poniedziałek, 31 października 2011

Bizarre Bite 5 - Smażona dynia z chrupiącymi mącznikami

Z okazji Halloween specjalny odcinek (straszno-obrzydliwy) Bizarre Bite.
Będzie bizarre jak nigdy dotąd!

Kolejne amerykańskie święto, z dość dobrym skutkiem zostało przywleczone na ziemie polskie, a jednym z symboli tego dnia jest dynia.
Zatem obowiązkowo ląduje na talerzu.
Dodatkową atrakcją Święta Duchów jest straszenie innych, a sposobów na to jest wiele.
Ja będę Was straszył pozorną obrzydliwością.

Zatem do kuchni czas odmaszerować, by przygotować potrawę:

SMAŻONA DYNIA Z CHRUPIĄCYMI MĄCZNIKAMI

Składniki:
1/16 część pleśniejącej dyni,
porcja żywych larw mącznika młynarka (do kupienia w sklepie zoologicznym lub wędkarskim),
pół cytryny,
łyżka miodu,
olej,
pół szklanki wody,
oregano,
ostra papryka lub chilli.


Czas przygotowania: około 0,5 godziny.

Sposób przygotowania:
Z lekko nadgnitej, pleśniejącej dyni, odkrawamy zewnętrzne (miękkie) warstwy oraz skórkę, pozostawiając twardy miąższ, który kroimy w kostkę (około 2 cm).
Chwilę podsmażamy na patelni, następnie dodajemy wodę, miód i sok z cytryny, dosypujemy oregano oraz szczyptę papryki. Pozostawiamy na ogniu, od czasu do czasu mieszając, aż odparuje cały płyn.

W międzyczasie w garnku rozgrzewamy olej do głębokiego smażenia. Gdy nabierze odpowiedniej temperatury, wrzucamy do niego uprzednio oczyszczone (mogą być przemyte, byleby nie utopione) larwy mącznika.
Śmierć owadów (nieodłączny element dzisiejszego święta) jest natychmiastowa, a my równie szybko (gdy olej przestanie się pienić - około 5-10 sekund) wyławiamy chrupiące truchełka.

Wykładamy na talerz usmażoną dynię, posypujemy wokoło larwami, polewamy gęstym sosem i serwujemy gotową porcję halloweenowego dania.

Ssssssssssssssssssssssmacznego....

Na zakończenie odrobinę ideolo, żebyście jednak spróbowali przełamać naturalne (w naszej europejskiej kulturze) obrzydzenie, gdzie na samą myśl o świadomym zjedzeniu owada, w wykrzywionych ustach rośnie wielka klucha.
Po pierwsze, narody azjatyckie zajadają się robalami od zarania wieków i żyją.
Po drugie, jest to doskonałe źródło łatwo przyswajalnego białka.
Po trzecie, jeszcze jakieś 20 lat temu, przeciętny Polak nie wziąłby do ust krewetki, małża, kalmara czy ośmiornicy.
Po czwarte, prędzej czy później, przy rosnących problemach z pozyskiwaniem "normalnych" źródeł białka, będziemy musieli spojrzeć na owady, jak na łakome kąski.
Po piąte, ryzyko załapania choroby odzwierzęcej jest żadne (zbyt wielka odległość genetyczna nas dzieli).
Po szóste, każdy człowiek przez całe życie, zjada nieświadomie około kilograma różnych owadów.
Po siódme, robaki zjadają nasze martwe ciała, więc czemu im się nie odgryźć.
Po ósme, to jest smaczne! Choć do specyficznego smaku trzeba się przyzwyczaić, tak jak do imbiru, oliwek, trufli czy kaparów.
Wieczorem, gdy do mieszkania wszedł współlokator Panka, pierwsze pytanie jakie zadał brzmiało: Upiekłeś jakieś pyszne ciasto? Gdyż aromat jaki się unosi podczas smażenia jest słodkawo-mączny.

Jeżeli kogoś nie przekonałem, to samą dynię (oczywiście może być świeża), można serwować z krewetkami lub bez niczego. DELICJE!!! Paluszki lizać!

Jeśli jednak przekonałem, to larwy można serwować w takie wieczory, jako odrębną przekąskę (jak chipsy, czy paluszki).

niedziela, 30 października 2011

Mglisty Billy czyli QW 68

IDEALNA LEKTURA na najbliższe dni, a właściwie jeden z wieczorów.
Nie bez powodu jest to Polski Wybór do Nagrody Angouleme za 2010 rok, chociaż dość długo czekał na publikację w naszym kraju
Zombie-wydawnictwo Post znów na chwilę się ożywiło, wypluwając perełkę ze swojego gnijącego truchła.

Mglisty Billy to opowieść o pewnym chłopcu, który oprócz dokuczania swojej młodszej siostrze, zafascynowany jest Śmiercią, zaświatami, duchami oraz innymi stworami nocy.
Guillaume Bianco stworzył komiks nietypowy, bo obok obrazkowej narracji, są tutaj też wiersze, piosenki, fragmenty Encyklopedii Kryptozoologii, z opisami niesamowitych potworów (Dzieciojad, Koleopandry, Mortifery, Myślokształty, Wermikole), jest też Gazeta Osobliwości czy oryginalna plansza Ouija (tylko dla największych twardzieli).
Myślę, że książka równie dobrze będzie bawić dzieciaki, które lubią się odrobinę przestraszyć, jak też dorosłych, którym bliski jest burtonowski humor.

Jak w poprzedniej recenzji, jedynym minusem tej publikacji jest cena (okładkowe sto złotych bez grosza).
Na szczęście nie mogę tego samego napisać o cartoonowych  rysunkach, momentami masakrującymi swoim pięknem i szczegółowością. Robale dosłownie wypełzają z każdego kadru, a jesienne liście złowieszczo łopoczą nad nimi.

Chyba (w 99%) już teraz mogę stwierdzić, że jest to KOMIKS ROKU 2011!!!
Absolutny musisztomieć ;D
Jeżeli moja recenzja jeszcze Was nie przekonała, to może ta pomoże.

sobota, 29 października 2011

Saturday Zbok Fever 68

Któryż to z bliźniaczych braci, wziął tego młodzieńca za oblubieńca?
Czy utulony zwiewnym szeptem listowia, wpadł on w ramiona Hypnosa?
Czy też wycieńczony, bez jadła, picia i odzienia, oddał się Tanatosowi?

Drogie Niewiasty, abyście zbyt wcześnie nie napotkały tego drugiego, specjalnie dla Was ten zmysłowy filmik, po którego seansie, być może ten pierwszy ubarwi Wasze sny.

piątek, 28 października 2011

Pink Friday 16


W warsztacie pracy przybywa, ale nie tylko tam...
Wraz z przybyciem jesieni, przyszła praca, praca & praca.
Praca, która pozwala pochłonąć się całkowicie w swoją realizacje dziecięcych marzeń, oraz nowego doświadczenia, któro stało się powołaniem...
Twarz hds'a zmienia swoje oblicza na każdej rycinie, będąc za każdym razem wyjątkowym odkrywaniem i łączeniem materiałów i technik warsztatu...
13 rycin...
13 rycin, które na razie wiszą wraz z innymi chrabąszczami...


Została przygotowana już ścianka (platforma), na której będą wisieć twarze Freaka, gdy będzie się wchodzić do pracowni mając ją na przeciw wzroku...
więc jeszcze zostało troszkę pracy i odbitek na prasie, by zapełnić tą kilkumetrową płaszczyznę rycinami formatu 50x70...

mimo tak na prawdę krótkiego okresu pracy tam, wkręciłem się niesamowicie...

jesień- pracoholizm & chrabąszcze, które porywając w swój odmienny świat...
podniecenie, adrenalina i wiele walczących ze sobą emocji...
patrząc na zeszłoroczną jesień (która była baaaardzo obfita w malarskie poczynania- niekoniecznie pozytywnej natury), a obecną mogę z czystym sumieniem powiedzieć ze przechodzę faktyczny rozkwit- nie tylko wewnętrzny ale samej pracy i podejścia do niej...

człowiek uczy się by jednak nie kołysać się i balansować tak bardzo w swoich emocjach








Powyżej chrabąszcze odbite ostatniej środy, gdzie jak mróweczka zamknięta w swoim świecie odbijałem twarz za twarzą...  

Tak na prawdę potrafię już bez obecności samego Freak'a, potrafię przelać na papier każdą cząstkę jego ciała... Kilku miesięczna praca tworzenia ciągle tego samego oblicza, sprawiła, że zaczyna ona żyć swoim własnym życiem...
Wiosna...
Wiosna...

Taki to stan wewnętrzny przeżywam, natomiast u samego Freaka rozpoczął się okres zupełnie odwrotny w naszej kooperacji- a raczej taki, który obecnie można ujrzeć za oknem... 

jesień...


Moment, czas (jesień, zima), kiedy to hds zaczyna schodzić emocjonalnie niżej, wraz z nisko wschodzącym i zachodzącym słońcem, któro już nie góruje tak wysoko...
Chwile gdy to wieczorem Freak zasiada w kubkiem gorącej herbaty, okryty kocem, zanurzony emocjonalnie w muzyce, która płynie z głośników, kołysząc nim z boku na bok...
W towarzystwie Pani Steczkowskiej zatrzymuje łzę, której nikomu ponad i dalej pokazać nigdy nie chce... a wraz ze łzą wszytko co nosi głęboko pod sercem...
Freak jednak ma uczucia... wiele...

Jest oceanem, jednym z wielu, które mają w sobie wiele oblicz, stanów i sposobów funkcjonowania... emocji, pozytywów, hasów i pląsów...
jednak sam pląs to nie wszystko... jego dwie natury (bardzo skrajne) biją się czasem, przepychając się jedna z druga... ale chyba ten okres jesienny sprawia fakt, że te dwie siły zaczynają ze sobą tańczyć, zaczynają współgrać, a na pewno przyniosą wiele dobrego gdy wiosną życie zacznie na nowo się budzić...


a żeby nie było tak całkiem melancholijnie, preludium przed kolejnym tworem kooperacyjnym (a raczej projektem fotograficzno- happeningowym), gdzie obok wspólnego ,,Tanga", pojawi się coś jeszcze tanecznego- tym razem z przymrożeniem oka ;)
jako zapowiedz moja kreacja & moja stylistka przygotowująca cały plan działania, robiąc konkurencję duetu ,,Parurarura" ;)

leży na mnie jak ulał :P


będzie się działo ;]
Tango & Rumba... 

czekam na kolejne propozycję taneczne & pomysłów kooperacyjnych  Ham&Kid
(chociaż grafik mamy napięty na cały 2012 rok)

a teraz na jakiś czas...

muzycznie obraz, a raczej głos, który dotknął mnie i podłechtał najdalszych zakamarków mojego serducha



miłego weekendowego, mimo, że może czas niekoniecznie powinienem nastrajać pozytywnie, ale chyba największą odwaga jest uśmiech mimo, że wszystko dookoła może mieć zupełnie inny wymiar...

pozdrawiam

K.I.M.

(Kimi Sugar)

środa, 26 października 2011

Drobiażdżki HeHe

Szybka prezentacja tatusiowych bibelotów.

Figurka (kość + węgiel)

Spinka do włosów (róg bydlęcy)

Zegarek (zegarek naręczny vintage + drewno jałowca)

Brosza 1 (kość + drewno jałowca)

Brosza 2 (kość + róg bydlęcy)

wtorek, 25 października 2011

Księgarnia internetowa MORGANA

Tym razem odrobinę prywaty!
Czyli o biznesie, który niedawno zaczęła rozkręcać moja kochana kuzynka.


Jest to miejsce, w którym znajdą Państwo bogaty wybór książek, filmów i audiobooków przeznaczonych dla kobiet. Nasza oferta dedykowana jest kobietom, które poszukują dla siebie tego rodzaju literatury oraz mężczyznom, którzy chcieliby zrobić kobiecie gustowny prezent.

Tak jest napisane w notce o firmie.

Jak dla mnie to odrobinę bez sensu.
Rozumiem, że specjalizacja na rynku jest bardzo pomocna, że nie tylko "mydło i powidło", ale dlaczego w poszukiwaniu swojego targetu, poruszać się w aż tak wąskim gettcie.
Gdzie twórczość przeznaczona dla młodych niewiast (dzieci i nastolatki)?
Gdzie literatura fachowa?
Gdzie w tekście informacyjnym, mężczyźni zwyczajnie lubiący kobiecą literaturę i te wszystkie ballady oraz romanse?
Gdzie książki dla kobiet uwięzionych w męskich ciałach i vice versa?
Gdzie komiks kobiecy!?


Tyle sarkastycznych złośliwostek ;D

Gorąco zachęcam WSZYSTKICH zainteresowanych kobiecą naturą, do zakupów w sklepie, za powodzenie którego ręczyłem własnym, chudziutkim portfelem ;)))

KUPUJTA I REKLAMUJTA WŚRÓD ZNAJOMYCH!!!

Żeby biznes nie był aż tak anonimowy, poniżej przedstawiam zdjęcie właścicielki oraz jednego z poręczycieli, wykonane jakieś 17 lat temu, gdy obydwoje nakręcaliśmy się wizją wielkiej kariery w showbiznesie ;DDD

niedziela, 23 października 2011

Qltury week 67

Wrona zerka z Rajkowskiej Palmy w Warszawie,
Oko łypie z ziniolowej Polski dla wszystkich w Lublinie,
a Bóg odezwał się do Niego w Koszalinie.

sobota, 22 października 2011

Saturday Zbok Fever 67

Nie wiem , czy jest jakikolwiek sens prowadzenia dalej tej rubryczki...
Jeden, niewinny, gościnny występ Małpki, zrobił niesamowitą furorę wśród czytelników ;]
Ludzie! Poszaleliśta! Tam jest tylko rysowany, wyimaginowany Wacław a'la Sputnik ;D
Zimowe zdjęcie Pana Alexei Nikolaev'a, nawiązuje po części do Wczesnojesiennego dumania Sydoni.

Muzycznie nic specjalnego. Ot taki Jamie chodzi po rześkim lesie, a na liściach miziają się wilgotne owady ;)

piątek, 21 października 2011

Pink Friday 15


Po zeszłotygodniowym nawale oglądalności mego wpisu, a raczej tego co w nim się znalazło, zastanawiam się czy kiedykolwiek pobije jeszcze taką oglądalność ;]
sądzę, że tak ;]

jak wiadomo padło wiele ciekawych komentarzy, które nakręciło burze mózgów kooperacji Ham&Kid i przymierzamy się do nowego chrabąszcza- ,,Malinowy Sputnik" ;)
więc zapewne i on ,,podbije serca" wirtualnych fanów Dziaduszka :P
oczywiście wyjaśnić muszę, że szkice z zeszłego tygodnia są po prostu dobrą zabawą, żartem- bo wiele osób chyba troszkę źle ,,nastawiło" się do tej machlojki graficznej ;]

Pomysłów jest wiele, teraz tylko czas znaleźć na realizację;
są to dobre momenty- przełomowe również :)

czas...
no właśnie!
czeka jeden bardzo ważny dla mnie projekt (fotograficzny), który spędza mi sen z powiek- ale właśnie czas... zabija mnie totalnie :D
a zapewne po nim potoczy się niesamowita machina podejmowanych ostatnio tematów...
również przyszedł czas na wrzucenie w eter dawno ukończonego obrazu wraz ze szkicami, który czekał na swój moment od dłuższego czas...
ale jest to chwila gdy mówię- tak, to jest ten moment!
wiec niebawem i zaległy ,,chrabąszcz" ;)

wydawało mi się zawsze, że w naszej kooperacji gram jedynie skrzypce rysunkowe- no niestety (albo stety) nie ;] hds pod moim wpływem- mojej małpiej głupoty rzecz jasna- zaczyna również nabywać moje nawyki niekontrolowane ;]


patrz głupie miny ;]

starszemu Panu nie przystoi czasem tak się zachowywać, ale nie wygra z naturą ;]
a tym bardziej z trzymającym prym dzieciakiem...

ale ale!
nie dajcie zwieść się tej słodkiej minie Freak'a...
Pamiętajcie:

Dzik jest... dziki!!!!



więc nawet minka nie pomoże ;)
heheh

choć wolę takie minki, niż smutaśne posty, na temat ciężkiego i niestety szarego życia...
o zgrozo! usmiałem sie po pachę samą go czytając- hds starający sie być poważny i stanowczy uderzając ręką o stół ;P
gdzie niby pieniądz najważniejszy nie jest, a całość skupiła się nad... kasą 0_O

Freaku... Do Krakowa has jak nic- muszę Cię utemperować...
rozumiem jesień, melancholia...
ale wszystko ma swoje granice ;P
a że wiosna góruje w mym emocjonalnym stanie, jak najbardziej czeka Cie rozkwit ;)


Ostatnio można było również dowiedzieć się o tym że hds stał się teraz również twarzą w pracowni Wklęsłodruku ;]
(zabieram dziada wszędzie gdzie mogę, by Jego sława nie zgasła- taki dobry dla Niego jestem)



jego oblicz przybywa
(o czym można przeczytać tu, tu i tu)
i będzie jeszcze więcej ;]

z racji, że w tej pracowni nikt nie pokusił się (o zgrozo) o portrety realistyczne i pracy nad nimi w większych ilościach, oczywiście zaczynam zacierać ten szlak ;P

zatem facjata Freak'a Dziaduszka spogląda na mnie podczas ciężkiej pracy :D
i jak tu się nie radować ;]

staje się to już manią u nas w pracowni- gdzie się nie obejrzysz, tam zerka na Ciebie jakiś koleś wychodzący z cienia ha ha ha :)





na zakończenie preludium rysunkowego tryptyku ,,Downfall", który był zrobiony jeszcze na słynnej majówce, gdzie po raz pierwszy ciałem swym hds z wypiekiem na policzku pojawił się u mych wrót ;)




za tydzień więcej o gumisiach, chrabąszczach i o samym hds'ie, którego kolejne oblicze odkryje przed podglądającymi poletko pipulami :)
dziś już za dużo nawdychałem się nafty i benzyny ;)

muzycznie dziś sponsoruje K.I.M. (bra) :)



miłego weekendowania :)

cium bum bum

K.I.M.

czwartek, 20 października 2011

Przodownik pracy - Leśniczy

Tak właściwie to nie wiem, czy powinienem o tym zawodzie pisać w cyklu Przodownik pracy.

Obsesja zostania leśniczym, zaczęła się gdzieś w okolicach siódmej klasy SP, gdy dzieciaki muszą powoli myśleć, czym chciałyby się zająć w życiu dorosłym.
W mojej rodzinie (bliższej czy też dalszej), nikt wcześniej nie był związany z tym zawodem. Nawet nie było znajomych pracujących w lasach.
Natomiast od wczesnego dzieciństwa, posiadałem olbrzymi głód przyrodniczej wiedzy, zatem wybór odległego o jakieś 60 km Technikum Leśnego, był zupełnie naturalny.
Jednakże wybór, a realizacja celu, to zupełnie dwie różne sprawy.
Nie będę ukrywał, że byłem strasznym mamisynkiem i we wszystkim słuchałem się matuli. Zatem kobiecina swoim autorytetem odwiodła mnie od tego pomysłu (bo szkoła daleko, bo internat, bo można przecież później studiować, jeśli nadal będę chciał itd.). Koniec końców wylądowałem w pobliskim (12 km) LO, a entuzjazm przez cztery lata pilnej nauki, odrobinę przygasł.

Z przykrością (po latach) mogę powiedzieć, że to był pierwszy, poważny błąd życiowy.
Oczywiście nie mogę w 100% twierdzić, że wybór tamtej drogi z perspektywy czasu, byłby lepszy.
Wiem tylko, że mocno żałuję tej decyzji.

Po szkole średniej ogólnokształcącej, trzeba ponownie zastanowić się nad dalszym funkcjonowaniem w społeczeństwie. Dawny entuzjazm znowu zapłonął i złożyłem papiery na Akademię Rolniczą im. Augusta Cieszkowskiego w Poznaniu (kierunek Leśnictwo). Dodatkowo (na wszelki wypadek) startowałem na Biologię, na Uniwersytecie Adama Mickiewicza (też w tym mieście).
Egzaminy zdałem na obydwa i na obydwa nie dostałem się z braku punktów (na jednej i drugiej uczelni byłem drugi pod kreską).
Tutaj chciałbym serdecznie podziękować mojemu wychowawcy (jednocześnie nauczycielowi języka angielskiego) w liceum, za jedyną mierną na świadectwie maturalnym.
DZIĘKUJĘ CHUJU Z AMERYKAŃSKIEJ BUDOWY!
Złożyłem odwołania i jesienią okazało się, że jednak na biologię dostałem się, bo ktoś tam zrezygnował.

Las cały czas tkwił we mnie, zatem po dwóch latach znów szturmowałem uczelniane progi, ale żeby nie musieć rezygnować z bioli, postanowiłem pójść na zaoczne. Udało się.

To był drugi błąd życiowy.
Strata czasu, pieniędzy i pracy włożonej w proces edukacji.

Otóż studia zaoczne (podejrzewam że nie tylko leśnicze), polegają głównie na uzupełnianiu oraz poszerzaniu specjalistycznej wiedzy, zdobytej wcześniej w technikum, gdzie dodatkowo uczniowie mają pełno praktyk w terenie.
Dla laika (takiego jak ja) wkuwanie tych wszystkich rębni, sposobów hodowli lasu, pomiarów drzewostanu itp., było prawdziwą drogą przez mękę. Chociaż podskórnie czułem, że gdybym miał to przedstawione od podstaw w technikum, to nie miałbym z tym żadnych problemów.
Przynajmniej typowo przyrodnicze przedmioty (botanika, zoologia, entomologia, dendrologia) sprawiały mi radochę.

Koniec końców papier Inżyniera Leśnictwa posiadam, natomiast raczej nigdy nie będzie mi dane wykonywać wymarzonego zawodu.
Bo chociaż po studiach mogłem podjąć pracę w tym zawodzie, dzięki staraniom (plecom) rodziny (a nie jest łatwo, bo to jeden z niewielu zawodów mocno... rodzinnych, zatem wbić się w to środowisko jest niezmiernie ciężko), to jednak nie zdecydowałem się.
Po prostu stchórzyłem, widząc jakie braki w wiedzy i doświadczeniu posiadam.

Żeby jakoś specjalnie nie cierpieć z powodu niezrealizowanego marzenia, gdzieś po drodze wyimaginowałem sobie, że inną wymarzoną (nieco pokrewną) rzeczą, którą mógłbym z "papierem" biologa i leśniczego robić jest praca we wszelakiego rodzaju Parkach Krajobrazowych czy Narodowych.
Takim absolutnym hitdream jest Biebrzański Park Narodowy.

Kilka lat temu miałem możliwość zmiany pracy, z tej którą cały czas wykonuję, na pracę we Wdeckim Parku Krajobrazowym.
Umówiłem się na rozmowę z panem dyrektorem, który po krótkiej, uprzejmej pogawędce, patrząc w moje dokumenty, skwitował:
- Biorę Pana od razu! Porozmawiajmy o pieniądzach. Ile Pan zarabia tam gdzie pracuje?
- Tyle i tyle.
Dyrektor nieco zmarkotniał i odrzekł:
- Tyle to zarabiam tutaj jako dyrektor placówki.
Proponował mi najniższą krajową pensję, za ośmiogodzinny, rankowy tryb, od poniedziałku do piątku, z ośmiokilometrowymi dojazdami i mieszkaniem z rodzicami pod jednym dachem (raczej za te pieniądze miałbym marne szanse na "samodzielność").

Z niemiłosiernym bólem serca podziękowałem...

Z gasnącą nadzieją, nadal czekam na poprawę płac w tym sektorze...
a lata lecą...

wtorek, 18 października 2011

Blogo(vs)Kazik 10 - 366 Kadrów

Kolejny numer Blogo(vs)Kazika poświęcony jest nietypowemu komiksowi internetowemu, tworzonemu przez Dennisa Wojdę.
Ten grafik z zawodu (po warszawskiej ASP), a scenarzysta i rysownik komiksowy z zamiłowania, postanowił...
Może oddam głos samemu autorowi:
Postanowiłem narysować komiks w 366 dni. To miał być eksperyment, strumień świadomości w zwolnionym tempie – prawie każdego dnia powstawał jeden kadr.
Inspirację komiksu stanowią anegdoty o mojej rodzinie, tak jak je zapamiętałem z opowiadań. Niektóre z opisanych przygód zdarzyły się naprawdę, inne są wymyślone. Jednak wszystkie postaci naprawdę żyły albo żyją.

Pomysł przypomina mi fotograficzny performance krakowianki Cecylii Malik - 365 drzew, podczas którego artystka fotografowała się przez okrągły rok, na starannie bądź spontanicznie wybranych drzewach.

Rysowana historia ruszyła w marcu zeszłego roku, zatem już dawno powinna się skończyć, a jednak kontynuowana jest dalej. Jak pisze Dennis:
Spełniłem swoją obietnicę. Ale nie mogę tak po prostu przerwać historii. Za dużo zostało do opowiedzenia. Zapnijcie więc pasy, czeka nas jeszcze długa droga.
Na samym początku, artysta był bardzo konsekwentny i wrzucał jeden kwadratowy kadr każdego dnia, gdzieś w okolicy poranka. 
Później harmonogram niestety się posypał, więc tytułowe 366 Kadrów zostało zakończonych pod koniec kwietnia tego roku.

W opowieści przewijają się historie bliższych oraz dalszych krewnych, z różnych pokoleń, którzy na swojej drodze czasem spotykają postacie historyczne, takie jak chociażby słynny gitarzysta.
Całość nie jest opowiadana linearnie, tylko bez przerwy skacze w inny czas oraz miejsce.

Jeśli lubicie rodzinne biografie, opowiadane w miarę systematycznie, do tego prezentowane w przystępny, komiksowy sposób, to ten blog jest stworzony dla Was.


W 2012 ukaże się papierowa wersja komiksu nakładem wydawnictwa W.A.B.

niedziela, 16 października 2011

Qltury week 66 czyli Samotny Matador

Znowu kulturalna posucha, zatem czas na kolejną recenzję, najlepszego (w mojej subiektywnej ocenie) komiksu, wydanego na tegoroczny MFKiG.

The Lonely Matador, to alternatywna historia jednego z najsłynniejszych hiszpańskich matadorów - Juan'a Belmonte.
Gościu miał chore nóżki i z tego powodu opracował własny, widowiskowy styl walki z bykami.
Po latach intensywnego życia (alkohol, nikotyna, sex i bliskie starcia z bydłem), dostał przykaz od lekarza, iż na emeryturę czas.
Jednak nie takie z nim numery i zamiast w bujanym fotelu sączyć ziółka, przykryty ciepłym kocykiem, wolał odstrzelić sobie mózg.
Komiks opowiada o tym, co by było gdyby tego nie uczynił.

Zacznijmy od wad komiksu, do których należą:
1. CENA, Cena, cena - okładkowe 44 euraczy lub 111 złociszy, to nie jest mało.
2. Odpychające, dziecięce rysunki. Chciałoby się rzec, że samemu lewą nogą lepiej bym to narysował... gdybym miał talent. Chociaż jest w nich pewien niezaprzeczalny urok przedszkolnych zabaw kredkami.

Tutaj przechodzimy do zalet.
Specyficzny humor panujący wewnątrz książeczki, zrozumiały jest chyba dla każdego (młodego, starego, kobiety, mężczyzny, czarnucha, białasa i żółtka).
Opowieść jest niema i niezbyt skomplikowana. Ot zwykły tydzień z życia wyblakłej gwiazdy. Podobnie jak w kultowym "Rejsie", obserwujemy umownego konia, krowę, kurę, kaczkę... czyli NUDA, nic się nie dzieje ;)))

Kolejna zaleta to jakość wydania, w formacie A4, w twardej oprawie z "surowej" tektury, a wewnątrz cała masa wmontowanych gratisów, poszerzających opowiadaną historię (w komodzie znajdą się jakieś zapomniane zdjęcia, ze ściany sfrunie wielki plakat, w markecie dostaniemy ulotkę itp.).
Cieszyłem się jak dziecko z tych dodatków, gdyż przypomniały mi one o własnym pamiętniku, prowadzonym w taki sam sposób, gdzie obok wspominek zbuntowanego nastolatka, wklejałem jakieś listy, piórka, bilety, kwiaty, ulotki, suszone żaby, wycinki z gazet, liście, foty...

Dodatkowy plus daję za... psa, wyglądającego jak nadmuchany, futrzany balon ;D

Właściwie można by dyskutować, czym ta publikacja jest, czy to jeszcze komiks, a może ilustrowany pamiętnik lub bajka dla dzieci bez morału?
Na festiwal zostało wydanych wiele komiksów mądrzejszych, ładniejszych, czy tańszych, jednak ten urzekł mnie swoją INNOŚCIĄ.

sobota, 15 października 2011

Saturday Zbok Fever 66 - Pink Friday 14 Edition


Już po raz drugi dostąpiłem zaszczytu poprowadzenie cyklu Saturday Zbok Fever na owym poletku... Z racji, że ostatnio cały czas coś przeszkadza początkiem weekendu (czytaj piątku), mój cykl Pink Friday zazwyczaj uchodzi boczkiem...

Znaleźliśmy kompromis wraz z hds'em ;]

jak wiadomo podczas SZF oprócz fotografii, pojawiaj się szkice, które freak zdobywa podczas komiksowych wypraw ;]
można je zobaczyć np. tu, tu czy tu :D

ale mam nadzieje, że się poprawię i w kolejny piątek będę mógł ,,zaszaleć" ;]

na wstępie pojawił się ,,Sensitivity & Freak'in Beauty", którego właściciel poletka nie za bardzo lubi ;]



Skoro mówimy już o rysunku, modelowaniu, pozowaniu i akcie, muszę się pochwalić, a może raczej uwiadomić samego hadesa oraz czytelników (podglądaczy), że Jego facjata wyjdzie nieco poza ramy mojego prywatnego dziobania i poleci na salony Krakowa ;]

Otóż z racji, że posiadam modela, który zrobi dla mnie wszystko podczas pozowania, nie zważając na niedogodności czy niemożliwe pozy, profesorowie z ASP pozwolą to sobie użyć i wykorzystać, dając mi wiele swobody w samym studiowaniu ;]

co to znaczy?

Otóż rysowany akt podczas zajęć niczego ciekawego nie wnosi, jak tylko dziobanie starszego pana, bądź starszą panią, którzy stoją w kontrapoście, siedzą, bądź leżą rozłożeni jak lukrecja...
można pobawić się fakturą, kadrowaniem, lub po prostu krechą...

a co ze stylizacja która jest ostatnio dla mnie charakterystyczna?
czy zamknięcie się w ,,normalnym" akcie nie będzie mnie w jakiś sposób ograniczało?
no właśnie ;]

i tu pojawia się rozwiązanie...
,,...dziobaj swoje, ubieraj, a my zaczniemy się przyglądać Twojej pracy i po prostu będziemy mówić czy jest to dobre czy nie..."




Również w pracowni grafiki warsztatowej (Wklęsłodruk), na zaliczenie semestru powstanie duży tryptyk portretowy nikogo innego jak samego hds'a ;]
technika (akwaforta, akwatinta, mezzotinta, sucha igła) jeszcze nie została wybrana, z racji, że ogarniam powolutku każdą z technik...
zapewne zostaną połączone :)

i w taki oto sposób powstało ,,nasze" pierwsze dziecko w rycinie :)
portret Freaka (na podstawie szkicu ,,Dusty") w akwaforcie, który niebawem ujrzy światło dzienne...

chyba ta facjata w moim portfolio nie mogła przejść obojętnie- chyba Dziaduszek faktycznie ma coś w sobie, co nie tylko ja dostrzegam ;]
ale to chyba oczywiste ;]

Z racji, że w SZF wypada kolej na panów, chciałbym uchylić rąbka tajemnicy przed szkicem, o którym zostało powiedziane dość dużo- ale chyba jeszcze nie czas na jego publikację (jeszcze trzeba poczekać mimo wszystko)
zatem jako preludium seria szkiców wstępnych, które były przyczyną powstania bardziej szczegółowego szkicu (powstały dawno dawno temu), który będzie kontynuowany na większym płótnie :)









a na zakończenie fragment szkicu, który sam za siebie wiele mówi, co będzie tłem obrazu ;]
w końcu hades... to Hades :D



muzycznie
(musiałem ha ha ha)



chociaż dziś powinno być raczej to poniżej z racji diabolicznych dwóch cyfr SZF & stylizacji bóstwa podziemi ;]

Kimuszka zazdrości Kimuszce, że potrafi tak ładnie się bujać na...
wielkim ptaku ;P
ha ha ha



zatem życzę w imieniu swoim oraz Dziaduszka miłego weekendowania :)

jesteśmy w taczu :)

K.I.M.

P.S. nie lubię malin...
chociaż czasem przebłyski mi się pojawiają ;P