W latach mojej młodości podróżowanie komunikacją zbiorową (PKP, PKS) było zjawiskiem dość powszechnym, z racji dość małego procentu posiadania samochodów. Co prawda moja rodzina taki posiadała, a dość długo tym autem była czeska Skoda 100, jednak wszelkie wycieczki szkolne itp., organizowane były właśnie koleją bądź autobusami. Chyba najbardziej epicką podróżą z lat szkolnych, była pielgrzymka maturzystów na Jasną Górę. Jechaliśmy ówczesnym pośpiesznym w wagonach z przedziałami, więc opiekunowie mieli małą możliwość kontroli, co w nich się dzieje, a działo się tyle, że w Częstochowie prawie wysiadałem "na czterech", z czego mając ogromne wyrzuty sumienia, spowiadałem się totalnie pijany w sanktuarium.
Pierwszą samodzielną wyprawą, właśnie pociągiem, a właściwie kilkoma, bo z przesiadkami, był wyjazd na zlot ptakolubów z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków w Antoninie, na który jechałem dokładnie trzy lata po stolicznej eskapadzie.
Pamiętam również jeden z powrotów z pieszej pielgrzymki na Jasną Górę, który zorganizowany został dla całej diecezji pelplińskiej pociągiem specjalnym i jakże by inaczej, odbywał się on we wspomnianej Jednostce. Będąc już dorosłym mężczyzną, który od razu założył, że nie ma potrzeby posiadania własnego auta, zostałem niejako skazany na transport zbiorowy. Bynajmniej nie narzekam na ten stan, a nawet sobie go chwalę, bo dzięki temu mam masę ciekawych wspomnień z podróży. Te nad morze i na rodzinną wieś, prawie zawsze miały miejsce w ENkach, bo w Przewozach Regionalnych taniej, a czas przejazdu wiele się nie różnił od pospiesznego, zatem Kible oraz pojazdy innego typu, z czasem totalnie mi spowszedniały, wrastając w życie jakie wiodę.
![]() |
| foto - Sławek Krala |
Gdy kiedyś dowiedziałem się, że istnieją miłośnicy kolei (mikole), którzy czasami popadają wręcz w fanatyzm, trochę się zaśmiałem i zlekceważyłem rodzaj pasji, z drugiej strony szacunek, bo warto jakąś mieć. Gdzieś tam poznałem osoby, które w to się "bawią", czasem widziałem ludzi "polujących" na peronach z aparatami w ręku. No i ostatnio wpadła mi do ręki przepięknie wydana książka "Kult Jednostki", która okazała się też niezwykle ciekawą lekturą o ludziach, kulturze i pociągu, który był wyprodukowany w największej ilości na świecie przez wrocławski Pafawag, stając się jednym z symboli PRL, a powoli cicho odchodzącym do lamusa, czyli masowo ciętym na żyletki.










