Gdzieś na przełomie wieków, gdy uzyskałem upragniony tytuł licencjata nauk przyrodniczych, a dokładniej z mojej ukochanej BIOLOGII, pełen młodzieńczego zapału do edukowania dzieci, postanowiłem zatrudnić się w szkole.
Po zarejestrowaniu się w Urzędzie Pracy jako bezrobotny, dość szybko otrzymałem intratną propozycję zostania Panem Świetlicowym w Szkole Podstawowej, w sąsiedniej wiosce.

To była prawdziwa szkoła... przetrwania ;D
W okresie jesienno-zimowym, dojeżdżałem do pracy ówczesnym gimbusem, a później śmigałem rowerem.
Spędziłem tam wspaniały rok (bo tyle przewidywał kontrakt między UP i SP).
Do moich głównych zajęć, należało zajmowanie się dzieciakami w klasach 0-3.
Co dokładnie z nimi robiłem, opisałem w tym wpisie ;)
Czasami oprócz wojskowego drylu, próbowałem nieszczęśników czegoś nauczyć, a nawet wychować.
Cóż... Te karkołomne próby, doskonale ilustrują miny chłopców z poniższego zdjęcia ;DDD

Dodatkowo prowadziłem zajęcia w zastępstwie nieobecnych nauczycieli, zatem zdarzało mi się być: przedszkolankiem, wychowawcą klas 1-3, nauczycielem biologii w pozostałych klasach oraz dziecięcym katechetom ;)))
Szkoła, w której miałem przyjemność pracować, była chyba ewenementem w skali kraju, gdyż dzieci z zerówki, nie miały żadnej styczności z kobietami.
Wychowawcą, katechetą i świetlicowym byli sami mężczyźni!!!
Muszę przyznać, że to było widoczne, w tym jak te dzieci później się zachowywały ;)
Na zakończenie roku szkolnego, udało mi się w absolutnej tajemnicy i konspirze, przygotować z zerówkowiczami dedykację muzyczną:
Oczywiście była to totalna zgrywa i mrugnięcie okiem do reszty grona pedagogicznego, bo na moich zajęciach było wszystko, tylko nie
DYS-CY-PLI-NA!! ;D
Najczęściej klasa cała wrzała i huczała, ewentualnie uciszałem bachory, gdy nauczyciele z sąsiednich pomieszczeń w ściany walili ;)))
Zresztą dla podkreślenia tej ironii, miałem zupełnie inny (kolorystycznie) strój oraz fryzurę, niż pan Emilian Kamiński.

Wszyscy uczestnicy uroczystego zakończenia, pokładali się ze śmiechu podczas tego niespodziewanego występu ;DDD
Kończąc moją przygodę z nauczycielstwem, po uzyskaniu mgr'a, przez 3 miesiące poszukiwałem bezskutecznie ciepłej posadki w Piernikowe.
Co prawda korci mnie czasami, żeby zrobić sobie jakiś mały doktoracik w tym kierunku, jednak z drugiej strony zadaję sobie pytanie:
Po co???
Odpowiedź mam jedną:
Żeby sobie na nagrobku dr wygrawerować.
Zatem chyba nie warto ;) Chociaż kto wie ;>















