czwartek, 15 lipca 2010

Zwykłe przedpołudnie chorobliwie uzależnionego komiksomaniaka

Skończyłem dziś dyżur w pracy o 7.00, jeszcze chwilka na obowiązkowe ploteczki i powrót rowerem do hotelu, gdzie dojechałem przed 8.00.
Jako że mam dwa dni wolnego, wymyśliłem sobie, że nie będę siedział w miastowym hałasie i smrodzie, więc skoczę na wiochę.

Żeby dojechać na dworzec PKP, potrzebuję około 50 minut, pociąg mam o 11.29, zatem do odjazdu sporo czasu.
Wrzuciłem pościel do pralki na dwie godziny i zabrałem się za przeglądanie internetu (poczta, ulubione strony, blogi, relaksacyjne walenie konia).
Na Alei Komiksu, wyczytałem takiego newsa, więc wymyśliłem sobie, że w drodze na stację, wpadnę do Wydziału Promocji Miasta, żeby pozyskać nowiuśki komiks, tym bardziej że na rynku opowieści obrazkowych SUSZA (tak jak w pogodzie).

Nadchodzi godzina wyjazdu i okazuje się, że jebana pralka, ma swój własny, chory świat i przedziwny sposób naliczania czasu, bo pranie miało się już dawno skończyć, a ona jakimś cudem doliczyła sobie 15 minut.
KOMIKSU NIE ODPUSZCZĘ!!!
bo jak już mam możliwość posiadania, to muszę teraz, zaraz, naraz!!!

Wreszcie wsiadłem na rykszę, do pokonania około 13,5 km z hotelu na PKP, a po drodze trzeba jeszcze wstąpić na Rynek po ten komiks.
Czasu zostało równo 50 minut ;)
DAM KURWA RADĘ!!!

Włączyłem Strusia Pędziwiatra (upał jak skurwysyn), po drodze na szczęście świetlna zielona fala, oprócz kilku wyjątków gdzie prześmigałem na czerwonym.
ROWEROWY PIRAT DROGOWY!!!

Do Urzędu Miasta dojechałem po 35 minutach, jeszcze tylko pokonać sporo schodów, labirynt korytarzy, odszukać odpowiedni gabinet i w końcu znajduję przemiłą Panią Aleksandrę Garbowską, która nawet mnie rozpoznała ;-) i dziwi się, skąd dzisiaj ma taki nalot bydgoskich komiksiarzy.
Wytłumaczyłem jej dlaczego tak jest i wreszcie...

MAM!!!
Czwarta Podróż z Zaczarowaną Altaną po Bydgoszczy jest moja!!!

10 minut do pociągu.
UDA SIĘ!!!

Jak wpadałem na Dworcową od Królowej Jadwigi, w oddali na zegarze PKP widniała 11.27.
Na chodniku nagle wyroiło się mrowie, snujących się całą jego szerokością, grubych bab.

Slalomem, slalomem,
na Dworzec wpadałem minutę przed odjazdem,
jeszcze galop na czwarty peron,
gdy tam dobiegam podziemiami, słyszę gwizdek dyżurnego ruchu...

wybiegam na peron,
macham opętańczo kończynami...

SUKCES!!!

Zatrzymał się.

Resztkami sił wsiadam do pociągu ,
proszę konduktora o bilet, a stojąca obok kobieta mówi:
- Ale Pan się spocił...

Konkluzja brzmi:
Trzeba mieć końskie zdrowie, żeby kultywować nałogi lol

3 komentarze:

  1. Jestem cwańszy, poprosiłem Krzycha Mirowskiego żeby wziął dla mnie egzemplarz, ale i tak pot się ze mnie leje i leje...

    OdpowiedzUsuń