czwartek, 26 lipca 2018

Kult ciała

Właściwie to nie pamiętam gdzie, ale chyba na maxmodels, wypatrzyłem zdjęcia Pawła Spychalskiego, na których w 90% królują niesamowicie pięknie zbudowani mężczyźni. 
Napisałem do niego z pewną taką nieśmiałością, czy by nie zechciał mnie również sfotografować, bo co prawda nie mam spektakularnie umięśnionej sylwetki, ale podoba mi się jego postrzeganie męskiego ciała. 
O dziwo zgodził się.

Sesja miała miejsce w jednym z warszawskich studiów i z perspektywy czasu muszę przyznać, że wiele się w trakcie niej nauczyłem, w sposobie eksponowania ciała, bo owszem można mieć sportową sylwetkę, ale jeszcze trzeba ją umiejętnie zademonstrować, czego właśnie nauczył mnie Paweł.


Jakie było moje miłe zaskoczenie, gdy jakiś czas później jedno z tych zdjęć zawisło na jego wystawie.
Więc przy okazji mojego pobytu w stolicy, nie omieszkałem sobie strzelić z nim pamiątkowej fotki.
Lubię wracać do tych zdjęć jeszcze z jednego powodu. Mianowicie subiektywnie uważam, że prezentowany na nich image, był jednym z najfajniejszych jakie miałem do tej pory.

Z Pawłem spotkaliśmy się znowu wiosną kolejnego roku. Zamysł sesji był ofelionowy i miałem wcielić się w rolę wodnika, czy innego posejdona, ale na miejscu okazało się, że jeszcze nie odpalono kaskady wodnej w warszawskim Skaryszaku, więc poszwędaliśmy się trochę po parku, postrzelaliśmy kilka fotek, z których dostałem poniższą.
W zeszłym roku mieliśmy zaplanowaną kolejną sesję w stylu Tom of Finland
Niestety okazało się, że przygotowane do sesji ciuchy były zbyt duże. Skóra bądź co bądź zajebiście wygląda gdy opina ciało, a w tym przypadku beznadziejnie na mnie zwisała, więc zrezygnowaliśmy, a właściwie odłożyliśmy zdjęcia na bliżej niesprecyzowaną przyszłość (albo przyjebię do stylówek, albo dorobię się swoich).

poniedziałek, 23 lipca 2018

Amy & Blake

Oleńka to kobieta, która zachwyciła mnie od pierwszego odkrycia na zdjęciach publikowanych gdzieś w sieci. Niebanalna uroda i te ciemne oczyska, w których można utonąć. 
Łapaliśmy się na wspólną sesję baaardzo długo, aż wreszcie nadarzyła się możliwość na jednym z Bursztynów.





Gdy już się poznaliśmy okazało się, że nie bez powodu cały czas nas do siebie ciągnęło. Mamy podobne postrzeganie otaczającego świata oraz wspólne fasynacje muzyczne. Godzinami potrafimy czuć porozumienie dusz bez słów.




Pomysł na odegranie Amy i Blake'a wyszedł od niej.
Tatuaże odmalowała Dominika Saj.




Zdjęcia popełniła Marta Machej<3 b="" machej="">, która wyzwala w trakcie sesji tyle pozytywnych emocji, że nie sposób się szczerze roześmiać.
Na sam koniec zostawiłem najpiękniejszy uśmiech na świecie <3 br="">
Dla takich takich sesji oraz emocji im towarzyszących uwielbiam to robić! 
Dzisiaj mija kolejna rocznica śmieci Amy Winehouse. Dołączyła do słynnego klubu 27.

wtorek, 17 lipca 2018

Ja pas!

Z perspektywą napisania tego wpisu biłem się w myślach od kilku miesięcy, a z decyzją której on dotyczy tak gdzieś od początku roku. Długo zastanawiałem się, czy ma mieć on formę lakonicznej informacji, czy długaśnego wywodu. Ostatecznie zdecydowałem się na drugą opcję, gdyż jak głosi nazwa bloga, ma on formę pamiętnika, do którego macie wgląd, a żebym za kilka lat wiedział co w danej chwili mną powodowało i co zjebałem, nie mogę tego napisać na odpierdol.

jesteś jak, elektrownia co, całe miasto chce zaopatrzyć w prąd,

Jak już wielokrotnie wspominałem, związałem się z fotografią artystyczną z pobudek typowo... artystycznych, czyli żeby gdzieś dać ujście tfurczym zapędom, co było naturalną ścieżką od pierwotnego Ofeliona oraz HamKidu. Do głowy mi nie przyszło, żeby czerpać z tego korzyści materialne, czy pójść w bardziej komercyjnym kierunku, skąd przecież przyszedłem.
Kolejnym (jeżeli nie najważniejszym) powodem rzucenia się w wir fotograficzny była depresja.
Nie wyimaginowana, tylko zdiagnozowana.
Żeby godzinami nie leżeć bezczynnie w łóżku, gapiąc się w płynący sufit oraz zagłuszyć bezsensowny potok myślowy, potrzebowałem jakiegoś bodźca oraz w miarę stałego stymulatora do działań. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania, po okresie smuty zostało mgliste wspomnienie oraz ślad na umyśle, które wykorzystuję podczas nostalgicznych sesji.
Obecnie w fotoziutkowie mam status "gwiazdy", do którego nie wiem jak się ustosunkować, bo nie wydaje mi się żebym gwiazdorzył, a jeśli błyszczę to tylko w cekinowych stylówkach oraz światłem odbitym, będącym efektem mniej lub bardziej przypadkowych zbiegów okoliczności oraz tworzeniem z niezwykle utalentowanymi ludźmi. Wszelkie bałwochwalcze przejawy uznania, zamiast czule łaskotać próżne ego, wprawiają w zakłopotanie, bo do końca nie wiem czy to szczere, żartobliwe, a może złośliwe.
Tyle w ramach wstępu, czas przejść do sedna wpisu. 

miała być jedna klatka, dwie, poszły konie wio, było klatek moc,

Bardziej spostrzegawczy fotograficzni znajomi zauważyli, o czym rozmawialiśmy w prywatnych pogaduszkach, że ostatnio coś się zmieniło.
To COŚ jest zwykłym zmęczeniem materiału, czyli wypaleniem.
Z racji pozowania w niezliczonej ilości sesji, w różnych stylistykach, konfiguracjach, tematykach, fotografia przestała dawać mi taką frajdę, jaką dawała wcześniej, a że głównie tylko dlatego w tym siedzę, a przypływ endofrinek z tego powodu stał się znikomy, postanowiłem znacznie ograniczyć działania na tym polu.

nie mów stary, że ma kaganiec, że masz na smyczy celuloidowego psa,
ten pies ci z filmu wyszarpuje klatki, a ostatni sezon z życia pies w całości zjadł

Już rok temu poczyniłem w tym kierunku pewne ruchy, rezygnując z dużych eventów, jednak okazało się to mało wystarczające. Zatem do końca tego roku realizuję projekty, na które wyraziłem już zgodę, natomiast w kolejnym przestaję udzielać się plenerowo. Indywidualne sesje również ograniczam tylko do projektów, które od momentu planowania będą działały stymulująco.
Jak  wspomniałem na wstępie, to nie jest nagłe widzimiesię, tylko dogłębnie przeanalizowana decyzja, na którą składa się wiele czynników.
1. Z racji pozowania w tak wielu sesjach, szczególnie w tych podobnych tematycznie, zacząłem to robić na automacie i niestety później to widzę na finalnych zdjęciach, gdzie po prostu jestem, zamiast wykrzesać odrobinę pasji. Pozy, gesty, mimikę realizuję na odwal wg wypracowanego schematu, co prawdopodobnie część fotografów w zupełności satysfakcjonuje, bo nie widzą różnicy i "zaliczyli" gwiazdę albo nie mają odwagi powiedzieć, że spieprzyłem.
2. Przestałem rejestrować ilość sesji, więc co jakiś czas zakwita jakiś kwiatek, o którym kompletnie zapomniałem, że zasiałem. Z drugiej strony jest kilka zrealizowanych projektów, gdzie efekty już dawno zdążyły wydać plon i zwiędnąć, tylko niestety nie w moim ogródku, przez co rośnie frustracja i niechęć do takich działkowiczów.
3. Praktycznie kończą mi się tematy, których jeszcze nie zrealizowałem oraz współtwórcy z którymi nie działałem, choć chciałbym, ale nie było okazji lub chęci.
4. Mam już słuszny wiek i choć na pierwszy pierwszy rzut oka konserwuję się świetnie, to w końcu przyspieszony metabolizm zaczął zwalniać, przez co zaczynam rozłazić się w szwach. Pewnie część czytelników popukało się w czoło lub parsknęło śmiechem w monitor komputera, zastanawiając się o co mi chodzi. Pal licho te wypadające włosy i powiększające się zakola, dupę przegrywającą z grawitacją też jakoś przeżyję, gorzej jeśli w trakcie sesji zamiast skupiać się na emocjach, staram się zapanować nad wystającym brzuchem. Więc albo posiłuję się jeszcze z fizjologią, co jest wykonalne, albo całkowicie zaakceptuję nieuchronny cykl życia.
foto Jan Walczak
 5. Skoro fotografia artystyczna jest moim hobby, na którym nie zarabiam, tylko dokładam do tego interesu, to będąc na chwilę obecną spełnionym na tym gruncie, czas zaoszczędzone pieniądze wydawane dotąd na plenerowe podróże, wykorzystywać gdzie indziej.

w tej piosence co ją Prońko śpiewa, facet robi małpę i ma Krysia w domu cyrk,
Ja po małpie robię ćwiartkę, pół, trzy czwarte, a gdy robię krowę to nie dzieje się nic

6. Jestem plenerowym alkoholikiem!
Oznacza to, że 90% wypijanego obecnie alkoholu, a kto współbiesiadował ten wie, że spust mam spory, spożywam na plenerach, zatem jest możliwość zakręcenia kolejnego kurka strat finansowych.
foto Maciej Leśniak
 7. Od początku definiuję się jako model do zadań ekstremalnych i zrealizowałem wiele wymagających sesji, tylko że ostatnio prawdziwych wyzwań mam coraz mniej. Być może z obawy, żeby "gwiazda" sobie promieni nie pokruszyła albo skończyły się trudniejsze tematy.
8. Przez ciągłe wyjazdy zdjęciowe, mocno kuleje moje prywatne życie, na które kompletnie nie mam obecnie czasu. Na ukochaną wieśkę jeżdżę tak rzadko i na tak krótko, że nie nadążam się nią nacieszyć, a z rodziną i bliskimi widuję się w przelocie.

wrócę, gdy przestanę tańczyć, gdy wygrzebię się z serpentyn, 
wrócę gdy się skończy bal

Co dalej?
Nie zapadam się pod ziemię, ani nie zamierzam popaść w wieloletni letarg. Po prostu staram się znaleźć równowagę i złoty środek w tym co robię, żeby nadal sprawiało mi to maksimum satysfakcji. 
W tym miejscu polecam picture book "Zgubiona dusza".
Są ludzie, z którymi za każdym razem jest fantastycznie, a owoce działań soczyste i smaczne. Jak znam życie, pewnie czasami z różnych pobudek dam się skusić na jakiś kameralny plener, jeśli oczywiście dostanę zaproszenie.
Ofeliona, którego ostatnio realizowałem głównie na plenerach, również mocno ograniczam, nie dlatego że mi się znudził, tylko dlatego że coraz mocniej dojrzewa plan zwieńczenia go wystawą. Materiału już mam od cholery, a powierzchnie galeryjne nie są z gumy. Póki co szukam miejsca do prezentacji oraz zastanawiam się nad formą, a że najchętniej chciałbym ją sobie sprezentować na 44 urodziny, to czasu jeszcze sporo.
Zresztą jakieś dwa tygodnie temu, wpadł mi do głowy kolejny pomysł w tym temacie, który będzie sporym wyzwaniem logistycznym, wymagającym dużej cierpliwości i samodyscypliny, angażującym inne osoby oraz potrzebujący sporych nakładów finansowych, a efekt finalny będzie mocno niepewny.
Dziękuję wszystkim za te wszystkie fotograficzne doświadczenia, dzięki którym mam tyle wspaniałych wspomnień oraz zdjęć, z których systematycznie będę produkował tutejsze wpisy.
Sesja leśna Gosia Żuk