Właściwie to nie pamiętam gdzie, ale chyba na maxmodels, wypatrzyłem zdjęcia Pawła Spychalskiego, na których w 90% królują niesamowicie pięknie zbudowani mężczyźni.
Napisałem do niego z pewną taką nieśmiałością, czy by nie zechciał mnie również sfotografować, bo co prawda nie mam spektakularnie umięśnionej sylwetki, ale podoba mi się jego postrzeganie męskiego ciała.
O dziwo zgodził się.
Sesja miała miejsce w jednym z warszawskich studiów i z perspektywy czasu muszę przyznać, że wiele się w trakcie niej nauczyłem, w sposobie eksponowania ciała, bo owszem można mieć sportową sylwetkę, ale jeszcze trzeba ją umiejętnie zademonstrować, czego właśnie nauczył mnie Paweł.
Jakie było moje miłe zaskoczenie, gdy jakiś czas później jedno z tych zdjęć zawisło na jego wystawie.
Więc przy okazji mojego pobytu w stolicy, nie omieszkałem sobie strzelić z nim pamiątkowej fotki.
Lubię wracać do tych zdjęć jeszcze z jednego powodu. Mianowicie subiektywnie uważam, że prezentowany na nich image, był jednym z najfajniejszych jakie miałem do tej pory.
Z Pawłem spotkaliśmy się znowu wiosną kolejnego roku. Zamysł sesji był ofelionowy i miałem wcielić się w rolę wodnika, czy innego posejdona, ale na miejscu okazało się, że jeszcze nie odpalono kaskady wodnej w warszawskim Skaryszaku, więc poszwędaliśmy się trochę po parku, postrzelaliśmy kilka fotek, z których dostałem poniższą.
W zeszłym roku mieliśmy zaplanowaną kolejną sesję w stylu Tom of Finland.
Niestety okazało się, że przygotowane do sesji ciuchy były zbyt duże. Skóra bądź co bądź zajebiście wygląda gdy opina ciało, a w tym przypadku beznadziejnie na mnie zwisała, więc zrezygnowaliśmy, a właściwie odłożyliśmy zdjęcia na bliżej niesprecyzowaną przyszłość (albo przyjebię do stylówek, albo dorobię się swoich).





























