poniedziałek, 15 maja 2023

Matka Gaja

Zamieszkiwana przez nas planeta nie ma łatwo z tymi lokatorami. Przez długi okres czasu funkcjonowaliśmy na tym globie w sposób zrównoważony. W wielu kulturach powstał mit Matki Ziemi, choć w niektórych przewijał się ojciec, ale kto by się współcześnie szarpał o płeć rodziciela. Chodziło w nim o to, że powołując nas (ludzkość) do życia, traktowała jak resztę swojej dzieciarni, czyli głównie dbała, pielęgnowała, zapewniała wikt i opierunek, czasem pogroziła palcem, a zdarzało się też troszeczkę przetrzebić niesforne pogłowie.

Aktualnie żyjemy w ciekawych czasach, w których część z ludzi stara się dbać o tą Matkę, to jednak większość wydaje się totalnie jej nie zauważać oraz ignorować, będąc sami sobie "sterem, żeglarzem i okrętem", przez co jako populacja weszliśmy w okres pasożytniczy w ekosystemie, powoli zabijając organizm nas żywiący. 
Stoimy w tej chwili na rozdrożu, mając jeszcze możliwość opamiętania i życia w równowadze. Obawiam się jednak, że kroczymy jeżeli nie ku samozagładzie, to unicestwieniu reszty tej całej różnorodności, powoli znikającej przez człowiecze działania i na naszych oczach. Sami być może zdążymy się dostosować do tych niekorzystnych zmian, egzystując w tej ruinie, którą sami tworzymy.
W rolę Gai wcieliła się Kamila Szybalska.

wtorek, 9 maja 2023

Flower Power

Ponad rok temu zrobiłem polaroidem swoją pierwszą podwójną ekspozycjępierwszą podwójną ekspozycję

Widocznie był to fart debiutanta, bo później robiłem kolejne podejścia do tej techniki, ale nic z tego już nie wychodziło, aż do teraz.

niedziela, 5 marca 2023

Ciałopozytywność, dysforia czy zwyczajność?

Kolejny roczek na tym blogu mija, więc standardowo wypada coś tutaj naskrobać.

Gdy prawie pięć lat temu ogłaszałem przejście na fotomodelingową emeryturę, część osób odczytała tą deklarację zbyt dosłownie, myśląc że od tego czasu nie będę robił już nic w tym temacie. Oczywiście to była nadinterpretacja, ponieważ dalej pozuję do zdjęć, tylko mocno ograniczam się do pomysłów, które w jakiś sposób mobilizują mnie do działania, a są także ludzie, z którymi najzwyczajniej w świecie lubię działać.

Pod koniec 2019 roku zaangażowałem się w jeden z najważniejszych projektów fotograficznych, który został zatytułowny Mr J. Żeby się do niego odpowiednio przygotować, postanowiłem zrezygnować z regularnych ćwiczeń na siłowni oraz schudnąć ile się da. Po jego zrealizowaniu wróciłem na salę ćwiczeń, niestety trwało to tylko parę dni, ponieważ wybuchła pandemia covid 19 i związany z nią lockdown. Jedną z ofiar tamtego okresu została siłownia, do której przedtem chodziłem regularnie latami, bo była dobrze wyposażona, miała idealną dla mnie lokalizację, pomiędzy domem i pracą, a także posiadała saunę, gdzie lubiłem się wygrzewać jak kot (trochę jak namiastka plażowania). Gdy sytuacja w kraju uległa w miarę sensownej normalizacji, wracać do ćwiczeń już nie miałem gdzie, a poza tym dopadł mnie totalny marazm w tym temacie. Parę dni temu, zdałem sobie sprawę, że to lenistwo trwa dokładnie TRZY lata. 

Wydaje mi się, że jak na swoje lata wyglądam nie najgorzej, choć zdaje sobie sprawę, że mógłbym lepiej, jednak brakuje mi motywacji w tym względzie. Z jednej strony, patrząc w lustro lub na swoje aktualne zdjęcia, odczuwam pewien dyskomfort z tym związany. Sześciopak już dawno zniknął pod konsekwentnie hodowanym sadłem, mięśnie sflaczały, skóra zwiotczała i pokryła się przebarwieniami oraz zmarszczkami, włosy z głowy zaczęły wędrować na plecy, ramiona, do nosa i uszu, natomiast brwi zmieniają się w chaszcze. Z drugiej strony, gdy patrzę na swoich rówieśników, to chyba nie jest aż tak źle. Przed totalnym rozejściem się w szwach, ratuje mnie regularna jazda rowerem, gdzie rocznie wyjeżdżam około 3000 km.

W minionym roku zrobiłem sobie "terapię szczepionkową" w obszarach życia, które kiedyś były moją codziennością i bardzo je lubiłem, jednak z różnych powodów przestałem się udzielać w tych tematach, więc w ramach przypomnienia na chwilę do nich wróciłem. Wszystkie próby potwierdziły moje decyzje, że nie warto do nich jakoś specjalnie wracać, choć było miło, jednak jestem już innym człowiekiem, mającym inne pasje i zajęcia. Jeden letni dzień poświęciłem na spacer z moją grupą pielgrzymkową, jeden weekend poświęciłem na plener fotograficzny tfp, a jeden tydzień na pobyt w polskich Tatrach.

Kościół i religia były kiedyś mocno obecne w moim życiu, jednak z czasem i wiedzą wiara ta skruszała, zmieniając się w proch. Sama instytucja okazała się olbrzymem na glinianych nogach, który ma niewiele wspólnego z wartościami niesionymi na sztandarach. JP2 wiedział, katabasy pasą się jak wieprze w chlewni, owieczki zazwyczaj okazują się drapieżnikami obleczonymi w niewinne szaty, a sama religia to zbiór historii i zabobonów, selektywnie podpierdolonych z innych wierzeń.

Tatry z Zakopanem na czele, to pstrokato wymalowana dekoracja z dykty, oblegana przez ćwierćmózgich ceprów, hałasujących, śmiecących i niemiłosiernie eksploatujących ten skrawek Ziemi. Choć teraz byłem tam po sezonie, w intrygującym okresie (w górach zima, w dolinach jesień), to jednak młodzieńcza fascynacja nie wróciła.

Przez ten okres modelingowego wyhamowania, nabrałem dużego dystansu do fotografii oraz jej twórców, patrząc krytycznie na to co robią, gdzie nie wszystko okazuje się złotem, choć ładnie się mieni. Na chwilę obecną wolę podjąć współpracę z totalnym żółtodziobem, który ewidentnie ma zajawkę i jara się tym co robi, choć popełnia błędy, niż ze starym wygą, mającym doskonały warsztat, z którego wychodzą rzeczy "piękne", ale totalnie bez duszy, niczym fabrycznej taśmy. Choć polskie środowisko fotograficzne nadal jest mi bliskie, a jego reakcja i pomoc udzielona mojemu tacie, po spłonięciu jego domu, przeszła moje najśmielsze oczekiwania, to wyjazdy na plenery fotograficzne aktualnie są dla mnie stratą czasu i pieniędzy (komiksy dużo kosztują), więc na zdjęcia czy spotkania towarzyskie, wolę umawiać się indywidualnie. 

Jesienią pojechałem na Adelę, bo wyjątkowo ta edycja była mniej liczna oraz odbywała się w ciekawym miejscu. Porobiłem parę sesji, z których nie jestem jakoś mocno zadowolony. Choć fotografowie i modelki stanęli na wysokości zadania, realizując fajne pomysły, to już w trakcie pozowania, a później po otrzymaniu zdjęć, czułem dysforię związaną z moim wyglądem.

Tutaj dochodzimy do sedna tego wpisu, bo chociaż aktualnie nie czuję się zbyt komfortowo we własnym ciele, to nadal brak mi motywacji, żeby ten fakt zmienić. Totalny impas!!! Jedna z sesji, którą poczyniłem na wspomnianym plenerze razem z Karoliną i Krzysiem, zainspirowała mnie do kolejnej, roboczo nazwanej SESJĄ TERAPEUTYCZNĄ, której efekty przewijają się między akapitami tego wywodu. Pomysł (mało oryginalny) polegał na tym, żeby pokazać aktualny wygląd bez żadnego upiększania (wizażu, kostiumów, napinki czy wciągania brzucha). 

Obecnie żyjemy w czasach, gdzie w przestrzeni publicznej, w mniejszym lub większym stopniu kreujemy siebie, na mądrzejszych, piękniejszych i bogatszych, niż w rzeczywistości jesteśmy. Taką kreację ułatwia nam wirtualna rzeczywistość, z całą masą narzędzi, programów i filtrów. Dawno temu na poczet jakiegoś wywiadu, deklarowałem że w fotografii bardzo lubię właśnie proces kreowania, a kostium czy makijaż zdecydowanie w tym pomagają. 

Wbrew pozorom robienie tych zdjęć okazało się dla mnie dość trudne. Wyszedłem ze swojej strefy komfortu, totalnie się obnażając oraz eksponując elementy, które zazwyczaj maskowałem. Zupełnie inaczej wyglądała praca na planie. Wykonywałem pozy do tej pory nieobecne w moim repertuarze, więc tutaj musiałem zaufać fotografowi, który prowadził mnie niczym dziecko we mgle. Zazwyczaj podczas zdjęć pracuje się na wydechu, a tutaj pozowanie odbywało się na wdechu, więc samo przestawienie oddechu było też wyzwaniem.

Finalnie jestem bardzo zadowolony z tych zdjęć! Po pierwsze i najważniejsze, po prostu takich w portfolio jeszcze nie posiadam. Po drugie robienie czegoś nowego, nawet jeśli sprawia dyskomfort, finalnie, niezmiennie nadal sprawia mi frajdę. Po trzecie to są zdjęcia w totalnej kontrze do tego, co zazwyczaj pokazuje się publicznie.

Czy ta zdjęciowa terapia, przyniosła efekt jaki chciałem osiągnąć? NIE!!! Liczyłem, że po obejrzeniu tych fotografii albo zupełnie pogodzę się z aktualnym wyglądem, albo ponownie zmobilizuję się do katowania dietą oraz ćwiczeniami, aby wpisywać się we współczesny kanon piękna. Tymczasem nie zmieniło się nic. Są dni gdy nie mogę na siebie patrzeć, po których przychodzą kolejne, gdy mam na to zupełnie wywalone.