Rok temu zacząłem pisać kilkumiesięczny dziennik, a impulsem do jego zapisu było uświadomienie sobie, że od bardzo długiego czasu moje życie jest stałą ze sporadycznymi zmiennymi. Jedną z tych stałych było zaprzestanie jakiegokolwiek rozwoju umysłowego. Studia dawno pokończone, obowiązkowe kursy zaliczone i nic więcej. Wszystkie koleżanki w pracy już dawno porobiły specjalizacje zawodowe, co skutkuje wyższą pensją, a ja temat olałem, bo nie mam ciśnienia. Taka sytuacja ma oczywiście swoje zalety i wady, jednak w końcu przezwyciężyłem wrodzone lenistwo i zapisałem się na rzeczoną specjalizację. Właśnie trwa pierwszy "zjazd", który w czasach po pandemicznych odbywa się online, zatem korzystając z okazji, że musiałem przeprosić się z komputerem, a nikt nie weryfikuje, czy faktycznie skupiam się na tym, co tam wykładowca plecie 3po3, jest nadzieja na odkurzenie tutejszej aktywności.
Dzisiejszy wykład jest o... komunikacji, a ta współcześnie może odbywać się wieloma drogami / ścieżkami. W przypadku przekazywania informacji może być bezpośredni za pomocą różnych zmysłów, jak i pośrednio przez różne środki przekazu (poczta, internet, masmedia). W przypadku podróżowania tak samo, czyli piechotą, rowerem, motorem, autem, zbiorkomem, samolotem, statkiem itd. I CO Z TEGO?! Możliwości więcej, a jedynie SZUM rośnie.
Pomyślałem sobie, że to doskonała okazja żeby zeszłoroczne wspomnienia przyozdobić odpowiednimi zdjęciami i mocno się zdziwiłem... Wchodzę w ten przydługi wpis, a tam foty już dawno są, co tylko pokazuje jak mocno jestem obecnie zaangażowany w pisaninę, skoro nawet nie ogarniam co zrobiłem, a czego nie.
Wpis okraszają polaroidy, które popełniłem z Ewą na jesiennej edycji pleneru Sanatorium.
.jpg)
.jpg)
