sobota, 30 listopada 2024

Blogowa specka

Rok temu zacząłem pisać kilkumiesięczny dziennik, a impulsem do jego zapisu było uświadomienie sobie, że od bardzo długiego czasu moje życie jest stałą ze sporadycznymi zmiennymi. Jedną z tych stałych było zaprzestanie jakiegokolwiek rozwoju umysłowego. Studia dawno pokończone, obowiązkowe kursy zaliczone i nic więcej. Wszystkie koleżanki w pracy już dawno porobiły specjalizacje zawodowe, co skutkuje wyższą pensją, a ja temat olałem, bo nie mam ciśnienia. Taka sytuacja ma oczywiście swoje zalety i wady, jednak w końcu przezwyciężyłem wrodzone lenistwo i zapisałem się na rzeczoną specjalizację. Właśnie trwa pierwszy "zjazd", który w czasach po pandemicznych odbywa się online, zatem korzystając z okazji, że musiałem przeprosić się z komputerem, a nikt nie weryfikuje, czy faktycznie skupiam się na tym, co tam wykładowca plecie 3po3, jest nadzieja na odkurzenie tutejszej aktywności. 

Dzisiejszy wykład jest o... komunikacji, a ta współcześnie może odbywać się wieloma drogami / ścieżkami. W przypadku przekazywania informacji może być bezpośredni za pomocą różnych zmysłów, jak i pośrednio przez różne środki przekazu (poczta, internet, masmedia). W przypadku podróżowania tak samo, czyli piechotą, rowerem, motorem, autem, zbiorkomem, samolotem, statkiem itd. I CO Z TEGO?! Możliwości więcej, a jedynie SZUM rośnie.

Pomyślałem sobie, że to doskonała okazja żeby zeszłoroczne wspomnienia przyozdobić odpowiednimi zdjęciami i mocno się zdziwiłem... Wchodzę w ten przydługi wpis, a tam foty już dawno są, co tylko pokazuje jak mocno jestem obecnie zaangażowany w pisaninę, skoro nawet nie ogarniam co zrobiłem, a czego nie.

Wpis okraszają polaroidy, które popełniłem z Ewą na jesiennej edycji pleneru Sanatorium.

poniedziałek, 18 listopada 2024

Blogu mój blogu, cóżem ci uczynił

Lotem bumeranga wraca do mnie tworzenie tego bloga. W postaci wspomnień jak to kiedyś było, autentyczna radość pisania, często poprzedzona porządnym reaserchem, jeśli temat tego wymagał. Na przestrzeni lat miejsce to ewoluowało od totalnej sraczki umysłowej, podczas której wypluwałem z siebie posty o rzeczach, które mnie interesowały. Później nastąpił bardzo intensywny okres WSPÓŁTWORZENIA, tako w sieci, jak i w realu, po którym wszystko się zesrało: blog, chęci, znajomości, zdrowie, żyćko..., a tytułowy diariusz faktycznie stał się swoistym pamiętniczkiem pisanym od czasu do czasu.

Wspominam ludzi, których się tutaj poznało i utrzymywało mniej lub bardziej intensywną znajomość. Z większością z nich kontakt już dawno się urwał, kilkoro orbituje gdzieś w dalekich rejestrach, Arek stał się Kaśką, a Fafik choć nadal podróżuje po świecie, to nawet nie opuszcza czeluści plecaka. Jedynie Ofelion nadal działa, choć też przestał publikować zdjęcia na blogu. No i jeszcze oficjalnie narodziła się Cancel Aria, choć była ze mną od zarania, to funkcjonowała jako bezimienna, a teraz jako bezrobotna, bo przecież wszędzie gdzie tylko się da jest wykluczona, ponieważ pseudonim zobowiązuje. 

Czasem przychodzi natchnienie do napisania kolejnego wpisu, ale zanim się do tego zabiorę, chęci znikają, a pomysł odchodzi w niepamięć. Chciałoby się machnąć jakąś soczystą recenzję filmu, komiksu czy książki. Podzielić się wrażeniami z wystawy lub koncertu / przedstawienia. Sporadycznie wylać z siebie emocje związane z jakimś życiowym tematem.

Niedawno przeczytałem te wypociny od deski do deski. Bardzo miło wróciło się do tych wspomnień, tym bardziej że o wielu opublikowanych treściach kompletnie zapomniałem. Swego czasu stałe działy Saturday Zbok Fever oraz Qltury Week pozwalały zakotwiczyć się w czasie i być sumiennym w ich publikacjach, choć z czasem się wyeksploatowały i zostały połączone w nieregularny Zbok Qltury, by wreszcie odejść w niebyt. Do tej radosnej pisaniny chciałbym powrócić i od czasu do czasu wrzucić coś weekendowo (jakieś wrażenia z wystawy, filmu, przedstawienia czy koncertu). Efemerycznie (w postaci jednego wpisu) zaistniał dział Muzyczne Fascynacje, który też mogę dorzucić do wspomnianego tygla. Największy szok zaliczyłem odkrywając na nowo, związane z pracą wpisy otagowane jako Gryzący Problem, Szpitalna Farsa czy Kurnikowy Żarcik. Zatem na tej łące też jest sporo do nadrobienia, bo przez te lata różnorakich kfiatuszków zakwitło co niemiara. Jeszcze do Blogo(vs)Kazika mogę wrócić, bo blogosfera już dawno umarła kosztem innych mediów, zatem trzeba szanować te stronki, które jeszcze działają.

Zastanawiam się skąd brałem wtedy czas i energię, żeby robić tyle rzeczy na raz, bo teraz mam wrażenie, że cieknie to gdzieś między palcami, albo totalnie gdzieś po tyłach.