środa, 21 sierpnia 2019

Invidious City

Przymusowa zmiana formy wypoczynku ze śródziemnomorskich plaż na rodzinną łąkę, skutkowała prawie dwutygodniowym oderwaniem (z chwilowymi wyskokami) od cywilizacji oraz dużych skupisk ludzkich, co spowodowało pogłębienie niechęci do tychże.
Praktycznie przez cały ten okres, kompletnie obce były mi uczucia zirytowania, złości, niechęci itp.
Wystarczyła jednak dosłownie dwugodzinna podróż z wieśki do miasta, pokonanie 60 km pociągiem oraz 12 km rowerem, żeby poczuć się siedem razy źle dzięki:
- zajadle ujadającemu mikrokundlowi na peronie,
- parce zjebów namiętnie kopiących permanentnie otwierające się drzwi, zamiast poprosić rezydującą trzy metry od nich obsługę pociągu o ich zablokowanie,
- uczynnemu pomocnikowi powyższych, który kwitując "jestem z kolei" na własną rękę próbował wrota zamknąć, co gówno pomogło,
- młodzikowi bez kondycji, który starał się ze mną ścigać na rowerze bez wzajemności,
- ślepej babie idącej środkiem ścieżki rowerowej, dostającej prawie zawału, bo przecież celowo próbowałem ją rozjechać,
- kolejnemu szczylowi na rowerze, który zamiast skupić się na prawidłowej jeździe rowerem, napierdalał wężyki patrząc pod koła żeby się nie wyjebać,
- piratowi drogowemu wymuszającemu autem pierwszeństwo na skrzyżowaniu...
ŻEGNAJ URLOPIE!
WITAJ ZNIENAWIDZONE MIASTO!

Przez te dwa tygodnie nie oszczędzałem wątroby oraz innych narządów wewnętrznych, a zainspirowany weekendowymi gośćmi, postanowiłem stworzyć pierwszy autorski koktajl, który pod wpływem powyższych emocji nazwałem INVIDIOUS CITY.
Do przygotowania potrzeba:
50 ml Bacardi
10 ml Martini Bitter
niewielka kiść jarzębiny
gałązka mięty
łyżeczka miodu gryczanego
kilka ziaren pieprzu
sok pomarańczowy w ramach dopełniacza
Jarzębinę, miętę, pieprz ugniatamy w moździerzu, dodajemy resztę, mieszamy, ozdabiamy i możemy się delektować.

wtorek, 13 sierpnia 2019

FotoBajoro

Według Słownika Języka Polskiego PWN, bajoro to potocznie «zarośnięty staw, błotnista kałuża itp.»
Wypoczywając na urlopie, w głowie kłębią się tysiące myśli, bądź hula wiatr pod czaszki sklepieniem.
Proza dnia zeszła na dalszy plan, więc myślotropy prowadzą również w rejony fotografii.
Z góry zaznaczam, że są one mocno subiektywne, pisane z perspektywy własnej kałuży, zatem obarczone sporym błędem poznawczym i wyrwane z kontekstu mogą być mylnie interpretowane.
No więc kminię sobie na tym chwilowym bezrobociu oraz fotograficznej emeryturze ogłoszonej ponad rok temu, coraz bardziej umacniając się w słuszności tej decyzji. Odcięty od masturbackich fanpejdży licznych znajomych, grup fotograficznych, czy wszelkiej maści instastory, gdzie szczątkowym źródłem obrazowych bodźców został zdegenerowany maxmodels, dochodzę do wniosku zmultiplikowanego pożerania własnego gówna przez leszcze, które uparcie próbują pływać w tej brei.
Wgryzając się głębiej w grube pokłady mułu, zakładam że pierwotny problem nie wynika z wszechobecnej wtórności, która w sztuce już dawno została udowodniona. Prawdziwym problemem jest brak nowych nośników, za pomocą których ta wtórność mogłaby na chwilę nabrać świeżych barw.
Ile jeszcze można jarać się obłędnymi kolorami przeterminowanych filmów, bo już nie produkowanych Fuji czy Kodaków, retronostalgią reaktywowanego z miernym skutkiem Polaroida czy vintage'owym urokiem ponadstuletnich technik fotograficznych?
Jeszcze jest fotografia cyfrowa, czyli milion możliwości, których większość i tak nie potrafi spożytkować. 
JAŚNIEJ-click-CIEMNIEJ-click-KOLOR-click-B&W-click...
Tekstura taka, śmaka i owaka...
W fotografii, jak w malarstwie, wszystko głównie kręci się wokół technik, natomiast tematyka jest sprawą drugorzędną i wtórną. Można zostać MISTRZEM danej techniki, bywają WIRTUOZI tematyki, natomiast i tak większość to zwykłe płotki, które zżynają od nich oficjalnie (na warsztatach) lub nieoficjalnie (internet, wystawy, albumy).
Fotografia dotarła do takiego punktu, gdzie brak nowych akwenów stricte technologicznych, powoduje geometrycznie spadającą jakość artystowskich wypocin.
Akceptuję jeżeli TWÓRCA czerpie ze swojej pracy czystą satysfakcję, nie dopisując żadnego troloideolo, ani nie bije sztucznej piany w poszukiwaniu poklasku, stając się zwyczajnym tfurcą bez krzty polotu.
Wpis sponsoruje czysta wódka, zagryzana słoniną na łonie natury, z ptasimi trelami, igraszkami oraz opowiadaniami w tle.
 Szukając dla siebie miejsca w tym bajorze, obsadziłbym się w roli wymierającego żółwia błotnego, zamkniętego we własnej skorupie, nie nadążającego za pędzącym światem.

piątek, 2 sierpnia 2019

DayPressOff

Zaczynam pierwszy, długi urlop od czterech lat.
Nie wiem czy się odnajdę w tym luksusie.
Miały być chorwackie tropiki, ale z racji szeroko zakrojonego programu + będzie krajowa sielanka, bo wszystkie oszczędności przeznaczone na cel pierwotny przejęło Państwo.
Od bloggera również przerwa, choć znając życie prawdopodobnie zdarzy mi się wrzucić jakiś wakacyjny pościk.