczywiście zrobiono to na odwal, więc do wnętrza i tak można się wcisnąć na własne ryzyko, o czym informują stosowne napisy.
Niebezpieczeństwo jest spore, gdyż wewnątrz światła brak (obowiązkowo należy mieć ze sobą latarkę!), zaraz po wejściu jest niczym niezabezpieczony czterometrowy uskok, zejście tam jest po baardzo prowizorycznej drabinie (przydatna odrobina siły, giętkości i skoczności), na podłodze wala się pełno śmieci, ze ścian wystają ostre przedmioty, gdzieniegdzie stoi woda (teoretycznie nie wiadomo co się kryje pod taflą), jest kilka ciasnych zakamarków i korytarzy.
Bunkry takiego typu na tym terenie są dwa. Dodatkowo jest jeszcze jeden innego rodzaju, którego zwiedzanie nie wiąże się z żadnym ryzykiem, gdyż jest to przelotowy "garaż" na ruchome głowice.
Jeżeli ktoś nie przepada za taką "ekstremalną" eksploracją obiektów wojskowych to zadbany, w pełni wyposażony (oczywiście głowic brak) bunkier może zwiedzić w Podborsku.
Na koniec chciałbym podzielić się pewnym spostrzeżeniem. Byłem niemal pewien, że dzikie, bezludne tereny są tylko na Podlasiu, dlatego sporym szokiem było dla mnie odkrycie, że teren Pojezierza Drawskiego jest jeszcze bardziej opustoszały. 
Żeby czytelnik nie odniósł mylnego wyobrażenia (czytając te kilka moich relacji z tego miejsca), że są tutaj tylko opustoszałe miasteczka i tereny militarne, chciałbym zapewnić, że ogrom terenów leśnych przytłacza, grzybów w nich jest bez liku, a jeziora i rzeki są niezwykle czyste. Z pewnością wrócę tutaj jeszcze nie raz, bo po pierwszej wizycie jestem pozytywnie zaskoczony.

sobota, 4 sierpnia 2012

Ogłoszenie wyników

Apokaliptyczna Walka Torsów została zakończona!
Oddaliście 59 ważnych głosów.
Tytuł Arcymistrza Światowej Ligi Elitarnych Perfekcyjnych Olśniewających Torsów (ŚLEPOT), w spektakularnym stylu (52% głosów, czyli 31 kliknięć) zdobył Północnik Błyszczący, słusznie typowany przeze mnie na czarnego konia wyścigu.
GORĄCE BRAWA I OKLASKY!!!
Drugim miejscem musiał zadowolić się dotychczasowy faworyt - Wunder Adalbert (25 głosów - 42%).
Na ostatnim miejscu z zaledwie trzema głosami (5%) wylądował Huncwot Kedivad.

Wszystkim biorącym udział w zabawie, zarówno tym którzy poddali się ocenie, jak i tym oddającym swoje cenne głosy serdecznie dziękuję.

Na koniec zestaw prostych ćwiczeń, aby Wasze ciałka były harmonijnie zbudowane ;D
Obowiązkowa dedykacja muzyczna.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Fafik's travels 28 - Kłomino

Kłomino (ros. Gródek niem. Westfalenhof) to polskie miasto-widmo. Coś na kształt ukraińskiej Prypeci, tylko na mniejszą skalę.
Ma podobną historię jak pobliskie Borne Sulinowo (wybudowane przez Niemców, zaanektowane przez Rosjan), które mogło skończyć w podobny sposób.
Większość poniemieckich budynków została rozebrana na poczet odbudowy zniszczonej po wojnie Warszawy, a dokładniej na wybudowanie rosyjskiego daru, czyli Pałacu Kultury i Nauki.
Dojeżdża się do niego wygodnym, równiuśkim brukiem, który powoli również ulega dewastacji.
W samej miejscowości pozostało niewiele względnie całych budynków:
jakieś warsztaty,
 bloki poniemieckie,
kilka bloków poradzieckich, w różnym stopniu zniszczenia, w tym jeden prywatny,
które można całkowicie zwiedzać, pokój po pokoju,
odkrywając w nich "perły" socrealistycznego, domowego zdobnictwa.
Jednak największe wrażenie jest po zajrzeniu do opuszczonego szpitala.
UWAGA!!!
Zapuszczając się w boczne uliczki i alejki, które są mocno zarośnięte, uważajcie na niezabezpieczone studzienki kanalizacyjne!!!