środa, 30 marca 2011

MegaExtaza


Nadal nie opuszcza mnie dziwne wrażenie, że tańce, czy upusty krwi, które tak ochoczo polecałem Wam niedawno, kilku jednostkom nie pomogły pozbyć się wiosennego napięcia, zatem sublimują je w nałogowe blodżenie ;D

Zatem proponuję kolejną garść rad ;)

Może na ten przykład zmontujcie sobie któryś z przedmiotów, niesamowicie elektryzujących w poniższym teledysku ;D


Albo wzorem Natalii LL (fragment jej zdjęcia otwiera ten post), zajadajcie się bananami ;)))

Natalia LL from deserteaglez on Vimeo.


Najlepiej jednak pójść po prostu na długi spacer.
Jest śliczna pogoda, słonko pieści twarz, ptaszęta ćwierkają, skacząc z gałązki na gałązkę, a koty grzeją się... w słońcu.

Zatem kolejny raz życzę Wam udanego dnia oraz celnego upadku arbuza hahaha

P.s. A dla Złośliwej Małpy osobna dedykacja hi hi

wtorek, 29 marca 2011

Blogo(vs)Kazik 3 - Trzyczęściowy garnitur

Kiedyś już wspominałem, że nienawidzę czytać długich wpisów, a jak jeszcze w tekście brak jest jakiegoś przerywnika (zdjęcie, muzyczka) to koniec.
Mózg mi się zawiesza, uruchamia myszkowy scroll, byle szybko do końca.

Jednakże zawsze musi być wyjątek od reguły, a takim jest bez wątpienia Trzyczęściowy garnitur.
Pisany piękną, nienaganną polszczyzną, z pomysłem i bez zbędnego przynudzania.
Tam właściwie nie ma zwyczajnych wpisów, to wszystko są felietony-perełki.

Blogowy wzorzec z Sevre!

Prowadzony przez dwie sympatyczne dziewczyny,

piszące o sobie, z wielkim przymrużeniem oka:

Ewa Tomaszewicz – jedyna niezależna i kryształowo uczciwa recenzentka środowiska. No dobrze, żartowałam. Zarozumiała, pewna siebie i przekonana o własnej wiedzy i kunszcie dziennikarskim. W rzeczywistości mierna pseudoaktywistka pokrywająca swoje braki i lecząca kompleksy pseudointelektualnymi wywodami. Nie zależy jej na dobru środowiska, a jedynie na własnej popularności. Nie może znieść, że nikt dotąd nie wybrał jej na żadne znaczące stanowisko.

Małgorzata Rawińska (vel Rude de Wredne) – odkąd na początku lat 90. pokazała się w mediach, nie potrafi bez nich żyć. Zaangażuje się w cokolwiek, byleby o niej mówiono. Nie waha się nawet wałkować na forum publicznym swoich prywatnych spraw. Jej nieustannemu parciu na szkło towarzyszy kompletny brak wyczucia i przekonanie o własnej genialności. Największa bolączka: nadal nie wie, jak zarabiać na swoim aktywizmie. Najkrótsza charakterystyka: nie wie, kiedy odejść.


Łażą absolutnie wszędzie, lansując się na każdym kroku ;)
Zaczynając od ich kabaretu Barbie Girls, poprzez kampanię Miłość nie wyklucza, na konkursie Love is in the Air kończąc.
W tym ostatnim zdobyły nagrodę, czyli ślub w przestworzach, który odbył się w grudniu zeszłego roku.
Więc od tego czasu udzielają się medialnie: w prasie jako psiaki, w TV jako nowożonki, a ostatnio "straszą" w najnowszym numerze Glamour (to zdjęcie na początku posta jest z tego artykułu).

Jak się rozkręcała cała medialna machina, wyraziłem obawę że jeszcze chwila, a nawet spod wanny w mojej łazience wyskoczą.
Ewa zapewniała mnie, że nic takiego nie nastąpi, a jednak...

obiecanki-cacanki ;DDDDDDDD

OK.
Przepraszam.
Przesadziłem.
Nie lansują siebie.

Poprzez własny, pozytywny przekaz, oswajają polskie społeczeństwo ze środowiskiem LGBTQ, że nie taki wilk straszny, że ludziom nieheteroseksualnym należą się takie same prawa jak pozostałym, że w Polsce nadal mocno dyskryminuje się "innych" (kolorowych, kobiety, garbatych, homo).
Robią to z taktem i wyczuciem, bez zbędnego pieniactwa i poszturchiwania.

Współczesne Siłaczki ;)))

poniedziałek, 28 marca 2011

Dens do ostatniej kropli krwi


Wiosna zaszumiała wszystkim w głowach, czas więc ruszyć w taneczny pląs.

Samba, rumba, disco, cha cha,
rock'n'rolla, cucaracha,
walc i tango argentina,
techno, rap, soul, valentina.


Gdzie nie zajrzeć na różne blogi, tam odbywają się ekstatyczne tańce ;D
Ludzie muszą jakoś odreagować tą hormonalną burzę, związaną z wiosennym przesileniem.

Również tutaj ostatnio zrobiła się gorąca miejscówka.
Ja rozumiem, że krew w tętnicach buzuje na granicy wrzenia, szczególnie gdy w postach pojawiają się apetyczne fotki. Tylko że część z moich szanownych gości, poważny bądź co bądź blog, myli z jakąś pospolitą czaterią ;D
Apeluję o zdrowy rozsądek!!!
Najpierw czytamy treść, później ewentualnie zimna woda na łeb i łyczek meliski, a następnie proszę komentować na temat zamieszczony w poście ;)))

Zapobiegawczo, gdyż blog jest rozwojowy, proszę o powstrzymanie się od wszelakich niemiłych wycieczek osobistych, pyskówek i poszturchiwania, które na szczęście jeszcze nie miały tutaj miejsca, ale wolę dmuchać na zimne.
Wszelkie ciosy będę traktował jako spam i odpowiednio moderował ;)

Mój organizm również wariuje, aż mnie ręka i główka od tej wiosny napierdala ;DDD
Wreszcie przypomniałem sobie o doskonałym remedium na te bolączki, bowiem już starożytni wiedzieli, że upusty krwi przynoszą ulgę w cierpieniu ;)

Same zalety takiej czynności:
- dobry uczynek dla społeczeństwa, bo krew to największy dar i najdroższy (dosłownie) lek,
- komplet badań krwi, łącznie z HIVem i żółtaczką za free,
- paczka czekolad (8), batonik, sok marchwiowy w prezencie,
- jednodniowe zwolnienie z pracy,
- pieczątka do kolekcji i przyszłościowo od Państwa order za zasługi ,
- miłe słowo i serdeczny uśmiech od obsługi,
- spokój ciała i ducha (na jakiś czas) ;D

Zatem czym prędzej w tanecznym rytmie, pędźcie do najbliższego Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i nie marnujcie czasu na blogowe bzdurki ;DDD

Dance, dance, dance, dance, mój drogi,
w rytmie dance tańczą nogi.
Dance, dance, dance, dance, mój drogi,
tylko dance dziś ma sens.


Miłego dnia ;-*

niedziela, 27 marca 2011

Qltury week 46

1. Siódma odsłona cyklicznej imprezy Never Seen in Bydgoszcz odbędzie się już w przyszły weekend.
Z tej okazji w kinie Adria zostanie wyświetlonych 7 filmów, wcześniej nie goszczących na ekranach kujawskiej stolicy.

2. Za trzy dni (30.03.) Taurus wypuści na rynek Krakena, z policjantami tropiącymi wszelkie potwory w kanałach miasta ;)

3. Natomiast w przyszłą sobotę, gromadka imprintów skupionych wokół Timofa, opublikuje trzy komiksy.
W związku z tym w warszawskim Tel Avivie (02.04.2011. godz. 18:00), zorganizowana zostanie impreza promująca to wydarzenie.

4. Jeżeli komuś bliskie są liryczno-muzyczne klimaty, to nie może odpuścić sobie Romansów rosyjskich 31 marca o godz. 16.00 i 19.00 w sali Manru Opery Nova.

5. Tymczasem w sanatorium wsiąkła jak kamfora, kobieta w czerwonych balerinkach i nie daje znaku życia ;D
Specjalnie dla niej dedykacja muzyczna od Freak'a and Kimonka (w skrócie FaK).

KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE!!! ;))))))))

sobota, 26 marca 2011

Saturday Zbok Fever 46


Uwielbiam takie akty!!!
Niby ręka, niby nóżka, a jakie to wszystko wymowne ;D

Dzisiejszy filmik nie jest teledyskiem, ale dzięki niemu przypomniałem sobie, że też miałem kiedyś ostrą fazę na Kylie i "błyszczałem" na parkiecie ;D
Teraz idę na łatwiznę i po prostu rozbieram się przy rurze ;)))

Dodatkowym walorem klipu są jak zwykle śliczne szpilki Christiana Louboutina, z charakterystyczną czerwoną podeszwą.
Ehhhhhh..... ten fetysz ;DDD
Nie ma kto botków, rozmiar 43 opchnąć???
Potrzebuję do tanecznej sesji hahaha

Rozrywkę jak zwykle ściągnąłem z innego bloga ;]
QPo - nienawidzę Cię za to, a jeszcze bardziej fejsa!!! ;)))

czwartek, 24 marca 2011

Fafik's travels 14 - InAzia w Sopocie

Przechadzka brzegiem Zatoki Gdańskiej, w wietrzny, zimowy dzień powoduje, że organizm szybko się wyziębia i pragnie czegoś na rozgrzewkę.

Nie od dziś wiadomo, że kuchnia azjatycka potrafi rozgrzać do czerwoności nawet największych zmarzlaków.

W zabytkowej Rotundzie,

przy sopockim molo

znajduje się Restauracja InAzia, serwująca dania pochodzące z Dalekiego Wschodu (chińskie, japońskie, tajlandzkie, wietnamskie, koreańskie, indyjskie).

Wpadłem tam dosłownie na chwilkę i zamówiłem zupę z owoców morza z tamaryndowcem i trawą cytrynową na rozgrzewkę,

oraz nietypowy, cytrynowy creme brulee dla nabrania energii przed dalszym hasaniem.

Jestem absolutnie usatysfakcjonowany pobytem w tym przybytku.
Dania były smaczne, ładnie podane, kelnerki uwijały się jak w ukropie (jedna dania podawała, inna zbierała talerze, wszystko w białych rękawisiach).
Ewentualnie mógłbym ponarzekać na wygórowane ceny (szczególnie win), ale w końcu jest to restauracja należąca do Sheratona, więc czego innego miałbym się spodziewać ;D

Na zakończenie coś z zupełnie innej beczki.
Niedaleko molo znajduje się park miejski, nazwany na cześć Prezydenckiej Pary.

Według tablicy informacyjnej stoi jak nic, że Prezydentem RP była Maria, a jego żoną Lech ;)))

Po raz kolejny wychodzi buractwo Polaków, bezmyślnie upamiętniających innych ludzi.

środa, 23 marca 2011

Fafik's travels 14 - Sopocki Hotel Grand


Nawet najbardziej zatwardziały pies-wieśniak marzy żeby spędzić chwile luksusu nad morzem, a gdzie najlepiej się polansować jeśli nie w słynnym sopockim Hotelu Grand.

Obecnie istnieje on pod odrobinę zmienioną nazwą - Sofitel Grand, co oznacza że znajduje się na najwyższej, wypierdzianej w kosmos półce sieci hoteli Accor, o czym w poetyckich słowach wspominała Agnieszka Osiecka w piosence "Sopockie bolero".

Nie będę nic pisał o jego historii, architekturze, słynnych gościach i tym, że obok sopockiego mola jest wizytówką tej miejscowości.
Jego charakterystyczna bryła widoczna jest już z oddali Zatoki Gdańskiej.

Już na wejściu gości wita miła obsługa, jednak szybko nabiera dziwnych podejrzeń patrząc na mojego Panka, który obecnie z tą nieszczęsną brodą i ubrany jak łachudra, przypomina bezdomnego spod mostu.
Jednakże blask karty kredytowej szybko rozwiewa wszelkie wątpliwości i już za chwileczkę lądujemy w ogromnym, znajdującym się tuż nad kasynem pokoju

z rozpościerającym się za przestronnymi oknami widokiem na zatokę.

Obszerna łazienka również posiada okno, spozierające na sąsiadujący Hotel Sheraton.

Co wieczór pani z obsługi przychodzi z zapytaniem, czy czegoś nie trzeba oraz czy wszystko w porządku, przy okazji wręczając wierszyk lub pralinkę.
Normalnie snobizm na najwyższych obrotach i banknoty pięćdziesięciozłotowe walające się po korytarzach.

Żeby nie było tak różowo, trzeba wspomnieć o minusach.

Idąc do kompleksu basenowo-saunowego również spodziewałem się czegoś niesamowitego, tymczasem basen jak na obiekt tej wielkości, plasuje się gdzieś pomiędzy brodzikiem, a mydelniczką i daleko mu do standardu łódzkiego Andel'sa.

Sucha sauna była wiecznie niedogrzana, pomimo intensywnego podlewania kamieni, a jednym jej plusem był minibasen ze zmrożoną wodą i lodem do nacierania ciała.

Jednakże największe faux pas to hotelowy podjazd i park przed głównym wejściem.

Na remont podjazdu jestem gotowy przymknąć oko, wszak naprawia się go, żeby gościom później było lepiej.

Natomiast przechadzka alejkami wśród drzew to istny horror!!!
Każdy szanujący się gospodarz na wsi dba o własne podwórko, po którym często gęsto hasają kaczki i kury brudząc niemiłosiernie.
Sprząta obejście żeby było czyste i zadbane, gdyż jest ono niejako wizytówką domu i jego mieszkańców.
Przed Grandem granda nie z tej ziemi, bo łapki wprost lepią się do chodnika oblepionego ptasim gównem!!!

Chodzenie po tym graniczyło z intensywnym powstrzymywaniem się przed dolaniem własnych rzygowin.

W dzisiejszych czasach jest tyle dobrych, nieinwazyjnych metod płoszenia ptactwa, a w Sopocie średniowiecze.
Osobiście polecałbym zainwestowanie w sokoła, który przy okazji miałby idealną miejscówę ;)

Jednak nie zważając na te drobne potknięcia, z czystym sumieniem polecam chociażby jednodobowy pobyt ;D

poniedziałek, 21 marca 2011

Bizarre Bite 1 - Miętowy krem ze szpinaku

Z okazji dzisiejszego Dnia Wiosny mam dla Was niespodziankę.

Od pewnego czasu nosiłem się z zamiarem stworzenia kolejnego, blogowego cyklu, traktującego tylko i wyłącznie o jedzeniu.
Uwielbiam dobre jedzenie, a jak do tego zostanę zaskoczony przy stole dziwnym połączeniem smaków, to jestem w siódmym niebie.

Sam jestem kucharzem raczej marnym.
Nie mam wypasionej kuchni, ani zajebistych garów, nie znam się na właściwej technologii obróbki składników, nawet żadnej książki kucharskiej nie posiadam.
W kuchni bywam rzadko, bo zazwyczaj żywię się w "miejskich śmieciarniach".
Od czasu do czasu idę sobie do jakiejś wypasionej restauracji i zamawiam najbardziej wymyślne dania z karty, w myśl zasady im dziwniej, tym lepiej.

Najczęściej taka też będzie prezentowana przeze mnie kuchnia!!!
Z czasem przekonacie się, że mam pewien stały zestaw dodatków na C, które przewiną się zapewne przez wszystkie potrawy, a są to: czosnek, cebula, cytryna i chili.

Jeżeli lubicie poeksperymentować sobie w kuchni, to ten kącik jest właśnie dla Was.

SHOW TIME!!!

Na dobry początek proponuję zupę, którą jakiś czas temu wymyśliłem zupełnie sam.

MIĘTOWY KREM ZE SZPINAKU

Odkąd sięgam pamięcią, jak każdy szanujący się pies, nienawidziłem tego zielska.
Wreszcie stwierdziłem, że muszę coś z tym zrobić, najlepiej zabijając lub chociaż zagłuszając smak chlorofilu.

Składniki:
1 porcja mrożonego szpinaku (0,5 kg),
1 duża cebula,
pół cytryny,
4 saszetki mięty,
pół opakowania krewetek koktajlowych,
kubek wody,
oliwa,
bazylia + oregano,
sól i pieprz.


Czas przygotowania: około 0,5 godziny.

Sposób przygotowania:
Miętę zalewamy wrzątkiem, zostawiamy aż naciągnie i ostygnie.

Szpinakowy brykiet topimy i smażymy na patelni, doprawiając solą, a potem wrzucamy do gara.

Cebulę kroimy jak nam się podoba. Najwygodniej w piórka, obsmażamy aż zmięknie i dorzucamy do szpinaku.

Zalewamy to ostygłym naparem, dodajemy sok wyciśnięty z połówki cytryny, dosypujemy bazylię i oregano.

Taką breję

brutalnie masakrujemy blenderem na jednolitą masę.
Dodajemy pieprz, tyle żeby potrawa była lekko uszczypliwa.

Właściwie w tym momencie potrawa jest gotowa do spożycia.
Po kuchni unosi się mocny, miętowy aromat, a sam krem dzięki cytrynowemu sokowi jest lekki i orzeźwiający.

Jednym słowem wiosna na talerzu!!!

Jednak żeby krem nie był taki nudny, dodałem do niego coś na ząb.
Smażone krewetki nadają się idealnie, ponieważ nie zmieniają smaku potrawy, a wysypując je na wierzch gęstej zupy, kontrastują ślicznie, kolorystycznie.

Na zdjęciu widać krewetki duże z ogonami, ale dałem je tylko, żeby potrawa bardziej efektownie się prezentowała.
Koktajlowe (te najmniejsze i najtańsze) w zupełności spełniają swoje zadanie.
Opcjonalnie dla osobników bezmięsnych, można do kremu dosypać orzechów nerkowca, które miękną pod wpływem ciepła.

BON APPETIT ;D

Koniec zabawy... bo WIOSNA przyszła!!!

Wiosenna zabawa obrazem dobiegła końca, czas wziąć się do ostrej harówy ;D

Przyznaję, że konkurs przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, tym bardziej że nagroda jest symboliczna.
Co prawda Kimi na swoim blogu próbował stręczyć moimi nagimi hasami ze zwycięzcą, jednak szybko przywołałem go do porządku ;-P
Zatem osoba, której propozycja najbardziej odjechanego tła/gadżetu, zostanie wybrana przez główną sędzinę, będzie miała SATYSFAKCJĘ!!! z tego, że to właśnie jej pomysł został wykorzystany w finalnym obrazie.

Wszystkim licznie przybyłym i uczestniczącym w zabawia, chciałbym z całego serca serdecznie podziękować za wkład i zaangażowanie ;)
Kochani!!! Bez Was nie byłoby takiego radosnego początku wiosny, która właśnie kalendarzowo zawitała do naszego, pięknego kraju.
DZIĘKI!!!
;D

Przechodząc do konkretów.
Zliczając ankiety, działające na naszych dwóch blogach, oddaliście 57 ważnych głosów.
Pięciu (5) z Was uważa, że należy skończyć ten toksyczny układ artysta-muza, gdyż nic dobrego z tego nie wyniknie.
Ośmioro (8) uznało, iż najbardziej korzystne portretowanie mojej skromnej osoby, będzie poprzez pokazanie szlachetnego profilu.
Zdecydowanej większości spodobała się wersja bardziej od przodu, czyli en face (22 osoby).
Tyle samo (22), uznało że obie wersje są równie śliczne, dając tym samym do zrozumienia, że w rzemieślniku Kimonku drzemie olbrzymi potencjał Artysty La Belle Kimona.
Wielkie brawa dla niego!!!

Wykazaliście się również sporą kreatywnością w wymyślaniu tła oraz gadżetów mających znaleźć się na obrazie.
Co prawda niektóre z nich kompletnie zmieniłyby charakter obrazu, więc nie mają racji bytu, ale dla porządku i zabawy pozwolę je sobie wymienić.

Wasze propozycje poukładane losowo:
- sznur pereł zawieszony na ciele (szyja, pas);
- hasająca w tle łania;
- biegający w tle golasy;
- berło w dłoni oraz latające klucze za modelem;
- pejzaż zimowy (nadjeziorny lub leśny);
- mrowie motyli, liści lub krwistoczerwonych płatków róż, jak w filmie American Beauty;
- wnętrze galerii sklepowej, z gapiami w tle;
- klucze w garści;
- łuk i strzały w kołczanie;
- dziewczyna;
- ludowe wzornictwo (hafty, wycinanki);
- fioletowa torebka;
- dzika przyroda.

Jak widać rozrzut macie... fatalny ;D

Przyznaję się, że mam swojego absolutnego faworyta, tylko że ja jestem laikiem w tej kwestii.
Ostateczny wybór gadżetu/tła, należy do specjalistki w tej dziedzinie (jedynej która zgodziła się podjąć tego arcytrudnego zadania) - Doro, która pewnie wróciła już z piekielnego zlotu czarownic, wróżek i czarodziejek.

Ze strony dwóch osób, padła moim zdaniem słuszna uwaga, żeby bardziej wyeksponować Fafika.

Z wielu stron padały liczne (niepoważne) propozycje, żeby rozebrać modela...
Moi drodzy, to nie ten obraz!!!
Na gołą... klatę przyjdzie czas, jak się Kimcia odpowiednio sprawi ;D

Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję Wam wszystkim, kłaniając się nisko w pas oraz cmokając uniżenie w stópki.

C U L8R...

UPDATE 21.03.2011. godzina 14:00
Monsieur le Kimon na swoim blogu dał swoje podsumowanie zabawy.

Natomiast przed chwilą La Grande Madame Doro ogłosiła WERDYKT!!!

Cieszę się bardzo, że z gadżetów został wybrany mój faworyt - sznur pereł;D
Zaproponowany przez tajemniczą ;> Anetę.

Oddajmy głos Doro:
Najbardziej przemawia do mnie sznur pereł, może być fantazyjnie zawiązany lub analogicznie do "Damy z łasiczką" - swobodny.
Bujność znaczeniowa postaci; jej mocny charakter, monumentalizacja, ukłon w stronę klasyki ["Dama z gronostajem/łasiczką"] jest strzałem w dziesiątkę.
Zwierzątkiem definiującym skojarzenie jest tu Fafik.Przychylam się wszystkimi czterema rękami do tego, aby lepiej go wyeksponować.

Współczesne ubranie bohatera odsyła nas i więzi w teraźniejszości, pozostawiając jednak pole do popisu wyobraźni temporalnej - "co by było gdyby był Jej współczesnym? Jak namalowałby Hadesa Sam Mistrz?", "puszczając oko" w stronę widza strojem i kapturem.
Ciekawym uzupełnieniem i przypomnieniem, że Hades bawi się własnym wizerunkiem bez lęku i z pełną swobodą, byłyby właśnie perły - za całym bagażem znaczeń i skojarzeń.
Bez żalu odrzucam inne, ciekawe propozycje --- absolutne minimum zastosowanych środków jest tu wyznacznikiem smaku - to ukłon w stronę inteligencji widza, czyli Waszą!


Troszkę ubolewam, że niestety jurorka nie zdecydowała się na żadne, freakowe tło ;(
Jednakże w pełni rozumiem jej propozycję gładkiej, ciemnej oprawy.
Co za dużo to niezdrowo, więc żeby obraz chociaż odrobinę posiadał jakieś walory artystyczne, a nie stoczył się zupełnie w kiczowato-popelinowy rynsztok, ten wybór jest jak najbardziej adekwatny ;D

THX DORO!!!

niedziela, 20 marca 2011

Qltury week 45 czyli Bydgoska Sobota z Komiksem

Bydgoska Sobota z Komiksem jak zwykle nie zawiodła moich oczekiwań, co do kameralnego, skromnego wręcz "rodzinnego" festiwalu.

Zaczęło się o 11 otwarciem wystawy i rozdaniem prezentów ;) które wręczane były przez cały czas trwania imprezy.

Później Janusz Wyrzykowski poprowadził warsztaty komiksowe.

Następnie impreza przeniosła się do salki kinowej, gdzie najpierw profesor Zwierzchowski dał interesujący wykład na temat komiksu historycznego.

W przerwie między kolejnymi atrakcjami, odbył się konkurs z wiedzy o komiksie.
Właściwie chciałem dać szansę młodym ludziom, bo fundowane nagrody już posiadam w swoim zbiorach, ale gdy zobaczyłem ludzi pragnących wziąć udział, to już nie mogłem się powstrzymać w chęci rywalizacji ;D
Zatem trzecie miejsce chyba nie jest najgorsze ;))) a naręcze zdobytych komiksów, pewnie zacznę przekazywać w jakichś charytatywnych celach hahaha

Kolejne było wspominkowe spotkanie z seniorami Andrzejami - Białoszyckim oraz Nowakowskim.

Jakub Kiyuc dość introwertycznie i z pewnymi problemami technicznymi, przybliżył publiczności swój projekt - Czarna Materia prezentuje Konstrukt.

Dzięki temu wreszcie po części zrozumiałem o co w tym wszystkim chodzi, że jest to część instalacji artystycznej i stricte komiksem nie jest.
Więc choć nadal dziurawe jest toto jak ser szwajcarski, przynajmniej nabrało jakiegoś kształtu.

Na zakończenie odbyło się spotkanie z legendarnym twórcą undergroundowym - Darkiem "Pałą" Palinowskim, który był lekko niedysponowany ;-) oraz twórcami dokumentu o nim, wyświetlonego (pomimo znacznych utrudnień ze strony techniki) zgromadzonym niedobitkom uczestników.

Podsumowując.
Złego słowa nie dam powiedzieć o tym festiwalu!!!
Bardzo sympatyczna atmosfera.

Kilka fatalnych fotek na zakończenie

oraz zdobycze ;D
komiks wygrany na początku roku w internetowej zabawie (picie wina w umiarkowanych ilościach pomaga w rozwiązywaniu)

szybki rysunek w "Na szybko spisane"

oraz Mięsna Kobieta z Konstruktu

W dużym skrócie co nas czeka w nadchodzącym tygodniu:
1. "Kolekcjonerska" reedycja pierwszego tomu Funky'ego Kovala.
2. Fantasy szmira "Sucker Punch".

TO JUŻ OSTATNI GWIZDEK NA POMOC ARTYŚCIE I MUZIE W IDEALNYM WYBORZE, PERFEKCYJNEGO PORTRETU ;D

sobota, 19 marca 2011

Saturday Zbok Fever 45


Skoro zaraz śmigam na pierwszą w tym roku imprezę komiksową, to nie mogło zabraknąć w cyklicznym odcinku obrazkowej golizny ;D
Jest to mój absolutnie pierwszy zdobyty obrazek, wykonany ręką Fila.

Teledysk zerżnąłem już nie wiem, który raz z rzędu od QueerPop'a.

Przeróbka słynnego, seksistowskiego klipu (ależ oryginał pobudzał me zmysły), wykonany w szczytnym celu - walce o równość kobiet.
Najstarsza dziunia ma najwięcej seksu, chociaż pierwsza blondyna jest z kolei najbardziej jajcarska ;)
I weź tu wybierz no ;D
Australijska akcja rusza już 25 marca.

PRZYPOMINAM, ŻE JESZCZE DWA DNI TRWA ZABAWA OBRAZEM!!!
WIĘC JEŻELI SĄ OSOBY, KTÓRE SIĘ NIE BAWIŁY... TO WSTYD ;)))

piątek, 18 marca 2011

Blogo(vs)Kazik 2 - Andrzej Janicki

Już jutro Bydgoska Sobota z Komiksem.
Zapewne wśród artystów tam obecnych nie zabraknie Andrzeja Janickiego, którego nie bez przesady można nazwać animatorem tutejszego środowiska komiksowego.

To on razem z kilkoma fąflami założył w latach 90-tych Studio Komiks Polski, czyli silną ekipę bydgoskich komiksowych freaków.
Był rednaczem komiksowego magazynu "Awantura".
Współtworzył legendarny "Produkt" i właśnie wtedy zaistniał w mojej fanowskiej rzeczywistości.
Jego ówczesna, mocno zawiła, kanciasta krecha w nowelce "Przypadek Rajmunda K." wbiła mnie w glebę.
Nie chce mi się szperać i specjalnie skanować (może kiedyś), ale było to coś w ten deseń ;)

Obecnie aktywnie uczestniczy w zachowaniu pamięci o Jerzym Wróblewskim (krajana) i przywróceniu czytelnikom jego twórczości w wydawnictwie BBTeam.
Ostatnio zaistniał na łamach pierwszego numeru "Bicepsa", jako wyśmienity kucharz, prezentując przepis na zupę piwną.

Autor licznych grafik, plakatów, ulotek, okładek oraz właściciel uroczego psa Bosmana.
Jest niemal pewne, że jego tributy odnajdziecie w niemal każdym, jubileuszowych wydaniach różnych serii komiksowych.
Aż szkoda, że nie wykorzystuje pełni swoich możliwości i nie ciska albumów jeden po drugim ;) a przecież mógłby sklecić coś dłuższego o Aurorze

albo Redzie czy Atomixie ;D

Niestety swojego bloga również ostatnio mocno zaniedbuje ;/ częściej udzielając się na tym poświęconym wspomnianemu Mistrzowi z Bydzi.

Zachęcam bardzo mocno do odwiedzin jego autorskiego bloga: Andrzej Janicki.

czwartek, 17 marca 2011

Papieski gniot

Na wczorajszym spacerze byłem w miejscu, które ostatnio zostało przez ludzi totalnie zmasakrowane.
Kilka lat temu, jakiś tubylec podczas przeglądania setek zdjęć z prawiebłogosławionym, oświeconym i nieomylnym JP2, natknął się na jedno, które wydało mu się znajome.
Okazało się, że podczas swoich młodzieńczych spływów, nawiedził ON również ten zakątek Polski i został uwieczniony przez fotografa, jak szama kanapkę pod drzewem.

Zacni obywatele postanowili uczcić ten wzniosły moment, stawiając "monument" na miarę swoich możliwości.

W miejscu gdzie prawie przez cały rok kwitły stokrotki (sam je wąchałem w styczniu, podczas pewnej bardzo ciepłej zimy), które zostały brutalnie rozjechane przez ekipę budowlaną, powstał...
KAMIENNO-BETONOWY KOSZMAR!!!

Ten kajak z betonu, ze skrzyżowanymi kamiennymi wiosłami autentycznie posłał mnie na kolana, bym chwilę później padł krzyżem i dygotał w spazmach śmiechu ;D

Przynajmniej teraz miejscówka jest lepiej przystosowana do młodzieżowych, magicznych rytuałów, czego ślad znalazłem tuż niedaleko ;)))

Powinni jeszcze obsiać teren ziołem ;) i kwieciem wszelakim.
Byłbym wtedy z Pankiem stałym bywalcem ;D

Polacy to nawet pomników stawiać nie potrafią, choć bardzo lubują się w tym sporcie.

Wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji wziąć udziału, przypominam o zabawie obrazem, na którym czytelnicy wybierają również mój najbardziej korzystny wizerunek.
GORĄCO ZACHĘCAM DO ZABAWY!!!