środa, 31 grudnia 2014

Chwasty na zgliszczach

Ktoś mi bloga ukatrupił!!!
Stało się to już dość dawno, bo na początku 2013 roku.
Prawdopodobnie jakiś anonimowy skurwiel zgłosił administratorom, że ten blog jest nośnikiem rzekomo kontrowersyjnych treści, dlatego został odgórnie "zabezpieczony" (bez możliwości odblokowania) odpowiednim guziczkiem, że wchodzisz tutaj czytelniku na własne ryzyko.
To prawda! Część z publikowanych postów jest dość... mocnych, ale zaglądam na sporą ilość blogów, których treści są jeszcze bardziej obrazoburcze i takiej łatki nie posiadają.
Niby nic takiego, klikasz że chcesz ten shit czytać i po kłopocie, niestety dodatkową opcją takiej blokady jest totalne wykluczenie z Googla. Nie ukrywam, że z niektórych wpisów jestem bardzo zadowolony i uważam, że niosą bardzo ciekawe informacje. Co z tego, skoro wujek Gugu wcale o tym radosnym fakcie nie informuje. Przez to straciłem kompletnie chęci, zapał, radość i pasję do dalszych publikacji na tym poletku.

2013 rok stał pod znakiem Ofeliona. Jego realizacja wymagała tyle czasu i energii, że na Huncwota już nie starczało, więc nic w tej kwestii nie robiłem.
Absolutnym hiciorem klikania jest występ w duecie, znaczy się "co dwie główki, to nie jedna".
Wodne historie jeszcze się nie skończyły i obecnie płyną za kulisami.

2014 rok był najbardziej chujowy z dotychczas przetrwanych. Autentycznie cieszę się z jego końca. W tym oceanie beznadziei, kompletnie nie miałem ochoty na zajmowanie się blogiem, do którego zresztą prawie nikt nie zagląda.

Jak wspomniałem, żal mi części zamieszczonych tutaj wpisów, które niby w sieci istnieją, ale są tak zakamuflowane, że praktycznie ich nie ma. Chcąc je w jakiś sposób odratować, a jednocześnie dalej dawać upust tego rodzaju ekspresji, postanowiłem na fundamencie starego, powołać do życia nowy twór. Nie mylić z nowotworem, bo został on ze "szkodliwych" elementów wykastrowany.


Jak sam tytuł sugeruje, trafiły do niego wszystkie podróżnicze oraz kulinarne przygody, a także recenzje i przemyślenia mojego pluszowego przyjaciela. Dodatkowo część moich wpisów, takich jak komiksowe wspominki czy wykaz tęczowych treści w opowieściach obrazkowych.
Piesek dalej będzie zdawał relacje ze swoich wojaży, eksperymentował w kuchni (ostatnio stało się to bardzo modne).
Korzystając z okazji, pewnie czasem też coś tam naskrobię.

Stali Czytelnicy wiedzą doskonale, że ten blog bardzo wiele zawdzięcza Kimonkowi.
Zresztą nie tylko blog.
Gdyby nie Arek, byłbym teraz zupełnie innym człowiekiem oraz miał inne marzenia i plany. Wspólnie wpływaliśmy i nadal wpływamy na nasze życie, a nasz mikroświat jawi się niczym kolorowa, by nie rzec tęczowa, brazylijska telenowela, której byliście obserwatorami, a czasami również uczestnikami.
To dzięki Bloggerowi wszystko się zaczęło, a dokładniej zawiązał się niesamowity duet.
Dla przyszłych pokoleń, głównie kulturoznawców, scaliliśmy w jedno naszą wspólną działalność internetową, którą ponownie możecie odkryć pod tytułem:


Radość tym większa, bo dotychczas część kimonkowa była kompletnie niedostępna, gdyż znajdowała się na jego byłym (zablokowanym) blogu.
Wspaniała i niesamowita historia duetu, który zostawił trwały ślad we współczesnej śtuce zaściankowej. Polecam szczególnie nasze gościnne występy, będące najbardziej radosnym okresem wydawniczym, stanowiąc złośliwy dialog dwojga silnych osobowości, czyli kimonkowe Pink Friday'e oraz moje Hasające Dialekty Sarkastyczne.

Kolejny twór, który obecnie jest w fazie zarodkowej, natomiast wiążę z nim wielkie nadzieje, nazywa się:


Póki co, trafiła tam moja oraz tatkowa działalność rękodzielnicza.
Warto śledzić, bo na Waszych oczach, w bólach rodzi się nowy byt.
Szczegóły we wpisie noworocznym.

Jeżeli kogoś fascynuje sporadyczna działalność na obrzeżach modelingu, zapraszam do śledzenia mojego profilu na właściwym do tego celu portalu.

Tworząc Hamernię chciałem żeby była miejscem, w którym każdy znajdzie interesujący dla siebie temat. Taki internetowy bigos z mydłem i powidłem, w myśl zasady aby nie tworzyć nadmiernych bytów.
Rzeczywistość zmusiła mnie do rozdzielenia treści.
Nie porzucam tej miejscówy! Wszystkie dotychczasowe wpisy zostają na swoim miejscu, a razem z tym jest ich 700. Pewnie czasami coś tutaj napiszę, jeżeli nie zmieści się tematycznie do pozostałych siedzib.

wtorek, 2 września 2014

wtorek, 24 czerwca 2014

Galeria Stalowa promuje śtuke na Pradze

Warszawska Praga jakoś mało kojarzy mi się z artystami. Prędzej z lumpenproletariatem oraz brudnymi, niebezpiecznymi uliczkami i podwórkami, gdzie można ewentualnie w twarz zarobić... albo doniczką w głowę.
Nic bardziej mylnego!!!
Otóż w samym sercu Pragi w swoje gościnne progi zaprasza Galeria Stalowa.

Już jutro odbędzie się tam 6 Akcja Młodej Sztuki, na której będzie można nabyć dyptyk "Deer in the rut", wydziergany czarną szkitką Kimonka.
Prace wystawione są zaraz przy oknie, więc sobie z zewnątrz też możecie popatrzeć, chociaż lepiej wejść do środka, bo zimno jakoś tego lata.
Kto się drugiemu fociu dokładniej przyjrzy, ten pewnie wypaczy jeden z moich ulubionych obrazów z bydgoskiego Konkursu Malarskiego im. Leosia W.

Pamiętajcie!
Nie taka Praga straszna jak ją malują :)
Zachęcam bardzo gorąco do zwiedzania tej malowniczej, warszawskiej dzielni oraz zajrzenia do Galerii Stalowej.
Szczególnie jutro o godzinie 19.00 lećta tam prędziutko, a kto nie może to łapie za telefon albo mejla śle, bo tak również można licytować.

Jeśli nie chcesz mojej zguby, Zanurzenie kup mi luby!
Albo lepiej "Deer in the rut", bo jakem narcyz lubię siebie oglądać na kimonkowych chrabąszczykach, tym bardziej że tera inna muza w wianku u niego na tapecie jest.

No i jeszcze horror z ilustracją Maupy se kupcie dodatkowo.
To chyba tyle...

poniedziałek, 9 czerwca 2014

sobota, 17 maja 2014

sobota, 19 kwietnia 2014

Bizzare bite 10 - Łosoś pod kołderką cytrusowo-korzenną

Jutro Wielkanoc zatem proponuję rybę na śniadaniowy stół.

ŁOSOŚ POD KOŁDERKĄ CYTRUSOWO-KORZENNĄ 
Składniki:
0,5 kg filetu z łososia (świeży),
0,5 kg marchewki,
pół selera,
2 pomarańcze,
1 grapefruit,
1 cytryna,
pół puszki ananasa w kostce + cały sok,
4 łyżki rodzynek,
4 łyżki płatków migdałowych,
4 łyżki cukru,
łyżeczka soli,
łyżeczka gałki muszkatułowej,
łyżeczka czarnuszki,
pół łyżeczki ostrej papryki,
liść laurowy,
szklanka wody.
Czas przygotowania: 1,5 godziny.

Sposób przygotowania:
Rybę porcjujemy, korzenie i owoce (oprócz cytryny) obieramy, kroimy w kostkę (2 marchewki w centymetrowe talarki), cytrynę porządnie szorujemy i kroimy na pół centymetrowe plastry.
Do garnka z szerokim dnem wlewamy wodę i sok z ananasa, wrzucamy warzywa oraz cytrusy (bez ananasa). Posłodzić, posolić, przyprawić, zamieszać, na wierzch położyć kawałki ryby, doprowadzić do wrzenia i dusić na małym ogniu przez 25 minut. Nie mieszać.
Następnie wyjąć rybę na osobny talerz, odcedzić resztę składników, a płyn zredukować na ogniu do połowy, dodając do niego rodzynki, migdały oraz ananasa.
Znowu cedzimy, wywar dodajemy do poprzednich składników (uprzednio wyjmując marchewkowe talarki oraz połowę cytrynowych plastrów) i miksujemy na jednolitą, puszystą masę.
Łączymy to z ananasem, migdałami, rodzynkami oraz talarkami marchwiowymi. Podgrzewamy.
Na dno wysokiego pojemnika wylewamy część masy, na to wykładamy kawałki ryby, zakrywamy częścią masy, znów ryba itd.
Na wierzch reszta masy. Dekorujemy płatkami migdałów, rodzynkami oraz plasterkami cytryny.

Można jeść od razu. Jednak proponuję włożyć do lodówki na kilka godzin i konsumować na zimno jak się wszystko przegryzie.

ŻYCZĘ ZDROWYCH, POGODNYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Słowo na Niedzielę Palmową

Wielkimi krokami zbliżają się najważniejsze święta kalendarza chrześcijańskiego.
W nauczaniu na te dni jest coś o dźwiganiu krzyża.

Gdy ktoś odchodzi, często zadajemy sobie pytanie:
- Dlaczego?
Na naszym oddziale jest pacjent, którego brzemię ciąży wszystkim wokoło.
W jego przypadku pytanie zadawane od kilku tygodni (sic!) brzmi:
- Dlaczego jeszcze nie?

Wracając rano rowerem z pracy, musiałem na chwilę się zatrzymać aby otrzeć łzy.
Wiał zimny wiatr...

Happy Birthday
So make a wish

środa, 9 kwietnia 2014

Dwoistość natury ślimaka

Twórczość Pana Tomka Rogalińskiego znam od drugiej połowy 2011 roku. Jest on jednym z niewielu twórców, których działalność śledzę systematycznie i bardzo ubolewam nad tym, że z jego bloga pełniącego funkcję oficjalnej strony internetowej, usuwane są stare wpisy oraz zdjęcia prac.
Pan Tomasz porusza się w tematyce szeroko pojętego gender.
W początkowym okresie głównie rzeźbił w stylu figuratywnym, przedstawiając martwe zwierzęta, ludzkie płody, części ciała, a jego znakiem firmowym stał się ślimak. Z czasem zaczął sięgać po inne środki wyrazu (rysunek, instalacja, haft, fotografia, performance).

Dzięki toruńskiej galerii sztuki Wozownia, mogłem osobiście skonfrontować się z jego działalnością, na wystawie indywidualnej zatytułowanej "Dwoistość natury ślimaka".
Zaprezentowano niewielką ilość prac, bo raptem siedem.
Może komuś wydawać się, że trochę tego mało, ale dzięki temu można skupić się na odbiorze poszczególnych prac.
Wzrastanie, instalacja
Pieśni miłosne, fotografia
Miłość erotyczna, rzeźba
Hodowla, instalacja
Pająk, haft
Kreacja, instalacja
Miłość, rzeźba
Problem zaczyna się przy ich odbiorze, bo nie są łatwe. Przydałby się jakiś autorski komentarz, którego w katalogu niestety brak, na szczęście znajduje się on (jeszcze) w internecie, zatem nie muszę ryzykować własnej karkołomnej interpretacji, ale dam sobie łapkę uciąć, że przeciętny człowiek z ulicy wykrzyczałby WTF.
Uważam, że twórczość Rogalińskiego jest bardzo mocna, wręcz agresywna, waląc między oczy niczym różowa rękawica bokserska. To dla mnie olbrzymi plus, bo sztuka nie powinna pozostawiać obojętnym, musi drażnić zmysły, wywoływać reakcje. Taki bez wątpienia jest "Pająk" kojarzący mi się z "Saturnem pożerającym własne dzieci".
Omawiana wystawa przedstawia reprezentatywny wycinek całego spektrum ekspresji Tomka, niestety na tle innych znanych mi prac, przedstawione tutaj są zbyt mało prowokacyjne (oprócz wspomnianego haftu).
Zawiodłem się na pracy, która wcześniej prezentowana była na wystawie "Praca kobiety nigdy się nie kończy" w krakowskim MCK, gdzie notabene była lepiej wyeksponowana. Po pierwsze jest niechlujna, bo spod futra i pokrywek wyłazi klej. Po drugie, czemu służy zmiana oryginalnych metalicznych zakrętek, na czarne? Może to głupio zabrzmi, ale obecność zwykłych słoików w galerii sztuki, przywodzi na myśl prowokacyjną "Fontannę" Duchampa. Wymiana kapsli podyktowana została chyba tylko względami estetycznymi.

Sposób prezentacji tych siedmiu prac jest bardzo ascetyczny. Na dość dużej, ciemnej sali, rozmieszczono je równomiernie, podświetlając ostrym, punktowym światłem. Instalacje oraz rzeźby ustawiono na styropianowych postumentach, dodatkowo te drugie przykryto szklanymi gablotami, co sugeruje ich niepowtarzalny charakter. Porównanie tego co jest w rzeczywistości, z tym pokazywanym w katalogu rzuca cień podejrzenia, że przynajmniej w przypadku dwóch prac mamy do czynienia z duplikatami (sic!).

Nie do końca rozumiem klucz do sposobu rozmieszczenia prac, które same w sobie są bardzo konceptualne, dlatego tak ważne w ich odbiorze jest słowo od autora, który wyjaśni wszystkie ich niuanse. W takim wypadku powinny one też nawiązywać dialog między sobą. Jeżeli w zwiedzaniu wystawy posiłkować się będziemy mapką oraz numeracją prac, to narażamy się na chodzenie z kąta w kąt, z którego nie płynie żadna historia (przynajmniej ja takiej nie zauważam), a do tego bezsensownie nadłożymy drogi.

Wspomniany katalog wydany został bardzo estetycznie, jedynie okładka średnio mi się podoba i zdecydowanie lepszy jest jej tył.

Wystawa "Dwoistość natury ślimaka" pokazuje, że Tomasz Rogaliński potrafi wyrażać swoje koncepcje za pomocą bardzo różnych środków wyrazu, niestety z bardzo różnym efektem końcowym.
Rzeźba najlepiej Ślimakowi wychodzi!
Na tle całej jego twórczości ekspozycja prezentuje się przeciętnie. Być może z powodu jej wystawienia w kolebce Moher Power, obawiano się udostępnić te najostrzejsze. Może jakby pokazano te bardziej kontrowersyjne, byłby ferment w mediach, bo nic tak nie zapewnia reklamy, a tak wyszła taka sobie wystawka, do obejrzenia jeszcze przez 10 dni.

Podziwiam Pana Rogalińskiego za upór z jakim wyrabia sobie markę niezależnego artysty, dlatego życzę mu porządnej wystawy i rozgłosu.

wtorek, 4 marca 2014

Cernunnos

  
Cernunnos - rogaty bóg Celtów noszący torques oraz przedstawiany ze zwierzętami (dorosłym jeleniem, grzechotnikiem rogatym, bykiem, psem i szczurem).
  
 
Uczeni często opisują go jako Władcę Zwierząt, Władcę Dzikich Stworzeń.
Rogi mają symbolizować agresywną siłę, genetyczny wigor oraz płodność.
Prawdopodobnie był bogiem natury i płodności.
 
 
Jako Cernach w wyspiarskiej odmianie języka celtyckiego, rozumiany jest jako przydomek o szerokim polu semantycznym – „kościsty, zwycięski, niosący znaczący rozwój”.
 
 
W wicce i innych formach neopogaństwa odzwierciedla pory roku w corocznym cyklu życia, śmierci i odrodzenia.
 
Udział w kiczowatej instalacji wzięli:
- nieukończony "chrabąszcz" Kimonka, wchodzący w skład dyptyku "Deer in the rut";
- połamane poroże jelenia, wyłowione z Wisły w okolicach 4donu, podczas projektu "ADO";
- ptasia czacha, przywleczona z Helu;
- suszona żaba, znaleziona wiosną zeszłego roku;
- długotrwale moczone fajki odyńca

poniedziałek, 24 lutego 2014

Konkurs Malarski im. Leona Wyczółkowskiego - Bydgoszcz 2013


W słoneczny dzień 22.02.2013. o godzinie 16:00 rozpoczął się wernisaż pierwszego Konkursu Malarskiego im. Leona Wyczółkowskiego, organizowany przez ZPAP Bydgoszcz oraz Galerię Miejską BWA.
Udałem się tam w towarzystwie uczestnika konkursowego Arka Twardowskiego, pana Mateusza Kozieradzkiego (zaprzyjaźnionego kolekcjonera sztuki) oraz mojego Panka.
 

Bydgoszcz jaka jest każdy widzi.
Mam wrażenie, że na tle innych miast jej oferta kulturalna prezentuje się marnie.
Niby są tu znaczące ośrodki, takie jak Teatr Polski, Filharmonia Pomorska czy Opera Nova, organizowane są różne imprezy (Camerimage, Festiwal Prapremier albo Bydgoska Sobota z Komiksem), ale i tak czuję jakiś niedosyt.

Cieszy fakt zorganizowania konkursu malarskiego, pod patronatem osoby bardzo mocno związanej z Bydgoszczą.
Udział zgłosiło 386 artystów, którzy nadesłali prawie 1000 prac w formie fotografii.
Trzyosobowe jury (Anna Szewczyk, Grzegorz Wnęk, Bogdan Wojtasiak) wybrało 62 twórców, z których część zaprezentowała więcej niż jedno dzieło.
 

Trzeba przyznać organizatorom, że wyselekcjonowali prace bardzo różnorodne pod względem tematycznym oraz technicznym, prezentujące chyba pełne spektrum tego, co się obecnie dzieje na polskiej scenie malarskiej.
Standardowo przyznam się, że nadal kompletnie nie rozumiem malarstwa abstrakcyjnego, więc jego ocenę odpuszczę.
Z drugiej strony jest to dziwne, bo rzeźba abstrakcyjna do mnie "gada". Chyba brakuje mi po prostu trzeciego wymiaru.
 
Na początek relacji mam ciekawostkę dla hds'a, czyli malarską planszę komiksową.
 
Dom segmentowy - Małgorzata Kulik Rzytka

Pierwsze pozytywne zaskoczenie wernisażu?
Ilość ludzi.
Spodziewałem się zobaczyć trzy nawiedzone artystycznie dusze na krzyż, a tutaj ludzi więcej niż w multipleksie!
 

Niektórzy z nich, bardzo żywo kontemplowali prezentowane prace.
 
Pejzaż miejski - Paweł Słota
 
Drugi pozytyw?
Ekspozycja prac!
Wielkie brawa dla kurator wystawy - Jolanty Chmary.
Widać, że dzieła potraktowała indywidualnie, szukając dla nich odpowiedniego miejsca w przestrzeni, a także znajdując dialog pomiędzy różnymi obrazami.
W niektórych przypadkach nietypowa ekspozycja zdecydowanie pomogła w odbiorze.
 

Moim zdaniem, tylko jedna praca została mocno pokrzywdzona podczas wieszania.
Wykonana z dużej ilości, różnej grubości linii, potrzebowała znacznego odejścia w celach rozpoznawczych, którego zwyczajnie brakowało z racji bliskości poręczy od klatki schodowej.
 
Zupa ogórkowa - Hanna Siemionow

Poziom prac?
Wysoki.
Choć jak zwykle znalazły się wyjątki, ale pewnie to tylko kwestia gustu.
 
Po wywołaniu zgromadzonych artystów do zdjęć prasowych, przyszła bardzo mała garstka ludzi, co nie przeszkodziło mi w stanięciu razem z nimi w blasku fleszy.
 

Werdykt jury?
Kontrowersyjny.
W konkursie można było zgarnąć niezłe nagrody pieniężne.

)
 
III nagroda - 5.000 zł
Lisy bez sukienek - Magdalena Juszczak
 

Praca bardzo mocna w przekazie, ale rażą źle napięte płótno, zabrudzenia na brzegach oraz żółknący werniks na białej farbie akrylowej.
 

II nagroda - 8.000 zł
Możliwości struktury tłumu 1 - Bartosz Czarnecki
 

Technicznie super!
Widać spory nakład pracy i nic poza tym.
 
I nagroda - 12.000 zł
Drzewo chrztu wg Piero della Francesca - Aleksandra Simińska
 

Wybacz o Szanowna Komisyjo oraz Laureatko, ale nie ogarniam swoim pieskim rozumkiem!
To jest kiepskie!
 
Staję bliżej, żeby skupić się na fragmencie nawiązującym do znanego oryginału
Wywalone wszystkie postaci, zostawiony sam pejzaż.
Why? Czemu to posłużyło? Żeby całą uwagę skupić na tytułowym drzewie?
 

Wgłębiam się w detal, wsadzając czarny nos praktycznie w obraz.
Może cały wysiłek artystki został włożony, aby perfekcyjnie odmalować roślinę albo otaczający krajobraz?
 

Widzę rzeczy, przy których czteroletnie dziewczynki miażdżą toto w przedbiegach.
Nie ma ciekawej faktury, intrygującego mieszania kolorów.
Nic!
Ani nowatorskie, ani chwytające za serducho, ani odkrywcze, ani dobre techniczne.

Szybki rzut oka na CV Autorki i sensowność przyznania głównej nagrody staje pod WIELKIM ZNAKIEM ZAPYTANIA???
Może pozwolę sobie zacytować i pozostawić bez komentarza:
"Pełni funkcję wiceprezesa zarządu Związku Polskich Artystów Plastyków w Bydgoszczy".
 
Jeżeli osobiście miałbym przyznawać nagrody, zestaw byłby zupełnie inny.
 
Trzecia nagroda. 
Po ziemniaki - Małgorzata Gorzelewska-Namiota

 
Praca została namalowana akrylem na desce.
Uwielbiam nietypową prezentację, w tym wypadku na podłodze, co jest uzasadnione tematyką

Druga nagroda.
Bez tytułu - Beata Cedrzyńska


Może tematycznie kiepsko. Takie se portreciki.
Jednak format (chyba największe prace na wystawie) onieśmiela.
2 razy po 180x200
Z bliska nie można rozpoznać co to, więc trzeba sporo odejść od obrazu, żeby zobaczyć o co kaman.
 
Pierwsza nagroda.
 Murale - Robert Kukla

 
Absolutny majstersztyk!!!
Tryptyk przedstawiający stare, peerelowskie murale reklamowe, które obecnie traktowane są po macoszemu i niszczeją na naszych oczach, tak jak prezentowany obraz.
Przy nim wywiązała się wielce ciekawa dyskusja, gdzie jedna strona upierała się, że dzieło jest fatalnie wykonane technicznie oraz źle zabezpieczone, przez co rozpada się i ogólnie jest z d...y.
 

Natomiast druga argumentowała, że właśnie pracy jest tutaj włożona cała kupa.
Mnóstwo warstw, liczne przecierki, prawdopodobne zagruntowanie płótna farbą do malowania ścian, miejscowe zmieszanie akrylu z gipsem(?) oraz świadomy brak konserwacji pracy, żeby farba zachowywała się jak stary tynk.
No i te zawiasy!
 

Cud, miód, ultramaryna!
Brałbym, jakbym kasę miał!
 
Skoro była mowa o najlepszych typach, pozwolę sobie również dokonać subiektywnego wyboru prac najgorszych.
Jednak nie będę się już znęcał słownie nad nimi.
 
Trochę o facetach 3 - Edyta Jurkowska
Flowers & Lovers - Zbigniew Gorlak
Bezrobotny - Łukasz Lepiorz

Zacząłem recenzję od laurki.
Niestety oprócz kuriozalnej nagrody głównej, jest rzecz która woła o pomstę do nieba! Najlepiej za pośrednictwem Ducha Świętego, który spindolił z nagrodzonego obrazu.
Katalog wystawy!
M-A-S-A-K-R-A!!!
Osoby odpowiedzialne za obróbkę prac oraz skład, powinny smażyć się na wolnym ogniu w najgłębszych czeluściach Tartaru.
To co pokazywane jest w katalogu, w nikłym stopniu obrazuje rzeczywistość.
Mam wrażenie, że ktoś ostro pobawił się suwaczkami kontrastu w komputerowym programie graficznym.
Natomiast podczas składu, kompletnie porozjeżdżały się prace traktowane jako całość (dyptyki oraz tryptyki), przez co prezentowane są na różnych stronach.
 

Argument o złej obróbce graficznej, chciałbym pokazać na przykładzie pracy, którą znam osobiście (widnieje na niej mój Panek), a zaznaczona została na powyższym zdjęciu kółeczkiem.
Poniższe zestawienie prezentuje plik wysłany organizatorom (po lewej) oraz "coś" wyglądem przypominające to wydrukowane w katalogu (po prawej).
Na moje pieskie oko, reprodukcja wygląda jak czarny, obrzydliwy kleks, w minimalnym stopniu przypominający oryginał.
 
All day Ophelion - Arkadiusz Twardowsk

Zapewniam, że pozostałe reprodukcje również mało przypominają oryginały.
Taki katalog to wstyd dla poważnej instytucji jaką jest BWA w Bydgoszczy!
 
Kończąc powoli ten przydługi wywód, czas sobie zadać podstawowe pytanie.
Co wśród tych 61 pozostałych artystów-plastyków robi Kimon z Lasu i jego "chrabąszcz"?
Do teraz wszyscy się nad tym zagadnieniem głowimy.
 

Rzemieślnik bez żadnego dokumentu potwierdzającego jego artystyczne ciągoty (nie posiada dyplomu z ASP, ani nie jest członkiem ZPAP). 
Po przejrzeniu notek biograficznych z katalogu obawiam się, że to zwykłe niedopatrzenie organizatorów, które jednak stwarza pozytywny precedens, że jednak można dostać się do tego snobistycznego grona, bez odpowiednich... "kwalifikacji". Wystarczy być tylko dobrym, w tym co się lubi robić.
 
Pokontemplujmy samą pracę, która jako jedyna z wszystkich zaprezentowanych, została wykonana na kartonie.
 

Jest ona swoistym hołdem dla rocznego projektu fotograficznego, prezentowanego pod tym samym tytułem.


Podczas codziennych sesji zdjęciowych została wykonana spora dokumentacja, na podstawie której Arek narysował wyróżnioną pracę.
Tak dokładnie!
Nie przeoczyli się Państwo.
Sam autor zalicza go do rysunku i jest bardzo zaskoczony, że został on wyróżniony w konkursie malarskim.
Czy to już malarstwo? Czy jeszcze grafika? Chyba nie nam osądzać.

Jak "chrabąszcza" oceniam  na tle pozostałych prac?
Subiektywnie patrząc wg szkolnej skali, dałbym mu 3+

 
Jeszcze raz chciałbym skomplementować kuratorkę, za wyeksponowanie Opheliona na tylnej ścianie nagrodzonej pracy, czyli w centralnym punkcie całej wystawy.
Czarne tło oraz kontekst prac sąsiednich (po prawej Basen - Piotr Kossakowski, po lewej pokrywy studzienek kanalizacyjnych, zatytułowane Góry i doły - Wojciech Kowalczyk), dodatkowo wzmacniają odbiór, zatem całość prezentuje się naprawdę zacnie.
 

Zupełnie na sam koniec zostawiłem niespodziankę, która zaskoczyła wszystkich znających projekt All day Ophelion.
Akt kobiecy w wodzie.
Generalnie na wystawie znalazły się tylko trzy rozebrane prace, w tym dwie zaliczyłem do tych najgorszych.
 
Zanurzenie - Ewa Szczekan

Obowiązkowa dedykacja muzyczna dla wszystkich Artyśtów, którzy radośnie, bezkrytycznie, bez umiaru inspirują się pracami wielkich poprzedników, przetwarzając je bez grama pomysłu oraz inwencji tfurczej.