piątek, 28 października 2022

Fuck cup

Wchodząc coraz głębiej w świat porcelany, pływając w oceanie internetu, trafiłem na przedmioty wytwarzane przez słowaczkę, mieszkającą i tworzącą w NYC Stepankę Horalkovą.
Na cienkościennej porcelanie drukuje ona różne słowa i wyrazy. Cena jak dla polskiej "piguły" horrendalna, ale uparłem się, że prędzej lub później muszę mieć od niej jakieś naczynie, które swoją drogą zdobyć nie łatwo, bo artystka sporadycznie ogłasza sprzedaż produktów na IG, a rzeczy rozchodzą się jak ciepłe bułeczki w przeciągu paru godzin.
Gdy już w końcu zdecydowałem się wydać zaskórniaki i upolowałem jeden z kubków, z duszą na ramieniu zastanawiałem się i czekałem, czy coś tak kruchego przetrwa podróż przez pół świata, która trwała wyjątkowo długo (prawie miesiąc) i odbyła się przez... Jamajkę!
Ostatecznie wielgachny kubas, który jak na swoje gabaryty jest bardzo lekki (wszakże to porcelana), pięknie prześwitujący pod światło oraz ozdobiony złotym napisem FUCK, dotarł z imienną dedykacją oraz porcelanowym znaczkiem "love", w moje spragnione łapki.

poniedziałek, 10 października 2022

Try to set the night on fire

Czy widzisz te gruzy na szczycie, tam wróg Twój się kryje jak szczur! Musicie, musicie, musicie, za kark wziąć i strącić go gór!

Właśnie mija Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Tego najbardziej lekceważonego przez ludzi, zarówno tych chorych, jak i potencjalnie zdrowych, służących dobrą radą w stylu "Weź nie pierdol"... Wiem co piszę, bo sam kiedyś takie farmazony gadałem, ale to było bardzo dawno temu i chyba już nieprawda.

W filmie "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy jest słynna scena z kieliszkami, w której dwaj kumple z AK wspominają tych co polegli. Interpretuję ją pod kątem chorych na depresję, wracających do starych, dobrych czasów oraz znajomych, którzy odebrali sobie życie w wyniku choroby. Zapalają kolejne kieliszki napełnione spirytusem-duszą, wymieniając ksywki oraz imiona. Przy dwóch ostatnich, jeden z nich przerywa rytuał mówiąc 

My żyjemy!

Tylko co to za życie, niby pełne, ale nie rozpalone?

Jednak to były czasy! Jak się żyło i w jakiej kompanii? Było kiedy tylu fajnych chłopców i dziewcząt?

I tu tkwi sedno wychodzenia z choroby. Próbujesz znowu wzniecić ten płomień życia, coś się tli, coś się dymi, żar się dławi i gaśnie. Ciągle coś nie idzie. Opał zawilgocony więc suszysz lub go po prostu brak i szukasz, albo jakieś kolejne zawirowanie zdmuchnie lichy ognik. Jedni starają się nie poddawać, inni po prostu odpuszczają.

- Co z tego? Wszyscy prawie zginęli.
- To inna sprawa, ale życie było fajne!
- Myśmy byli...
- Młodsi..
- Nie tylko. Wiedzieliśmy czego chcemy!

Od paru miesięcy mój płomień pali się w miarę stabilnie. Może nie jara się jak supernova przed chorobą, ale jest na tyle jasny, że coś tam widać w okolicy. Najważniejsze, że na chwilę obecną nie potrzebuję sztucznych rozpałek i paliwa.

- Ginąć to żadna sztuka.
- Zależy jak! Przecież nie trzeba brać tego wszystkiego na serio! Po prostu trzeba się przepchać przez tą całą hecę! Nie dać się nabrać! Nie nudzić się!